Z kraju, będącego zdeklarowanym, najbliższym sojusznikiem Ukrainy, spadliśmy do poziomu państwa nieprzyjaznego jej jak Węgry (przynajmniej w ukraińskiej oficjalnej
Andrzej Derlatka
twórca Agencji Wywiadu i ambasador RP w Seulu
Premier nie spieszył się, bo wydarzenia na linii Polska – Ukraina już po ukonstytuowaniu się nowego polskiego rządu nadal nie napawają zbytnim optymizmem. Pierwsze kontakty nowych polskich ministrów z ich ukraińskimi odpowiednikami nie przyniosły przełomu w konfliktowych sprawach blokady przejść granicznych przez polskich kierowców ciężarówek i polskich rolników.
Minister Sikorski kurtuazyjnie został w Kijowie przyjęty przez prezydenta Zełenskiego, ale musiał skonstatować, że Ukraińcy zajmują twarde, nieprzejednane stanowisko we wszystkich kontrowersyjnych kwestiach. O kompromis będzie trudno. W sprawach transportu i ceł na płody rolne Ukraińcy po decyzjach Komisji Europejskiej utwardzili swoje stanowisko, bo stoi za nimi prawo europejskie. Nawet nie dopuszczają modyfikacji systemu tzw. kolejki elektronicznej na granicach z Polską, jawnie korupcjogennego i krzywdzącego polskich kierowców.
Było symptomatyczne, że prezydent Zelenski odbywał niedawno wizyty m.in. w państwach bałtyckich, do których ze względów oczywistych musiał podróżować przez Warszawę, ograniczył się tylko do rozmowy telefonicznej z prezydentem Dudą, pierwszej po wielu tygodniach. Pamiętamy regularne spotkania prezydenta Dudy organizowane nawet ad hoc na dworcu lotniczym w Rzeszowie przy okazji zagranicznych wizyt prezydenta Zełenskiego. Teraz tego nie ma. Ukraińcy na początku wojny z Rosją mieli po swej stronie tylko Polskę i państwa bałtyckie. Teraz mają poparcie prawie całej Unii Europejskiej i mocarstw, takich jak USA, Wlk. Brytania, Japonia, Kanada czy Niemcy. Polska w tym gronie mało się liczy, chociaż walnie pomogła Ukrainie zdobyć to poparcie. Niewiele ma już do zaoferowania. Pozbyła się na rzecz Ukrainy rezerw broni i amunicji niemal całkowicie, nawet przekazując broń z garnizonów Wojska Polskiego. Teraz gorączkowo musi uzupełniać luki w uzbrojeniu, robiąc zakupy na zasadzie tzw. gap filler (dosł. wypełnienie luki). Mówiąc kolokwialnie, Polska oddała „serce na dłoni”, jak już nieraz w historii, zapominając o rządzącej światem dyplomacji transakcyjnej.
A co do polskiego atutu transportu pomocowego: Ukraińcy razem z Rumunią pracują nad stworzeniem wydajnego, alternatywnego szlaku kolejowego i drogowego transportu pomocy militarnej przez Czerniowce i rumuńskie przygraniczne lotnisko w Suczawie.
Teraz może się to zmienić, jakkolwiek premier Tusk jest bardzo ostrożny w zapowiedziach, co bardzo kontrastuje w stosunku do totumfackiej fanfaronady najważniejszych osób w państwie z czasu rządu PiS (Duda, Morawiecki, Błaszczak). Nie zapowiada podpisania traktatu z Ukrainą, bo i tu stanowisko ukraińskie się usztywniło. Wiadomo, że społeczeństwo polskie nie uzna traktatu, pozostawiającego gloryfikację i heroizację zbrodniarzy wojennych spod znaku UPA i OUN na Ukrainie, którzy dopuścili się ludobójstwa na Polakach (programy szkolne, pomniki, nazewnictwo ulic). Ukraina nie jest na to gotowa, bo jakoby tradycje walk UPA z Rosjanami są ważne dla patriotycznej tożsamości całych oddziałów żołnierzy. Zaś traktat w rodzaju traktatów elizejskiego Francji z Niemcami, czy kwirynalskiego Francji z Włochami to raczej koncepcja na powojnie. Inna sprawa, że podpisano je już po przeprowadzeniu procesów pojednania. A do tego nam dość daleko. Na społeczeństwo ukraińskie oddziaływuje antypolska propaganda rosyjska pomawiająca Polskę o zamiar aneksji zachodniej Ukrainy do rzeki Zbrucz (przedwojenna granica ze Związkiem Sowieckim). Rosjanie boją się traktatu. Prace na traktatem jednak jakoby nadal trwają tym razem w MSZ, a nie w Kancelarii Prezydenta.
