3.1 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Czy Joe Biden dotrwa do końca kadencji?


Amerykańska opinia publiczna, media, a przede wszystkim klasa polityczna odwracają się od Joe Bidena. Klęska afgańska tylko przyspiesza proces tranzytu władzy w ręce Kamali Harris. Jaka będzie Ameryka prezydent epoki postmodernistycznej?

Symbol klęski

„Prezydent USA zabłądził w Białym Domu”, „Kolejna wpadka Joe Bidena”, „Biden zaskoczony afgańską klęską”. Tytuły sugerujące, że coś złego dzieje się z prezydentem USA, królują w amerykańskich mediach.

Przeplatają się z newsami wskazującymi na rosnący opór przeciwko polityce demokratów. „Krytyka planu obowiązkowych szczepień”, „Pediatrzy protestują przeciwko polityce gender”, „Studenci zrywają flagi LGBT, wieszając sztandary Konfederacji”.

Nawet Afroamerykanie mają dość, o czym świadczy list otwarty czarnych intelektualistów. Wzywa do zaprzestania edukacyjnej i historycznej dewastacji amerykańskiej młodzieży za pomocą kultur cancel i woke. Chodzi o odgórnie narzucaną zmianę tożsamości i świadomości pod groźbą eliminacji z życia publicznego i zablokowania samorealizacji, czyli kariery.

Nastroje wyborców, których echem są medialne treści, znajdują potwierdzenie w badaniach socjologicznych. Lipcowa ankieta ośrodka Gallupa ujawniła kolosalny spadek poparcia Amerykanów dla Joe Bidena. Poziom aprobaty dla działań prezydenta spadł do 50 proc. Ważna jest także utrzymująca się polaryzacja społeczna. Mimo deklaracji zasypywania podziałów, 45 proc. respondentów stwierdziło, że nie ufa Joe Bidenowi.

– Od czasu objęcia urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych, jest to najniższa ocena – podsumował Gallup, dodając, że równie symptomatyczne jest wzburzenie demokratycznego elektoratu. Jeśli w styczniu poparcie Bidena wynosiło 98 proc., to latem od prezydenta odwróciło się ponad 10 proc. wyborców.

Tłumaczenie, że dzieje się tak, ponieważ flagowy projekt Białego Domu – akcja szczepień – stanął w miejscu, jest bardzo naciągane. Już w czerwcu ankieta ośrodka Ipsos przeprowadzona na zlecenie agencji Reutera, wykazała zmianę priorytetów społecznych. Z chwilą opracowania szczepionek pandemia spadła z głównego miejsca

w wykazie amerykańskich lęków. Zastąpiły ją obawy o bezpieczeństwo wywołane erupcją etnicznej przemocy o kryminalnym charakterze, bezrobocie, czyli walka o przetrwanie oraz brak pewności, a więc zaufania do władzy.

Według socjologów za wzrost pesymizmu odpowiada Joe Biden, który spersonalizował zbiorowe obawy o jutro. Mniej niż 40 proc. dorosłych obywateli uważa, że prezydent Joe Biden samodzielnie kieruje administracją – wynika z opublikowanego sondażu Rasmussen Reports. Ośrodek Rasmussena zadał ankietowanym pytanie: Czy Joe Biden jest fizycznie i psychicznie zdolny do pełnienia funkcji prezydenta Stanów Zjednoczonych?

52 proc. badanych stwierdziło, że nie są tego pewni, w tym 41 proc. wskazało kategorycznie, że Biden nie jest zdolny do sprawowania prezydentury. 46 proc. ankietowanych było odmiennego zdania.

Kolejne pytanie brzmiało: Czy Joe Biden naprawdę wykonuje funkcję prezydenta, czy też inni podejmują za niego decyzje za kulisami? 39 proc. Amerykanów odpowiedziało: Joe Biden wykonuje funkcję prezydenta, podczas gdy 51 proc. wskazało odpowiedź: To inni podejmują za niego decyzje.

– Wielu obywateli zastanawia się, kto właściwie rządzi w Białym Domu, kwestionując wiek i mentalną zdolność Bidena do pełnienia urzędu – skomentowała wyniki TV Fox News.

A jeśli nie prezydent, to kto i po co była szopka wyborcza w roli głównej z Talibadenem, jak na skutek międzynarodowej kompromitacji przywódcę USA nazwała prześmiewczo ta sama telewizja?

Amerykański Breżniew

W istocie problem jest poważniejszy od kpin ze „starca”, bo taki przydomek, wraz z epitetami „amerykański Breżniew” (vel Czernienko) lub „gerontokrata”, coraz częściej gości na łamach mediów USA. „Większość amerykańskiej prasy była tak oszalała z nienawiści do Donalda Trumpa, że robiła wszystko, by reklamować Bidena jako »normalnego« kandydata. W każdy możliwy sposób chroniła go przed nieprzyjemnymi pytaniami o zdolność do sprawowania urzędu” – napisał brytyjski „The Telegraph”. Konserwatywny dziennik zadaje logiczne pytanie, skąd niełaska liberalnych i lewicowych tytułów stojących dotąd murem za demokratycznym ulubieńcem?

„Dziś szepczą, że jest za stary i dlatego odpowiada za pasmo porażek, choć od początku wiedzieli, że nie sprosta żadnym wyzwaniom z racji wieku” – podsumowuje dziennik, wskazując jednocześnie panią wiceprezydent.

Zdaniem wielu komentatorów właśnie rozpoczęło się odliczanie do prezydentury Kamali Harris. Na przykład niemiecki politolog, a zarazem eurodeputowany, Alexander Lambsdorff nazywa ją „twarzą i przyszłością Ameryki”.

