-0.1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Ratunek we francuskim atomie?

Francuski EDF złożył Polsce ofertę budowy reaktorów atomowych. Czy jej przyjęcie może uratować nas przed konsekwencjami Zielonego Ładu? 

Ostatnie dni w Europie, ale również na całym świecie, upływają pod znakiem narastającego kryzysu energetycznego, którego źródeł można doszukiwać się w wielu czynnikach. W przypadku Polski i całej Unii Europejskiej wynika on nade wszystko z realizowanej gorliwie polityki dążenia do neutralności klimatycznej oraz coraz bardziej oczywistych manipulacji ze strony Rosji. Ceny hurtowe energii elektrycznej wzrosły w ciągu roku o 40 proc., a wszystko wskazuje na to, że do dopiero początek wzrostów. 

Pod energetyczną ścianą

W zakresie energetyki rząd Prawa i Sprawiedliwości postawił siebie samego pod ścianą, gdyż podkreślając od lat swój euroentuzjazm, nie może nagle zmienić raz obranego kursu i wyrazić głośno woli opuszczenia wspólnoty narzucającej skrajnie zideologizowany Zielony Ład. Polacy jako wyborcy są wciąż niezwykle surowi i błyskawicznie karzą w sondażach każdą formację, która otwarcie zaczyna mówić o Polexicie. Sprawy w zakresie zielonej transformacji zaszły jednak na tyle daleko, że trudno sobie wyobrazić, jak można by wdrożyć do 2050 r. cel zeroemisyjności bez jednoczesnego wyrządzenia polskiej gospodarce ogromnych strat. 

Zdając sobie doskonale sprawę z rozterek, jakie przeżywają obecnie Polacy, z propozycją budowy od czterech do sześciu reaktorów jądrowych typu EPR (European Pressurized Reactor – europejski reaktor ciśnieniowy) o całkowitej mocy od 6,6 do 9,9 GW zwrócili się do polskiego rządu przedstawiciele Francji. Wspomniane reaktory miałyby powstać w 2-3 lokalizacjach i zapewnić ważne uzupełnienie dla odchodzącej coraz szybciej od węgla polskiej energetyki. Rozmowy w imieniu prezydenta Emmanuela Macrona prowadzą z polskimi władzami jego specjalni wysłannicy, którzy liczą, że przy okazji uda się również namówić Polskę na to, aby wspólnie z Francją stworzyła silny proatomowy blok w ramach Unii Europejskiej. 

O francuskiej ofercie usłyszeć można było już wiele miesięcy wcześniej. Już na początku roku prezes kontrolowanej przez francuski skarb państwa EDF Jean-Bernard Levy stwierdził, że Polska jest zainteresowana ofertą przygotowywaną nad Sekwaną. Pomimo tego, że Polska porozumiała się już wstępnie ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie budowy pierwszych reaktorów, Warszawę odwiedzali politycy z Francji, którzy liczyli na to, że w bardziej sprzyjających okolicznościach Polska zechce poważnie rozważyć ich ofertę. Obecna propozycja pozwala sądzić, że wielomiesięczne rozmowy przyniosły odpowiedni skutek i rząd Mateusza Morawieckiego jest gotowy na to, aby szukać pewnego rodzaju zbliżenia z Francją. 

Firma na rozdrożu

Wiadomo, że znaczny wpływ na przebieg rozmów miała m.in. sytuacja EDF, które starała się przez jakiś czas o zgodę Komisji Europejskiej na podział spółki na dwa podmioty odpowiedzialne odpowiednio za zieloną i nuklearną energię. Od dłuższego czasu francuskie władze świadomie doinwestowywały i rozwijały „zieloną” część biznesu, przyzwalając jednocześnie na rosnące zadłużenie i zastój w segmencie nuklearnym. Energia atomowa zaczyna jednak w ostatnich latach cieszyć się nieco większą popularnością i dlatego Francja zakłada, że zdoła odbudować swój potencjał, m.in. właśnie za sprawą reaktorów oferowanych Polsce. Rządowe plany zakładały także, że w razie uzyskania zgody na restrukturyzację wydzielona z Electricite de France (EDF) „zielona” spółka zdoła pozyskać z giełdy zupełnie nowe fundusze na rozwój poprzez częściową prywatyzację. Wobec nadchodzących wyborów Emmanuel Macron zdecydował się jednak na jakiś czas porzucić temat.

