e-wydanie

0.9 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Putin dyrygentem niemieckiej gospodarki

Po 16 latach rządów Angeli Merkel runął mit niemieckiego cudu gospodarczego, a zatem społeczeństwa dobrobytu. Pandemia ujawniła rzeczywistą skalę kryzysu we wszystkich dziedzinach życia. Decydujący wkład w upadek wniosła jednak strategia odnawialnych źródeł energii.

Dziś wiadomo, że bez rosyjskiego gazu i rosyjskiego rynku Niemcy nie zmodernizują przemysłu i nie podniosą konkurencyjności gospodarki. Bez politycznego układu z Kremlem utracą status hegemona Unii Europejskiej.

Fatalne prognozy

W październiku wiodące instytuty ekonomiczne Niemiec obniżyły prognozy największej gospodarki Europy. Według Associated Press, obniżenie tegorocznego wzrostu PKB Niemiec z 3,7 do 2,4 proc. trzeba nazwać alarmującym. W szczególności ucierpiał przemysł motoryzacyjny, który zmaga się z deficytem półprzewodników dla wielu systemów elektronicznych. Zapaść przekłada się na ograniczenie lub wręcz zastopowanie produkcji samochodów, a więc ograniczenie eksportu flagowych produktów. Z kolei niezwykle wysokie ceny gazu zmusiły niemieckie koncerny chemiczne do ograniczenia produkcji amoniaku, kluczowego składnika nawozów dla rolnictwa, co przekłada się na rosnące ceny żywności.

Ponadto raport ośrodków analitycznych podważa normalizację sytuacji pandemicznej. Branże sportowa, gastronomiczna i rozrywkowa, które poniosły duże straty w wyniku COVID-19, nadal spotykają się z nieufnością społeczną. Trudną sytuację pogłębiają ograniczenia transportowe i zaostrzone regulacje sanitarne. W grudniu najważniejsze branże gospodarki, na czele z handlem i usługami, spodziewają się wprowadzenia kolejnego lockdownu. Tym razem oprócz kolosalnych strat, kwarantanna przyniesie niespotykaną falę upadłości małego i średniego biznesu.

Wskazane czynniki powodują wyższą inflację. W 2021 r. szacowany wzrost cen konsumpcyjnych wyniesie 3 proc., obniżając się o 2,5 proc. w kolejnym roku. Deficyt budżetowy wyniesie 4,9 proc. PKB, a w 2022 r. 2,1 proc. W listopadzie fatalne prognozy potwierdziła Rada Ekspertów Ekonomicznych przy rządzie Republiki Federalnej Niemiec, znana jako Rada Mędrców.

Najważniejszy zespół ekspercki ponownie skorygował w dół prognozę wzrostu PKB. Czarno brzmi wniosek, że ożywienia gospodarczego po załamaniu pandemicznym można się spodziewać dopiero w drugiej połowie 2022 r. Eksperci uzależniają prognozę od normalizacji konsumpcji i popytu na usługi oraz wyroby przemysłowe. Równocześnie Rada Mędrców ostrzega, że kluczowymi warunkami stymulacji wzrostu gospodarczego będą rytmiczne dostawy oraz ceny surowców warunkujące tworzenie odpowiednich rezerw. Problem polega na tym, że w przypadku łańcuchów kooperacji nie ma co marzyć o ich szybkiej rekonstrukcji.

Według ankiety przeprowadzonej przez monachijski Instytut Badań Gospodarczych (IFO), niedobory dostaw w różnych sektorach gospodarki utrzymają się przez kolejny rok, choć problem dostaw uderza poszczególne branże w różnym stopniu. Sklepy sportowe spodziewają się problemów z zaopatrzeniem przez kolejne 18 miesięcy. Dla sprzedawców mebli jest to 12,5 miesiąca. Branża artykułów dziecięcych liczy się z ograniczoną ofertą przez 11 miesięcy, a markety budowlane 10 miesięcy.

Z kolei koncerny samochodowe, takie jak VW, BMW i Daimler, które wcześniej ograniczały produkcję z powodu deficytu podzespołów elektronicznych, obecnie zderzyły się z niedoborami aluminium. Nowych samochodów nie ma z czego składać, co prowadzi do skrócenia czasu pracy zakładów motoryzacyjnych. W identycznej sytuacji są producenci elektroniki, m.in. smartfonów i konsoli do gier.

