Niezrażony tym, że ekspresowe tempo wprowadzania Polskiego Ładu przyniosło opłakane skutki polityczne i społeczne, rząd przyjmuje kolejne zmiany w jeszcze większym pośpiechu.
Polskie prawo podatkowe zmienia się niczym w kalejdoskopie, choć kalejdoskop ma przynajmniej do siebie to, że tworzy nowe, ciekawe dla oka układy i konstelacje. W przypadku zmian w podatku dochodowym od osób fizycznych, które przez ostatnie kilka lat proponuje Prawo i Sprawiedliwość ciężko zaś doszukać się finezji i polotu.
Kolejne modyfikacje wprowadzane na przestrzeni zaledwie kilkunastu miesięcy sprawiają, że obywatele przestają ufać, że władza rzeczywiście potrafi tworzyć dobre przepisy.
Katastrofa do przewidzenia
Wielką katastrofę Polskiego Ładu można było przewidzieć jeszcze zanim wszedł w ogóle w życie. Ekspresowe tempo prac, brak szerokich konsultacji, ponad 700 stron zagmatwanych przepisów, nieprofesjonalni i nieposiadający odpowiedniego przygotowania twórcy – ta wybuchowa mieszanka zwyczajnie nie mogła przynieść pozytywnych skutków. W efekcie zamiast wielkiego sukcesu i „programu, na którym zyska 18 mln Polaków” mieliśmy gorączkowe poszukiwanie winnych wynikłego chaosu już w pierwszym tygodniu po Nowym Roku. Ostatecznie głowami za Polski Ład zapłacili minister finansów Tadeusz Kościński oraz wiceminister Jan Sarnowski, choć w gruncie rzeczy to nie im należałoby przyznać pełne sprawstwo największego od wielu lat podatkowego bałaganu. Pomysłodawcą i zleceniodawcą całego przedsięwzięcia był premier Mateusz Morawiecki, który sprytnie schował się za podwójną gardą młodocianych wiceministrów, mających w fazie promocji Polskiego Ładu w mediach swoje „pięć minut” pomstowania na neoliberalizm i buńczuczne zapowiedzi położenia kresu pewnej epoce w polskiej gospodarce.
Jak się okazało, zamiast kresu epoki neoliberalizmu szybciej nastąpił kres epoki Patkowskiego, Sarnowskiego i Kościńskiego, a ich miejsce zajął wiceminister Artur Soboń. Z dnia na dzień stał się on twarzą nowych zmian, którym można wróżyć zdecydowanie lepszy efekt niż pierwotnemu planowi, przy którym znaczny udział miał także Polski Instytut Ekonomiczny. Zdecydowano się m.in. zlikwidować sławetną ulgę dla klasy średniej oraz obniżyć stawkę PIT do 12 proc. Dokładnych zapisów prawnych wciąż jeszcze nie poznaliśmy, lecz zgodnie z zapowiedziami mają one powstać niebawem, tak aby rozliczenia za 2022 r. były dokonywane według nowych zasad.
O stanie polskiego systemu podatkowego świadczy najlepiej to, iż obecnie nie wiadomo jeszcze do końca, czy w jednym roku podatkowym nie będą obowiązywały aż trzy różne systemy rozliczeń PIT. Zapowiadana na 1 lipca nowelizacja prawa, mająca skorygować wcześniejsze błędy, zawiera bowiem wciąż zapisy, które pozostawiają wiele wątpliwości. Tak naprawdę nie wiadomo, czy „stare” przepisy Polskiego Ładu zostaną zniesione już na dobre czy też rozporządzenie z 7 stycznia zachowuje wciąż swoją moc i umożliwia indywidualny wybór sposobu rozliczenia.
Kolejny wiceminister do odstrzału
Znamienne pozostaje to, że po dymisji Tadeusza Kościńskiego na stanowisku ministra finansów pozostaje wciąż wakat. Fakt ten można interpretować na wiele różnych sposobów, jak choćby tak, że zapewne niewiele jest chętnych do tego, żeby brać na siebie odpowiedzialność za posprzątanie po Polskim Ładzie. Wakujące stanowisko przy wdrażaniu kolejnej istotnej zmiany pokazuje natomiast z całą mocą, że najbardziej decyzyjną osobą w zakresie wyznaczania ogólnych ram prawa podatkowego pozostaje wciąż Mateusz Morawiecki, który przecież przed objęciem funkcji premiera sam był ministrem finansów. Szef rządu w bardzo sprytny sposób testuje kolejne rozwiązania, zdejmując z siebie bezpośrednią polityczną odpowiedzialność za kolejne niepowodzenia. Nowy minister finansów zostanie zaś zaprzysiężony już po podjęciu najważniejszych podatkowych decyzji na kolejne lata.