Premier Tusk skromnie zapowiada (wywiad dla 3 stacji TV), że będzie przeciwstawiał się zniechęceniu się i zmęczeniu Zachodu wojną Ukrainy z Rosją. Ale rolę Polski we wspieraniu Ukrainy widzi jako element wspólnego wysiłku Unii Europejskiej i USA: „w każdej sytuacji, polskim zadaniem będzie przeciwstawiać się temu zniechęceniu się, jeśli chodzi o pomoc Ukrainie. Na szczęście ja w tej chwili intensywnie pracuję z partnerami w Europie, którzy to dobrze rozumieją. Pojawiła się ciekawa idea komisarza Bretona o funduszu europejskim 100 miliardów euro na wspólne zakupy uzbrojenia. Jest inicjatywa ministra Sikorskiego – będziemy ją propagować w Stanach Zjednoczonych i w Unii Europejskiej – dotycząca wspólnych zbrojeń. A szczególnie, nie mam żadnych wątpliwości, że Europa musi tutaj stanąć na wysokości zadania i zainwestować bez porównania więcej pieniędzy. Europa jako całość – bo my sami finansowo nie podołamy na zakupy broni, na zwiększenie możliwości obronnych Europy, bo ta wojna może trwać długo”. Przypomniał, że Prawo i Sprawiedliwość na krótko przed wyborami zdecydowanie pogorszyło relacje między Warszawą i Kijowem. Zaznaczył, że wojna na Ukrainie wymaga solidarnej polityki w Unii Europejskiej, a o „patologicznej sytuacji na granicy” będzie rozmawiał z Ukraińcami. „Tutaj będę oczekiwał – ja będę bardziej asertywny, na pewno – i będę oczekiwał (i też będę w Kijowie rozmawiał) od strony ukraińskiej, żeby pomogła nam wszystkie te patologiczne sytuacje na granicy wyleczyć – tak, żeby nasi nie musieli blokować, żeby nie musieli strajkować. Po prostu Polacy chcą pomagać Ukrainie, ale nie mogą być z tego tytułu poszkodowani i to w dodatku przez Ukraińców”.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie
Nowy rok przywitał Ukrainę w złym położeniu. Jest w krytycznym momencie. Na Zachodzie właśnie ważą się losy pomocy dla Ukrainy. W Kongresie USA blokowana jest przez Partię Republikańską 60 mld. dolarów nowej pomocy, głównie militarnej. W unii Europejskiej 50 mld. euro funduszów pomocowych blokują Węgry. Daje to łącznie ok. 120 mld dolarów na wagę przetrwania Ukrainy w kolejnym roku. Na świecie, w tym w USA, w Unii Europejskiej i w niektórych państwach Unii jest rok wyborczy. Do władzy mogą dojść siły polityczne niekoniecznie proukraińskie. W latach następnych więc może być gorzej. Po zwycięstwie w USA prezydenta Trumpa, niechętnego skali pomocy i zwolennika dogadania się z Rosją kosztem Ukrainy ośmielą się antyukraińskie siły też w Europie.
Właśnie poniosła fiasko trwająca przez pół roku kontrofensywa wojsk ukraińskich. Ukraińcy ukrywają dane o własnych stratach, ale wiadomo, że są ogromne, łącznie porównywalne z rosyjskimi. Ale Rosja ma wielokrotną przewagę i realizuje obecnie wojnę na wyniszczenie, bo w niej ma zapewnione zwycięstwo. Linia frontu nie przesunęła się. Rosjanie mają obecnie ok. pół miliona żołnierzy bezpośrednio na froncie (razem z Rosgwardią), co umożliwia im regularną rotację oddziałów, w przeciwieństwie do Ukraińców. Do tego armii ukraińskiej brakuje żołnierzy. Ma zamiar zmobilizować dodatkowo 500 tysięcy nowych poborowych do ok. 700 tys. pozostających w służbie, niekiedy bez przerwy od dwóch lat. Pobór napotyka na opór społeczeństwa, które jest zmęczone, utraciło patriotyczne uniesienie pierwszych miesięcy wojny. Mnożą się przypadki dezercji, ucieczek za granicę i unikania powołania. Atmosfera jest fatalna. Do tego ponownie panoszy się korupcja. Ocenia się, że ponad 30 proc. pomocy zagranicznej zostało zdefraudowane.
