Rosyjska agresja otwiera przed Polską niespotykane od dziesięcioleci okno możliwości. Wstrząsy geopolityczne, militarne i ekonomiczne w skali globalnej, europejskiej i regionalnej, wytyczają nową drogę naszego kraju. Polskie władze już dziś muszą planować wykorzystanie próżni siły, wynikającej z marginalizacji Rosji, Niemiec i Francji oraz wzmocnienia obecności USA w Europie.
Nie lękajmy się
Polskie środowiska eksperckie, a za nimi media, koncentrują się na seryjnym produkowaniu zagrożeń wynikających z rosyjskiej agresji. Moment jest faktycznie trudny, bo należymy do wspólnoty zachodniej, która będąc obiektem ataku, została politycznie i biznesowo skorumpowana przez Rosję.
Nie możemy także zapomnieć o ekonomicznych i społecznych następstwach pandemii, która boleśnie uderzyła w globalną gospodarkę, której Polska jest integralną częścią. Dlatego zdecydowana większość analiz postrzega rzeczywistość, a zatem przyszłość, przez pryzmat negatywnych wyzwań. To już swoista gra w kumulację pesymizmu, która zapowiada nadejście bardzo ciężkich czasów. Najczęściej wymienianymi słowami są: zagrożenie, kryzys, ubożenie. Widzimy jedynie wojnę, inflację, zerwane łańcuchy dostaw wróżące deficyty produkcyjne i towarowe, a nade wszystko wspólny skutek. To zmniejszenie siły nabywczej, kłopoty z PKB, a więc tematy związane z dobrobytem Polaków.
Oczywiście zagrożenia są faktem, jednak tłumaczenie, że większość z nich jest wynikiem procesów od nas niezależnych i nie mamy na nic wpływu, jest fatalnym nieporozumieniem.
Wygłaszając prezydenckie orędzie z dziedzińca Zamku Królewskiego w Warszawie, katolik Joe Biden nieprzypadkowo odwołał się do Jana Pawła II, cytując fundamentalne wezwanie polskiego papieża: „Nie lękajcie się” – miał na myśli wiarę w zwycięstwo wolności nad rosyjską, a szerzej każdą tyranią.
Jednak dla Polski i Polaków zdanie naszego świętego powinno mieć bardzo praktyczny wymiar. Chodzi nie tylko o działanie już i teraz, a więc reakcję na wojnę. Przecież Jan Paweł II, który spoglądał na ludzkość z perspektywy 2 tysięcy lat chrześcijaństwa, myślał o wspólnej przyszłości. Widział skutki teraźniejszych wydarzeń, które nastąpią za dekady.
To jedyna prawidłowa ścieżka myślenia dla Polski. Koncentrując się na bieżących niebezpieczeństwach, nie możemy przeoczyć dziejowej szansy. Jest nią niezwykłe okno możliwości, które otworzyła przed nami, wprawdzie arcytrudna, ale jakże unikalna sytuacja. Musimy jedynie zmienić tok myślenia i postrzeganie. Raz stańmy na wysokości zadania i wyjdźmy ze stereotypu narodowych traum.
Upadek Rosji
Pod amerykańskim przywództwem świat zachodni, z trudem i w sposób daleki od ideału, odpowiedział jednak na rosyjskie zagrożenie. Mowa o sankcjach, które oddziałują dramatycznie na Rosję.
Odcięcie Rosji od globalnego systemu finansowego, a przede wszystkim zamrożenie rezerw walutowych, spowodowało na Kremlu szok, ponieważ Putin zapędził kraj w egzystencjalną pułapkę. Strategia mocarstwa surowcowego, z którą przyszedł do władzy, zamiast dobrobytu przy[1]niosła skutek odwrotny. Zastopowała jakiekolwiek reformy. 20 lat prezydentury kagiebisty, już cofnęło Rosję do poprzedniego stulecia w każdym aspekcie życia. Teraz upadłemu mocarstwu grozi powrót w wiek XIX.
Przekleństwo surowcowych gospodarek wypchnęło Moskwę z większości dziedzin globalizacji, sprowadzając do roli importera wszystkiego. Dlatego sankcje, równe strategicznemu embargu, rujnują nie tylko gospodarkę i Rosjan, ale przede wszystkim zatrzymują wszelką modernizację, co oznacza dramatycznie szybką degradację, grożącą rozpadem państwowości.
Przestaje funkcjonować logistyka i komunikacja. Brak łańcuchów dostaw paraliżuje przemysł zbrojeniowy i surowcowy, handel oraz usługi. W takiej sytuacji banknot rublowy staje się bezwartościowym świstkiem papieru.
