Według jednych, położenie geograficzne Polski jest jej odwiecznym nieszczęściem, według innych – wielką szansą, której jednakże nie potrafimy dobrze wykorzystać. Tyle w sferze ocen, a w sferze faktów: Polska leży w Europie. Nie na kontynencie amerykańskim, nie w Azji. I to europejska geopolityka ma największy wpływ na jej przyszłość, również w takich sferach, jak energetyka czy gospodarka. Możemy z Brukselą się spierać, na pomysły, które nam się nie podobają, odpowiadać własnymi. Nie możemy jednak obrażać się na Europę i udawać, że nasze strategiczne interesy i strategiczne sojusze są poza Europą.
Świat, który istniał jeszcze trzy lata temu, dzisiaj już nie istnieje. Brzmi może górnolotnie, ale taka jest prawda. Gospodarkę, rynek surowcowy, współpracę międzynarodową, świadomość społeczną najpierw przeorała pandemia koronawirusa, a potem rosyjska agresja na Ukrainę. Wymusza to zmianę podejścia do wielu kwestii, ich przewartościowania. Także do planowania rozwoju – bezpiecznego rozwoju, bowiem kwestia bezpieczeństwa jest dziś szczególnie istotna.
W Polsce podzielonej na dwa obozy wiele kwestii traktuje się zero-jedynkowo, bez miejsca na niuanse. Również arcyważną kwestię naszych relacji z Unią Europejską. Jedna strona uznaje UE nieomal za ciało wrogie Polsce, które nastaje na jej niepodległość i suwerenność. Jeśli dają pieniądze, to trzeba brać, ale nie kwitować. Druga z kolei uznaje za niedopuszczalne jakąkolwiek krytykę działań eurokratów, strasząc polexitem. Gdzie w tym wszystkim miejsce na dialog, na uznanie, że przecież tę Unię współtworzymy, mamy więc prawo, a nawet obowiązek zwracać uwagę na jej niedoskonałości, ale nie możemy się od niej odcinać.
Nawet obóz władzy, przez ostatnie miesiące utrzymujący urzędowy optymizm przyznaje, że chmury nad polską gospodarką są coraz ciemniejsze. Nie tylko zresztą nad polską, bowiem dotyczy do gospodarek wszystkich państw unijnych. Logika – i zdrowy rozsądek – nakazywałaby jak najszybsze zakończenie konfliktów z Brukselą, dla zdecydowanej większości Polaków coraz mniej zrozumiałych i uzasadnionych. Logika nakazywałaby wzmacnianie pola współpracy z europejskimi partnerami, by wspólnie zminimalizować skutki kryzysu.
Tyle logika, a rzeczywistość? Można odnieść wrażenie, że Europa kończy się na Odrze. Że Polska obraziła się na Europę. Unijny kompromis w sprawie ograniczenia zużycia gazu jest, jak większość kompromisów, decyzją niezadowalającą dla wszystkich stron. Nie wynika z widzimisię tego czy innego kraju, ale z konieczności. Polska jednak, jako jedyna, skarży tę decyzję do TSUE. Oczywiście jest to tylko gest, bo wejścia w życie regulacji nie powstrzyma, ale gest znamienny. Mówimy o europejskiej solidarności w obliczu rosyjskiego zagrożenia, lecz w tym przypadku nie jesteśmy do niej skorzy. Inny przykład – energetyka atomowa. Rada Ministrów ogłasza, że amerykańska firma będzie budować elektrownię w ramach rządowego programu, z kolei kontrolowane przez państwo PGE podpisuje list intencyjny z Koreańczykami w sprawie budowy drugiej elektrowni. Zdrowy rozsądek nakazywałby uwzględnienie w jakiejś konfiguracji Francuzów, którzy przecież zarządzają elektrowniami w Europie i budują nowe. I z którymi możemy na unijnym forum działać w wielu sprawach.
Nie światowy kryzys jest tym, co dzisiaj najbardziej zagraża polskiej gospodarce i sukcesom osiągniętym po 1989 roku. Najbardziej zagraża mu priorytet polityki wewnętrznej nad polityką gospodarczą i międzynarodową. Bez zmiany priorytetów będziemy zaprzepaszczać to, co udało się zbudować i co jest naszym atutem.
Krzysztof Przybył
prezes Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego, organizator konkursu Teraz Polska
Źródło: natemat.pl