Sytuacja Rosji jest znacznie lepsza. Według spisu ludności z 2021 r. mieszkało w niej 144,7 mln obywateli. Dla porównania: w 2013 roku, przed aneksją Krymu, Doniecka i Ługańska, w Ukrainie mieszkało 45,5 mln ludzi. W ciągu dziesięciu lat ludność Ukrainy skurczyła się prawie dwukrotnie. Szacuje się, że wynosi obecnie około 25 milionów.
Ukraina zaplanowała na wydatki obronne w 2024 r. 1164 mld hrywien (30,2 mld dolarów). To rekordowy budżet obronny w historii kraju – dziesięć razy większy niż w roku 2021. Stanowi to ok. 60 proc. całego budżetu państwa. Co z tego. W wyniku wojny, celowego niszczenia infrastruktury krytycznej, spadku produkcji przemysłowej i rolnej oraz eksportu budżet państwa zmniejszył się szacunkowo o ok. 40 proc. Ukraina potrzebuje wsparcia nie tylko by walczyć, ale po prostu po to, by przetrwać. „Dziura” w budżecie może już wynosić 43 miliardy dolarów, a to grozi problemami z wypłaceniem na czas emerytur i pensji pracownikom budżetówki.
Rosja podaje, że budżet państwa po spadku o 2,2 proc w 2022 r. ma wzrosnąć w 2023 r. o 2, 8 proc.). Sankcje prawie nie działają.
Ostatni rok reżim Putina poświęcił na przełączenie rosyjskiej gospodarki na tryb w pełni wojenny. W 2023 r. 30 proc. budżetu państwa zostało wydane bezpośrednio na uzbrojenie i utrzymanie armii. Rosjanie w tej chwili produkują więcej czołgów niż cały świat. Według dokumentów rosyjskiego Ministerstwa Obrony, rosyjskiej armii dostarczono 1 530 czołgów (nowych i zmodernizowanych), ponad 2 200 opancerzonych wozów bojowych, ponad 1 400 pojazdów rakietowych i artyleryjskich, ponad 22 000 bezzałogowych statków powietrznych. Siły zbrojne otrzymały również ponad 12 000 pojazdów, z czego ponad 1 400 to pojazdy opancerzone. Rosja może mieć nadal w magazynach zachowanych 8 000 czołgów.
W 2023 Siły Powietrzne Federacji Rosyjskiej uzyskały 24 nowe samoloty bojowe oraz cztery maszyny szkolno-bojowe.
Ukraińcy robią co mogą, a ich możliwości zbliżają się do granicy. W przemyśle zbrojeniowym pracuje 300 tys. osób. W 2023 roku Ukraina potroiła produkcję broni i sprzętu wojskowego. Produkuje 42-krotnie więcej amunicji moździerzowej, 2,8-krotnie produkcję pocisków artyleryjskich i 5-krotnie produkcję transporterów opancerzonych. Dodał, że w przyszłym roku Ukraina jest w stanie wyprodukować ponad 10 tys. dronów uderzeniowych średniego zasięgu i ponad 1000 dronów o zasięgu 1000 km. A być może wdroży do produkcji rakiety balistyczne o zasięgu do 1000 km.
Podnoszeniu na duchu służą przygotowania do wprowadzenia do uzbrojenia samolotów F16 w liczbie ok. 50 sztuk. Faktycznie nie są w stanie cokolwiek zmienić. By to coś dało, potrzebują ich co najmniej 150 sztuk. A to obiektywnie nie jest możliwe.
Ani Rosjanie, ani Ukraińcy nie mają dziś środków, by zaskoczyć przeciwnika, wynika z raportu brytyjskiego wywiadu z 30 grudnia 2023 r. Obie strony mogą co najwyżej wysłać niewielką część żołnierzy na linię wroga. Nie ma mowy o zorganizowaniu akcji zaczepnej na wielką skalę.
W Davos w tym tygodniu mają miejsce zasadnicze rozmowy amerykańsko-ukraińskie o planie na wojnę w 2024 r. Z przecieków prasowych („New York Times”, „Foreign Affairs”) oraz analiz zbliżonego do Departamentu Stanu Council on Foreign Relations (CFR) wynika, że amerykanie będą proponowali obronę Ukrainy na obecnej linii frontu i porzucenie planów o kolejnych kontrofensywach. Stosownie do tego dostarczą odpowiednie wsparcie militarne. Celem ma być zawarcie rozejmu na obecnej linii frontu. Podobnego jak w wojnie koreańskiej z 1953 r. Zapewnił on brak pełnoskalowej wojny przez pół wieku oraz umożliwił rozwój dobrobytu w Korei Południowej. Gwarancją rozejmu byłyby zmodernizowane i wzmocnione ukraińskie siły zbrojne oraz zaangażowanie mocarstw w zapewnienie pokoju na nowej DMZ (strefa zdemilitaryzowana) po egidą ONZ, OBWE lub G-7.