Na razie los EDF jest wciąż niejasny, a zgody na restrukturyzację nie wyrażono. Dla Polski oznacza to sporą niewiadomą, lecz jednocześnie czasu na podjęcie decyzji pozostaje coraz mniej. Unijna strategia „Fit for 55” znacząco podkręca tempo zielonej transformacji, co już niedługo może się przełożyć na znaczne kłopoty dla całej polskiej energetyki. Jednocześnie rozmowy z Amerykanami są wciąż na bardzo wczesnym etapie i nie rokują szybkiej realizacji projektu. Wszystko to sprzyja temu, aby życzliwiej przyjrzeć się propozycji Paryża. 

Francja potwierdza, że jest bardzo wyrachowanym graczem, który umiejętnie wykorzystuje wszystkie dostępne polityczne środki. Nie można przecież zapominać, że to przecież francuscy politycy są od lat jednymi z najgorliwszych zwolenników zielonej transformacji na arenie europejskiej. Sprytnie podsycając ekogorączkę zjawili się w Polsce ze swoją ofertą w najkorzystniejszym dla siebie momencie, gdy polski podatnik ma już przystawiony zielony nóż do gardła. W ostatnich dniach rząd podjął się już nawet prac nad specjalnym programem dopłat do rachunków za energię elektryczną, który ma kosztować nawet 3 mld zł rocznie. Bez względu jednak na to, jak bardzo starano by się powstrzymać skutki polityki klimatycznej UE dla konsumentów budowana naprędce tama i tak w końcu puści, ponieważ Zielony Ład uderzy w wiele sektorów gospodarki jednocześnie. 

Zapędzona w kozi róg swoim naiwnym euroentuzjazmem rządząca ekipa jest niestety skazana na energię z atomu, choć rozważając propozycję Paryża, będzie musiała wziąć pod uwagę skutki, jakie przyniesie jej odrzucenie oferty amerykańskiej. Relacje na linii Warszawa-Waszyngton nie są ostatnio zbyt dobre, a sięgnięcie po atomową opcję EDF-u może jeszcze bardziej zaognić sytuację w trudnej dla Polski chwili, gdy na wschodniej granicy trwa faktyczna wojna hybrydowa z Białorusią. 

Efekt zaniedbań

Zgodnie z rządowymi planami pierwszy blok elektrowni atomowej ma powstać w Polsce dopiero w 2033 r. Przyglądając się nadciągającemu coraz szybciej zielonemu sztormowi, można stwierdzić, że to wciąż niestety bardzo odległa perspektywa. Po raz kolejny potwierdza się niestety teza, że „dobra zmiana” popełniła w zakresie energetyki błędy, które wydają się wręcz nie do naprawienia. Przez sześć dotychczasowych lat jej rządów program budowy reaktorów jądrowych nie posunął się do przodu w żaden zauważalny sposób i dlatego dziś jesteśmy skazani na gorączkowe pertraktacje toczone w kontekście narastającego kryzysu energetycznego. W tych warunkach polskie państwo ma dużo słabszą pozycję negocjacyjną. 

Dla Polski negocjacje z Francją będą pierwszym tego typu dużym projektem realizowanym od czasu pamiętnego kontraktu na dostawę 50 śmigłowców dla armii. W 2016 r. polskie państwo zrezygnowało z zakupu Caracali decydując się na opcję amerykańską. Tym razem sytuacja wydaje się bardziej sprzyjająca ostatecznemu zwycięstwu Francji. Konkurentem po stronie amerykańskiej jest firma Westinghouse Electric Company, która we wrześniu podpisała umowę z Ukrainą na budowę 5 reaktorów AP500 o wartości 30 mld dolarów. Ewentualny sukces w negocjacjach z Polską pozwoliłby amerykańskiej spółce uzyskać jeszcze większą przewagę nad francuskim konkurentem, który swoje projekty realizował dotąd m.in. w Anglii. 

Francja zainwestowała najwięcej w elektrownie atomowe w latach siedemdziesiątych, pragnąc uodpornić się na wstrząsy, które spotykały wówczas światową energetykę. Obecnie świat wkracza w epokę nowych zawirowań na rynku energii, a Francja chce z niej wyjść zwycięsko, kopiując dawne rozwiązania. Wydaje się jednak, że kontrolowany przez państwo koncern EDF nie jest już do końca tym samym podmiotem, który przez tyle lat decydował o sile francuskiego atomu. Wybór wykonawcy z pewnością nie będzie więc należeć do łatwych.

FMC27news