10.7 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Rozdawnicza licytacja

Przyspieszająca wraz z nadejściem wyborów licytacja na ofertę socjalną może wepchnąć Polskę w bardzo niebezpieczną sytuację w momencie, gdy tak pilnym zadaniem jest jak najszybszy powrót do finansowej dyscypliny.

Pamiętna kampania wyborcza z 2007 r. stała w Polsce pod znakiem wielkiego sporu między „Polską liberalną” a „Polską solidarną”. Po nagłej zapaści sił postkomunistycznych polska centroprawica, reprezentowana przez Prawo i Sprawiedliwość oraz Platformę Obywatelską, zdołała zawłaszczyć dla siebie całą przestrzeń medialną i zogniskować spór wokół modelu ekonomicznego, w którym miał podążać cały kraj. Mimo iż zakres faktycznego spełniania zasad liberalizmu czy solidaryzmu pozostawiał w przypadku obu partii wiele do życzenia, na ogół w prowadzonej przez nie polityce można było dostrzec pewien zasadniczy i stały kierunek działań. Objąwszy pod koniec 2015 r., władzę PiS postawił przede wszystkim na transfery socjalne, choć zdołał również (przynajmniej w pierwszych latach swoich rządów) uporządkować budżet. Wcześniej zaś Platforma Obywatelska wyraźnie zaniedbywała kwestie socjalne, stawiając przede wszystkim na przyspieszoną prywatyzację.

Kto da więcej?

W czasach gdy program poszczególnych partii coraz bardziej zastępuje agenda zrównoważonego rozwoju, dawne podziały coraz bardziej tracą na znaczeniu. Udowodnił to nie kto inny jak sam Donald Tusk, który niedawno na partyjnej konwencji z dumą ogłosił, że w razie zwycięstwa uruchomi program kredytu mieszkaniowego oprocentowanego na 0 proc. na pierwsze mieszkanie dla osób do 45. roku życia. Zapowiedź ta stanowiła niejako odpowiedź na wchodzący niebawem w życie program „Bezpieczny kredyt 2 proc.” przygotowany przez rząd. Zgodnie z zapowiedziami ów wart nawet ponad 13 mld zł rocznie program ma zapewnić dofinansowanie spłaty kredytów przez 10 lat.

Rządowy program przebija pod względem swojego rozmachu wszystkie wcześniejsze inicjatywy tego rodzaju (jak choćby „Rodzina na swoim” czy „Mieszkanie dla Młodych”). Jego ogłoszenie właśnie w tym momencie nie powinno przy tym dziwić, ponieważ od dobrych kilku miesięcy trwa potężny zastój na rynku kredytów hipotecznych, co przekłada się również na kondycję branży budowlanej i gospodarki jako całości. Podwyższone stopy procentowe skutecznie zmroziły rynek i rządzący uznali najwidoczniej, że tylko ich interwencja jest w stanie doprowadzić do odbicia. To samo przekonanie panuje wśród banków, które ze zrozumiałych względów wypowiadają się na temat „Bezpiecznego kredytu” bardzo pozytywnie.

Stawianie rynku na nogi przez nowy system dopłat do kredytów nie powinien nikogo dziwić, gdyż poczynania obecnego obozu władzy od dłuższego czasu opierają się w znacznej mierze na polityce rozdawnictwa. Występowanie w roli „świętego Mikołaja” nie od dziś bardziej popłaca w sondażach niż podejmowanie trudnych, ale naprawdę potrzebnych decyzji.

Deficyt odpowiedzialności

Takie niezwykle potrzebne decyzje w nadchodzącym czasie polegałyby zaś przede wszystkim na narzuceniu większej dyscypliny budżetowej, opanowaniu inflacji i wzmocnieniu złotówki. Rząd Mateusza Morawieckiego chwali się w mediach, że deficyt budżetowy za 2022 r. okazał się dużo niższy, niż pierwotnie zakładano, lecz nie wspomina, iż w znacznej mierze dokonało się to za sprawą galopującej inflacji. Ta zaś galopuje m.in. dlatego, że rząd nieustannie wysyła sygnały, że nie powstrzyma się przed żadnymi wydatkami.