Po stronie rosyjskiej nie widać chęci zawarcia rozejmu. Putin uważa, że „inicjatywa strategiczna na froncie jest w rękach rosyjskiej armii, a wróg jest stopniowo zdmuchiwany”(…) „sama Ukraina nie jest dla nas wrogiem, przeciwnikiem Rosji są kraje Zachodu. Nie chodzi o to, że pomagają naszemu wrogowi, ale są naszym wrogiem, rozwiązują swoje problemy (cudzymi) rękami— Tak było przez wieki i tak jest teraz. Stopniowo wróg opada z sił”.
Według amerykańskiego Think Tanku Institute for Study of War (ISW), Putin formułuje ideologiczne uzasadnienie dla kontynuowania wojny, aby stworzyć warunki do stałego zwiększania siły wojskowej i uzasadnić wysokie straty na polu walki”. Jest to też formuła dalszej konfrontacji z Zachodem zgodnie z ultimatum z grudnia 2020 r., a nawet ataku na państwa NATO.
Rosja ma plany wojenne na 2024 i lata następne oraz nowe cele wojny, które ujawnił Miedwiediew: Charków, Odessa, Dniepr i nawet Kijów, czyli inkorporacja całej tzw. Noworosji i wasalizacja Ukrainy.
USA mogą skłonić Rosję tym, co zapowiedział Donald Trump. Stwierdził, że „zażąda od Putina wstrzymania walk, a jeśli odmówi, to dostarczy Ukrainie broni dalekiego zasięgu o wielkiej sile niszczącej”. Pośrednio odpowiedział na to niedawno Miedwiedew, że „Rosja użyje broni jądrowej jeśli Ukraina zaatakuje wyrzutnie rakiet balistycznych w głębi Rosji”. Świadczy to o tym, że Rosjanie realnie się tego boją, co daje jednak nadzieję na rozejm.
Co na to Polska
Polska jest ważna dla Ukrainy, ale Ukraina jest ważna dla Polski bardziej w aspekcie bezpieczeństwa. Eksportujemy do Ukrainy głównie paliwa i broń. W minionym roku Polska była największym importerem towarów ukraińskich i drugim po Chinach eksporterem do Ukrainy (9. miejsce w polskim eksporcie). Obroty wyniosły 11,3 mld dolarów. Wśród największych partnerów handlowych Ukrainy wyprzedzają nas tylko Chiny (12,8 mld dolarów).
Pierwsze co możemy zrobić, a rząd PiS tego poniechał, to przyłączenie się do gwarancji bezpieczeństwa państw grupy G7 (USA, Kanada, Japonia, Wielka Brytania, Niemcy, Francja i Włochy). Uzgodniono je w lipcu 2023 r. w Wilnie niejako w zastępstwie twardych gwarancji bezpieczeństwa NATO. Do G7 przyłączyły się 31 państwa: m.in. Czechy, Dania, Holandia, Norwegia, Hiszpania, Grecja i Szwecja. Nie ma wśród nich Polski.
Drugie to zawarcie umowy o bezpieczeństwie (może być połączony z przyłączeniem się do gwarancji G7), podobnego do umowy Ukrainy o bezpieczeństwie z Wlk. Brytanią. Chodzi m.in. o wymienianie się danymi wywiadowczymi, kwestie cyberbezpieczeństwa, współpracę przemysłu obronnego. Porozumienie nawiązuje do ustaleń krajów G-7, dotyczących udzielenia Ukrainie dwustronnych gwarancji bezpieczeństwa. Dokument będzie obowiązywał przez 10 lat, nawet po ew. przyjęciu Ukrainy do NATO.
Trzecie to zawarcie traktatu analogicznego do Traktatu Elizejskiego i Traktatu z Akwizganu pomiędzy Francją a Niemcami, które stały się podstawą znakomitego rozwoju stosunków pomiędzy tymi państwami, wykraczających znacznie poza ramy Unii Europejskiej. Podobnie jak w naszym przypadku Traktat Elizejski nie był dokumentem powstałym w sielankowej atmosferze relacji francusko-niemieckich. Nie był pozbawiony poważnych dwuznaczności wynikających z zasadniczych konfliktów, które historycznie dzieliły Francję i Niemcy. Obejmuje współpracę i konsultacje rządów i głów państw, współpracę w edukacji i wychowaniu młodzieży, w polityce zagranicznej i obronnej. Wiele z kontrowersji polsko-ukraińskich udałoby się uniknąć, gdyby podobny traktat już istniał.