11 C
Warszawa
sobota, 5 października 2024

Złotówka przed Trybunałem Stanu

Próba postawienia Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu stanowi w istocie próbę przyspieszenia procesu narzucenia Polsce waluty euro.

Jakub Wozinski

Od dłuższego czasu politycy rządzącej koalicji odgrażali się, że prezes Narodowego Banku Polskiego zostanie postawiony przed Trybunałem Stanu. Przez pewien czas po wyborach mogło się wydawać, że zapowiedź ta była czymś w rodzaju jednego ze „100 konkretów na 100 dni rządów”, którą posługiwano się jedynie w celu zmobilizowania wyborców. Po tym, jak w sieci pojawiła się jednak konkretna lista zarzutów, które niebawem pojawią się w oficjalnym wniosku, nie ma już w zasadzie wątpliwości, że obóz rządzący potraktował swoją obietnicę wyjątkowo poważnie.

Lista zarzutów

Jeżeli treść zarzutów można uznać za wiarygodną, Adam Glapiński ma szansę stać się pierwszym w dziejach III RP – i być może jedynym do tej pory w polskiej historii – szefem banku centralnego, który będzie się musiał tłumaczyć przed najwyższym trybunałem polskiego państwa. W praktyce będzie to również oznaczało, że rządząca większość będzie się starała wykorzystać zaistniałą sytuację do tego, aby pospiesznie mianować swojego prezesa NBP. Wprawdzie tego rodzaju działanie byłoby sprzeczne z konstytucją, ale dowodzona przez Donalda Tuska koalicja przez pierwsze miesiące swoich rządów zademonstrowała, że nie stroni od działań co najmniej kontrowersyjnych z prawnego punktu widzenia.

Samo postawienie kogoś przed Trybunałem Stanu nie oznacza jeszcze oczywiście, że na pewno zostanie przez niego skazany. Sformułowane przez rządzących zarzuty są zresztą w większości co najmniej kuriozalne. Glapiński jest oskarżany m.in. o utrzymywanie stóp procentowych na zbyt niskim poziomie zarówno w 2021 roku, jak i przed wyborami w 2023 roku. Z decyzjami prezesa Rady Polityki Pieniężnej można się nie zgadzać, lecz piastując swój urząd, najzwyczajniej w świecie ma on prawo do podejmowania autonomicznych decyzji. Jeśli są one błędne, można co najwyżej nie przedłużać mu kadencji. W żadnej ustawie ani konstytucji nie ma przecież zapisów dotyczących tego, jakie konkretnie powinny być stopy ani szczegółowy kształt polityki pieniężnej. Z tego właśnie powodu w żadnym liczącym się kraju na świecie nie dochodzi nigdy do postawienia prezesa banku centralnego przed Trybunałem Stanu.

Dużo bardziej problematyczna jest natomiast kwestia zarzutu bezprawnego skupu państwowych obligacji w czasie pandemii. Za ten czyn Adam Glapiński rzeczywiście mógłby zostać postawiony przed Trybunał Stanu, gdyż konstytucja zakazuje finansowania wydatków rządu przez NBP. Rzecz jednak w tym, że na działania banku centralnego w 2020 roku należy patrzeć w szerszym kontekście. Masowy dodruk pieniądza był w pewnym sensie wymuszony przez wcześniejsze działania rządu polegające na ograniczaniu działalności firm, sklepów czy też gastronomii w imię walki z transmisją wirusa. Bez wszelkiego rodzaju tarcz sfinansowanych przy pomocy NBP setki tysięcy obywateli spotkałoby bankructwo. Zwolennikami wprowadzania tak drakońskich ograniczeń była jednak nie tylko ówczesna ekipa rządząca, ale także obecni oskarżyciele Glapińskiego. Wyrażone przez obecną koalicję rządzącą poparcie w kluczowych głosowaniach oraz bezwarunkowa akceptacja dla polityki pandemicznej jako swoją logiczną konsekwencję zawierały konieczność podjęcia przez bank centralny nadzwyczajnych środków. Jeśli prezes NBP ma być dziś postawiony przed Trybunałem Stanu za swoje działania z czasów pandemii, dokładnie to samo powinno spotkać zarówno członków rządu z tamtego okresu, jak i wszystkich, którzy głosowali za pandemicznymi ograniczeniami.

