5 C
Warszawa
wtorek, 19 marca 2024

Niemcy: światowy kapral z podbitym okiem

Koniecznie przeczytaj

Zjednoczone Niemcy znów okazują się przekleństwem Europy, wyrastając na państwo rozbójnicze, na razie kryjące swoje prawdziwe intencje pod obłudną propagandą i podwójnymi standardami. Jednocześnie ten europejski hegemon jest chińskim zakładnikiem, uzależnionym od Pekinu znacznie bardziej niż Rosja. Taka jest cena marzeń o niemieckiej Europie.

Powiedzenie, że Niemcy są krajem zbyt wielkim na Europę i zbyt małym na świat doskonale oddaje istotę problemu. Globalne znaczenie Niemiec dobrze symbolizuje postać z komiksu „Kajko i Kokosz” Janusza Christy, czyli Kapral zbójcerzy – arogancki typ, który wyżywa się na podwładnych, a zarazem stale bierze po gębie od wyżej postawionych od siebie, więc co rusz chodzi z podbitym okiem… I nie przypadkiem przypomina Hitlera.

Niemcy każdorazowo rosnąc w siłę, rujnują równowagę polityczną na naszym kontynencie, poczynając od czasów wojny trzydziestoletniej, poprzez wojnę siedmioletnią (którą właściwie należy uważać za pierwszą światową), cykl wojen Bismarcka, dwie światowe w wieku XX i wreszcie destabilizację Europy Środkowo-Wschodniej, którą mamy teraz.

Owoce zjednoczenia Niemiec, a nawet samych tylko ich dążeń zjednoczeniowych (jak za Fryderyka II) zawsze są zdecydowanie złe. Teraz, w wieku XXI, stoimy przed wyborem: albo Niemcy uda się znów podzielić na dwa, a najlepiej trzy państwa, albo trzecią wojnę światową mamy jak w banku. Tymczasem niemieckim politykom wydaje się, że zdołają uzgodnić z Rosją stabilny system stref wpływów, nie bacząc na to, że Rosja nigdy nie dotrzymuje umów i zawsze, to co zdoła osiągnąć, traktuje jako wstęp do dalszych roszczeń. Historia Królestwa Kongresowego (1815-30) kłania się tu nisko. Dlaczego więc Krem miałby posłużyć się skorumpowanymi niemieckimi elitami tylko raz? Przecież nie po to inwestowali tyle w „europejski projekt” Nordstream 1 i 2, który jest w istocie narzędziem przekupstwa niemieckiej klasy politycznej, bo nie jeden exkanclerz Schroeder jest tego dilu ozłoconym beneficjentem, tylko najbardziej znanym. Putin ma niemieckie władze w kieszeni, czego pochodną jest rosnący chaos w Europie Środkowej.

Na który patrzą Chiny. Na razie cierpliwie, ale nie trudno zauważyć, że zamęt na Białorusi rujnuje im koncepcję Jedwabnego Szlaku 2. Rosyjski najazd na Ukrainę w praktyce cały ten pomysł przekreśli. Jest więc duża szansa, że kiedy Niemcy posuną destabilizację Europy do rozmiarów globalnych, szkodząc Chinom, dostaną od nich bolesnego prztyczka w ucho. Pekin ma na Berlin znacznie większe możliwości wpływu niż Moskwa, która tylko kupiła sobie lojalność kluczowych osób na niemieckim świeczniku.

Chiny mają mianowicie praktycznie cały niemiecki przemysł na swoim terenie. Przeniesiony tam ze względu na tanią, a wręcz darmową siłę roboczą. Wielkość Niemiec budują znów niewolnicy w obozach koncentracyjnych, tylko przesuniętych o dziesięć tysięcy kilometrów na wschód. Najpierw Żydzi i Polacy, teraz Ujgurowie. Istota systemu nie ulegała zmianie. Potrzeba tylko więcej obłudy, by ukryć ten stan rzeczy. Do tego dochodzą limity emisji, najpierw gazów kwaśnych i ścieków przemysłowych, a teraz dwutlenku węgla. Brudną produkcję przeniesiono do Chin, więc w Europie Niemcy mogą pokazywać ekologiczne, czyste zielone ręce i spekulować „nadwyżkami” tych limitów emisji, zmuszając Polskę i inne kraje do kupowania ich po zawyżonych cenach. Czemu zawdzięczamy rosnącą właśnie inflację. Jest to cyniczna kolonialna eksploatacja Europy Środkowej, oklaskiwana przez elity polityczne zgromadzone w Parlamencie Europejskim, który jest kolejną maszyną politycznej korupcji, oraz przez „osoby opiniotwórcze”, prostytuowane przez rozliczne fundacje, także dzielące niemieckie pieniądze. Ten nad wyraz sprawny system zaciął się w Polsce, gdyż nieopatrznie uznano Prawo i Sprawiedliwość za niegodne nabycia drogą kupna. Polskiego patriotyzmu Niemcy nie chcieli od PiS kupić, więc obecna polska władza musi żywić się skromnymi dochodami ze spółek skarbu państwa i z braku lepszej alternatywy dbać o polską rację stanu. Tu Niemcy padli ofiarą własnej propagandy i braku pragmatyzmu.

