9.4 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Polskie multi-kulti

Koniecznie przeczytaj

W latach 2016-2020 do Polski legalnie wjechało 3,16 mln imigrantów. Polskie społeczeństwo staje się wielokulturowe, jak w krajach Zachodu.

Polska przez ostatnią dekadę stała się krajem wielokulturowym. Tylko od 1 stycznia 2016 r. do 31 grudnia 2020 r. legalnie z pozwoleniem na pracę i mieszkanie wjechało do Polski 3,16 mln imigrantów – wynika z danych Eurostatu (unijny odpowiednik polskiego Głównego Urzędu Statystycznego). Nie tylko z Ukrainy i Białorusi (chociaż tych jest najwięcej), ale także z Azji i krajów muzułmańskich. Już ponad 833 tys. z nich płaci w Polsce pełny ZUS (dane na koniec sierpnia br.). Mamy „na stałe” około 2 mln Ukraińców, ponad 680 tys. Białorusinów i 140 tys. Rosjan – to najliczniej reprezentowane w Polsce grupy obcokrajowców. Jednak pojawiają się też coraz częściej Mołdawianie (ponad 70 tys.), Gruzini i Hindusi – powyżej 50 tys. Widoczna jest też „starsza” emigracja wietnamska, która tworzy w Warszawie coś na kształt własnych osiedli (jeszcze nie dzielnic), w których są nawet napisy wietnamskie na budynkach. Polska, postrzegana przez cały XX w. jako kraj bez mniejszości narodowych, powoli staje się wielokulturowym społeczeństwem. Szczególnie dobrze widać to w większych miastach. Narodowy Bank Polski szacuje, że praca imigrantów w Polsce w ostatnich latach zwiększyła tempo wzrostu PKB o 0,5 p.p.

Gospodarka potrzebuje pracowników

Społeczeństwo w Polsce się starzeje. Jeszcze przed pandemią koronawirusa sytuacja demograficzna była dramatyczna. Liczba nowonarodzonych dzieci nie wystarcza nawet do utrzymania obecnego poziomu ludności Polski, o wzroście nie wspominając. Powodowało to katastrofalną sytuację polskiego systemu ubezpieczeń społecznych, który symbolizuje znienawidzony przez przedsiębiorców ZUS (Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Wybór był więc taki: albo pozwolić się polskiej gospodarce powoli kurczyć, albo otworzyć się na pracowników z zagranicy. Otwierając granicę, rząd pozyskał kilka milionów nowych płatników. Nie tylko pracujących w Polsce, ale również wydających w Polsce pieniądze. Dokonała się, relatywnie po cichu, największa zmiana w strukturze demograficznej Polski od czasów ostatniej wojny.

Ponieważ zdecydowana większość imigrantów osiadła w Polsce w dużych miastach lub w jej zachodniej części, to część obywateli Polski może nie zdawać sobie z tego sprawy. Na przykład we Wrocławiu 25 proc. mieszkańców to Ukraińcy, co widać i słychać na ulicach. Mają więc oni już swoje media, a w kinach można spotkać seanse z napisami w języku ukraińskim (podobnie w Trójmieście).

Pojawienie się w Polsce kilku milionów obcokrajowców miało także wymierny wpływ na zahamowanie wzrostu płacy za najprostsze prace. To mechanizm doskonale znany z USA, w którym od lat był problem np. ze znalezieniem pracowników w fast foodach. Stąd też relatywnie wysokie utrzymywanie legalnej imigracji do USA. Jak duży jest to problem, pokazał początek września w Oregonie, w którym McDonalds zaczął adresować ofertę pracy już do 14-latków, bo groziły przestoje z powodu braku chętnych. 60 proc. firm zatrudniających imigrantów robi to właśnie do prostych prac.

Mechanizm działania popytu i podaży w nieskomplikowanych pracach jest prosty jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Polski kierowca zarabia kilka razy więcej niż jego odpowiednik np. z Indii, nie dlatego, że lepiej i produktywniej jeździ, ale dlatego, że świadczy pracę na regulowanym rynku (płaca minimalna!), do którego jest ograniczony dostęp. Podobnie jest ze sprzedawcami w sklepach. Otwierając granice i podaż pracowników do prostych prac, uratowano wiele biznesów. Większość Polaków jak już ma pracować w tzw. prostych pracach, to woli to robić na Zachodzie, np. w Niemczech, bo praca taka sama, a kasa wyższa.

