Od chwili napaści na Ukrainę w tajemniczych okolicznościach śmierć poniosło ośmiu rosyjskich oligarchów. Większość dorobiła się majątku w sektorze naftowo-gazowym. Liczba zgonów, czas, w którym nastąpiły oraz branża wskazują, że nie był to zbieg okoliczności. Wręcz przeciwnie, inne poszlaki świadczą, że morderstwa są tylko początkiem czystki beneficjentów państwowego kapitalizmu. Czy pacyfikacja świadczy o narastającym buncie elit przeciwko Kremlowi?
Epidemia samobójstw 18 kwietnia w Moskwie popełnił samobójstwo 50-letni oligarcha Władysław Awajew. Trzy dni później w dalekiej Katalonii skończył ze sobą multimilioner, 55-letni Siergiej Protasenia. Co oprócz zbieżności czasowej łączy obie tragedie?
Awajew to były wicedyrektor jednej z kluczowych instytucji finansowych Rosji. Przez Gazprombank przepływa rzeka dolarów i euro pochodzących z eksportu błękitnego paliwa. Natomiast Protesenia przez lata był głównym księgowym i wiceprezesem giganta naftowego Novatek. Sprzedaż ropy zajmuje drugie miejsce na liście walutowych dochodów Kremla. Bez wpływów surowcowych rozdział wydatków rosyjskiego budżetu jest uboższy o 60 proc.
Obaj samobójcy byli niezwykle bogatymi ludźmi w kwiecie wieku. Żyli od lat w luksusie, który dała im przynależności do elit państwowego kapitalizmu. Musieli spełniać kluczowe kryterium – warunkiem zdobycia majątków liczonych w setkach milionów dolarów było czynne wsparcie reżimu Putina.
Jednak najbardziej przerażającą zbieżnością jest fakt, że obaj dokonali samobójstw rozszerzonych. Informacje medialne na temat przebiegu zdarzeń w Moskwie i w hiszpańskim miasteczku Lloret de Mar to wstrząsająca kalka. Obaj Rosjanie przed własną śmiercią zabili najbliższe osoby – żony i córki. Dokładna kopia przebiegu zdarzeń każe zatem wątpić, że sami targnęli się na życie. Wskazuje za to na udział osób trzecich. Czy demonstracyjnie identyczny sposób dokonania morderstw był zamierzony, stanowiąc brutalny sygnał ostrzegawczy?
W każdym razie śmierć Awajewa i Protaseni zwróciła uwagę opinii publicznej na podobne zdarzenia. Przegląd faktów ujawnił, że już pod koniec stycznia, a więc przed rozpoczęciem wojny, samobójstwo popełnił inny top menedżer gazowego giganta. 60-letni Leonid Szulman wiele lat odpowiadała za bezpieczeństwo Gazprom Inwest Holdingu. To spółka-córka koncernu, która odpowiada za finansowanie projektów inwestycyjnych, pozyskiwanie kapitałów oraz przejęcia własnościowe. W liście pożegnalnym Szulman oświadczył, że targnął się na życie z powodu nieznośnego bólu złamanej nogi. Kontuzji nabawił się, ponieważ wcześniej stał się ofiarą napadu i pobicia przez nieznanych sprawców.
Z kolei dzień po tym, jak Kreml wydał rozkaz najazdu na Ukrainę, w Petersburgu samobójczą śmierć wybrał Aleksander Tiuliakow. Były menedżer Gazpromu powiesił się w parku. Trzy dni później, a więc 28 lutego bliscy znaleźli innego wisielca. Okazał się nim magnat gazowy i naftowy ukraińskiego pochodzenia Michaił Watford. Zakończył życie w garażu swojej posiadłości w brytyjskiej miejscowości Surrey.
Miesiąc później (24 marca) w Niżnym Nowogrodzie rozszerzone samobójstwo popełnił Wasilij Mielnikow. Działał w branży medycznej. Jego firma MedStom zakończyła poprzedni rok na mocnym plusie dzięki wielomiliardowym zamówieniom państwowym. Mimo tego Mielnikow postanowił zakończyć życie, a na tamten świat zabrał ze sobą żonę Galinę i dwóch małych synów.
W tragiczną serię wpisał się przypadek Andrieja Krukowskiego. W wieku 37 lat był dyrektorem elitarnego centrum narciarskiego Krasnaja Polana w pobliżu Soczi. To właśnie do tego ośrodka Władimir Putin zapraszał na wypoczynek swoich zagranicznych przyjaciół i gości. Według gazety „Kommiersant”, 2 maja Krukowski odpadł od ściany klifu podczas górskiej wędrówki.