Na pytanie lewicowego „Frankfurter Rundschau”: Czy Biden zwiastuje zmierzch potęgi USA?, Lambsdorff wyjaśnia: – Oczywiście nie! Jest Kamala Harris. Ma 56 lat i urodziła się w rodzinie imigrantów. Postępowa w kwestiach społecznych oraz liberalna w polityce gospodarczej. Pasuje do Europy.

Tyle, że gdyby przyjrzeć się bliżej scenie politycznej, za ewentualną progresistką w fotelu prezydenckim skrywa się establishment faktycznie rządzący USA od trzech dekad. To związek wojskowych, biurokratów i Wall Strett. Nieodłączną częścią kuluarowego mechanizmu są również NGO’s, think tanki i lewicowe środowiska akademickie. Słowem waszyngtońskie elity, które bez względu na przynależność partyjną, kierując się korzyściami finansowymi, rozpętały wojny w Iraku i Afganistanie.

Zdaniem dwumiesięcznika „The American Conservative” Obama nazwał ten związek imperialnej próżności i starej korupcji bańką, a Trump bagnem. Pod hasłem „konsensusu waszyngtońskiego” głosi krucjatę globalizacji. „Globaliści narzucili Ameryce Bidena, dopóki nie ujawnił, że radzi sobie źle, a jednocześnie jest coraz bardziej zagubiony w obronie ich interesów” – to z kolei opinia innego, konserwatywnego tytułu „The Spectator”. Według brytyjskiego tygodnika nie bez przyczyny Harris nie chwali się, tak jak podczas kampanii wyborczej, że jest uczennicą i powiernicą Bidena. Wiceprezydent nie zabrała głosu w żadnej z kluczowych dla USA kwestii. Nie wzięła prezydenta w obronę ani podczas kryzysu szczepień czy fali nielegalnej imigracji na granicy z Meksykiem, ani tym bardziej w kwestii Afganistanu. Konsekwentnie milczy i dystansuje się od Bidena, chroniąc czyste konto polityczne. Czy wie, że wkrótce zastąpi murzyna, który zrobił swoje? Chwiejna sytuacja dotychczasowych elit władzy wskazuje, że sam jest intensywnie przygotowywana do odegrania roli pożytecznej idiotki.

Harris amerykańskim Gorbaczowem?

Spadek popularności Bidena zamienił się w gwałtownie rosnący dystans społeczny. Jednak Afganistan stał się jedynie katalizatorem długotrwałego procesu spadku zaufania Amerykanów do własnych elit.

W założeniu skuteczna interwencja afgańska winna być zwieńczeniem globalnego sukcesu liberalnego światopoglądu i końcem historii. To w Afganistanie demokracja w parze z kapitalizmem miała pokonać siły zła i rozpocząć erę lepszego, a więc szczęśliwego świata. Tymczasem dramatyczne nagrania z lotniska w Kabulu otwierają zupełnie nowy i niespodziewany rozdział globalnego porządku.

„Klasa poprawiaczy świata z organizacji pozarządowych miała pełną swobodę działania i praktycznie nieograniczone środki przekształcania afgańskiego społeczeństwa, jednak poniosła straszliwą porażkę” – ocenia „The Telegraph”, dodając: „Wiara technokratów, że mogą dowolnie kształtować ludzkość, mając wystarczającą siłę, inteligencję i technologię, upadła”. Wraz z nią kończy się konsensus waszyngtoński, który uprawomocniał władzę amerykańskich elit, do których należy Biden. Nie chodzi tylko o to, że waszyngtoński establishment wykazał się niekompetencją w Afganistanie.

To kwestia ideologii, która każe liberałom traktować każdy aspekt życia zgodnie z unifikacyjną receptą inżynierii społecznej. Logika typowa dla menedżerów wielkich korporacji nie liczy się z interesem jednostki, ani odmiennym światopoglądem. Jak pokazało 6 miesięcy Bidena w Białym Domu, celem demokratów jest odgórne i siłowe narzucenie swojej koncepcji i filozofii, co niszczy fundamenty, na których zbudowano Stany Zjednoczone.

Przykłady są kuriozalne, jak choćby rozpowszechnianie, rzekomo naukowych poglądów o tym, że COVID-19 zaraża tylko zwolenników strukturalnej supremacji białych. Natomiast demonstracje Black Lives Matter nie niosą ze sobą ryzyka rozprzestrzeniania wirusa. Dlaczego Amerykanie traktowani, jak idioci, mają w takich warunkach ufać i głosować na rządzących, którzy stoją za publikacją takich treści?

Komentując zatem symptomy końca fikcyjnej prezydentury Bidena, telewizja Fox News kreśli wizję Ameryki Kamali Harris. Kolejnej figurantki, traktowanej przez elity, jako koło ratunkowe uprzywilejowanego statusu.

Liberałowie nagle zadecydowali, że USA dławią się białą supremacją i muszą zostać reedukowane. Kampania wyborcza Bidena zaordynowała nowy podział rasowy, równościową ideologię gender i budowę konformistycznego światopoglądu amerykańskiej młodzieży.

Ten sam liberalno-lewicowy establishment wprowadził cenzurę swobody wyrażania poglądów w sieci. Konsekwencją jest groźba kary wykluczenia ze społeczeństwa. Dlatego Harris ma ważne zadanie. Po przejęciu Białego Domu przyspieszy proces formowania USA, na wzór i podobieństwo Chin.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news