Próba dyskredytacji

Częściowo zasadne wydają się natomiast zarzuty dotyczące manipulacji kursu złotówki w celu zwiększenia kwoty przekazywanej przez NBP do budżetu w czasach rządów „dobrej zmiany” oraz jej pomniejszenia, gdy wiadomo już było, że władzę sprawować będzie „uśmiechnięta koalicja”. Zasadniczo jednak trudno uznać tego rodzaju operacje na rynku walutowym za szczególnie rażące. Na kurs złotówki wpływ ma tak wiele czynników, że nawet działania interwencyjne podejmowane przez bank centralny mają zawsze tylko ograniczony efekt.

Całokształt stawianych prezesowi Glapińskiemu zarzutów, w połączeniu z kontekstem działań, które mogą stać się przedmiotem aktu oskarżenia, czyni z całego wydarzenia swego rodzaju farsę. Prawdziwe motywy oskarżających są dość oczywiste i sprowadzają się do próby zdyskredytowania zarówno prezesury Adama Glapińskiego, jak i suwerenności walutowej jako takiej. Urzędujący wciąż prezes NBP ponosi główną odpowiedzialność za falę wysokiej inflacji, a swoją bliską współpracą z obozem rządzącym sprzeniewierzał się idei niezależności banku centralnego. W praktyce jednak owa niezależność jest czysto teoretyczna praktycznie na całym świecie.

Prezesi banków centralnych niszczyli w czasie pandemii wartość pieniądza na wielką skalę, ale tylko w Polsce próbuje się wyciągnąć od zarządcy banku wszystkich banków surowe konsekwencje. Obóz rządzący, który tak ochoczo zgadza się na dalszą federalizację Unii Europejskiej, chce najprawdopodobniej wywołać planowany chaos mający przynieść rozczarowanie i zniechęcenie wobec złotówki. Wojna na górze ma docelowo stworzyć wrażenie, że polska klasa polityczna nie jest w stanie samodzielnie zadbać o stabilność systemu monetarnego. Jedynym ratunkiem ma się stać w tym wypadku przyjęcie wspólnej waluty.

Euro za wszelką cenę

Najbardziej zdeterminowanym do przyjęcia euro koalicjantem pozostaje oczywiście Polska 2050, która naciska na swoich partnerów, aby podjęli bardziej zdecydowane działania. Wciąż nieprzychylne takiemu rozwiązaniu są sondaże, które dają przewagę zwolennikom pozostania przy złotówce. Minister finansów Andrzej Domański, na razie wskazuje, że Polska nie spełnia kryteriów konwergencji, które są absolutnym warunkiem wstępnym przystąpienia do unii monetarnej. Gdy jednak rządowi Tuska uda się już poskładać kolejny budżet według własnego planu, ów cel może się już zdecydowanie przybliżyć.

Rządząca koalicja dała się niestety do tej pory poznać jako umiejąca działać gwałtownie i z pogwałceniem reguł prawnych czy konstytucyjnych. Stawiając własną wolę ponad porządek publiczny, może najzwyczajniej w świecie chcieć przeforsować wprowadzenie euro za wszelką cenę, gdyż stanowiłoby to dopełnienie jej wysiłków na rzecz centralizacji władzy w Unii Europejskiej w innych obszarach. „Uśmiechnięta koalicja” bez żadnych oporów zaakceptowała unijną politykę klimatyczną, pakt migracyjny czy też propozycję zmian w unijnych traktatach. Logicznym dopełnieniem tej polityki jest oczywiście wspólna waluta, która już wkrótce ma zyskać w pełni cyfrowe oblicze. Przekonujący nas na każdym kroku co do konieczności „bycia w centrum Europy” politycy nie wycofają się przecież z projektu, który stanowi swego rodzaju ukoronowanie integracji europejskiej.

W praktyce przed Trybunałem Stanu może więc zostać postawiony nie tyle Adam Glapiński, ile złotówka jako taka. Jeśli prezes NBP będzie musiał się tłumaczyć z tego, dlaczego nie podniósł stóp procentowych tak bardzo, jakby chcieli tego politycy, oczy na Polskę zwróci praktycznie cały świat. Ofiarą całego zamieszanie będzie jednak nie Adam Glapiński, lecz stabilność, wiarygodność i wizerunek całej Polski oraz jej systemu monetarnego.

FMC27news