6.8 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Rosyjska flota – silni, zwarci, przerdzewiali

Awaria okrętu podwodnego w Cieśninach Duńskich wpisuje się w długie pasmo incydentów oraz katastrof trapiących rosyjską flotę, ale również inne rodzaje sił zbrojnych. Stan okrętów oraz samolotów jest tak opłakany, że są groźne nie dla wroga, tylko swoich załóg.

Fikcja i rzeczywistość

– Rosyjska marynarka wojenna ma wszystko, czego potrzeba, aby zagwarantować obronę ojczyzny i naszych interesów narodowych. Jesteśmy w stanie wykryć każdego wroga podwodnego, naziemnego, powietrznego, a w razie potrzeby zadać mu śmiertelny cios – oświadczył Putin z okazji niedawnych obchodów 325 rocznicy powstania floty.

Prezydent dodał z niekłamaną dumą: – Marynarka wojenna zapewnia obecność Rosji na światowym oceanie, a wierni spadkobiercy morskiej chwały Ojczyzny czuwają pod wszystkimi szerokościami geograficznymi.

Słowa Putina potwierdziła defilada jednostek pływających zorganizowana w Petersburgu. Gwoździem pokazu siły był atomowy okręt podwodny „Orioł” (Orzeł), projektu 949 A „Antiej” (klasyfikacja NATO Oscar-II).

Sami Rosjanie klasyfikują jednostkę jako krążownik rakietowy, który w zależności od zadań może przenosić międzykontynentalne rakiety balistyczne lub pociski manewrujące krótszego zasięgu. W obu wersjach uzbrojone w głowice jądrowe.

Aby uzmysłowić sobie rozmiary jednostki, wystarczy powiedzieć, że „Orioł” jest „bratem” okrętu „Kursk”, który w na początku XXI w. uległ tragicznej katastrofie, grzebiąc całą 118-osobową załogę.

Stałą bazą okrętu jest Siewiernyj pod Murmańskiem, bowiem wraz z innymi jednostkami uderzeniowymi wchodzi w skład Floty Północnej. W przypadku militarnego konfliktu, a już na pewno III wojny światowej, „Orioł” zaatakuje spod wody Stany Zjednoczone oraz amerykańskie zgrupowania lotniskowców.

W związku z tym jest rzadkim gościem na Bałtyku, ponieważ nasze morze jest dla ogromnej jednostki zbyt małe i płytkie. Tymczasem w drodze powrotnej duma rosyjskiej floty uległa poważnej awarii.

Nie ma innej drogi przejścia na Morze Północne niż Cieśniny Duńskie, uważane za jeden z ruchliwszych punktów morskiej komunikacji na świecie. Pech chciał, że właśnie tam „Orioł” stracił atomowy napęd, a więc sterowność, i zaczął dryfować ku brzegom duńskiej wyspy Sejerø.

Na szczęście w drodze powrotnej krążownikowi towarzyszył niszczyciel oraz holownik. Wspólnymi siłami przeprowadziły okręt przez cieśniny, zapobiegając poważniejszej awarii, a być może katastrofie.

To nie przesada, bo największe zagrożenie stanowią reaktory jądrowe napędzające jednostkę. W tym roku skandynawska ekspedycja zbadała wrak jeszcze sowieckiego okrętu K-278 „Komsomolec”, który w 1989 r. zatonął w Morzu Norweskim. Niestety po wielu latach rozpoczął się radioaktywny wyciek ze stosów atomowych „Komsomolca”. Ogromne zaniepokojenie budzi stan rakiet nuklearnych spoczywających w silosach podwodnego sarkofagu 38 członków załogi.

Z komunikatu duńskiej marynarki wojennej, która monitorowała obecną awarię, wynika, że incydent był groźny. Cała załoga „Orła” otrzymała alarmowy rozkaz ewakuacji na pokład w kamizelkach ratunkowych.

Ryzyko zwiększał fakt odmowy pomocy. Załogi floty północnej mają zakaz komunikowania się i kontaktów z siłami NATO, nawet w skrajnie niebezpiecznych sytuacjach.

Dość powiedzieć, że krążownik usunął awarię dopiero na Morzu Północnym i jeszcze długo, na wszelki wypadek, płynął wynurzony. Niestety incydent wpisał się na długą listę podobnych zdarzeń trapiących w ostatnich latach rosyjską marynarkę wojenną.

W 2019 r. wysiadł napęd nawodnego krążownika rakietowego „Marszałek Ustinow” floty czarnomorskiej. Dla odmiany utrata sterowności nastąpiła w tureckiej Cieśninie Bosfor podczas rejsu na Morze Śródziemne.

Gdyby nie pomoc okrętu zaopatrzenia, kolos o długości 185 m z 500-osobową załogą doszczętnie zniszczyłby nabrzeża Stambułu.

W latach 2017-2018 podwójnej awarii uległ jedyny rosyjski lotniskowiec „Admirał Kuzniecow”. I to gdzie? W doku remontowym. Najpierw na jednostkę zwaliła się potężna suwnica, dziurawiąc pokład startowy. Następnie dzieła dopełnił pożar hangarów wywołany niedbalstwem ekip remontowych.

Od 24 miesięcy na wraku „Kuzniecowa” nie widziano ani jednego robotnika, co wskazuje, że Kreml uznał przywrócenie sprawności bojowej lotniskowca za nieopłacalne.

