9.3 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Rok Bidena

Czy 7-procentowa inflacja pogrzebie szanse amerykańskiego prezydenta Joe Bidena na drugą kadencję?

Pierwszy rok prezydentury demokraty Joe Bidena wUSA wydaje się być wielkim sukcesem. Bezrobocie jest niskie – powstała rekordowa liczba nowych miejsc pracy: 6,4 mln. Jednak jest jeden poważny mankament – inflacja wynosi aż 7 proc. Poprzednio tak wysoka była w 1982 r., w pierwszym roku rządów Ronalda Regana. W ostatniej dekadzie inflacyjnym rekordem w USA było 3proc. w 2011 r. Republikanie atakują Bidena za to bezpardonowo. Nic więc dziwnego, że jego notowania spadają. Także rankingi zaufania konsumentów spadły do najniższego poziomu od dekady. Wysoka inflacja może nie tylko wysadzić całą gospodarczą politykę Bidena, ale również pozbawić go szans na reelekcję w 2024 r.

Ciąć wydatki

Biden ma plan. Chce być zapamiętany tak jak Franklin Delano Roosevelt, prezydent USA w latach 1933-1945, jedyny wybierany na ten urząd czterokrotnie. Uchodzi on za człowieka, który pokonał Wielki Kryzys. Nie jest to prawda. Ekonomiści po latach uważają, że jego wielki plan interwencji rządu opóźnił wychodzenie z kryzysu, a nie go pokonał. Wciąż jednak „Nowy Ład” (New Deal), jak nazywane są jego reformy, wspominane są jako remedium na kryzys. Biden miał swój wielki plan rządowych wydatków kosztujący rekordowe 2 bln dolarów. Teraz nawet jego ludzie, jak demokratyczny senator Joe Manchin, domagają się zatrzymania „planu Bidena” jako zbyt kosztownego i hamującego informacje. Podwyżki płac, które następują, są miłe dla ludzi. Jednak już towarzyszący im wzrost cen – nie.

Przedstawiciele Rezerwy Federalnej (FED), amerykańskiego odpowiednika Banku Centralnego, coraz głośniej mówią o podniesieniu stóp procentowych, po ponad dekadzie utrzymywaniu ich na poziomie zero procent. Stopy procentowe to nic innego jak cena pieniądza w banku. Im niższe są stopy procentowe, tym mniej opłaca się trzymać pieniądze w bankach, a bardziej inwestować. Wyższe stopy procentowe sprawiają, że raty kredytów są droższe. Jednak też mniej pieniędzy zaczyna krążyć po rynku. Analitycy Goldman Sachs uważają, że w tym roku nastąpią cztery podwyżki stóp procentowych. Biden ma dziś ten sam problem, co dużo rządów na całym świecie. Jak hamując inflację, nie dopuścić do zatrzymania wzrostu gospodarczego i tym samym powiększenia się bezrobocia.

Na razie bezrobocie wynosi tylko 3,9 proc. To tyle ile było przed pandemią koronawirusa na początku 2020 r. Gdy Biden obejmował urząd rok temu, było to 6,7 proc. Dziś w USA problemem jest brak rąk do pracy. W sytuacji, gdy jest ok. 10 mln ofert pracy, w listopadzie 4,5 mln pracowników złożyło wypowiedzenia. To największy współczynnik rezygnacji z pracy w historii USA. Nie wszyscy uważają, że to jest problem. – Dla pracodawców to jest zła wiadomość, ale pracownicy, którzy czują, że mają możliwość rzucenia pracy, której nie lubią i znalezienia lepszej, to naprawdę świetna sytuacja – komentował Dean Baker, współzałożyciel Centrum Badań nad Gospodarką i Polityką.

Według danych American Bankruptcy Institute tylko 3724 firmy złożyło w zeszłym roku wnioski oupadłość. To najmniej od co najmniej czterech dekad.

Inflację podkręcają ceny surowców. Cena ropy naftowej wzrosła od dnia inauguracji prezydentury Bidena o 62 proc. do 86 dolarów za baryłkę. To najwyższy poziom od 2014 r., o jedną trzecią większy niż zeszłej zimy.