Implikacje geopolityczne są nie do przecenienia. Jeśli Rosja z hukiem opuszcza globalną gospodarkę, traci dla świata jakiekolwiek znaczenie. Zamienia się w zamknięty rezerwat, a z agresora staje się zwierzyną łowną walczącą o przetrwanie. Jeszcze kilka miesięcy, a spod kontroli wyjdą byłe sowieckie republiki, nieodwołalnie kończąc marzenia o reaktywacji imperium lub choćby o utrzymaniu strefy wpływów. Powstającą w ten sposób próżnię siły od wschodu zapełnią Chiny. Prędzej czy później zamienią rosyjski Daleki Wschód oraz Syberię we własną kolonię.
Natomiast sama Rosja będzie musiała skoncentrować resztki potencjału na rozpaczliwej obronie przed wewnętrznym rozpadem. Pierwszy zbuntuje się Północny Kaukaz pozbawiony moskiewskich dotacji lojalnościowych. Tendencje odśrodkowe wesprze Turcja, realizująca projekt Imperium Osmańskiego 2.0. Następne w kolejce do niepodległości ustawią się regiony surowcowe, na czele z roponośnymi, gazowymi i węglowymi. Potem głowy podniosą elity pozostałych obwodów.
Bez względu na to, czy Rosja zmniejszy się do rozmiarów księstwa moskiewskiego Iwana Groźnego, czy zachowa integralność terytorialną, tendencje odśrodkowe i wojna elit o wpływy, zamienią Rosję z podmiotu w przedmiot stosunków międzynarodowych. Dla Polski najważniejsza będzie próżnia rosyjskiej siły oddziałującej na Europę.
Co stanowiło o niej dotychczas? Zależność energetyczna, potencjał militarny, zainteresowanie zagranicznych koncernów rosyjskim rynkiem oraz tranzytowe położenie ważne dla europejskiego handlu z Chinami. W najbliższych latach trzy z wymienionych czynników zanikną lub stracą na znaczeniu.
Wojna, która stopniowo wygasza import rosyjskich surowców energetycznych, przyspieszyła jedynie plan odejścia UE od paliw kopalnych. Bez względu na to, czy mowa o OZE, czy tak jak w przypadku Polski o energetyce jądrowej. Rezygnacja z rosyjskich paliw i tak była nieuchronna. W przypadku wymiany handlowej Rosja pozbawiona dochodów surowcowych nie ma czym płacić. Jeśli chodzi o inwestycje i lokalizację produkcji, właśnie utraciła wiarygodność partnera i status perspektywicznego rynku.
Pozostaje jej tylko arsenał jądrowy, ale tylko do czasu, gdy Kreml utraci technologiczną możliwość utrzymania triady w gotowości. Za kilka lat Rosja lub szereg państw powstałych na jej gruzach zostanie sprowadzonych do rangi korytarza żyjącego na koszt tranzytu europejsko-chińskiego handlu. Nie będą to sute dywidendy.
Jedyną alternatywą staną się koncesje, czyli oddanie w międzynarodową dzierżawę bogactw naturalnych. Jednak nauczone ukraińskim doświadczeniem globalne firmy będą jedynie eksploatować, a nie przetwarzać surowce.
Koniec niemieckiej Unii Europejskiej
Z punktu widzenia Polski, największe okno możliwości otwiera koniec niemieckiej UE. Co ma z tym wspólnego Rosja i wojna w Ukrainie? Wszystko. Dziś Berlin opiera swoją dominację w Europie na sile ekonomicznej. Tę zaś zapewniał pakt energetyczny z Rosją. Gaz i ropa naftowa płynęły do Niemiec po preferencyjnej cenie oraz w ilościach odpowiednich dla funkcjonowania konkurencyjnej gospodarki eksportowej o globalnym zasięgu.
Drugim sojusznikiem Putina jest Francja. Dla upadłego mocarstwa nad Sekwaną Moskwa jest kluczowym partnerem, dzięki któremu dzięki któremu Paryż równoważy rosnącą potęgę Niemiec, zachowując jednocześnie miejsce unijnego decydenta. Manipulowanie europejskim bezpieczeństwem poprzez konszachty z Rosją stanowi od połowy lat 30. XX w. popisowy numer Pałacu Elizejskiego. Próżnia rosyjskiej siły doprowadzi więc do natychmiastowych problemów i utraty wagi duetu Berlin – Paryż w Europie. Ewentualna reorientacja ekonomiczna, energetyczna i polityczna potrwa lata, negatywnie wpływając na kondycję całego Eurolandu.
