Co możemy zrobić, żeby emerytury były wyższe? Na to i inne pytania związane z systemem emerytalnym, odpowiadają dr Antoni Kolek i dr Marcin Wojewódka.
A.K.: Co mogą jeszcze zrobić ci, którzy są już na emeryturze, żeby ich świadczenie było wyższe?
M.W.: Nie za dużo. Dzisiejszy emeryt ma ustaloną wysokość świadczenia i żeby było ono wyższe, są tylko dwie ścieżki. Jedna to aktywność osobista, czyli podjęcie zatrudnienia i opłacanie składek, przez co świadczenie emerytalne by wzrastało. Powiedzmy jednak otwarcie, że mało który z dzisiejszych emerytów nagle wróci do pracy, skoro po przejściu na emeryturę zrezygnował z niej. Ponadto nie każdy emeryt ze względów zdrowotnych będzie w stanie pójść tą ścieżką. Druga droga, ta niezależna od dzisiejszego emeryta, to działania państwowe w postaci waloryzacji. Ta coroczna, marcowa waloryzacja emerytur jest wykonywana zgodnie z przepisami, ale z powodu wyższej inflacji można dokonać drugiej lub dzięki innym czynnikom, kolejnej waloryzacji. Tertium non datur.
Co mogą zrobić ci, którzy w tej chwili są na rynku pracy, są pracownikami, zleceniobiorcami, prowadzą własną działalność gospodarczą, żeby zapracować na wyższą emeryturę niż ta, która wynika z prognoz Zakładu Ubezpieczeń Społecznych?
Ja, prawie 50-latek, czy pan doktor, znacząco młodsza osoba, przechodząc na emeryturę – bez względu na to, jaki wiek emerytalny będzie za te naście czy kilkadziesiąt lat – możemy się spodziewać, że z tego obligatoryjnego państwowego systemu będziemy mieli niższe emerytury niż te, które mają nasi rodzice czy dziadkowie. Nasz system oparty jest na zasadzie: ile odłożysz, tyle wyciągniesz. Oczywiście, są i rozwiązania antysystemowe, które dzisiejszy rząd stosuje, w rodzaju trzynastej, czternastej „quasi czegoś”, bo nie chcę użyć słowa emerytura, bo to zła konotacja. Możliwe, że na kanwie populistycznych żądań i zbliżającego się roku wyborczego, politycy zaoferują „15”, „16”, „17”. Jednak tego rodzaju działania powodują, że „nie opłaca się oszczędzać na emeryturę”.
Polska ma najniższy wiek emerytalny kobiet w całej Unii Europejskiej – 60 lat, dla mężczyzn to 65. Czy to jakaś preferencja w stosunku do kobiet, czy wręcz przeciwnie? Czy liczby te są adekwatne do wyzwań demograficznych?
Jeżeli mamy rzeczywiście naprawić system, musimy podnieść wiek emerytalny i to obydwu płci. Tyle że w obecnej sytuacji jest to nierealne. Nie ma dzisiaj, poza pojedynczymi osobami, polityków w Polsce, którzy powiedzieliby, że jest to potrzebne, z obawy o słupki wyborcze. Oczywiście, zawsze jest wariant grecki. Nie życzę tego nikomu, nie chcę być Kasandrą, ale gdyby nasze finanse państwowe się zatarły i nie bylibyśmy w stanie obsługiwać zadłużenia – to niestety będą kłopoty. Warto sprawdzić, jakie warunki postawiła Unia Europejska Grecji, żeby pomóc w wyjściu z kryzysu. Było to właśnie podwyższenie wieku emerytalnego i obniżenie emerytur dla niektórych grup zawodowych, które z naszej perspektywy są dzisiaj kompletnie nieakceptowalne. Jednak być może wiek emerytalny kobiet powinien być wyższy niż wiek emerytalny mężczyzn, z uwagi na to, że panie żyją dłużej? To jest to czysta matematyka, a tej nie oszukamy.
Czy waloryzacja cokolwiek daje emerytom? Czy to podwyżka, czy jedynie element wyrównywania świadczeń albo rekompensata złych działań rządu?