Nie tylko proste prace

Imigranci to nie tylko sprzedawcy, sprzątacze, pracownicy na budowie, kelnerzy. To coraz częściej także wysokiej klasy specjaliści. Na przykład informatycy z Indii. Biegle posługują się angielskim, który jest w Indiach niemal obowiązkowy. Także informatycy z Białorusi wolą szczęścia szukać w Polsce niż u siebie w kraju czekać na upadek dyktatury Aleksandra Łukaszenki. Polacy mają też apetyt na przejęcie ukraińskich, białoruskich lekarzy. W Polsce sytuacja z podażą lekarzy zaczyna wyglądać tragicznie. Zachód dokonał z Polski drenażu całych roczników nowych medyków.

Bardzo łatwo też o zagranicznych przedsiębiorców. Ukraińcy otwierają w dużych miastach restauracje. Są one nie tylko przeznaczone dla Polaków, ale także celują w swoich rodaków, którzy tęsknić mogą do rodzimej kuchni. Obcokrajowcy prowadzą często agencje pośrednictwa nieruchomości, sprzedaży i wynajmu, ale też firmy naprawiające sprzęt AGD, RTV.

Polak jest wymagającym sąsiadem

Z badań wynika, że Polacy jako społeczeństwo mają duże wymagania w stosunku do imigrantów. Zajmujemy pod tym względem czwarte miejsce w Unii Europejskiej. Więcej niż my od imigrantów wymagają tylko Grecy, Portugalczycy i Węgrzy. Dla porównania: najmniejsze wymagania mają mieszkańcy Luksemburga, Szwecji, Szwajcarii i Holandii. Najważniejsze jest dla Polaków, aby imigrant był wychowany w tradycji chrześcijańskiej. Wolimy również, aby miał biały kolor skóry i posiadał majątek. Nie musi mieć natomiast kwalifikacji zawodowych. Pod tym względem instynkt Polaków wydaje się bardziej racjonalny niż polityka imigracyjna np. Francji, która skończyła się powstaniem całych dzielnic w wielu miastach żyjących tylko z zasiłków opieki społecznej, a także z przestępstw. We Francji i w Szwecji są całe strefy, do których policja wchodzi rzadko, a wygląda to wówczas bardziej na działania wojenne niż interwencję policyjną. Takiej imigracji Polacy nie chcą.

Jeżeli chodzi o wchodzenie z imigrantem w relacje zawodowe i rodzinne, to Polacy są w środku narodów UE. Szwedzi, Luksemburczycy i Szwajcarzy to narody najbardziej otwarte na imigrantów w pracy i nawiązywaniu związków rodzinnych. Najmniej otwarci są Grecy i Czesi. Nie chcą pracować z cudzoziemcami ani tworzyć z nimi rodziny. Polska zajmuje 11 miejsce (na 26 krajów UE) pod względem otwartości na współpracę zawodową i 9. miejsce pod względem akceptacji związków rodzinnych.

Imigrację zarobkową w Polsce wspiera 9 na 10 Polaków (86 proc.), a połowa chciałaby, aby imigranci nie mieli żadnych ograniczeń przy podejmowaniu pracy. Przeciwny temu jest zaledwie 1 na 10 Polaków i taki stan utrzymuje się w Polsce od ponad dziesięciu lat. Co ciekawe jeszcze na początku lat 90. większość Polaków nie chciała obcych pracujących w Polsce. Podróżując po świecie, po Unii Europejskiej, polskie społeczeństwo stało się bardziej otwarte. Wciąż jednak stawia silne warunki obcym: imigracja tak, ale do pracy, nie po zasiłki.

Z analizy NBP wynika, że w ostatnich pięciu latach bardzo mocno wzrósł odsetek imigrantów, którzy chcą zostać w Polsce na stałe. To zresztą widać nie tylko z deklaracji. Ponad połowa z imigrantów przebywa w Polsce przynajmniej z jednym członkiem rodziny. Będzie miało to dwie konsekwencje. Po pierwsze przestaną wysyłać zarobione pieniądze poza Polskę. Po drugie zaczną być stałą częścią coraz bardziej barwnego pejzażu Polski.

Najnowsze