Deficyt jest tak powszechny, że dotyka handlu detalicznego, a więc zwykłych klientów. Rzecz w Niemczech niespotykana od lat powojennych. Wiele sieci i punktów handlowych przystąpiło do reglamentowanej sprzedaży. Największa gospodarka Europy stoi przed widmem systemu kartkowego.

Czy można powiedzieć, że Niemcy są zaskoczeni? Zdecydowanie tak, choć pandemia uderzyła równie mocno w inne gospodarki. Jednak zachodni sąsiedzi Polski uchodzili za wzorzec sprawnego zarządzania sytuacjami kryzysowymi, nie wspominając już o takich stereotypach, jak niemiecki cud gospodarczy, czy niemiecki dobrobyt.

Przerzucanie winy na pandemię jest więc uproszczeniem chętnie używanym przez elity polityczne do manipulowania społecznymi nastrojami. W rzeczywistości przyczyny obecnego kryzysu niemieckiej gospodarki leżą gdzie indziej. Mają charakter systemowy, obejmując wszystkie aspekty życia.

Niemcy upadłym mocarstwem

„Era Angeli Merkel doprowadziła Niemcy na skraj klęski. W kluczowych dziedzinach gospodarka znajduje się na zaledwie przeciętnym poziomie. Państwo jest dysfunkcjonalne, a społeczeństwo zastygłe w pozornym dobrobycie”. Tak „Der Spiegel” ocenia 16-lecie rządów kanclerz, znajdując mocne podstawy do malowania przyszłość w wyjątkowo czarnych barwach. Czy jednak porównanie RFN do Imperium Osmańskiego, które po okresie świetności przestało się rozwijać i uległo w końcu rozpadowi, jest adekwatne?

Krytyka tygodnika spada głównie na politykę zamknięcia Niemiec, na partykularne interesy podporządkowane utrzymaniu dobrobytu kosztem Europy. Tyle że fundamentalne błędy popełnione przez Angelę Merkel czynią taki cel mało realnym. Dostatek i potęga ekonomiczna to iluzja wywołana dziesięcioleciami korzystnej koniunktury międzynarodowej.

Przez 70 lat Berlin rozwijał gospodarkę kosztem wydatków militarnych. Nie musiał się zbroić dzięki amerykańskiemu parasolowi. Gdy zaś rozpadł się ZSRS, rolę państwa frontowego przejęła Polska i republiki bałtyckie, przeznaczające na obronę wschodniej flanki NATO i UE 2 proc. PKB rocznie. Dlatego przed wybuchem pandemii Niemcy znajdowały się w doskonałej sytuacji.

Najsilniejsza gospodarka UE ciągle rosła, podobnie siła nabywcza Niemców. Dzięki procesowi globalizacji dodatnie saldo eksportowe handlu zagranicznym zapewniło niską stopę bezrobocia i wysoki standard życia obywateli. Tyle że zdaniem „Der Spiegla” w tym samym czasie pod rządami Merkel, kraj osuwał się faktycznie w kryzys o niezwykłej sile i zasięgu. COVID-19 ujawnił dramatyczne symptomy ekonomiczne i społeczne: regres innowacyjności, zastopowanie niezbędnych reform państwa oraz polityczne skandale i finansowe afery.

Prawda mocno w oczy kole, zakłócając wyidealizowany autoportret Niemiec, które reprezentują dziś poziom przeciętnego kraju z przeciętną gospodarką. Przykłady? Choćby cyfryzacja. Przez długi czas Merkel uważała kwestię za nowomodną zabawę. Dziś w rankingu „Speedtest Global Index” krajów uprzemysłowionych, tworzonym w oparciu o dostęp do szybkiego Internetu, Niemcy zajmują 34. miejsce. Top-10 tworzą, m.in. Dania, Francja, Szwajcaria i Hiszpania.

Odpowiedzialność ponosi Merkel, ponieważ nie wykazała się odwagą w forsowaniu koniecznych reform. Zdaniem najpopularniejszej gazety Danii „Jyllands-Posten”: „Narodową ambicją ostatniego 16-lecia Niemiec było utrzymanie osiągniętego dobrobytu, co przyniosło samobójcze wręcz skutki, na czele z biernością sprawujących władzę”.