I wreszcie 9 maja nieoczekiwanie zmarł były dyrektor paliwowego giganta „Łukoil” Aleksander Subbotin. Zgodnie z informacjami rosyjskich mediów, miliarder miał problemy z alkoholem. Po kolejnym nadużyciu trunku leczył kaca u znanego uzdrowiciela. Szaman z Jakucji wyganiał z Subbotina uzależnienie czarami oraz jadem azjatyckiej żaby. Tym razem zabieg miał doprowadzić do zatrzymania krążenia i śmierci pacjenta.
Kto będzie następny? Takie pytanie zadają tytuły na całym świecie, zgodnie stawiając diagnozę. Seria tajemniczych zgonów nie jest dziełem przypadku lub nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Przebieg i częstotliwość zdarzeń, a zwłaszcza fakt, że większość samobójców dorobiła się majątku w sektorze energetycznym, wskazuje raczej na mafijną dintojrę.
Choć media raczej zadają pytania, kto i dlaczego stoi za tajemniczymi samobójstwami, które pozostawiają bez odpowiedzi, na kremlowski ślad wskazuje zachowanie rosyjskich środków masowego przekazu. Podobnie, jak w przypadku innych mordów politycznych dokonanych przez służby Putina, tworzą głównie informacyjny szum. Polega na kierowaniu uwagi opinii publicznej na fałszywe tropy w ilości hurtowej. Na przykład wylęgarnia trolli „Cargrad” twierdzi, że dramatyczna sekwencja jest podobna do serii samobójstw zamożnych ludzi na całym świecie, która miała miejsce po kryzysie finansowym 2008 r. Wtedy również ludzie, którzy stracili fortuny, odbierali sobie życie. Z kolei portal RBK i gazeta „Kommiersant” ograniczają się do przekazywania komunikatów policji. Udowadniają, że za zgonami stoją przyczyny osobiste. Od nałogów jak w przypadku Subbotina, przez nawroty depresji, po niesnaski rodzinne wywołane posiadaniem kochanek i kochanków. Brzmi równie nieprzekonująco, jak fałszywe tropy po zabójstwie Aleksandra Litwinienki i próbach zamordowania Siergieja Skripala oraz Aleksieja Nawalnego.
Operacja „Tabakierka”?
Ważną przesłanką są fakty, które umknęły międzynarodowej opinii publicznej. Chodzi o równie zaskakującą serię ucieczek z kraju majętnych i znanych Rosjan. Co najważniejsze są to ludzie wysoko ulokowani w piramidzie władzy. Do wybuchu wojny ich nazwiska znajdowały się wśród osób uważanych za funkcjonariuszy, jeśli nie pupili Kremla. Jako pierwszy ojczyznę opuścił top menedżer narodowego przewoźnika Rosji – Aerofłotu. Od 2018 r. Andriej Panow był zastępcą dyrektora generalnego do spraw strategii i marketingu. 14 marca 2022 r. poinformował w Twitterze, że wobec samobójczej napaści na Ukrainę, nie widzi dla siebie w kraju żadnych perspektyw. Dlatego uciekł z Rosji wraz z rodziną.
W kwietniu zbiegł z Rosji wiceprezes Gazprombanku Igor Wołobujew. Przypomniał sobie, że jest Ukraińcem i zadeklarował, że z bronią w ręku weźmie udział w obronie ojczyzny. W wywiadzie dla „The Insider” potwierdził, że jego kolegę Awajewa zamordowano.
Następnie uciekł były wicepremier Arkadij Dworkowicz. Podczas marionetkowej prezydentury Dmitrija Miedwiediewa odpowiadał za innowacyjność gospodarki, pozostawiając po sobie pierwszy inkubator start-upów: park technologiczny „Skołkowo”. Dworkowicz to jeden z nielicznych, autentycznych liberałów, dlatego jego ucieczkowy protest nie dziwi.
W odróżnieniu od dezercji Anatolija Czubajsa, który dopuścił się najgłośniejszego aktu nielojalności wobec Putina. To człowiek, który stworzył potwora. Szara eminencja za czasów prezydenta Borysa Jelcyna. To on wypromował Putina, jako lojalnego i uległego następcę. Popełnił fatalny błąd, lecz został nagrodzony intratnymi stanowiskami szefa państwowej energetyki, a następnie korporacji „Rosnano”. Miała wprowadzić Rosję technologicznie w XXI w. Dziś jest bankrutem, okazała się bowiem „pralnią” środków budżetowych.