Jeśli niemiecki PKB wyhamuje, Berlin automatycznie straci pozycję kredytora gospodarek strefy euro. Albo dotychczasowe porozumienie walutowe przejdzie poważną ewolucję, albo wspólna euro przestanie funkcjonować.
W obu przypadkach największe straty poniesie Berlin, Europejski Bank Centralny jest bowiem filią Bundesbanku. Skupuje francuskie, włoskie, hiszpańskie i greckie obligacje dłużne na koszt niemieckiego podatnika. Kłopoty strefy euro oznaczają również koniec niemieckiego drenażu gospodarczego państw członkowskich, sprowadzonych do roli rynków konsumenckich niemieckiej produkcji. W takiej sytuacji oś niemiecko-francuska nie przetrwa kryzysu, co z kolei doprowadzi do ogromnej próżni siły w całej Unii, decydując o jej przyszłości.
Niemcy i Francja pozbawione rosyjskiego potencjału, nie będą w stanie forsować wizji ścisłej integracji europejskiej, która straci sens. Bardziej prawdopodobnym scenariuszem będzie regionalizacja Zjednoczonej Europy, która zachowa potencjał kontynentalnej platformy ekonomicznej państw członkowskich.
W takich warunkach ostateczne fiasko poniesie projekt unijnej autonomii bezpieczeństwa, czyli stabilnej współpracy od Lizbony do Władywostoku. Napadając na Ukrainę, Rosja przekreśliła za jednym zamachem obie koncepcje.
Dziś strach w Europie jest zbyt silny, aby jakiekolwiek państwo zaufało z jednej strony Moskwie, a z drugiej militarnym fantasmagoriom Paryża i wątpliwej potędze ekonomicznej Berlina. Wspólnej armii UE, jak było, tak nie będzie, a jedynym parasolem militarnym chroniącym stary kontynent przed wschodnią destabilizacją pozostaną USA.
Procesy zachodzące w UE, na czele z osłabieniem niemieckiej dominacji wzmocnią rolę sojuszy regionalnych, takich jak V-4 lub bałkańska (serbsko-macedońsko-albańska), czy strefa Schengen. Dlatego jednym z głównych wygranych stanie się Europa Środkowa lub szerzej według kryteriów starej UE, nowa Europa. A jeśli tak, ogromnemu wzmocnieniu ulegnie nasz potencjał.
Okno polskich możliwości
Pierwsze, lecz fundamentalne doświadczenie wynikające z rosyjskiej agresji mówi o braku takiej polityki UE, na której może polegać Polska. Wbrew nośnej nazwie, Europa wcale nie jest zjednoczona. To zlepek narodowych interesów, porządkowanych opcjami narzucanymi przez Niemcy i Francję. Dlatego każde wspólne stanowisko nabiera cech zgniłego, a więc bezsilnego kompromisu.
Zbyt wielkie są sprzeczności, które wynikają z diametralnie różnej oceny zagrożeń, strat i zysków. Jest to zarówno wynik odmiennych do[1]świadczeń historycznych, jak i położenia geograficznego. W przypadku Rosji europejskie bezpieczeństwo rozwadnia tygiel uwikłań biznesowych oraz bagno korupcji politycznej i ekonomicznej zachodnich elit. W takim przypadku na pomoc Niemiec, Francji możemy liczyć tylko w przypadku zbieżności interesów. Na gwarancje „tyle, o ile” Polska nie może sobie pozwolić.
W takiej sytuacji wzmocnienie własnej pozycji regionie, a szerzej w całej Europie jest dla Polski kluczową kwestią. Teraz właśnie nadeszła odpowiednia chwila na przechwycenie inicjatywy. Berlin, a szczególnie Paryż, są skompromitowane sojuszem z Rosją. Tymczasem Warszawa, niezależnie od rządzącej aktualnie opcji politycznej, ostrzegała o zgubnych skutkach przyjaźni z Putinem.
Moralna, ale przede wszystkim polityczna racja Polski w sprawie rosyjskiego zagrożenia, to najlepszy moment na projekty integracji regionalnej oraz reform UE i NATO. Mamy ku temu atuty, których po[1]zbawieni są europejscy oponenci.
Po pierwsze, mozolne prace nad zapewnieniem suwerenności energetycznej, a szczególnie gazowej, przynoszą efekty. Inicjatywa Trójmorza, z gazociągiem Baltic Pipe i gazoportem zaopatrywanym przez USA oraz Katar i Arabię Saudyjską są gwarancjami niezakłóconego rozwoju gospodarczego Polski i całego regionu.
Po drugie, Polska nie jest ściśle związana biznesowo z Rosją. Negatywne doświadczenia doprowadziły do geograficznej reorientacji naszej gospodarki. Dokonywała się latami, ze szczególnym uwzględnieniem okresu 2014-2022. Dziś nie jesteśmy tak wrażliwi na rosyjski odwet i nie ponosimy w wyniku sankcji takich strat, jak stara UE na czele z Niemcami i Francją. Zapewniamy sobie w ten sposób potencjał wzrostowy.
Po trzecie, z tego samego powodu zwiększa się nasza atrakcyjność dla strefy euro. Już dziś jesteśmy czołowym partnerem gospodarczym Berlina. Bez polskiej kooperacji niemiecki biznes, a zatem PKB, staną przed jeszcze większymi wyzwaniami. Tylko Polska wraz z rynkami Środkowej Europy może zrekompensować straty rosyjskie. Od lokalizacji produkcji, przez inwestycje, po konsumpcję.
Po czwarte zrównoważona polityka ekonomiczna prowadzona od czasu transformacji 1989 r. doprowadziła do korzystnej sytuacji. Nasza gospodarka osiągnęła rozmiar i potencjał, który pozwala Polsce odgrywać rolę regionalnego integratora. Sprzyja temu położenie geograficzne, umożliwiające nie tylko aktywną współ[1]pracę ze wschodu na zachód, ale także z północy na południe, czyli pomiędzy basenami Morza Bałtyckiego – Czarnego – Śródziemnego.
Po piąte, polski potencjał wzrostowy może ulec dalszemu wzmocnieniu ścisłą kooperacją z Ukrainą. Nasz wschodni sąsiad posiada odpowiednie zasoby ludzkie oraz intelektualne. Zakończenie wojny stworzy perspektywę naszego udziału w odbudowie i rekonstrukcji ukraińskiej gospodarki. Współpraca polsko-ukraińska jest również szczególnie ważna w zapewnieniu wspólnego bezpieczeństwa. Od energetycznego, przez żywnościowe, po militarne. W ostatnim przypadku chodzi o możliwości kooperacji przemysłów zbrojeniowych i wspólne możliwości obronne.
Po szóste dysponujemy amerykańskimi gwarancjami militarnymi. Przykłady Zachodnich Niemiec z okresu zimnej wojny lub obecnej sytuacji Korei Południowej wskazują, że status państwa frontowego nie stoi w żadnej opozycji do gospodarczej prosperity.
Co więcej, obecność amerykańskich lub natowskich baz wojskowych stajnie się szybko wartością dodaną i bodźcem rozwojowym gospodarki. Kiedy Donald Trump zapowiedział wycofanie z Niemiec 10 tys. żołnierzy, Berlin ostro zaprotestował. Nie bał się jednak o bezpieczeństwo, tylko o straty finansowe wyceniane na miliardy euro rocznie. Bazy to miejsca pracy, obroty handlowe, usługowe oraz infrastruktura, szczególnie na szczeblu lokalnym.
Wykorzystać otwarte okno
Aby nadal budować polski dobrobyt, wykorzystując geopolityczne wstrząsy, Polska musi spełnić kluczowe warunki. Potrzebujemy silniejszej pozycji politycznej w Europie. Pytaniem kluczowym jest sposób instytucjonalizacji. Czy Polska winna starać się o zwiększenie decyzyjnego udziału w dotychczasowej UE, czy też stawiać na regionalną integrację ekonomiczną, wojskową i polityczną?
Wydaje się, że oba cele są do pogodzenia. Tak czy inaczej, wykorzystując konflikt ukraiński, Warszawa powinna rozpocząć proces rekonstrukcji UE i NATO, tak aby dostosować obie organizacje do reagowania na wyzwania bezpieczeństwa. Chodzi o przestawienie europejskiego punktu widzenia z korzyści, które niosły współpraca z Rosją, na zagrożenia, jakie generuje.
W tym celu potrzebna jest gruntowna zmiana nastawienia zachodniej opinii publicznej, o środowiskach eksperckich i biznesowych nie wspominając. Elity polityczne starej UE muszą postrzegać teraźniejszość i przyszłość Europy, patrząc przez pryzmat Warszawy, a nie Moskwy. Bezpieczeństwo Polski ma być kluczem europejskiej stabilności, a więc stabilna Polska ma być uznana za klucz unijnego bezpieczeństwa.
Tylko taka zmiana optyki zagwarantuje utrzymanie sankcji, które zniszczą rosyjski imperializm i umożliwią proces detotalitaryzacji elit władzy i społeczeństwa. Takiej zmiany mentalności Rosjanie nie przeszli po rozpadzie ZSRS. Putin, podobnie jak nazizm, nie pojawił się znikąd.
Przejęcie inicjatywy w UE zapewni Europie powrót do wartości cywilizacyjnych, którymi chlubi się na pokaz, w rzeczywistości nie robiąc nic. Chodzi o tak elementarne pojęcia, jak solidarność, równość i obrona demokracji. Bez wyrwania Unii z marazmu, nie ma mowy o naprawdę zjednoczonej Europie.
Aby osiągnąć taki rezultat, Polska musi awansować w hierarchii amerykańskiej strategii globalnej. Dwustronny sojusz oraz amerykańskie zobowiązania w ramach NATO to już dla nas zbyt mało. Wykorzystajmy fakt, że Waszyngton jest zaangażowany w rywalizację, a być może nieodległy konflikt z Chinami, w stopniu większym niż w Europie. Stąd wynika niechęć Joe Bidena do otwierania dwóch frontów naraz.
Negocjujmy z Białym Domem status Polski, jako depozytariusza amerykańskiej siły w Europie. Nie chodzi jedynie o bazy USA, ale o taką konstrukcję wzajemnych relacji, która pozwoli Stanom Zjednoczonym uzbroić Polskę po zęby, wyposażając naszą armię w najnowocześniejszy sprzęt.
Stąd wypłynie potrzeba lokalizacji amerykańskich inwestycji, szczególnie zbrojeniowych. W efekcie nasza armia powinna stać się nie tylko instrumentem obrony kraju, ale także filarem polityki siły UE i NATO w Europie Środkowej i Wschodniej. Na bazie wspólnego zagrożenia przez Rosję oraz realnej możliwości porzucenia przez starą UE, maksymalnie zacieśniajmy regionalną współpracę. We wszystkich obszarach i ze wszystkimi chętnymi. Być może nasza część Europy dojrzeje do zjednoczenia w postaci formalnego sojuszu wojskowego lub ekonomicznej konfederacji. Chętni do takiej współpracy o różnej prędkości są. Od Skandynawii, przez republiki bałtyckie, po Zachodnie Bałkany. Najważniejsze, aby polskie inicjatywy integracyjne obejmowały Ukrainę oraz Turcję. Trzymajmy UE w stałym napięciu, czyniąc z akcesu Kijowa i Ankary stały punkt agendy. Budujmy wokół niego koalicje.
Polska silna regionem zapobiegnie próbom niemiecko-rosyjsko-francuskiej recydywy. Warszawa nie może ukrywać celu, jakim jest uniemożliwienie uprawiania z Moskwą polityki „biznes jak zwykle”. Wręcz przeciwnie, regionalna i europejska rekonstrukcja siły musi odbywać się pod hasłem: – Nigdy więcej trójkąta Berlin-Moskwa-Paryż.
Aby jak najdłużej utrzymać okno możliwości otwarte i spełnić zakładane cele, równie ważne jest przewartościowanie wewnętrzne. Nowa polityka międzynarodowa Polski musi być oparta na bardzo szerokim konsensusie, który nie będzie dotyczył tylko elit politycznych ale całego społeczeństwa. Każdy Polak powinien być świadomy stawki, poczynając od budowy skutecznej obrony, aż do starań o nowe, silniejsze miejsce naszego kraju w Europie i na świecie.
Aby tak się stało, nie powinniśmy działać w poczuciu abstrakcyjnej misji. Nie składajmy po raz kolejny w historii polskiej ofiary na ołtarzu wolności i demokracji. Wręcz odwrotnie. Nasze cele wynikają z pragmatycznej odpowiedzialności za kraj. Przeznaczajmy każdą złotówkę na silną armię i jeszcze więcej na silniejszą gospodarkę.
Wytłumaczmy sobie wreszcie, że przestajemy się jedynie bronić i wychodzimy przed szereg, po to, aby kreować zbiorowy system bezpieczeństwa. Pora na działania ofensywne w kontaktach dwustronnych, na forum unijnym i globalnym. Kierujmy się jednak wyłącznie naszymi interesami, w poczuciu, że tylko silna Polska zagwarantuje bezpieczeństwo własnym obywatelom, stając się zarazem gwarantem stabilności europejskiej i globalnej demokracji.