Raj podatkowy to miejsce, które kochają ci, którzy chcą płacić niskie podatki. Przeciwieństwem raju, jak wiemy, jest piekło. Od dekad trwa walka rozwiniętych państw z tymi mniejszymi, które kuszą zagraniczne firmy niskimi podatkami (lub ich brakiem), a także jak najmniejszą przejrzystością finansów. Administracja prezydenta USA Joe Bidena ogłosiła sukces w walce z rajami podatkowymi. Dwadzieścia najbardziej uprzemysłowionych krajów świata i kraje OECD (najbardziej rozwinięte kraje na świecie) podpisały nowe porozumienie. 140 państw zobowiązało się nie mieć stawki dla firm niższej niż 15 proc. od dochodu. Irlandia, Węgry i Estonia sprzeciwiały się takiemu rozwiązaniu, w końcu jednak skapitulowały, ale wyższy podatek będzie tylko dla zagranicznych firm. Te krajowe nadal będą cieszyć się niższymi stawkami. Irlandia jest rajem dla amerykańskich globalnych koncernów. Podwyżka nie będzie jednak drastyczna, bo „tylko” z 12,5 proc. na 15 proc. Jest więc trochę tak jak w słynnym tekście pisarza Giuseppe Tomasi di Lampedusa, który w powieści „Gepard” (wydanej w Polsce jako „Lampart”) napisał, że „wiele musi się zmienić, aby wszystko zostało po staremu”. Jednak coś się zmieni.
Podział łupów
Globalne firmy, przede wszystkim giganci technologiczni jak Google czy Apple, płacą podatki tam, gdzie chcą, a nie tam, gdzie zarabiają pieniądze. Z zawartego przez kraje OECD porozumienia wynika, że mają się teraz tymi zyskami podzielić z tymi, od których one pochodzą. Nie bardzo jednak wiadomo w jakim trybie ma się ów podział dokonać i w jakich proporcjach. Ów przepis ma dotyczyć tych korporacji, których zyski przekraczają 10 proc. przychodów. To też więc połowiczny sukces, bo korporacje mają takie koszty, jakie chcą. Przykładem największy sprzedawca detaliczny na świecie – Amazon. Jego zyski są niższe niż 10 proc. obrotów, więc się zyskami z Polski nie będzie musiał dzielić. Oberwą Google, Facebook, Apple. No, chyba że wzrosną im szybko koszty. To efekt kompromisu między USA a Europą. W zamian kraje Unii Europejskiej mają nie wprowadzać specjalnych podatków cyfrowych. USA skutecznie wyperswadowały pomysły wprowadzenia takiego podatku w Polsce, chociaż oficjalnie mówiły o nim dokumenty obecnego rządu. Amerykanie brutalnie wykorzystują swój status mega mocarstwa i gwaranta bezpieczeństwa „wolnego świata” i nie życzą sobie opłat.
Amerykanie jednak też musieli ustąpić. Joe Biden domagał się bowiem na początku od Europy wprowadzenia 21 proc. podatku od zysku.
W Polsce wiele się nie zmieni. Google Polska miał u nas 552 mln zł przychodów, a zarobił 18 mln zł. Facebook odpowiednio 721 mln zł i 30 mln zł zysku. Amazon ma w Polsce dwie spółki: Amazon Development Center w 2020 r. miał 243 mln zł przychodów. Znacznie więcej miała druga firma logistyczna: Amazon Fulfillment Poland miał bowiem aż 3,7 mld zł przychodów. Firma pokazała jednak tylko 240 mln zł, a więc zapłaciła ok. 44,5 mln zł podatku od zysku. Tak więc w pojedynku o zyski światowych gigantów cyfrowych jesteśmy wciąż ubogimi krewnymi.
Dlaczego? W rankingu OECD (najbardziej rozwiniętych państw świata) pod względem przyjazności systemu podatkowego dla przedsiębiorców spadliśmy na przedostatnie miejsce. Gorzej niż w Polsce jest tylko we Francji. OECD bierze w zestawieniu pod uwagę kilkadziesiąt zmiennych. Poczynając od wysokości stawek podatkowych, poprzez ich struktury, po poziom skomplikowania. Krótko mówiąc, korporacje globalne wolą omijać nasz system fiskalny.
Na początku października br. pojawił się kolejny wyciek materiałów tzw. kwitów z Panamy. Dziennikarze ze 117 krajów analizowali dokumenty podatkowe. Polskim akcentem było ogłoszenie przez „Gazetę Wyborczą”, że w materiałach pojawia się nazwisko Rafała Brzoski, twórcy pocztowego giganta. Miał on transferować pieniądze na Cypr. Biznesmen dość szybko i ostro zareagował, pisząc „muszę spędzać czas swój i swoich pracowników na odpieraniu niezrozumiałego i taniego ataku” – napisał szef InPostu w oświadczeniu. Trudno mu się dziwić. Dlaczego, gdy jego konkurenci korzystają z dobrodziejstw optymalizacji podatkowej, on miałby robić inaczej? Biznesmeni nie lubią się takimi operacjami chwalić. Brzoska podkreślił, że spółki cypryjskie miały zwiększyć bezpieczeństwo operacji w Rosji (ma bowiem lepsze dwustronne umowy chroniące inwestycje), a zmniejszaniu opodatkowania.