Czubajs jest metrycznym wzorcem oligarchy epoki lat 90. XX w. Należy do grupy technokratów związanych z najbogatszymi Rosjanami, takimi jak Oleg Dieripaska, prezes Łukoil Wagit Alekpierow, Michaił Fridman (Alfa Bank) czy Władimir Potanin. Nie dorobili się majątków dzięki łasce Putina. Większość legalnych i nielegalnych aktywów ulokowali na Zachodzie. Dziś są największymi ofiarami międzynarodowych sankcji, dlatego stali się największymi krytykami wojny i Kremla.
Liczba podobnych im niezadowolonych oligarchów i urzędników państwowych wzrasta. Dymisję chciała złożyć nawet prezes Banku Rosji (centralnego) Elwira Nabiullina. Ktoś jej to skutecznie wyperswadował.
Cała sytuacja oznacza, że wzmaga się ferment wśród rosyjskich elit. Oś podziału nie przebiega tradycyjnie pomiędzy frakcjami siłowików i umownych „liberałów” (zwolenników interesów z Zachodem). Spór dzieli elity na zwolenników i przeciwników wojny, a więc Putina. Pękniecie przebiega przez środek obu skrzydeł Kremla, ponieważ w rezultacie wojennych sankcji obie frakcje walczą o systemowe przetrwanie. Takiego zdania jest były deputowany Dumy, dziś opozycjonista Ilja Ponomariow i dziennikarze śledczy Christo Grozev oraz Andriej Sołdatow, specjalizujący się w problematyce rosyjskich służb specjalnych.
Ostrzegają jednak przed hurra optymizmem. Ferment nie jest jednoznaczny z gotowością do obalenia Putina. Zdaniem niezależnego portalu „Meduza”, 37 najbogatszych Rosjan wezwanych po wybuchu wojny do Putina wyszło z Kremla złamanych.
– Wszyscy byli w okropnym nastroju – powiedział jeden z uczestników spotkania, dodając: – Jeszcze nigdy nie widziałem ich tak oszołomionymi. Niektórzy nie mogli nawet mówić. Był to moment, w którym zdali sobie sprawę, że ich imperia biznesowe się skończyły. Wysiłki 30 lat zostały wymazane w mgnieniu oka. Kiedy jednak przyszedł Putin, nikt nie odważył się zaprotestować.
Na operację krypt. „Tabakierka” jeszcze nie czas. Taki nadejdzie, gdy sankcje nie pozostawią wyboru 10 najbardziej wpływowym współpracownikom Putina, on sam okaże się niezdolny do sprawowania władzy, a bieda doprowadzi do buntu zwykłych Rosjan. Skąd wziął się medialny kryptonim potencjalnego zamachu stanu? Na początku XIX w. petersburska arystokracja zawiązała spisek przeciwko carowi Pawłowi I. Powodem była wolta polityki zagranicznej. Car wyprowadził Rosję z antyfrancuskiej koalicji i zaprzyjaźnił się z Napoleonem Bonaparte. Dlatego został zamordowany. Gwardziści dobili zmasakrowanego imperatora uderzeniami tabakierki w głowę.
Putin z pewnością nie chce podzielić losu cara. Wychowanie w bandyckim Petersburgu, przeszłość KGB i współpraca z mafią, uczyniły z niego paranoika. Słynie z powiedzenia: „Jeśli grozi ci draka, bij w mordę pierwszy”. Obawy przed spiskiem to uzasadniony powód do rozpoczęcia prewencyjnej czystki przedstawicieli elit podejrzewanych o najmniejszą nielojalność. Wojna, którą sam rozpętał, grozi destabilizacją reżimu i utratą władzy, czyli bezkarności.
Ludzie, których być może kazał zabić, nie musieli wyrażać niezadowolenia. Wystarczy, że byli związani z grupami obecnie krytycznie nastawionymi do Putina. Wiadomo, że obaj menedżerowie „Gazpromu” wywodzili się z cywilnej Służby Wywiadu Zagranicznego, w czasie gdy jej dyrektorem był człowiek ekipy jelcynowskiej Wiaczesław Trubnikow. Likwidacja nieformalnych kanałów łączności z Zachodem oraz ewentualnych alternatyw personalnych na Kremlu to warunek kluczowy dla spokojnego snu despoty.