Wróćmy jednak do spraw globalnych. Te sławne łańcuchy dostaw, które uległy zakłóceniu podczas pandemii łączyły przede wszystkim chińskie fabryki z niemieckimi supermarketami. I mogą one być użyte w każdej chwili jako cugle korygujące niemiecką politykę wschodnią. Pod warunkiem, że sprawy europejskie wciąż jeszcze są dla Chin ważne. Bo wcale nie muszą. Unia Europejska pod rządami neo-marksistowskiej biurokracji traci na znaczeniu tak bardzo, że Chiny mogą w końcu machnąć ręką na ten „przylądek na końcu świata”, jak przewodniczący Mao zwykł Europę nazywać, i pozostawić ów cypelek własnemu losowi. Może jeszcze nie teraz, ale za kilka-kilkanaście lat jak najbardziej. Wystarczy przekierować Jedwabny Szlak na południe, uczynić z bogacącej się wreszcie Afryki wschodzący rynek zbytu, który zajmie miejsce Niemiec i po wielkiej cywilizacji Zachodu będzie pozamiatane. Jest więc jeszcze ta Europa warta konfucjańskiej mszy, czy już nie? To jak skończy się awantura na polskiej granicy wschodniej, zatem czy dojdzie do chińskiej interwencji politycznej, czy nie, będzie znaczącym sygnałem intencji w tej mierze.

Na razie trwają trójstronne, amerykańsko-chińsko-rosyjskie zawody w konkurencji kto mocniej chwyci Niemcy za twarz. Ten europejski hegemon, upokarzający Grecję i inne kraje południa i wschodu, według swojego aroganckiego uznania, na poziomie graczy globalnej ekstraklasy jest wspomnianym Kapralem – karzełkiem i pionkiem do ustawiania, byle tylko go odpowiednio ucapić, czyli znaleźć punkt przyłożenia politycznej dźwigni. USA wciąż jeszcze mają na Niemcy duży wpływ polityczny, Chiny gospodarczy, o wiele większy, a Rosja dyryguje ich skorumpowanymi elitami. To jest splot globalnych sił, który może znów rozerwać Niemcy na kilka państw i oby jak najszybciej.

Zanim jednak w Polsce popadniemy w słodką schadenfreude, warto zdać sobie sprawę, że ów światowy kapral z pyskiem obitym przez globalnych oficerów, odreaguje sobie to upokorzenie na europejskich szeregowcach, czyli na nas. Nie przypadkiem niemieccy politycy z taką lubością mówią o „zagładzaniu” i „kupowaniu” państw, które ośmieliły się im przeciwstawić.

Kluczem do zrozumienia tego, co się w niemieckich głowach dzieje jest termin „ukryte narracje”. Oznacza on systemową hipokryzję, obłudę i cynizm na wszystkich poziomach tego posttotalitarnego społeczeństwa. Poczynając od dziadka (jak najbardziej z Wermachtu lub SS), który podczas rodzinnego obiadu cedzi szowinistyczne obelgi pod adresem polskiej narzeczonej swojego prawnuczka i cała rodzina udaje, że tego nie słyszy. Poprzez neonazistowskie kolonie, kwitnące w opuszczonych wioskach byłego NRD, których lokalna policja udaje, że nie widzi. Przez marsz pamięci Rudolfa Hoessa, którego nie widzi z kolei niemiecka opinia publiczna, zatroskana polskim Marszem Niepodległości. Na obozach pracy w Chinach kończąc, których udają, że nie widzą niemieckie elity władzy. Spróbowałyby zresztą zobaczyć! Globalny kapral miałby od razu śliwę, a raczej liczi pod drugim okiem.

Niebagatelną częścią tych ukrytych narracji są kopalnie węgla brunatnego i elektrownie węglowe, budowane właśnie w Niemczech, przy jednoczesnych wściekłych atakach propagandowych na Polskę i jej „brudne technologie”.

Fundamentem tej systemowej hipokryzji jest oczywiście brak wolności słowa. W niemieckich mediach nie przedstawia się niewygodnych faktów, racji drugiej strony, nie ma dyskusji z niekoncesjonowanymi oponentami, ani żadnego rozważania za i przeciw. Jest niekończące się powtarzanie propagandowych tez, w pełnej zgodzie z tradycjami
III Rzeszy, aż „coś zostanie”.

Tę samą taktykę próbują stosować niemieckie media polskojęzyczne w Polsce, nie biorąc poprawki na nasze doświadczenie z komunistyczną propagandą i nasz głęboko sceptyczny stosunek do jedynie słusznych przekazów. Stąd ich zdziwienie, że ta natrętna perswazja na ogół spływa po Polakach jak woda po kaczce. By niemiecki przekaz wszedł głębiej, trzeba prostytuować polskich celebrytów, co oznacza rosnący koszt przy malejącej efektywności. Inwestowanie w neotargowiczan zdecydowanie nie tworzy moralnych autorytetów, a tylko osobistości coraz bardziej groteskowe, dla których mamy już dobre miejsce na półce z filmami Barei.

Póki Niemcy nie wsiądą do swoich tęczowych czołgów i nas nimi nie rozjadą, nasza suwerenność jest względnie bezpieczna, oni będą tylko Polskę podle obgadywać. Realnym zagrożeniem jest polityczne przekupstwo, ale własne zapętlenie propagandowe nie pozwala Niemcom kupować „faszystów” i „populistów”. Jednak ten handicap nie będzie trwać wiecznie. Za dwa, trzy pokolenia nowymi Niemcami, wolnymi od kompleksów powojennych, będą wnuki dzisiejszych islamskich emigrantów i na Odrze staną dywizje Bundeswery gotowe do dżihadu na wschodzie. 

Lepiej by Niemcy rozpadły się do tej pory i do tego powinniśmy przyłożyć ręki.

Najnowsze