À propos pożarów, lekkomyślność rosyjskich stoczniowców lub raczej brak standardów bezpieczeństwa, były przyczynami spalenia co najmniej dwóch okrętów podwodnych o napędzie atomowym. Zniszczeniu uległy poszycia pokładów wygłuszające radiolokacyjne echo jednostek.

Wierzchołek góry lodowej 

– Przemówienia Putina zrównujące siłę rosyjskiej marynarki wojennej z US Navy, odpowiednikiem chińskim lub nawet flotami Wielkiej Brytanii czy Francji to fantazje – ocenia bodaj najbardziej kompetentny ekspert wojskowy Pawieł Felgenhauer.

Jak wyjaśnia: – Rosyjska marynarka ma się tak do flot świata, jak samochód marki Żiguli do Mercedesów. Po pierwsze, kremlowska flota nawodna jest mała, liczy ok. 85 jednostek klasy niszczyciel, fregata i kuter rakietowy, wobec ponad 350 okrętów bojowych USA. Po drugie, jeśli chodzi o jakość i nowoczesne wyposażenie, rosyjskie jednostki to metalowe trumny. Po trzecie, jej zasięg i inne parametry nie pozwalają działać na oceanach tylko w strefie przybrzeżnej.

Najnowsze jednostki są wprawdzie silnie uzbrojone. Tyle że minutowa salwa amerykańskiego niszczyciela rakietowego liczy 82 pociski manewrujące, rosyjskiej fregaty zaś osiem rakiet. Siła ognia jest nieporównywalna.

Jednak zdaniem Felgengauera największą bolączką jest zacofanie technologiczne. Wszystkie duże okręty nawodne oraz cała flota podwodna to stoczniowy i konstrukcyjny spadek po ZSRR.

Obecnie Rosja nie jest w stanie zbudować lotniskowca, a nawet niszczyciela, utraciła bowiem wykwalifikowany personel, nie ma mocy produkcyjnych, ani technologicznych, o środkach finansowych nie wspominając.

Przykładem jest remont bliźniaczej jednostki krążownika rakietowego „Piotr Wielki”. Ambitny projekt Orłan z czasów sowieckich stworzył cztery największe okręty świata (250 m długości) o napędzie jądrowym. Tymczasem modernizacja „Admirała Nachimowa” trwa od 20 lat i nic nie wskazuje na szybkie zakończenie.

Prawda jest taka, że ślimaczy się także budowa nawet najmniejszych jednostek bojowych. Przyczyną jest brak własnych silników, ponieważ w 2014 r. ich dostawy zablokował jedyny producent – Ukraina. Stocznie wodują więc jedną fregatę lub korwetę raz na dwa lata, a awaria napędu ściga awarię.

Gdzie indziej, nie lepiej

Co ważne, taka sytuacja dotyczy nie tylko floty, lecz każdego rodzaju sił zbrojnych. Rosja przegrała z USA i Chinami wyścig myśliwców V pokolenia. Jeśli Stany Zjednoczone budują F-35 setkami, a Chiny dziesiątki J-20, rosyjski przemysł obronny dostarczył dwa seryjne samoloty Su-57.

Identycznie wygląda skala produkcji czołgu T-14 Armata, tak ze względu na gigantyczne koszty, jak i zachodnie embargo na elektronikę podwójnego zastosowania. Dlatego wojska lądowe kupują czołgi T-90, czyli 25 modernizację pojazdu T-72 z lat 60. ubiegłego wieku.

Koszt jednego czołgu tego typu wynosi 100 mln rubli, czyli tyle samo, ile cena jednej samonaprowadzającej się torpedy.

Z kolei lotnictwo dysponuje nominalnie ponad 1,8 tys. samolotów bojowych oraz transportowych. Jednak wszystkie konstrukcje sięgają rodowodem lat 80. ubiegłego wieku. Myśliwce obrony powietrznej Mig-31 mają tyle samo lat ile kodowa nazwa, czyli są starsze od własnych załóg. W identycznej sytuacji jest lotnictwo strategiczne.

Wiekowe maszyny odmawiają posłuszeństwa. Załogi giną w katastrofach powietrznych. Najnowszym przykładem jest samoczynne odpalenie katapult samolotu bombowego Tu-22M na pasie startowym. Zginęło dwóch pilotów i nawigator.

Wiele do życzenia pozostawia wyszkolenie, o czym świadczy omyłkowe zestrzelenie myśliwca Su-35 przez pilota identycznego samolotu. Do historii przejdzie również pomyłkowe ostrzelanie rakietami samochodu z dziennikarzami komentującymi ćwiczenia Zapad-2018.

Pilot bojowego śmigłowca zapomniał przestawić systemy uzbrojenia w stan spoczynku, wobec czego komputer uznał przedstawicieli mediów za cel i automatycznie odpalił salwę.

Szwankują procedury bezpieczeństwa. Korupcja zżera armię i przemysł zbrojeniowy. Kuriozum na skalę światową było okradzenie remontowanego samolotu dowodzenia wojną jądrową.

Robotnicy skuszeni platyną i złotem z systemów łączności satelitarnej sprawili, że rozkaz odpalenia pocisków balistycznych nigdy nie dotarłby z Kremla do jednostek rakietowych.

Niestety Pawieł Felgengauer prognozuje, że jedynym komponentem sił zbrojnych utrzymywanym w jako takiej sprawności jest triada jądrowa. Dlatego Kreml bez wahania użyje broni atomowej natychmiast i jako pierwszy.

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm