Intensyfikacja wojny hybrydowej i zagrożenia dla Europy
Na razie działania rosyjskie nie powodują olbrzymich strat gospodarczych, ale mogą sprowokować konflikt zbrojny – musimy być gotowi na wszystko.
Obecnie mamy do czynienia z intensyfikacją wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję wobec większości państw europejskich. Rosjanie, jak zawsze, działają z dodatkowym interesem politycznym i strategicznym, który towarzyszy ich agresywnym posunięciom.
Dobrym przykładem są niedawne incydenty z rosyjskimi dronami naruszającymi polską przestrzeń powietrzną. Wydarzenia te ujawniły słabości w naszym systemie obrony przeciwlotniczej i przeciwdronowej. Pokazały, że istnieją poważne luki, które należy jak najszybciej uszczelnić. Na szczęście podjęto już odpowiednie decyzje i można spodziewać się, że w stosunkowo krótkim czasie sytuacja ulegnie poprawie.
Pomóc w tym mogą polskie firmy, które produkują nie tylko znakomite drony – jedne z najlepszych na świecie – ale także zaawansowane systemy antydronowe. Niestety, jak dotąd są one wykorzystywane w Polsce w zbyt małej skali. Jest jednak nadzieja, że zostaną szerzej wdrożone i rozwinięte, co znacząco wzmocni nasze zdolności obronne. Problem ten dotyczy zresztą nie tylko Polski, ale również innych państw europejskich.
Warto zwrócić uwagę na sytuację Danii, która kontroluje cieśniny duńskie. W praktyce oznacza to, że może ona zamknąć Rosji dostęp do Morza Północnego, a tym samym zablokować jej flotę na Morzu Bałtyckim, uniemożliwiając wypływanie z portów bałtyckich. Takie postulaty pojawiają się coraz częściej – nie tylko w prasie duńskiej, ale również w mediach wielu innych krajów. Coraz głośniej mówi się o konieczności zamknięcia cieśnin, szczególnie dla tzw. „floty cieni”, czyli tankowców przewożących rosyjską ropę z pominięciem sankcji.
Argumenty są dwojakie: po pierwsze – chodzi o egzekwowanie sankcji, po drugie – o bezpieczeństwo ekologiczne. Wiele z tych statków znajduje się w złym stanie technicznym, co stanowi poważne zagrożenie dla środowiska na stosunkowo niewielkim akwenie, jakim jest Morze Bałtyckie.
Wojna hybrydowa Rosji dotyka również inne państwa regionu. Szwecja i Norwegia, podobnie jak Polska, są celem ataków dronów i działań sabotażowych, które wpisują się w szerszą strategię destabilizacji północnej flanki Europy.
🔴 Zachód śpi? Amb. Derlatka ostrzega: 5 minut do wojny!
Zagrożenia regionalne i wsparcie dla Ukrainy
Oba państwa – Szwecja i Norwegia – prezentują zdecydowanie proukraińską postawę. Dostarczają broń na Ukrainę i wspierają działania wojenne przeciwko Rosji, co oczywiście nie podoba się Moskwie.
W rejonie Morza Bałtyckiego obserwujemy różnorodne działania hybrydowe. Wystarczy przypomnieć sabotaż podmorskich kabli, ataki na transport lotniczy nie tylko poprzez wysyłanie dronów nad lotniska, ale też zakłócanie komunikacji GPS. Blokowanie łączności z satelitami powoduje, że samoloty tracą orientację, co stwarza realne zagrożenie katastrofą. Rosjanie nie zważają na konsekwencje. W przeszłości dochodziło też do ataków sabotażowych na pocztę międzynarodową, w tym do umieszczania ładunków wybuchowych w przesyłkach. Na szczęście nie doszło do tragedii na pokładach samolotów przewożących te paczki.
Ataki rosyjskie na państwa europejskie, w tym cyberataki, są liczne i stają się codziennością. Polska należy do najbardziej atakowanych państw świata pod względem działań w sieci, co jednoznacznie świadczy o prowadzeniu przez Rosję wojny hybrydowej, zgodnie z doktryną generała Siergieja Gierasimowa. Obecnie znajdujemy się w pierwszej fazie tej wojny – fazie przygotowawczej, która ma na celu umożliwienie działań kinetycznych w przyszłości. Nie można wykluczyć, że w pewnym momencie konflikt przybierze formę wojny gorącej.
Geopolityka euroazjatycka i potencjalne zagrożenie Chin
Przemysł rosyjski, w tym zbrojeniowy, aktywnie się przygotowuje. Kryzysy, o których mówi się w kontekście Rosji, dotyczą głównie przemysłu cywilnego. Produkcja wojskowa i technologie podwójnego zastosowania rozwijane są intensywnie, wprowadzane są nowe produkty i technologie. W samej wojnie na Ukrainie uczestniczy ponad jedna trzecia sił rosyjskich – reszta pozostaje w gotowości, szkoląc się i przygotowując do potencjalnie większego konfliktu. Eksperci jednoznacznie podkreślają, że trzeba brać te informacje pod uwagę przy ocenie sytuacji i planowaniu obrony.
Polska stoi przed wyścigiem czasowym – konieczne jest zbudowanie takiej zapory militarnej, aby odstraszyć Rosję przed jakimkolwiek atakiem. Dotyczy to także kwestii dronów. Przykład: na nasze terytorium wkroczyły cztery rosyjskie drony, które zostały zestrzelone rakietami o wartości ponad miliona dolarów, podczas gdy same drony kosztowały zaledwie około 5 tysięcy dolarów. To klasyczne „strzelanie z armaty do muchy”. Wdrożenie systemów antydronowych będzie bardziej ekonomicznym i skutecznym rozwiązaniem, co powinno nastąpić w najbliższym czasie.
Poza aspektem technicznym pozostaje wymiar polityczny. Rosja nadal podgrzewa konfrontację między Zachodem a swoim obozem politycznym. Na szczęście Chiny – przynajmniej oficjalnie – nie angażują się w tę rywalizację. Może jednak nadejść dzień, w którym Chiny zdecydują się włączyć w konflikt. Eksperci wskazują, że takim momentem mogłaby być próba zmiany sytuacji w cieśninie tajwańskiej, czyli ewentualne przejęcie Tajwanu. Możliwości na przeprowadzenie takiej operacji mogłyby pojawić się w 2027 r., z okazji stulecia chińskiej armii. Chińczycy przywiązują dużą wagę do rocznic i wydarzeń symbolicznych, dlatego uważa się, że może to być potencjalna data działań. Oczywiście gotowość nie oznacza automatycznie podjęcia akcji.
Taka sytuacja zmieniłaby ogólny układ sił w całym obszarze euroazjatyckim, ponieważ nie jest tajemnicą, że między Rosją a Chinami istnieje ścisły sojusz. Fakty wskazują na współpracę i koordynację działań, a Chiny wspierają Rosję w różnych obszarach.
Działania podejmowane przez Rosję balansują na granicy wojny. Każde ingerowanie w rosyjskie samoloty może zostać uznane za powód do działań wojennych. Analogicznie, odwetowe użycie dronów przeciwko terytorium Rosji również technicznie jest możliwe i może być postrzegane jako eskalacja nowego konfliktu. To są właśnie działania prowadzące do potencjalnego wywołania konfliktów międzynarodowych, pokazujące rosyjską politykę: z jednej strony demonstrują siłę wobec świata, z drugiej – wysyłają sygnał rosyjskiemu społeczeństwu, że państwo jest potężne i niepodważalne, w dużej mierze opierając się na posiadaniu broni atomowej.
Przykładem jest reakcja kanclerz Angeli Merkel na groźby Putina użycia broni atomowej – odpowiedziała, że Niemcy również dysponują takim arsenałem i mogą go użyć. To zaskoczyło Putina, pokazując, że nawet stosunkowo niewielka Francja mogłaby zniszczyć europejską część Rosji, podczas gdy serce kraju na Syberii i Dalekim Wschodzie jest słabo zaludnione. Najwięcej Rosjan mieszka w zachodniej części kraju, a nie na wschodnich rubieżach.
Ukraina kosztowała nas fortunę! Modzelewski: 100–200 mld już poszło
Polska i NATO – gotowość obronna oraz strategiczne stanowisko Zachodu
Tego rodzaju postawa, jaką zaprezentowała kanclerz Angela Merkel, powinna być realizowana także obecnie. Powinniśmy jasno pokazać Rosji, gdzie jest jej miejsce. W tej chwili pewną rolę odgrywa Ukraina, ale jeśli nie zostanie dodatkowo wzmocniona, nie będzie w stanie prowadzić skutecznych działań obronnych ani politycznych.
Najbardziej radykalne postulaty mówią o natychmiastowym przyjęciu Ukrainy do NATO, co miało powstrzymać rosyjską inwazję i postawić sytuację na ostrzu noża. Wydaje się, że takie działania są konieczne. Można to porównać do kryzysu kubańskiego, kiedy wojna nuklearna mogła wybuchnąć w każdej chwili. Rosjanie wysyłali na Kubę rakiety zdolne przenosić broń jądrową. Kryzys został zażegnany dzięki stanowczej reakcji Stanów Zjednoczonych, które jasno oznajmiły, że każdy ruch Rosjan spotka się z odwetem. Amerykanie już wcześniej zainstalowali rakiety w Turcji, co dawało im faktyczne możliwości działania. Rosjanie wstrzymali się, rozpoczęto rozmowy, które uregulowały konflikt i późniejsze relacje między Wschodem a Zachodem.
Obecnie sytuacja wydaje się dojrzewać do momentu, w którym konieczne jest postawienie Rosji wyraźnego ultimatum. Ktoś musi sformułować jasne non possumus – ani kroku dalej. Albo Rosja zgadza się na rozejm w miejscu, gdzie wojna mogłaby zostać zakończona, albo eskalacja będzie kontynuowana. To przypomina sytuację z wojny koreańskiej, kiedy obie strony zatrzymały się na linii frontu, ustanawiając nieformalny stan zawieszenia broni.
Tak czy inaczej ten czas się zbliża i mamy go coraz mniej na podjęcie rozstrzygnięć. To, co możemy zrobić i jak możemy zareagować, wynika z dotychczasowych działań Rosji – są to działania balansujące na krawędzi sprowokowania konfliktu zbrojnego. W związku z tym siły zbrojne wszystkich państw europejskich powinny pozostawać w najwyższym pogotowiu. Nasze systemy cały czas monitorują przestrzeń powietrzną i akweny morskie; możemy się spodziewać wszystkiego, dlatego musimy odpowiednio wcześnie dysponować informacjami, które pozwolą przygotować właściwą reakcję.
Na razie działania rosyjskie nie powodują olbrzymich strat gospodarczych, choć są uciążliwe – np. zatrzymanie funkcjonowania lotnisk jest poważnym utrudnieniem dla pasażerów, którzy muszą inaczej planować podróże. To, co dzieje się nad Bałtykiem i w rejonie obwodu królewieckiego, pokazuje, że trzeba unikać pewnych obszarów. Rosjanie prowadzą tam działania agresywne i sabotażowe, które czynią loty w tym rejonie niebezpiecznymi.
Po naszej stronie pracuje się nad nowymi systemami chroniącymi zwłaszcza samoloty pasażerskie przed takimi agresywnymi działaniami. Myśli się również o systemach, które mogłyby zastąpić lub uzupełnić obecne rozwiązania GPS. To wszystko to kwestia przygotowania się do nowych wyzwań związanych z zachowaniem Rosji.
Niektóre postulaty zgłaszane przez naszych generałów mówią wprost: jeśli mamy do czynienia z działaniem agresywnym, trzeba rozważyć wdrożenie konkretnych środków obronnych i przeciwdziałających tym zagrożeniom.
Wiemy już, gdzie są ulokowane te urządzenia w obwodzie królewieckim. Pojawiają się nawet opinie byłych generałów – nie mówię o służbie czynnej – że należy te instalacje po prostu zniszczyć. Tylko zniszczenie mogłoby spowodować zaprzestanie tych działań; wysłanie wyraźnego sygnału „źle się bawicie, przestańcie to robić”. Urządzenia zakłócające łączność funkcjonują też w innych miejscach i podobno są już mobilne – Rosjanie dysponują mobilnymi systemami tego typu. Mam nadzieję, że my też je mamy, choć tego nie nagłaśniamy.
Równocześnie istnieje problem przecieków i sytuacji, które są niezwykle groźne. W czasie niedawnych ćwiczeń „Zapad” Rosjanie przećwiczyli scenariusze dotarcia do obwodu królewieckiego poprzez uderzenie na któreś z państw bałtyckich – np. na Litwę – co powtarza się w ich komunikatach. Może to być element narracji lub propaganda; nie można tego jednak wykluczyć. Być może celem jest wynegocjowanie lepszych warunków dostępu do szlaków komunikacyjnych lub zniesienie realnej blokady regionu.
Polska WINNA wojnie?’ Merkel odwraca fakty! | ANALIZA – AMB. DERLATKA
W praktyce duża część towarów trafia tam transportem morskim, co stanowi istotny kłopot dla Rosjan; część ruchu przebiega też przez terytorium Białorusi, ale problem dotyczy szczególnie ruchu pasażerskiego. W każdym razie powinna pojawić się stanowcza odpowiedź z naszej strony. Wystarczy jasno powiedzieć: jeśli uderzycie, natychmiast zajmiemy ten obwód – co nie jest wielkim przedsięwzięciem dla zgromadzonych tam sił NATO, w tym znacznych sił polskich.
Mamy jedną dywizję – 16. Dywizję – która chroni nas przed ewentualną agresją z tego obszaru. Tworzymy kolejną formację, pierwszą Dywizję Legionów, która dość szybko, zaskakująco szybko, jest organizowana. To oznacza istotny potencjał militarny. Rosjanie muszą brać pod uwagę, że nasza reakcja będzie zdecydowana i gwałtowna; nie ma „przeproś” – jeśli dokonają takiego kroku, sami stracą terytorium, podobnie jak w znacznym stopniu straciła je Ukraina.
Musimy zmienić język na bardziej zdecydowany, bardziej stanowczy. Mam nadzieję, że w gabinetach dyplomatycznych używa się takiego języka, bo z Rosjanami można rozmawiać tylko w ten sposób – inaczej się nie da, sytuacja jest przedwojenna. Jeden z polskich polityków określił ją dokładnie w ten sposób i podczas takich rozmów mówi się otwartym tekstem o najpoważniejszych sprawach. To trzeba robić – przynajmniej ja tak to widzę.
Gdy przyjmie się takie stanowisko, powinny pojawiać się przecieki do naszych mediów i do mediów zachodnich, aby społeczeństwa były przygotowane na możliwość podjęcia zdecydowanych działań. Uważam, że gdy Rosjanie dowiedzą się o tym otwarcie – jako o politycznym oświadczeniu – wycofają się, bo nie są aż tak odważni ani szaleni, by ryzykować starcie z Europą. Proszę zwrócić uwagę, że atakują przede wszystkim państwa, które nie są członkami NATO.
Nawet przygotowywali się do różnych działań na terenie Mołdawii, co oznacza, że mogą tam wystąpić działania sabotażowe czy dywersyjne. Na więcej raczej ich nie stać. Gdyby jednak przebili się przez południe Ukrainy, przez Odessę, i dotarli do granicy mołdawskiej, sytuacja byłaby tragiczna. Nie powinniśmy tracić czasu i powinniśmy bardzo szybko reagować w obronie Mołdawii. Niezależnie od tego, czy przebiją się przez Ukrainę, czy nie, musi istnieć przygotowanie na taki scenariusz. Ukraina powinna mieć jasną przyszłość i poczucie bezpieczeństwa, które Europa – a konkretnie NATO – powinna jej zapewnić.
Obecnie jednak po stronie zachodniej brakuje przywództwa, zdecydowania i strategicznego myślenia. Trudno się temu dziwić, bo Unia Europejska jest rozproszona, a NATO w obecnym układzie zależy od siły Stanów Zjednoczonych. W efekcie można powiedzieć, że realnym liderem Zachodu był prezydent USA, ponieważ około 80 proc. potencjału militarnego NATO to potencjał amerykański. Obecnie jednak Ameryka jest militarnie relatywnie słaba w porównaniu do Chin i potrzebuje czasu, aby odbudować swój potencjał.
Mam nadzieję, że gdy to nastąpi, nadejdzie czas twardej polityki w stosunku do Rosji.