Sypie się infrastruktura wielkich miast, takich jak Berlin i Hamburg. W identycznym stanie są kolej i sieć połączeń drogowych. Zagrożony jest kluczowy przemysł motoryzacyjny.

„Założona w 2003 r. Tesla po 18 latach istnienia jest ponad dwukrotnie więcej warta niż Volkswagen, Daimler i BMW razem wzięte” – alarmuje z kolei biznesowy dziennik „Handelsblatt”. Wpływowy tytuł lobby przemysłowego ocenia: „Świat, w którym Niemcom tak długo żyło się, tak przyjemnie, już nie istnieje”. Niemiecka branża motoryzacyjna stoi przed perspektywą degradacji do roli podwykonawcy dostarczającego podwozia, karoserie i hamulce dla takich gigantów jak Apple. Dziś nikt nie potrafi przewidzieć, czy VW, Daimler i BMW utrzymają się na rynku. Przyczyna tkwi w opóźnieniach technologicznych. Zamiast projektować silniki elektryczne i autonomiczne samochody, niemiecki przemysł motoryzacyjny jeszcze do niedawna modernizował napęd dieslowski.

Inną z lansowanych bajek jest niemiecka wynalazczość i precyzja wytwarzania. Tymczasem niemieckie produkty nie są ani nowoczesne, ani niezawodne. Jednak politycy i duża część społeczeństwa wierzą nadal w bajki o przemysłowej doskonałości. W rzeczywistości RFN trapi niewydolność administracyjna wynikająca z chaosu kompetencyjnego pomiędzy władzami federalnymi i krajowymi, który przekłada się bałagan edukacyjny, innowacyjny oraz osłabiony klimat inwestycyjny. W takiej sytuacji poważna część środków pomocy epidemicznej dla biznesu została wydatkowana niezgodnie z przeznaczeniem. Zalanie rynku niebagatelną kwotą 127 mld euro nie przyniosło zakładanego skutku.

Kolejnym, wciąż nierozwiązanym problemem są nierówności społeczne i materialne pomiędzy dawnym NRD i zachodnimi landami. Pomimo 350 mld euro i upływu 31 lat, poziom rozwoju gospodarczego wschodnich Niemiec wynosi nadal 81 proc. średniej krajowej. W 2020 r. PKB per capita wyniósł na terenach dawnego NRD 32 tys. euro, a na zachodzie kraju – 42 tys. euro. Na wschodzie kraju 7,6 proc. ludności jest bezrobotne, podczas gdy na zachodzie – 5,6 proc. Obie części RFN są mocno zróżnicowane politycznie. Większość Niemców wschodnich jest bardziej krytyczna i sceptyczna wobec demokracji niż Niemcy zachodnie. Wiele osób z byłego NRD czuje się źle we wspólnej ojczyźnie, uważając się za dyskryminowanych obywateli drugiej kategorii.

Największym fiaskiem Merkel pozostaje jednak strategia energetyczna. Decyzja o zamknięciu elektrowni jądrowych i wygaszeniu sektora węglowego na rzecz generacji ze źródeł odnawialnych wpędziła gospodarkę w pułapkę bez wyjścia.

Zielony grzech pierworodny

W kwietniu 2021 r. Unia Europejska zatwierdziła wspólnotowe prawo klimatyczne. Zgodnie z kompromisową dyrektywą, państwa członkowskie do 2030 r. powinny zredukować emisje CO2 o 55 proc. Głównym celem pozostaje osiągnięcie neutralność klimatycznej, czyli zerowej emisji w 2050 r.

Angela Merkel ogłosiła zieloną strategię energetyczną w 2011 r. Od tego czasu budowa infrastruktury odnawialnych źródeł energii pochłonęła dziesiątki miliardów euro. Tymczasem w 2021 r. odchodząca z urzędu kanclerz może ogłosić pełne fiasko ambitnych planów.

Według danych Federalnego Urzędu Statystycznego, w pierwszej połowie tego roku z węgla, gazu ziemnego i atomu wygenerowano w Niemczech więcej energii elektrycznej niż ze źródeł odnawialnych. Największy wkład w bilans energetyczny wniosły likwidowane kopalnie i elektrownie węglowe. Obie odmiany, kamienna i brunatna, pozostają najważniejszymi źródłami energii w kraju, wyprzedzając nawet generację gazową.

