Od 15 lutego w Kanadzie panuje wprowadzony przez „liberalny” reżim Justina Trudeau stan wyjątkowy, który ma trwać 30 dni (z opcją przedłużenia). Stan wyjątkowy wprowadzono w celu pacyfikacji legalnego (co warto podkreślić) protestu w ramach „Konwoju Wolności”, z którym władze nie mogły sobie poradzić w normalny sposób.
Dla odmiany wprowadzenie stanu wyjątkowego było nielegalne, niespełnione bowiem zostały ustawowe warunki sformułowane w tzw. „Emergencies Act”, takie jak nagła i krytyczna sytuacja zagrażająca zdrowiu i życiu obywateli, z którą ponadto nie są w stanie poradzić sobie we własnym zakresie władze poszczególnych prowincji. To już pandemiczna histeria bardziej nadawała się na podkładkę i Trudeau pewnie pluje sobie w brodę, że nie zaprowadził państwa policyjnego od razu, dwa lata temu – albo, wzorem Macrona, nie przeniósł stosownych rozwiązań do „cywilnego” ustawodawstwa, dzięki czemu jego francuski odpowiednik mógł „na legalu” pacyfikować, a nawet zabijać „żółte kamizelki”. Swoją drogą, czy zauważyli Państwo, że największymi zamordystami bez skrupułów szczującymi policję i wojsko na własnych obywateli, okazują się niemal bez wyjątku rzekomi „liberałowie”?
Dziś jednak nie będę rozpisywał się o pałowaniu, gazowaniu, strzelaniu gumowymi kulami, szczuciu psami, rozjeżdżaniu ludzi transporterami i tratowaniu końmi, co mogliśmy zaobserwować w przekazach z ulic Francji, Belgii, Holandii, Australii czy ostatnio Kanady. Chciałbym natomiast zwrócić Państwa uwagę na pewien finansowy aspekt kanadyjskiego stanu wojennego (bo tak to należy określać) pokazujący z laboratoryjną precyzją, jak będzie wyglądał Nowy Wspaniały Świat, zafundowany nam po wdrożeniu Wielkiego Resetu, do którego namawia nieustająco Klaus Schwab ku zachwytowi liberalnych elit oraz (co nie dziwi) chińskiego przywódcy Xi Jinpinga. Otóż w ramach walki z „antyszczepionkową” reakcją wprowadzono w Kanadzie rządową dyrektywę, której efektem jest finansowa inwigilacja obywateli, wraz z sankcjami za nieprawomyślne wydawanie własnych pieniędzy. Banki oraz inne instytucje finansowe, takie jak ubezpieczalnie, firmy pożyczkowe, internetowe platformy crowdfundingowe lub obsługujące przelewy w rodzaju PayPala – słowem, wszystkie podmioty obracające pieniędzmi – mają na mocy rzeczonego rozporządzenia obowiązek zamrożenia na 30 dni kont, kart kredytowych i z reguły jakiegokolwiek dostępu do pieniędzy osobom i innym podmiotom wskazanym przez władze. Bez wyroku sądowego. Chodzi rzecz jasna o osoby i podmioty związane z „Konwojem Wolności” – lecz, żeby było jeszcze ciekawiej, władze nie muszą nawet wskazywać ich po imieniu (choć oczywiście mogą), to do banków i pozostałych instytucji należy bowiem ustalenie, czy ich klienci przypadkiem nie zeszli na złą drogę, uczestnicząc w protestach lub je wspierając. Podkreślmy: jedyną winą rzekomych złoczyńców było korzystanie ze swego obywatelskiego prawa do protestu, które wraz z wprowadzeniem stanu wyjątkowego nagle okazało się przestępstwem. Za pretekst do ogłoszenia tych drakońskich restrykcji posłużyła kanadyjskim „liberalnym” dzierżymordom „walka z terroryzmem”. Jak widać, „terroryzm” jest dobry na wszystko – nawet jeżeli sprowadza się do uczestniczenia w pokojowej, lecz niemiłej rządzącym demonstracji, podczas której wznoszono „nienawistne” hasła i głoszono „nieakceptowalne” poglądy. A które hasła i poglądy są „nienawistne” i „nieakceptowalne” ocenią każdorazowo właśnie ci rządzący do spółki z jakimiś samozwańczymi „liberalnymi” areopagami.
Dziś sytuacja wygląda więc tak, że mrożone są konta firm, których ciężarówki uczestniczyły w „Konwoju Wolności”, zawieszane są ubezpieczenia samochodów – ale też od własnych pieniędzy odcinani są zwykli ludzie. W dobie powszechnych płatności elektronicznych, kiedy coraz rzadziej trzyma się w domu większe ilości gotówki, oznacza to pozbawienie z dnia na dzień środków do podstawowej egzystencji. Wystarczy, że bank prześledzi, czy jego klienci nie wpłacili kilku dolarów na zbiórkę na rzecz protestujących. A jeżeli już znalazłeś się na takiej „czarnej liście”, to nikt nie udzieli ci nawet „chwilówki”, bo będzie to w oczach władz „wspieraniem terroryzmu”. Mamy więc do czynienia z czymś w rodzaju ekonomicznej „cancel culture” połączonej z chińskim systemem „kredytu społecznego” – wykluczaniem i „unieważnianiem” nieprawomyślnych obywateli poprzez zablokowanie im finansowych środków do życia.
Przypadek Kanady pokazuje, jak niebezpieczna dla wolności jest rezygnacja z gotówki i całkowite przejście na pieniądz elektroniczny – a także, dlaczego rządom i instytucjom finansowym tak bardzo na tym zależy. W świecie bezgotówkowego zamordyzmu wystarczyć będzie jedno kliknięcie, by uczynić dowolnego człowieka pariasem – i taka właśnie przyszłość jest nam szykowana przez „liberalne” elity. Na razie, w Kanadzie rozpoczął się „run” na banki i ludzie masowo wypłacają pieniądze w obawie przed blokadą. Pozostaje mieć nadzieję, że zapamiętają sobie tę lekcję na długo.