Wszystkie drogi prowadzą do Putina
Z drugiej strony, egzekucje służb specjalnych to stan normalny dla Rosji XXI w. Amerykańska gazeta „USA Today” opublikowała wyniki badań, z których wynika, że w latach 2014-2017 zmarło nieoczekiwanie lub zaginęło 38 bardzo zamożnych Rosjan. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zapewne chodzi o pieniądze. Fortuny w kraju Putina nie biorą się z uczciwej pracy, tylko są wynikiem złodziejstwa. Nie można wykluczyć, że wysoko postawieni ludzie Kremla zacierają ślady finansowych oszustw i drenażu środków z budżetu państwa. Głównym podejrzanym jest sam Putin.
Korupcyjne spoiwo kremlowskiego reżimu to żadna tajemnica. Ludzie, którzy wraz z nim przejęli władzę, ponownie zagrabili majątek narodowy, już raz uwłaszczony po upadku ZSRS. Złupili jelcynowskich oligarchów z najwartościowszych aktywów surowcowych.
Gazprom, Rosnieft, Novatek, Ałrosa (złoto), Polius (diamenty) i kilka innych złotych firm, pełni rolę kanałów wyprowadzania korupcyjnych zysków. Po legalizacji w zachodnim systemie finansowym zamieniają się w giełdowe akcje globalnych korporacji, nieruchomości, dzieła sztuki, ewentualnie lądują w rajach podatkowych.
Akcjonariuszy kleptokratycznego systemu obowiązuje życie „po poniatiam”. Określenie nieprzetłumaczalne na język polski obejmuje niepisane zasady rządzące kremlowskimi elitami. To mieszanka norm KGB i świata kryminalnego. Służy do regulowania hierarchii i podejmowania najważniejszych decyzji, takich jak wojna i podział własności. „Poniatia” odwzorowują zgoła mafijny system, w którym lojalność gwarantuje współudział w zbrodniach, wynagradzany sutymi dywidendami finansowymi. Żaden z członków bandy nie może zdradzić, ponieważ spotka go pokazowa kara. Nieudana agresja na Ukrainę, a szczególnie zachodnie sankcje, wprowadziły kremlowski reżim w egzystencjalny kryzys, podnosząc oczywiste stawki. Ludzie podejrzewani o nielojalność stali się dla kremlowskiej mafii zagrożeniem, dlatego jedyną miarą dyscyplinarną jest egzekucja.
Przez ręce „samobójców” z Novateku, Gazprombanku i Gazprom Invest przechodziły gigantyczne strumienie dochodów eksportowych. Setki miliardów dolarów nigdy nie trafiły do rosyjskiego budżetu. Napełniały fikcyjne konta. Tylko jeden raj podatkowy – Kajmany – zamroził rosyjskie środki w wysokości 7,3 mld dolarów. Cypr zablokował relokację. Wielka Brytania, USA i UE powołały zespoły dochodzeniowe, których zadaniem jest konfiskata wyprowadzonych środków. Nie jest to proste zadanie, ponieważ faktyczni beneficjenci kryją się za szarymi schematami fikcyjnych firm. Gromadząc skradziony majątek, Putin z pewnością korzystał z pośrednictwa legalnych koncernów. W tym kontekście dziennikarze śledczy wskazują na dwa kraje.
Oficjalnie Szwajcaria wspiera antyrosyjskie sankcje. Powołała w tym celu zespół SECO w ministerstwie gospodarki, który oszacował rosyjskie depozyty na ok. 200 mld dolarów. Tyle że „Financial Times” nazywa taką kwotę „wierzchołkiem góry lodowej”. Szwajcarscy bankierzy po mistrzowsku grają światu na nosie regułą dochowania prywatności klientów i tajemnicą bankową. Tymczasem Kreml, nauczony krymskim doświadczeniem, miał osiem lat na przygotowanie „planu B”. Rzecz jasna z wykorzystaniem szwajcarskich spółek Novatek i Gazpromu, w rodzaju konsorcjum AG budującego Nord Stream-2.
Według ukraińskiego wywiadu prywatne banki Genewy i Zurychu pomagały wytransferować korupcyjne środki do innej cichej przystani. Chodzi o Dubaj w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Gdy Putin skoncentrował armię na granicach Ukrainy, proces miał wyraźnie przyspieszyć. Szwajcarskie banki oraz CEO rosyjskich firmy pośredniczących w transakcjach mają pełne dossier takich operacji. To bardzo niebezpieczna wiedza. Czy „samobójcy” byli jej nośnikami? Także w kontekście agentów uplasowanych w zachodnich elitach politycznych i biznesowych, opłacanych ze Szwajcarii. Koncerny surowcowe to idealna przykrywka, a zarazem wygodny kanał nagradzania „pożytecznych idiotów” Kremla.