Udział elektrowni węglowych w bilansie energetycznym Niemiec wyniósł 27,2 proc. Wiatrowe odpowiedniki dały 22 proc. energii. Ogólnie rzecz biorąc udział źródeł odnawialnych, takich jak wiatr, energia słoneczna i biogaz, spadł w miksie energetycznym o 11,7 proc. Kto, jak kto, ale Merkel stojąca na czele rządu musiała sobie zdawać sprawę z zielonej klęski dużo wcześniej, co tłumaczy gazowy grzech pierworodny. Chcąc ratować gospodarkę przed skutkami własnej, fatalnej decyzji, kanclerz konsekwentnie uzależniła Niemcy od rosyjskiego gazu.

Propagandową zasłonę dymną rzekomych sukcesów zielonej energetyki rozwiał boleśnie kryzys gazowy rozpętany przez Kreml. Niemieckie media ocknęły się tytułami „Dzięki Merkel będziemy mieli kosztowną zimę” lub „Musimy wydostać się z pułapki gazowej!”

„Bild” przypomniał sobie: „Eksperci od lat ostrzegali, że za gazociąg Nord Stream-2 trzeba będzie zapłacić ogromną cenę”. Jednostronna zależność gazowa Niemiec pozwala Putinowi wpływać na naszą politykę, jeśli nie zaczniemy grać według rosyjskich zasad. „Die Welt” wskazał bez ogródek na winę Merkel: „Mimo powszechnych protestów, cały czas popierała ten projekt, a teraz Putin kpi z milionów Niemców”. Nawet lewicowo-liberalny tygodnik „Die Zeit” nazwał kanclerz gazową maniaczką. To dzięki niej ​​Niemcy są zbyt zafiksowane na jednym nośniku energii, nadmiernie uzależniając się od gazu.

Były dysydent, pastor Markus Meckel, w wywiadzie dla rozgłośni Deutsche Welle zwrócił również uwagę na czynniki polityczne. Jego zdaniem, jeśli chodzi o Nord Stream-2, oprócz interesów gospodarczych ogromną rolę odegrało myślenie kanclerz o tradycji szczególnych relacji niemiecko-rosyjskich. Jednak Merkel popełniła błąd, nie wsłuchując się sąsiedzki głos Polski. Dlatego Meckel nazwał uzależnienie gazowe od Rosji: – grzechem pierworodnym niemieckiej polityki.

– To, co zaczął Gerhard Schroeder, świadomie kontynuowała Merkel, zawsze znajdując ponadpartyjne wsparcie SPD. Niestety, jak na razie nie widzę żadnego niemieckiego polityka, który mógłby zmienić gazowy kurs. Dlatego uważam, że nasza polityka nadal będzie zorientowana na Putina – wyjaśnił Meckel, cieszący się szczególnym autorytetem we wschodniej części kraju.

Gazu żąda niemiecki biznes

Próby wyjścia z gazowego uzależnienia nie będą podejmowane również dlatego, że nie życzy ich sobie wielki kapitał. Jeszcze przed wybuchem kryzysu cen i dostaw Gazpromu, między innymi koncerny Bayer i SAP zażądały od przyszłego rządu przedstawienia strategii osiągnięcia neutralności klimatycznej. Największe firmy Niemiec dały nowemu kanclerzowi 100 dni na opracowanie planu wykonawczego.

We wspólnym oświadczeniu opublikowanym tuż po wrześniowych wyborach do Bundestagu, 69 firm reprezentujących kluczowe sektory gospodarki, wezwało kolejny gabinet do przyspieszenia wprowadzenia energii odnawialnej. Apel podpisały, m.in. E.on, Bayer, SAP, ThyssenKrupp i Rossmann. Agencja DPA przypomniała, że sygnatariusze zatrudniają ponad milion osób w Niemczech i 5 milionów pracowników na całym świecie, a ich łączny obrót wynosi około biliona euro rocznie.

