Niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe czasowo wstrzymał ratyfikację unijnego Funduszu Odbudowy. Planowana emisja wspólnego, europejskiego długu napotkała w ten sposób nieoczekiwaną przeszkodę.
Europejskie elity od dłuższego czasu głośno celebrowały postanowienia grudniowego szczytu Unii Europejskiej uznawanego za „hamiltonowski moment” Europy. Bohaterami tamtych wydarzeń uczyniono nawet premierów Polski i Węgier, którzy po długich negocjacjach zawarli kompromis umożliwiający sfinansowanie nowego budżetu z emisji nowych obligacji (a także nowych podatków). W zamian za rzekomo bardzo korzystne warunki finansowe wynegocjowane dla swoich krajów Morawiecki i Orban mieli uzyskać niepoparte żadnymi trwałymi aktami prawnymi zapewnienie, że wypłata unijnych środków nie zostanie powiązana z tzw. kwestiami respektowania zasad praworządności.
Nieoczekiwana przeszkoda
Od tego momentu wydawało się, że uchwalenie Funduszu Odbudowy jest już w zasadzie tylko formalnością, a większe kontrowersje będzie wzbudzała jedynie kwestia podziału środków i akceptacja poszczególnych narodowych planów odbudowy przez krajowe parlamenty i Komisję Europejską. Stało się jednak inaczej, gdyż przez najbliższe trzy miesiące unijny fundusz został zamrożony w następstwie orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Stało się tak za sprawą grupy profesorów ekonomii związanych z partią AfD, którzy złożyli skargę na to, że proponowane rozwiązanie wykracza poza kompetencje Unii Europejskiej. Wedle umów traktatowych wspólnota powinna finansować się z tzw. środków własnych, które teraz mają zostać znacznie powiększone z pominięciem odpowiednich procedur.
Instytucja z siedzibą w Karlsruhe musi oczywiście pochylić się nad skargą, ale wręcz niewyobrażalne jest to, aby ostatecznie zablokowała fundusz, który w ubiegłym tygodniu został przyjęty przytłaczającą większością głosów przez obie izby niemieckiego parlamentu. W ostatecznym rozrachunku to właśnie Niemcy są głównym beneficjentem projektu budowy europejskiego superpaństwa i byłoby to wręcz groteskowe, gdyby właśnie niemiecki trybunał wstrzymał jedno z najważniejszych politycznych przedsięwzięć ostatnich lat.
Emisja wspólnego europejskiego długu z pewnością nie budzi tak powszechnego entuzjazmu, jak mogłoby się wydawać, gdyż w Niemczech wciąż silne jest przekonanie, że jako najbogatszy kraj Unii Republika Federalna Niemiec nie powinna żyrować deficytów słabo zdyscyplinowanych budżetowo krajów europejskich peryferii. W czasie debaty w Bundestagu kanclerz Angela Merkel przekonywała więc wszystkich, że obecne rozwiązanie to jedynie środek doraźny, konieczny do uratowania wspólnoty w obliczu postpandemicznego kryzysu. Jak jednak uczy historia, środki uważane za wyjątkowe, nierzadko stają się permanentnym narzędziem uprawiania polityki i nie inaczej może być w przypadku unijnego długu.
Opory przed unią fiskalną
Z perspektywy Niemiec o wiele korzystniejszym rozwiązaniem byłoby odpowiednie rozłożenie finansowej odpowiedzialności za spłatę długu według skali partycypacji w nim poszczególnych państw. Do takiego rozwiązania zachęcają zresztą przedstawiciele Alternativ für Deutschland. Jak pokazał kryzys grecki z początków poprzedniej dekady, Angela Merkel zapewne również nie jest entuzjastką ręczenia za obce długi, niemniej jednak polityczny cel budowy europejskiego państwa wydaje się chwilowo ważniejszy. Niemcy jeszcze chyba nigdy nie okazały tyle finansowej szczodrości względem Włoch czy Hiszpanii, lecz w zamian oczekiwać będą stopniowej rezygnacji z kolejnych atrybutów suwerenności na rzecz unijnych struktur.