Odpowiedź na to pytanie znajduje się już w samym słowie waloryzacja. Waloryzacja, czyli utrzymanie wartości. A i tak tego utrzymania wartości nie ma. Dlaczego? Mechanizm ustalania wysokości waloryzacji jest pochodną inflacji emeryckiej określanej na początku roku. Nie wiemy tak naprawdę, co będzie się działo potem w marcu, kwietniu i w kolejnych miesiącach. Jednak można się przy okazji zastanowić, czy druga waloryzacja jest dobrym rozwiązaniem. Na pewno do rozważenia. Niemniej siła nabywcza dzisiejszych emerytur nigdy nie nadąży za obecną inflacją. Sposobem na podniesienie emerytur jest skuteczna walka z drożyzną.
Z perspektywy emerytur kobiet pojawia się ostatnio postulat tzw. dodatków wdowich, rodzaju „rekompensaty” dla tego członka rodziny, który po śmierci współmałżonka zostaje z podobnymi, jakie dzielił we dwójkę, kosztami funkcjonowania gospodarstwa domowego. To dobry kierunek w dzisiejszej polityce publicznej i przy funkcjonujących już rentach rodzinnych?
Jest jak najbardziej uzasadnionym społecznie podzielenie się przez Fundusz Ubezpieczeń Społecznych z wdową czy wdowcem owym kapitałem pozostałym po zmarłym. Czy to ma być 20 proc., czy 25 proc., czy jakakolwiek inna wartość, to kwestia ustaleń, wydolności, ale też i tego, co jest fair, i oczywiście decyzji polityków. Państwo musi wspierać słabszych, ale tych rzeczywiście najsłabszych i jak najbardziej wdowy pozostające po śmierci męża z niskimi świadczeniami. One nie mogą być karane tylko za to, że dłużej żyją.
Dodam tylko, że kwestia tzw. wdowich dodatków nie dotyczy tylko małżeństw. Mamy też związki niesformalizowane i mamy też osoby wspólnie prowadzące gospodarstwo domowe.
Ale mówimy tu wreszcie o rozwiązywaniu realnych problemów społecznych, a nie dostosowywaniu pieniędzy na potrzeby polityczne. A może koncepcja „13” i „14” jest dobra?
To nie jest pomoc społeczna – to jest pomoc wyborcza. Należałoby rzetelnie i długoterminowo zwaloryzować emerytury, i wprowadzić powtarzalne co roku wyższe świadczenia. Na razie rząd rzuca kiełbasę wyborczą i mówi, że „13”, „14”, będą na stałe. Czy za trzy lata będziemy rozmawiać o „18”? „25”? Ktoś w ogóle nie myśli o żadnym systemie, a jednocześnie mówi, że ma najlepsze rozwiązania. To się musi wywrócić.
Czy optymistycznym akcentem na koniec może być to, że świadczenia jednak są wypłacane? Gwarantuje je państwo. I tak długo, jak państwo te świadczenia gwarantuje, tak długo te świadczenia będą wypłacane.
Jasne. Natomiast nasza konstytucja zawiera prawo do emerytury, a nie obowiązek emerytury. Nie zawiera również żadnych minimalnych wymogów kwotowych, że emerytura musi wynosić 1000 czy 5000 zł. O tym mówią dopiero ustawy. A te łatwo zmienić. Więc ta gwarancja państwowa oczywiście jest, dopóty, dopóki państwo nie zbankrutuje. Przykład Argentyny czy Grecji pokazuje, że się da. A my trochę stąpamy tą ścieżką. Oczywiście, nasze państwo jest w miarę wiarygodne, ale jest wiarygodne tylko tak bardzo, jak wiarygodni są rządzący i w jakim stopniu są w stanie nie tylko obiecać, ale jeszcze dowieść to, co obiecują. A w emeryturach to bardzo trudne.
Opracowała Beata Tomczyk
Dr Antoni Kolek – jest prezesem zarządu Instytutu Emerytalnego, doradcą prezesa zarządu Pracodawców RP w zakresie ubezpieczeń społecznych oraz ekspertem w kancelarii Wojewódka i wspólnicy. Doktor nauk społecznych.
Mec. dr Marcin Wojewódka – jest wiceprezesem Instytutu Emerytalnego oraz założycielem Kancelarii Prawa Pracy. Członek zarządu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w latach 2016-2017.