Prawda wygląda zupełnie inaczej. Faktem jest, że niemieckie i unijne przepisy premiują udział w zielonej transformacji finansowymi bonusami. Jednak niemiecki biznes nie może funkcjonować bez konwencjonalnych paliw, a szczególnie bez gazu. Taki jest światowy trend. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej dotacje rządowe do konsumpcji paliw kopalnych sięgają rocznie 400 miliardów dolarów. Udział węgla w globalnej generacji energii elektrycznej wynosi około 40 proc. Ropa naftowa i gaz ziemny dostarczają około 26 proc. energii, podczas gdy źródła odnawialne tylko 7 proc.

Bez rosyjskiego gazu Niemcy mogą zapomnieć nie tylko o przemysłowej rewolucji 4.0 ogłoszonej przez Merkel w 2018 r. Bez rosyjskiego surowca niemiecka gospodarka zostanie kompletnie sparaliżowana. W obawie przed taką ewentualnością Klaus Ernst i Peter Ramsauer, przewodniczący komisji niemieckiego Bundestagu ds. gospodarki i energetyki, w listopadzie wezwali do wcześniejszego uruchomienia rosyjskiego gazociągu Nord Stream-2. Jednocześnie skrytykowali współprzewodniczącą partii Sojuz-90/Zieloni Annalenę Berbock, która apelowała o niewydawanie zgody na uruchomienie gazociągu do czasu spełnienia wszystkich unijnych przepisów.

Głos Bundestagu poparł Komitet Wschodni Gospodarki Niemieckiej. Zdaniem wpływowej organizacji lobbystycznej, tylko Gazprom może zaoferować dodatkowe ilości paliwa w celu uspokojenia sytuacji niemieckiej gospodarki. Na żądania biznesu natychmiast odpowiedział przyszły kanclerz Olaf Scholz. W porozumieniu z przemysłem ogłosił, że rosyjski gaz stanie się długoterminowym partnerem energii odnawialnej. Według polityka SPD, w najbliższym czasie Niemcy rozpoczną budowę nowych elektrowni gazowych, które podwoją ich moc.

– Nowy rząd podejmie wszelkie działania legislacyjne, aby Niemcy nie borykały się z niedoborem energii elektrycznej i mogły wytwarzać wystarczającą ilość dla przemysłu i miejsc pracy – obiecał socjaldemokrata Scholz, biorąc udział w kongresie organizacji IG BCE, która skupia potentatów przemysłu wydobywczego, chemicznego i energetycznego. SPD zawarła w tym celu kompromis z zielonym koalicjantem. Przemawiając na tym samym kongresie, Annalena Baerbock nie sprzeciwiła się nowym elektrowniom gazowym.

Na tym nie koniec, Niemcy bowiem naciskają Komisję Europejską, aby uznała gaz za jedyne paliwo ekologiczne, alternatywne wobec źródeł odnawialnych. Berlin blokuje jednak w KE taki sam status atomu. Federalna minister środowiska Svenja Schulze odmówiła uznania energetyki jądrowej za przyjazną środowisku.

– Francja, Polska i sześć innych krajów europejskich stara się o ekologiczną markę energii jądrowej, jednak Niemcy nie poprą takich starań. Elektrownie jądrowe nie rozwiązują problemu zmian klimatycznych – powiedziała minister Schulze.

Takim stanowiskiem Berlin wypełnia najwyraźniej punkt tajnej umowy z Moskwą. Rosji, podobnie jak RFN, chodzi o gazowe uzależnienie Europy. Choć nie tylko. Gdy niemiecka gospodarka zasilona rosyjskim surowcem ruszy z miejsca, kluczowym problemem pozostaną rynki zbytu produkcji eksportowej. Dlatego Komitet Wschodni Niemieckiej Gospodarki wezwał nowy rząd Niemiec do promowania wspólnej przestrzeni ekonomicznej pomiędzy Lizboną i Władywostokiem.

Przewodniczący organizacji, a zarazem właściciel koncernu urządzeń hydraulicznych i pomp, Wilo Oliver Hermes zaapelował do Olafa Scholza o wznowienie szczytów UE-Rosja. To kolejne podejście Berlina, propozycję zorganizowania takiego spotkania z Putinem przedstawiła bowiem latem Angela Merkel. Tymczasem z góry wiadomo, że rosyjskim warunkiem otwarcia swojego rynku dla niemieckiego eksportu będzie zniesienie unijnych sankcji nałożonych na Moskwę po agresji na Ukrainę.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny