-0.2 C
Warszawa
czwartek, 21 listopada 2024

Wenezuela kontra Gujana. Czy światu grozi kolejna wojna?

Zaostrza się spór o bogaty w surowce naturalne teren Essequibo należący obecnie do Gujany. Pogrążona w głębokim kryzysie ekonomicznym Boliwariańska Republika Wenezueli postanowiła utworzyć w tym miejscu nowe państwo. Czy Amerykę Łacińską czeka konflikt zbrojny, czy to tylko przedwyborcza zagrywka?

Magda Groń

Wenezuela i Gujana to graniczące ze sobą państwa położone w północnej części Ameryki Południowej. Wenezuela jest w strefie wpływów chińskich i rosyjskich, a Gujana – amerykańskich.

W grudniu ubiegłego roku władze Wenezueli przeprowadziły ogólnokrajowe referendum w sprawie należącego do Gujany terenu Essequibo, który ma ok. 160 tys. km2 i bogate złoża ropy naftowej. Prezydent Wenezueli Nicolas Maduro (bliski sojusznik Kremla) oświadczył, że ponad 10 milionów Wenezuelczyków poparło pomysł utworzenia tam nowego państwa. Miałoby ono nazywać się Guayana Esequiba i oczywiście pozostawać w strefie wenezuelskich wpływów. Gujana nazwała to posunięcie „krokiem w kierunku aneksji i egzystencjalnym zagrożeniem”.

Przypomnijmy, że teren Essequibo jest kontrolowany przez Gujanę jeszcze od czasów kolonialnych (kiedyś był częścią brytyjskiej Gujany i stanowi ponad połowę terenu tego państwa).

Ustalenia graniczne między Wenezuelą a Gujaną zostały początkowo dokonane na mocy traktatu waszyngtońskiego z 1899 r., który przypisał 90 proc. tych ziem do Gujany. Wenezuela zakwestionowała ważność tego podziału  – szczególnie w roku 1962, gdy władze brytyjskie zapowiedziały, że zaakceptują niepodległość Gujany (uzyskała ją w roku 1966).

Spór o to terytorium zaostrzył się teraz  – w obliczu głębokiego kryzysu gospodarczego w Wenezueli, gdzie – przypomnijmy – ok. 90 proc. obywateli żyje w ubóstwie, a ponad połowa – w ubóstwie skrajnym.

Ponadto w 2015 roku w Essequibo odkryto bogate złoża ropy, których wydobycie zapewniło Gujanie kilkudziesięcioprocentowe wzrosty PKB.

Gujana – w przeciwieństwie do Wenezueli – uważa, że właściwą drogą do rozstrzygnięcia tego sporu jest sąd.

Wprawdzie obie strony zadeklarowały, że w rozwiązaniu konfliktu „nie będą używać siły”, ale w lutym CNN poinformowała o rozszerzeniu operacji w wenezuelskiej bazie wojskowej na wyspie Anacoco i ruchach wojsk przy granicy z Gujaną.

Jak z kolei podał portal The Diplomat, ważną rolę w tym sporze odgrywają Chińczycy, główny odbiorca wenezuelskiej ropy. „W Wenezueli Pekin odegrał nieocenioną rolę, wspierając najpierw rząd Hugo Cháveza, a obecnie Nicolása Maduro. Chińska pomoc gospodarcza i techniczna wzmocniła reżim Maduro i przedłużyła jego żywotność, zwłaszcza od 2019 r., kiedy prowadzona przez USA kampania sankcji „maksymalnego nacisku” uzależniła Caracas od Chin w zakresie finansowego ratunku poprzez wyładunek objętej sankcjami ropy naftowej. Szacuje się, że w latach 2020-2021 wenezuelska ropa naftowa o wartości 3,5 miliarda dolarów trafiła do Chin, często zatrzymując się w krajach trzecich, takich jak Malezja, w celu wcześniejszej rafinacji. Chiny wyłoniły się także jako jeden z najważniejszych partnerów Wenezueli w zakresie bezpieczeństwa, sprzedając broń taką jak K-8W, a także transportery opancerzone VN-4 słynące z roli w (dosłownym) dławieniu protestów antyreżimowych. Chińskie firmy telekomunikacyjne Huawei i ZTE również odegrały kluczową rolę w pomocy Wenezueli w modernizacji narzędzi cyfrowego autorytaryzmu i kontroli społecznej” – zauważył w swojej publikacji Henry Ziemer z waszyngtońskiego think tanku Center for Strategic and International Studies.

Z kolei na wiosnę wenezuelscy parlamentarzyści – zwolennicy prezydenta Maduro – zatwierdzili utworzenie nowego państwa na terenie spornym mimo sprawy toczącej się przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości. Wenezuelski rząd oświadczył bowiem, że wiążące jest dla niego jedynie grudniowe referendum. Gujana oświadczyła z kolei, że będzie bronić swojej suwerenności i w obliczu tych gróźb kraj zdecydował się zwiększyć budżet obronny o 202 mln dolarów, co stanowi wzrost o 95,8 mln dolarów w stosunku do 2023 roku. Jest to najwyższy wynik od czasu uzyskania przez ten kraj niepodległości.

Ostatnio sporo kontrowersji w Ameryce Łacińskiej wywołała wypowiedź na portalu X wiceprezydent Wenezueli Delcy Rodríguez, która nazwała prezydenta Gujany Irfaana Aliego „karaibskim Zełeńskim”,który służy Amerykanom i olejowej spółce Exxon Mobil.

Upadek Wenezueli

Przypomnijmy, że początki kryzysu w Wenezueli sięgają roku 1999, kiedy to prezydenturę objął Hugo Chavez. Polityk ten wprowadził w kraju swoją wizję „socjalizmu XXI wieku”. Znacjonalizował on wiele sektorów gospodarki  – w tym przemysł telekomunikacyjny i energetyczny. Głównym źródłem dochodów tego rządu stała się państwowa firma naftowa PDVSA. Wprowadzono również ścisłą kontrolę cen, która rzekomo miała zapobiec inflacji. Chavez rozwinął też programy socjalne  – od edukacji i zdrowia poprzez programy mieszkaniowe. Podejmował przy tym politykę antyamerykańską, nawiązując sojusze z takimi krajami jak Iran, Rosja i Kuba. Wprowadził też poprawki do konstytucji zapewniające mu więcej uprawnień i przedłużenie kadencji.

Przypomnijmy, że programy socjalne były finansowane z dochodów z ropy, a na najbogatszych nałożono dodatkowe podatki.

W 2010 roku Chavez ogłosił „wojnę ekonomiczną”. Trzy lata później zmarł. Kryzys pogłębił się pod wodzą jego następcy Nicolasa Maduro. Od 2015 roku nastąpiło gwałtowne pogorszenie  – brak leków i zapaść w systemie ochrony zdrowia, niedobory żywności, masowa emigracja. Do roku 2018 gospodarka Wenezueli skurczyła się o 50 proc., a wydobycie ropy znacząco zmalało. Kraj znalazł się na skraju upadku. Wprost proporcjonalnie wzrosła z kolei przestępczość, która uczyniła Caracas jedną z najniebezpieczniejszych światowych stolic – znanej dziś przede wszystkim z gangów handlarzy ludźmi i międzynarodowych biznesów narkotykowych. Wielu Wenezuelczyków wyemigrowało do pobliskiej Kolumbii, uważanej za znacznie bezpieczniejszą i stabilniejszą.

Co dalej?

Czy na świecie wybuchnie wkrótce kolejny konflikt zbrojny? Europejscy analitycy są w tej sprawie mocno sceptyczni. Ich zdaniem, zaostrzenie konfliktu o sporny teren to jedynie przedwyborcza zagrywka administracji urzędującego prezydenta Wenezueli. W ten sposób pozoruje on działania mające na celu uzdrowić kryzys gospodarczy w tym kraju.

Dodajmy, że w maju Wenezuelska Krajowa Rada Wyborcza (o profilu prorządowym) ogłosiła decyzję o wykluczeniu Unii Europejskiej z misji obserwacyjnej wyborów prezydenckich zaplanowanych na 28 lipca. Prezydent Nicolas Maduro będzie się w nich ubiegał o trzecią kadencję. 

Jak wynika z projektu deklaracji końcowej szczytu grupy G7 we Włoszech, państwa członkowskie skrytykowały Wenezuelę za wycofanie zaproszenia do UE.

„Jesteśmy głęboko zaniepokojeni (…) prawami opozycji w procesie wyborczym i decyzją o wycofaniu zaproszenia na unijną misję obserwacji wyborów”  – stwierdzili członkowie G7.

Na tę krytykę odpowiedział również wenezuelski rząd:

„Dekadencki imperializm nigdy nie miał tak kiepskiego i absurdalnego przywództwa jak to, które prezentuje dzisiaj G7. Odrzuceni przez własny naród, zamierzają uciec się do praktyk kolonialnych i zaangażować się w sprawy, które ich nie dotyczą” – napisał w serwisie społecznościowym X minister spraw zagranicznych Wenezueli Yván Gil.

Podsumowując: spór o Gujanę przypomina nieco wenezuelską telenowelę  – od lat niby nic ciekawego się nie wydarzyło, ale świat przygląda się tej sytuacji z zapartym tchem.

FMC27news