W całej sytuacji wręcz szokujące jest to, że jak dotąd jedyne poważne zastrzeżenia dotyczące konsekwencji uwspólnienia europejskiego długu pojawiły się właśnie ze strony niemieckiej instytucji, a nie jakiegokolwiek innego kraju członkowskiego. W Polsce dezaprobatę wobec „hamiltonowskiego momentu Europy” oprócz opozycyjnej Konfederacji wyraziła jedynie współrządząca Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. Spór o europejski dług, europejskie podatki i akceptację utraty suwerenności przyczynił się nawet do tego, że coraz częściej otwarcie mówi się o rozpadzie rządzącej koalicji i rządzie mniejszościowym. Doświadczenie z przeszłości każe jednak powątpiewać w to, czy rzeczywiście grupka polityków skupionych wokół Ziobry zechce opuszczać rząd i popaść w polityczny niebyt. Mało kto nad Renem wyobraża sobie, że Fundusz Odbudowy mógłby zostać zablokowany całkowicie. Zawieszenie jego ratyfikacji pokazuje mimo wszystko, że w Niemczech istnieje wciąż spory opór przed skutkami zacieśnienia integracji w obecnym modelu finansowo-fiskalnym.
Francja nalega
Nie dziwi także fakt, że najbardziej do pospiesznego uchwalenia funduszu przez Niemcy wzywał w ostatnich dniach prezydent Francji Emmanuel Macron. Zachodni sąsiad RFN od samego początku istnienia europejskich struktur dąży do tego, żeby przy pomocy unijnych mechanizmów i instytucji móc swobodnie zadłużać się bez oglądania się na Berlin. Wspólny unijny dług miał to zadanie ułatwić. Macron razem z Merkel byli głównymi architektami wypracowanego w ubiegłym roku porozumienia. Orzeczenie Trybunału musiało więc wywołać wściekłość w Pałacu Elizejskim, gdyż podcięło skrzydła projektu, który udało się przepchnąć po wielu latach nieudanych prób. Pandemia koronawirusa znacząco ułatwiła zadanie, tworząc uzasadnienie dla podejmowania nadzwyczajnych kroków, lecz jeśli za sprawą szczepionek sytuacja zostanie opanowana, całe przedsięwzięcie może znacząco wytracić swój początkowy impet. Czasowe wstrzymanie prac nad Funduszem Odbudowy wydarzyło się w bardzo niefortunnym dla Niemiec i całej Unii Europejskiej momencie. Niezwykle powolne na tle najbardziej rozwiniętych krajów świata tempo realizacji programu szczepień już dziś przesądziło o tym, że unijna gospodarka będzie otwierała się po wiosennych lockdownach znacznie wolniej, niż zakładano, a przez to skala gospodarczych zniszczeń będzie dużo większa. Euro osłabiło się w ostatnich dniach, gdyż stało się jasne, że Stary Kontynent pogrąża się w marazmie organizacyjnym, a na dodatek czeka go także dalsza batalia o zatwierdzenie funduszy na wyjście z kryzysu.
Trybunał Konstytucyjny nie po raz pierwszy zaskakuje swoimi decyzjami. W maju ubiegłego roku głośno było o jego orzeczeniu w sprawie przekroczenia kompetencji przez Europejski Bank Centralny w kwestii tzw. luzowania ilościowego (czyli programu skupowania obligacji państw członkowskich strefy euro). Trybunał nie zakwestionował oczywiście samego luzowania ilościowego jako takiego, lecz jedynie podał w wątpliwość mechanizm automatycznego stosowania się do poleceń unijnej instytucji przez krajowy bank centralny. I tak jak ubiegłoroczne orzeczenie w sprawie skupu obligacji, tak tegoroczne w kwestii Funduszu Odbudowy nie naruszy zapewne w żaden istotny sposób realizacji nowego, wieloletniego budżetu Unii. W Niemczech nie brak krytycznych opinii odnośnie tego, że całą sprawę zupełnie niepotrzebnie opóźniła grupka osób, która w opinii większości jedynie szkodzi demokracji. Na początku marca media donosiły, że niemiecki kontrwywiad objął nawet partię AfD stałą obserwacją, lecz pod wpływem wzmożonej krytyki wycofano się z operacji. W kontekście tej partii tradycyjnie mówi się także o jej finansowaniu przez Kreml, choć jeśli przyjrzeć się najważniejszym decyzjom podejmowanym przez niemiecki rząd, dużo większą zażyłość z Moskwą wykazują choćby politycy CDU-CSU czy SPD. Dość wspomnieć tu choćby o sztandarowej inwestycji, jaką jest gazociąg Nord Stream 2.
Jeżeli komukolwiek wydawało się, że „hamiltonowski moment Europy” jest już faktem dokonanym, to ostatnie wydarzenia na pewno mocno go rozczarowały. Zanim nastanie europejska unia fiskalna, Unia Europejska będzie się musiała zmierzyć się jeszcze z wieloma potknięciami i kryzysami.