Bardzo niepokojące w całej sytuacji jest to, że wraz z ogłoszeniem przez Donalda Tuska własnego programu mieszkaniowego zaistniało realne niebezpieczeństwo, że Polska pogrąży się w wyścigu szkodliwych i populistycznych obietnic wyborczych. Zlecane przez partie sondaże wykazują niestety, że większość wyborców bardzo pozytywnie przyjmuje kolejne programy pomocowe, dlatego nie ma chyba siły, która powstrzymałaby wiodące partie przed składaniem kolejnych obietnic. Do tej pory pewnego rodzaju blokadą powstrzymującą rozkręcenie się spirali rozdawnictwa była mocno rozwodniona, lecz wciąż w pewnym zakresie liberalna tożsamość środowiska Koalicji Obywatelskiej. Donald Tusk i jego formacja już wcześniej zmienili zdanie na temat zwalczanego przez siebie programu 500 plus, lecz mimo wszystko nie zdecydowali się dotąd na „pełnoskalową” socjalną ofensywę.

Tym razem stało się inaczej, a najwięcej na ten temat mówi fakt, że w program Donalda Tuska uderzył Leszek Balcerowicz. Mimo iż byłego wicepremiera i prezesa NBP trudno uznać za osobę konsekwentnie broniących określonych zasad, nawet jemu rozdawnicza wolta PO wydała się nie do przyjęcia. Sprzeciw wobec polityki gospodarczej rządu był do tej pory jednym z istotnych elementów identyfikacji ugrupowań opozycyjnych, dlatego podbicie stawki przez zaoferowanie kredytu 0 proc. z pewnością nie obędzie się bez zniechęcenia części wyborców.

Zielona hipokryzja

Polityczna licytacja na program mieszkaniowy ma także jeszcze jedno, rzadko brane pod uwagę oblicze. Przedstawiciele różnych opcji politycznej przekonują opinię publiczną, że ich działania są spowodowane przede wszystkim wciąż dającym o sobie znać niedoborem mieszkań w Polsce. I rzeczywiście, wedle różnych szacunków w naszym kraju brakuje ok. 1,5-2 mln mieszkań. Programy tanich kredytów na zakup własnego lokum mogą jednak nie przynieść żadnej zauważalnej poprawy w omawianym zakresie, gdyż jednocześnie w ramach Europejskiego Zielonego Ładu wdrażane są daleko idące zmiany w zakresie budownictwa. Do 2050 r. wszystkie budynki w Unii Europejskiej mają spełniać wymogi zeroemisyjności, co oznacza, że cały sektor budowlany zostanie obciążony nowymi, horrendalnie wysokimi kosztami związanymi m.in. z funkcjonowaniem „małego ETS-u”, czyli systemu handlu emisjami dla dostawców energii do budynków mieszkalnych. Zielona agenda oznacza również wprowadzenie dziesiątek innych wyśrubowanych norm podnoszących ceny i usługi na coraz wyższe poziomy.

Podstawowym skutkiem Zielonego Ładu w budownictwie będzie więc drożyzna i mniejsza dostępność nieruchomości. Zielony narzut kosztowy skutecznie wywinduje ceny na niespotykane dotąd poziomy. Dlatego właśnie dużo lepsze efekty niż oferowanie tanich kredytów z pieniędzy podatnika przyniosłaby rezygnacja z wprowadzania zeroemisyjnych standardów. Zwolennikami takiego rozwiązania nie są jednak żadne z opcji, które wzięły właśnie udział w rozdawniczej licytacji.

Pewnym pozytywnym sygnałem, który w ostatnim czasie został wysłany z obozu rządzącego, jest to, że rząd zamierza przyjąć ustawę konsolidacyjną, na mocy której fundusze Banku Gospodarstwa Krajowego i Polskiego Funduszu Rozwoju zostaną włączone do budżetu. Jeszcze do niedawna istniało ogromne ryzyko, że rząd będzie próbował obejść reguły konstytucyjne, dalej zadłużając się przy pomocy jednostek pozabudżetowych. W porzuceniu tego zamiaru bardzo pomogła mu inflacja, która zniwelowała poziom zadłużenia o ponad 8 proc., lecz mimo wszystko warto docenić fakt, że rząd zdecydował się zerwać ze szkodliwą dla finansów publicznych praktyką.

Jeśli likwidacja jednostek pozabudżetowych okazała się możliwa, to wypada mieć tylko nadzieję, że rządzący pewnego dnia dojdą do identycznych wniosków w odniesieniu do rozdawnictwa na cele socjalne i mieszkaniowe. Trudno jednak liczyć na to, aby stało się tak przed nadchodzącymi wyborami.

Najnowsze