Przy okazji wyciekły też materiały dotyczące operacji w rajach podatkowych rosyjskiego dyktatora Władimira Putina. Dwadzieścia lat temu miał on wykorzystać je do tego, aby sprezentować matce nieślubnego dziecka apartament wart miliony euro. Pojawiły się też informacje o innych transakcjach polityków miliarderów np. czeskiego premiera Andreja Babisa (przegrał właśnie wybory w Czechach). Trudno uwierzyć, aby tego typu wycieki nie miały nic wspólnego z próbą wymuszenia przez amerykańską administrację zgody na globalne porozumienie. Bo właśnie administracja prezydenta Bidena w rajach podatkowych chce szukać pieniędzy na swoje imponujące socjalne programy.
Kilka lat temu niemiecki dziennik „Süddeutsche Zeitung” oszacował kwoty schowane w rajach podatkowych na 32 biliony dolarów. Wówczas była to mniej więcej dwukrotność rocznego PKB USA. Według raportu fundacji Oxfam nagłośnionego po pierwsze aferze kwitów panamskich z 2016 r. ukrywanie przez amerykańskie firmy dochodów sprawiło, że efektywna stopa opodatkowania spadła w latach 2008-14 z 35 proc. do 26,5 proc.
Fundacja Oxfam szczegółowo pokazała wówczas, jak giganci amerykańskiej gospodarki transferują kasę do rajów podatkowych, omijając system. Apple za pośrednictwem trzech spółek zależnych ukrył w rajach 181 mld dolarów, Boston General Electric – 119 mld dolarów schowanych przy pomocy 118 różnych spółek. Microsoft wytransferował 108 mld dolarów. Biorąc pod uwagę, że tylko w latach 2008-2014 50 największych amerykańskich firm zapłaciło 14,1 biliona dolarów podatków, to jest o co walczyć. Szacuje się, że 55 proc. wszystkich zagranicznych zysków amerykańskich firm trzymane jest w rajach podatkowych, rocznie przekłada się na około 130 mld dolarów. Na koniec najlepsze. Te same firmy dostały od rządu USA 11,2 bln doalrów pomocy publicznej (pożyczek, gwarancji, dotacji itp.).
„Można raz na zawsze rozwiązać problem rajów podatkowych. Wystarczy, że Francja, Niemcy i Włochy nałożą 30-proc. karne cła na szwajcarski eksport do tych krajów” – przekonuje Gabriel Zucman w książce „The Hidden Wealth of Nations: The Scourge of Tax Havens” („Ukryte bogactwo narodów: plaga rajów podatkowych”).
Zucman, naukowiec (jest profesorem na wydziale ekonomii University of California w Berkley) zwyczajnie ośmieszył walkę, jaką rzekomo prowadzą zachodnie demokracje z rajami podatkowymi. Wystarczy tylko przypomnieć, że od 2009 r., gdy przedstawiciele grupy G20 (19 krajów o największych gospodarkach na świecie i Unia Europejska) ogłosili „koniec tajemnicy bankowej”, depozyty w Szwajcarii wzrosły o 18 proc., a w innych rajach podatkowych o 25 proc. Szwajcarzy, którzy kilka lat temu oficjalnie zaczęli odchodzić od pomagania w ukrywaniu pieniędzy, pozakładali filie swoich banków w rajach podatkowych, np. na Kajmanach czy w Singapurze, i dalej robią to, co robili.
Według Zucmana, gdyby Francja Niemcy i Włochy wprowadził karne cła równoważące straty spowodowane działalnością Szwajcarii, to tamci straciliby motywację do takiego biznesu. Zyski z pomocy przy ukrywaniu dochodów stanowią tylko 3 proc. PKB Szwajcarii. Dlaczego nikt się specjalnie do tak radykalnych rozwiązań nie kwapi? Kwity z Panamy te z 2016 i te z 2021 r. dowiodły, że pieniądze ukrywają elity rządzące krajami, które oficjalnie walczą z procederem, który same tworzą. Wprowadzenie powszechnych niższych podatków jest oczywiście najprostszym sposobem walki z rajami podatkowymi. Problem w tym, że wojny z rajami podatkowymi nikt nie chce wygrać. Ona ma trwać. Za dużo ludzi zarabia. Co jakiś czas dokonuje się po prostu operacji PR, która ma uspokoić podatników (tych płacących wysokie podatki), że sprawiedliwość zatriumfowała i… wraca się do robienia interesów w rajach podatkowych.