Wiceminister Artur Soboń powiedział niedawno w jednym z wywiadów: – Nie powiem, że nigdy już nie będzie żadnych zmian, ale to, co proponuję, nie jest zmianą epizodyczną na rok 2022, tylko zmianą, która będzie również podstawą naszego rozliczenia rocznego w przyszłym roku. Zastrzeganie już na samym wstępie, że nowe przepisy mają dość niepewny status i dotyczą co najwyżej kolejnego roku to chyba najgorsze, co może paść z ust przedstawiciela rządu w takim momencie. Rzecz jasna, po blamażu Polskiego Ładu potrzeba błyskawicznych działań, tak aby uratować bieżący rok podatkowy. To, czego brakuje w obecnej sytuacji najbardziej to jednak wprowadzenia perspektywy – długofalowej, wieloletniej.
Spektakularna porażka, za którą posadą zapłacili Kościński i Sarnowski powinna była już dawno skłonić rząd do deklaracji, że po wprowadzeniu najbardziej pilnych modyfikacji konieczne będzie wprowadzenie nowej reformy podatkowej, nad którą prace będą jednak rozłożone na kilka lat. Dobrych ustaw zwyczajnie nie da się napisać na kolanie i przepchnąć przez sejm w kilka tygodni, a w działanie tego rodzaju magicznych procedur uwierzyła rządząca koalicja. Niestety, w trakcie tej kadencji nie da się już stworzyć odpowiedniego prawa podatkowego, a przynajmniej takiego, które zasługiwałoby na górnolotne określenia, którymi szafowano przy okazji wprowadzania w życie Polskiego Ładu.
Wojenna zasłona
Społeczny odbiór podatkowej galopady z pewnością nie był tak gwałtowny, jak mógłby być, gdyby nie wojna na Ukrainie. Z dnia na dzień Polacy zostali postawieni przed zupełnie innymi problemami, które przyćmiły swoją skalą wszystko to, co w normalnej sytuacji stanowiłoby wielotygodniową pożywkę dla mediów. Zanim 24 lutego Rosja ruszyła na Ukrainę, klapie Polskiego Ładu poświęcano naprawdę sporo czasu, co przekładało się na wyniki w sondażach. Drugiego tak komfortowego wyjścia z nieudanej reformy podatkowej zapewne już nie będzie, dlatego na wiceministrze Soboniu spoczywa naprawdę spora odpowiedzialność. Łatanie dziur w istniejącym systemie to niełatwe zadanie, a w szczególności, jeśli wedle ostatnich zapowiedzi podatnicy mają mieć możliwość wyboru między starymi a nowymi zasadami rozliczeń.
Firmujący nowe zmiany Artur Soboń wyraża przekonanie, że są one na tyle korzystne i dobrze przygotowane, że zamiast pierwotnego planu wprowadzenia ich w życie dopiero od 1 stycznia 2023 roku, rząd chce, aby działały już od 1 lipca. Jeśli rządzący nie chcą popełnić kolejnego fatalnego dla siebie błędu, powinni nowy projekt przestudiować pod każdym możliwym względem, gdyż margines błędu właściwie już się skończył. Poprawianie poprawek po Polskim Ładzie byłoby już nie tyle wydarzeniem komicznym ile tragicznym.
Wedle zapewnień rządu nowe zmiany w podatku PIT powstały w wyniku dialogu m.in. z biurami podatkowymi, księgowymi czy też przedsiębiorcami. Efekty tego dialogu poznamy już niedługo, lecz biorąc pod uwagę, że oficjalnie przeznaczono na niego zaledwie dziewięć dni, trudno spodziewać się tak dobrych efektów, jakie reklamuje wiceminister Soboń. Niestety, wszystko wskazuje na to, że i tym razem zaledwie siódmego dnia po wprowadzeniu zmian okaże się, że ministerstwo będzie musiało wydać nowe rozporządzenie, gdyż cały projekt będzie zawierał kolejne luki. Przy tym tempie zmian wydaje się to wręcz nieuniknione.