Betonowe koło ratunkowe

– Amerykański plan ratunkowy był poważnym błędem politycznym, za który dziś ponosimy konsekwencje – uważa Douglas Holtz-Eakin, były dyrektor Biura Budżetowego Kongresu. – Biden podpisał to prawo, gdy gospodarka rosła o 6,5 proc. Nie trzeba było niczego i nikogo ratować – dodaje. Holtz-Eakin, który był głównym doradcą ekonomicznym kampanii prezydenckiej Johna McCaina w 2008 r., daje Bidenowi „trójkę z minusem” za jego działania na rzecz gospodarki. A były prezydent Donald Trump już oskarża Bidena o to, że zepsuł prosperity, którą on wypracował.

Amerykańskie PKB w 2021 r. wzrosło o około 5,6 proc. Był to najwyższy wzrost od 1984 r. Jednak na początku roku, zanim uchwalono plan Bidena, wskaźniki były lepsze. W trzecim kwartale 2021 r. wzrost PKB spowolnił. Wygląda jakby „plan Bidena”, zamiast zapewnić gospodarce turbodoładowanie, spowodował hamowanie ożywienia. Donald Trump ostrzegł w trakcie kampanii w 2020 r., że giełda załamie się, jeśli Biden zostanie wybrany. Ta przepowiednia okazała się tylko retoryką wyborczą. Indeks agencji ratingowej Standard & Poor 500 wzrósł o 19 proc. w pierwszym roku Bidena. Ten jednak niespecjalnie się tym chwali, jakby przeczuwając, iż zaraz mogą nastąpić wyraźne spadki. W styczniu ów wskaźnik zmniejszył się o 5 proc.

Część tego spadku to efekt przerzucania pieniędzy z giełdy w bezpieczniejsze formy lokaty – jak obligacje. Ich rentowność za rządów Bidena podniosła się z 0,13 proc. do 1 proc. A rentowność 10-letnich obligacji wynosi dziś 1,83 proc. i rośnie. To wszystko oznacza, że więcej pieniędzy będzie lokowane w bezpieczniejsze formy niż inwestowane w gospodarkę. A to z kolei odbije się na tempie wzrostu gospodarczego. Poza tym ludzie czują, że „coś niedobrego wisi w powietrzu”. Świetne dane dotyczące zatrudnienia i boom na giełdzie towarzyszą najgorszym wynikom nastrojów konsumenckich w ostatnim dziesięcioleciu. Badanie przeprowadzone przez Uniwersytet z Michigan dało wynik 67,4 w listopadzie 2021 r. i był to wskaźnik najniższy od 2011 r. Dla porównania, gdy Biden obejmował urząd, ów wskaźnik wynosił 79. Za spadek nastrojów, zdaniem badaczy odpowiada rosnąca inflacja i kolejna odsłona niekończącej się pandemii koronawirusa. Ludzie wyczuwają, że coś jest nie tak z otaczającą ich rzeczywistością. Spodziewają się pogorszenia sytuacji, a nie ostatecznego pokonania trudności.

To, co się wydarzy w USA, zależy w dużej części od tego, co nastąpi w Europie. Napięcie, które generuje groźba zaatakowania Ukrainy przez Rosję, odbija się w planach biznesowych wielu firm. Analitycy służb otwarcie już dają przecieki do mediów, że rosyjski dyktator Władimir Putin podjął decyzję o ataku na Ukrainę i czeka tylko na dogodny moment. Motywacja Putina jest prosta. Wewnętrzne problemy chce rozwiązać „małą zwycięską wojną”. Tuż po aneksji Krymu w2014 r. jego popularność wRosji sięgała 90 proc. Dodatkowo zniszczenie Ukrainy powoduje kryzys humanitarny na polskiej granicy i możliwy kryzys także w całej UE, która zapewne w ramach odwetu wprowadzi sankcje. Ta niestabilna sytuacja zniechęca wiele firm do podejmowania długoterminowych inwestycji. Nikt bowiem do końca nie wie, czy wojna rosyjsko-ukraińska będzie krótka, czy też stanie się preludium do globalnego konfl iktu.

Europa, po części USA, liczą na to, że to Chiny wymuszą na Putinie powstrzymanie się od ataku. Wojna w Europie będzie bowiem sprzyjać handlowi. Wszystko wyjaśni się w najbliższych tygodniach. Zdaniem analityków Putin może zaatakować po 20 lutego, gdy skończą się igrzyska olimpijskie w Pekinie.

Rok prezydentury Bidena niewiele wyjaśnił i dopiero 2022 r. przesądzi o tym, czy zmierzamy w stronę uspokojenia i powrotu do normalnego życia, i czy wstronę „czasu apokalipsy”.

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm