Wielka Brytania kontratakuje w hybrydowej wojnie z Rosją. Kremlowskie służby specjalne podsycają szkocki separatyzm, pracowicie tkając pajęczynę wewnętrznego chaosu. Putin atakuje także Hiszpanię oraz Irlandię, jednak wykorzystanie separatyzmu nie ogranicza się do Europy.
Kabel
„Londyn kieruje do Edynburga i Glasgow urzędnicze posiłki” – informuje tabloid „Daily Express”. Formalnie program ogłoszony przez brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych ma na celu lepsze zintegrowanie Anglii, Walii i Szkocji. Już w ubiegłym roku gabinet Borisa Johnsona zobowiązał się do ujednolicenia rynków pracy, poprawy dostępu do edukacji i służby zdrowia, wreszcie usług państwowych, wzmacniając związki Szkocji z koroną. Dlatego MSW wysłało na długotrwałą delegację 1,5 tys. urzędników służby cywilnej reprezentujących różne resorty i dziedziny administracji. Jednak jak zauważył „Daily Express”, ponad 500 uczestników biurokratycznego desantu pochodzi z ministerstwa spraw zagranicznych, a co piąty z nich jest agentem wywiadu. Zgodnie z tradycją w brytyjskiej strukturze rządowej MI6 jest komórką MSZ. To nie koniec zaskoczeń, Londyn zaprosił bowiem również oficerów służb specjalnych Australii i Nowej Zelandii. Czego goście z Antypodów szukają w zimnej i deszczowej Szkocji?
Aby zrozumieć wywiadowczą roszadę, trzeba zajrzeć do niedawno opublikowanego przez rząd kompleksowego przeglądu zagrożeń, wobec których Wielka Brytania stanęła po opuszczeniu UE i wybuchu pandemii.
Raport nazywa Rosję „największym zagrożeniem dla ładu społecznego”, natomiast Chiny „największym niebezpieczeństwem na szczeblu państwowym”. W związku z nową sytuacją geopolityczną gabinet Borisa Johnsona podjął kilka strategicznych decyzji. Armia brytyjska rozpoczęła szeroko zakrojoną reformę i modernizację, zwiększając ilość posiadanych głowic nuklearnych ze 180 do 260.
Ponadto rząd powołał sztab narodowych sił cybernetycznych, którego zadaniem jest kierowanie ofensywnymi akcjami przeciwko organizacjom terrorystycznym, wrogim państwom i zorganizowanej przestępczości.
Wreszcie wzmocnił współpracę wywiadowczą z państwami Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, na czele z Kanadą, Australią i Nową Zelandią.
Nici wszystkich decyzji zbiegają się w Szkocji. HMNB Clyde to baza marynarki wojennej, w której stacjonują atomowe okręty podwodne uzbrojone w głowice jądrowe.
Szkocja jest kluczowym „korytarzem” łączności rządowej, a obecnie jednym z newralgicznych węzłów narodowego centrum bezpieczeństwa cybernetycznego. Szkockie kable, które biegną przez Irlandię do USA i dalej Japonii, są najważniejszym ogniwem komunikacji Sojuszu Północnoatlantyckiego. To nie wszystko, ponieważ bez kablowej sieci zachodni globalny system finansowy przestaje istnieć.
Prezentując opinii publicznej znaczenie systemu, Boris Johnson ujawnił, że atlantyckimi łączami realizowanych jest 98 proc. globalnych transakcji giełdowych i międzybankowych, o codziennej wartości 7 bln funtów sterlingów. Nic dziwnego, że Rosja od lat przygotowuje operację „Chaos”. Jej kulisy są znane NATO. Kluczową bronią przyszłego ataku jest atomowy okręt podwodny „Biełgorod”. Zadaniem 180-metrowego giganta jest zejście w atlantycką głębię i „spuszczenie ze smyczy” miniaturowych łodzi podwodnych transportowanych na pokładzie. Załogowe i zdalnie sterowane pojazdy mają uderzyć w newralgiczny punkt Zachodu, którym jest łączność. O tym, że to nie fantastyka, tylko rzeczywistość, świadczy przykład Cypru. W greckiej części wyspy Wielka Brytania posiada bazę morską i lotniczą, dzięki którym NATO monitoruje sytuację na Morzu Śródziemnym. Od czasu rozpoczęcia rosyjskiej interwencji wojskowej w Syrii, Cypr zamienił się w uszy i oczy Sojuszu, dzięki którym Bruksela śledzi aktywność rosyjskiej floty i lotnictwa.
Dokładniej mówiąc, śledziła, dlatego że centra kontroli w brytyjskich bazach na wyspie okresowo ślepną i głuchną za sprawą rosyjskich systemów zagłuszających rozmieszczonych w Syrii. Co dopiero powiedzieć o atlantyckich światłowodach, które można zniszczyć niewielkim ładunkiem jądrowym.
Korona
Jednak taka operacja nie może się udać bez dokładnego rozpoznania systemów ochrony, zmian w sieci kabli oraz strategii i potencjału brytyjskiej marynarki wojennej. Dlatego Moskwa od kilku lat lokuje w Szkocji dziesiątki agentów. To ich rozpracowaniem mają się zająć agenci MI6 oraz australijskie i nowozelandzkie posiłki.
Jednak desant z Londynu to nie tylko wyraz zaniepokojenia Wielkiej Brytanii, NATO i UE, bo nie ma wątpliwości, że dokonuje się przy pełnej aprobacie Waszyngtonu i Brukseli. Wiadomość o agenturalnym najeździe wzburzyła samych Szkotów.
Nie jest tajemnicą, że Szkocja była i jest przeciwniczką brexitu, grożąc separacją z koroną. W 2014 r. przeprowadziła referendum niepodległościowe, w którym pierwsze skrzypce grała Szkocka Partia Narodowa o socjaldemokratycznej orientacji. Siedem lat temu za rozwodem ze Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej opowiedziało się 44,7 proc. obywateli. Przeciwko było 55,3 proc., przy frekwencji wynoszącej 84,5 proc. Wynik zadecydował o przedłużeniu wyspiarskiej unii, ale to nie koniec. Londyn idzie na spore ustępstwa, nadając Szkocji nowe kompetencje. Z drugiej jednak strony rzuca przy tym proceduralne i prawne kłody pod nogi. Dlatego szkoccy nacjonaliści uparcie dążą do powtórki plebiscytu. Liderka ugrupowania cieszącego się największym poparciem społecznym, Nicola Sturgeon, pełni funkcję pierwszego ministra, czyli szefa rządu Szkocji. Co do tego mają rosyjscy szpiedzy? W lipcu ubiegłego roku komisja brytyjskiego parlamentu ds. wywiadu, badająca rosyjską ingerencję w wewnętrzne sprawy królestwa, opublikowała raport, w którym oskarżyła Kreml o wspieranie szkockiego separatyzmu. „Rosja wpływała na rezultaty referendum niepodległościowego 2014 r”. – tak brzmiał wniosek parlamentarzystów. Informacje MI6 i służby bezpieczeństwa MI5 wskazywały na rosyjskie powiązania Nicoli Sturgeon i jej poprzednika na stanowisku szefa partii.
Okazuje się, że po ustąpieniu ze stanowiska Alex Salmond został gospodarzem audycji w telewizji Russia Today, uznanej przez UE, USA i Wielką Brytanię za instrument kremlowskiej dezinformacji i propagandowej wojny z Zachodem. Jednak zdaniem brytyjskich służb specjalnych rosyjskie wpływy w Szkocji są znacznie szersze. – Choć MI6 koncentruje się w Szkocji na bezpieczeństwie baz morskich i węzłów łączności, nie mniej ważne są powiązania Rosji ze szkockim nacjonalizmem – twierdzi ekspertka Jade McGlynn, na którą powołują się media. – GRU i SWR FR (Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej) wykorzystują agentów do intensywnych operacji werbunkowych w Szkocji – ocenia McGlynn. Brytyjski regulator nakazał Twitterowi i Facebookowi zamknięcie 25 grup dyskusyjnych oraz dziesiątków kont propagujących kolejne referendum. Wszystkie okazały się produktami rosyjskiej fabryki trolli.
Jednak za bardziej niebezpieczne ekspertka uznaje wykorzystanie portali HR na czele z ulubionym przez Rosjan Linkedinem. Kremlowscy werbownicy, występując pod fałszywą flagą atrakcyjnych pracodawców, zamieszczają atrakcyjne oferty zatrudnienia kierowane do przedstawicieli szkockich środowisk naukowych, specjalistów w wybranych dziedzinach życia i gospodarki, a nawet studentów. Następnie miejscowi agenci pogłębiają wiedzę o kandydatach, co pozwala na podjęcie bezpośrednich kontaktów operacyjnych. Ich celem jest inspiracja, dezinformacja lub przekazanie środków finansowych mających rozsadzić Wielką Brytanię od środka. W tym kontekście raport Izby Gmin zwraca uwagę na majątki rosyjskich oligarchów ulokowane w londyńskim City lub – jak mówią liczni rosyjscy rezydenci – w Lodongradzie. To ich konta stanowią przykrywkę dla transferów GRU i SWR FR.
Darowizny miliarderów na szkockie cele charytatywne o socjalnym lub edukacyjnym charakterze nie są rzadkością. Ich dysponentami są organizacje społeczne powiązane z nacjonalistami.
Zdaniem McGlynn szczególnym zainteresowaniem kremlowskich służb specjalnych cieszą się Edynburg i Glasgow. To centra kultury i życia politycznego Szkocji oraz silne ośrodki akademickie. W sumie zapewniają pełen wachlarz perspektywicznych kandydatów na zdrajców.
Na przykład promowane przez Alexa Salmonda Centrum Badań Rosyjskich Uniwersytetu Edynburskiego otrzymało w ostatnich latach 250 tys. funtów darowizn od prywatnych sponsorów. Rzecz jasna anonimowych. Wielką aktywność wykazuje sieć ośrodków kultury rosyjskiej finansowana przez organizację „Russkij Mir”. Formalnie materialną i merytoryczną stroną działalności kieruje rosyjski MSZ. Wiadomo jednak, że gros środków zapewniają kremlowscy oligarchowie – Konstantin Małofiejew i słynny „kucharz Putina” Jewgienij Prigożyn.
Pierwszy zorganizował, uzbroił i opłacił donbaskich separatystów. Jest także właścicielem portalu, telewizji i kilku tytułów ukazujących się pod wspólnym logo „Cargrad”. Emanuje z nich nienawiść i pogarda do Zachodu, wielkoruski szowinizm i niezwykła sympatia dla ruchów narodowej emancypacji. Małofiejew wspiera Chorwatów zamierzających ogłosić separację od Bośni i Hercegowiny. Jego ślady odkryto także w Bułgarii, Grecji i Macedonii, a także w Katalonii. Drugi, we współpracy z GRU, finansuje jedną z najsłynniejszych firm najemniczych, znaną jako „Grupa Wagnera”. Wagnerowcy walczą w Syrii, Libii i na Ukrainie. Kolejnym polem bitwy jest Afryka.
Zważywszy na etniczne animozje państw o postkolonialnych granicach, Kreml gra na separatyzmach plemiennych jak na fortepianie. Sudan, Czad, Republika Środkowej Afryki czy Madagaskar – wszędzie media i środowiska wywiadowcze odkrywają obecność wagnerowców Prigożina, którzy idą ręka w rękę z siłami operacji specjalnych i GRU.
Integralną częścią „Ruskiego Świata” jest kolejna przykrywka, stylizowana na patriotyczny gang motocyklowy. To „Nocne Wilki” – znane z udziału w próbie czarnogórskiego zamachu stanu, który miał zapobiec integracji Podgoricy z NATO.
Po Bałkanach, Ukrainie, Katalonii, Bliskim Wschodzie i Afryce Szkocja zamyka hybrydowe koło separatyzmów made in Kreml. Dlaczego Putina tak interesuje szkocka niepodległość? To banalnie proste. Wielka Brytania zajęta problemami integralności terytorialnej nie będzie miała siły chronić atlantyckich kabli ani ścigać rosyjskich okrętów podwodnych. Londyn sam będzie musiał szukać nowych baz dla własnej marynarki wojennej.
To oczywiście aspekt czysto militarny, bo z geopolitycznego punktu widzenia oderwanie Szkocji może zakończyć żywot Zjednoczonego Królestwa. Na jego gruzach powstaną cztery państwa: Anglia, Szkocja, Walia i Irlandia Północna, które będą ze sobą zaciekle rywalizować ekonomicznie i politycznie. Stany Zjednoczone, podobnie jak Unia stracą ważnego sojusznika, a NATO zostanie pozbawione jednego z filarów obronnych. Co, jeśli górę wezmą emocje i dojdzie do konfliktów typu ulsterskiego, w którym na wzór IRA za łby wezmą się szowiniści czterech postbrytyjskich państw? Taki scenariusz otworzy przed Moskwą nie-zwykle atrakcyjne perspektywy instalacji wpływów politycznych i wojskowych. Również finansowych, które natychmiast zamienią Wyspy Brytyjskie w skorumpowaną, szarą strefę Europy.
Dlatego celem Kremla, i to na całym świecie, jest wzbudzanie separatyzmów wszelkiego typu. A gdy już rozpali się ogień etnicznych, religijnych i rasowych konfliktów, do akcji z bronią w ręku wkroczą wagnerowcy. Według niezależnych ekspertów rosyjska armia wyposażyła ostatnio najemników we własne lotnictwo.
Dowody? Kolejną ofiarą wytypowaną przez Kreml jest Irlandia. Jak ujawnił „The Times”, w lutym irlandzka służba bezpieczeństwa podniosła alarm, zetknęła się bowiem z ofensywą wywiadowczą Moskwy.
Zdaniem brytyjskiego dziennika, Kreml zamienił Dublin w centralę operacji przeciwko Szkocji i Francji oraz UE i NATO. Największe zaniepokojenie budzą dwa fakty. Moskwa rozbudowuje swoją ambasadę, organizując na eksterytorialnej działce ośrodek nasłuchowy, który monitoruje pracę atlantyckich łącz. Ponadto Kreml odbudowuje jeszcze sowieckie kontakty z partią Sinn Féin, opowiadającą się za ode-rwaniem Irlandii Północnej od Wielkiej Brytanii. Dla przypomnienia zbrojnym skrzydłem ugrupowania była krwawa IRA. Informacje o jej rozwiązaniu są mocno przesadzone.
Znany analityk z Królewskiego Instytutu Badań Obronnych w Londynie Mark Galeotti mówi wprost – Ludzie Putina zawsze mają scenariusze zapasowe. Jeśli zatem zawiedzie rozpalenie szkockiej niepodległości, planem „B” dla Wielkiej Brytanii jest wzbudzenie chaosu w Irlandii. Na przykład ponownym rozpaleniem konfliktu w Ulsterze.
Ciąg dalszy nastąpi?
Jeśli Londyn walczy z hybrydową agresją, kontratakując w Szkocji służbami specjalnymi, Hiszpania przeciwdziała katalońskim separatystom literą prawa. Madrycki Sąd Najwyższy od dwóch lat prowadzi postępowanie karne w sprawie referendum niepodległościowego 2017 r.
Od strony śledczej zebraniem materiałów dowodowych zajmuje się antyterrorystyczny wydział policji. Jednym z głównych wątków są powiązania katalońskich niepodległościowców z GRU. Chodzi o jednostkę destabilizacyjną wywiadu wojskowego o numerze 29 155. Tę samą, która brała udział w bałkańskich puczach oraz skrytobójstwach z użyciem broni chemicznej i palnej. Jednak w przypadku Hiszpanii w roli pośredników rosyjskiego wywiadu wystąpiła mafia. Zdaniem emigracyjnego publicysty Władimira Żbankowa, zanim w Barcelonie pojawili się dywersanci z GRU, katalońskich polityków skorumpowała rosyjska mafia wykonująca zlecenie Kremla. W 2013 r. autonomiści Katalonii wybrali sekretarzem bezpieczeństwa prowincji samorządowca Xaviera Crespo. Do jego kompetencji należała kontrola lokalnej policji, która w 2017 r. wsparła referendum i odmówiła wykonywania rozkazów Madrytu. Tymczasem królewskie służby specjalne ostrzegały przed nominacją Crespo, ponieważ weszły w posiadanie informacji, że jest zamieszany w proceder legalizacji mafijnych pieniędzy. Zarzuty potwierdziło postępowanie Sądu Najwyższego. Udowodniło, że zarówno separatyści, jak i referendum w niemałej części sfinansowały „brudne pieniądze” rosyjskiej mafii „wyprane” przez łańcuszek podstawionych firm i banków Katalonii. Swoje dorzucił kremlowski portal Sputnik (internetowy odpowiednik Russia Today), który wpłynął na katalońską opinię publiczną dezinformacjami o rzekomej korupcji władz centralnych w Madrycie. W okresie referendalnym kremlowskie fabryki trolli zwiększyły katalońską aktywność o 2 tys. proc. Sieciowy atak promował treści wrogie zachodniej demokracji, USA, NATO i UE. Dopiero gdy Hiszpania unieważniła referendum i pociągnęła inicjatorów do odpowiedzialności prawnej, opinia publiczna poznała treść ich apeli o rosyjską pomoc wojskową oraz finansową. Hiszpania jest także od czasów sowieckich kanałem legalizacji i tranzytu agentów pionu nielegalnego rosyjskiego wywiadu. Po naturalizacji w Barcelonie lub innym mieście (lub z podrobionymi paszportami królestwa) trafiają z byłej metropolii do byłych kolonii hiszpańskich w Ameryce Południowej. Po kilku latach rozpoczynają nowe życie w USA lub Kanadzie.
Czym obecnie zajmują się rosyjscy agenci w tej części świata? To pewnik, że Moskwa macza palce w finansowaniu „Antify”, która usiłowała podpalić USA anarchistycznym separatyzmem. Policja z trudem zlikwidowała lewackie komuny, które w szeregu amerykańskich miast ogłosiły niezależność od władz federalnych. Jeśli chodzi o ruch antyrasistowski, doszło do zaskakującego sojuszu. Na łamach „The New York Times” BLM promowali amerykańscy liberałowie z partii demokratycznej. Z równą siłą – jeśli nie większą, propagandą afroamerykańskiego separatyzmu od białej większości USA zajęła się Russia Today. W maju i czerwcu ubiegłego roku hurtowo emitowała wywiady z aktywistami BLM. Kreml nie pominął także najbliższego sąsiedztwa USA. Chodzi o Kolumbię, która jako sojusznik Waszyngtonu blokuje eksport populizmu z Wenezueli. Ten kraj, wraz z Kubą, Nikaraguą i Peru, to najsilniejsze przyczółki Kremla w Ameryce Południowej.
Tymczasem w lutym Bogota wyrzuciła dwóch agentów Moskwy, których CIA i MI6 zidentyfikowały jako oficerów GRU i SWR FR. Wspólne zaniepokojenie trzech państw wywołał istny najazd rosyjskich dyplomatów. W maleńkiej Kolumbii liczba pracowników rosyjskiej ambasady objętych immunitetem wzrosła od początku roku o 23 etaty.
Wraz z nimi zwiększyła się infiltracja wenezuelskiej opozycji demokratycznej, która obrała Bogotę na emigracyjną siedzibę. Podobnie wzrosło propagandowe oddziaływanie na obozy wenezuelskich uchodźców, którzy w liczbie 1,5 mln schronili się w Kolumbii przed głodem i tajnymi służbami Caracas.
Tym, co najbardziej zastanawia, jest zbrojna aktywizacja lewackiej partyzantki walczącej z rządem w Bogocie. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii, bo tak brzmi nazwa, naruszają w ostatnich tygodniach porozumienie pokojowe, operując z baz w Wenezueli. Nie jest tajemnicą, że partyzanci kontrolują obszary nadgraniczne, które faktycznie wyszły spod kontroli władz kolumbijskich. Tymczasem Rosja jako spadkobierca wpływów sowieckich jest jednym z mediatorów i gwarantów zawieszenia broni. Mimo lub właśnie ze względu na szalejącą pandemię, hybrydowe apetyty Kremla rosną, czego dowodem jest rosnąca aktywność rosyjskich służb specjalnych na tym polu. Chaos spowodowany globalną zarazą, który wywołał wzrost nieufności do rządzących, to dobra gleba dla wszelkich separatyzmów.