14.7 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Wiosna ludów

Przeciwko zamykaniu gospodarki i restrykcjom protestują ludzie na całym świecie. Tylko w ostatni weekend protestowało kilka milionów osób. Od Warszawy aż po Limę.

„Morawiecki, zwalniamy cię! My już od was nic nie chcemy. Dajcie nam tylko pracować” – pod takim hasłem w niedzielę protestowali przedsiębiorcy na poznańskim deptaku. W poniedziałek otworzyło się 57 kolejnych restauracji. Bunt Polaków zaczyna być coraz wyraźniejszy. Przedsiębiorcy nie chcą przestrzegać bezprawnych zakazów (rząd nie miał prawa wprowadzić ich rozporządzeniem, zrobił to, aby nie płacić odszkodowań, jak w wypadku ogłoszenia stanu klęski żywiołowej). Maciej Adamski, właściciel restauracji Qlturalni Qlinarni w Legionowie, która jako pierwsza w tym mieście otworzyła się 25 stycznia wbrew zakazom, jest optymistą. – Sanepid skontrolował nam cały lokal, nie mają żadnych zastrzeżeń, wszystko zgodnie z reżimem. Nie dostaliśmy mandatu. Otworzyliśmy restaurację i jej nie zamkniemy – mówił w rozmowie z telewizją PL1 restaurator. „Panowie policjanci prywatnie mówią, że się cieszą, bo nareszcie będzie gdzie wyjść” – podsumowywała relację Edyta Paradowska, reporterka PL1. Relację z otwarcia restauracji w Legionowie obejrzało aż 200 tys. Polaków. Policjanci próbowali wystraszyć klientów, wręczać im mandaty, ale niewiele osób ich słuchało. Protesty to nie tylko polski patent, w całej Europie i na świecie, gdzie jest lockdown, ludzie domagają się prawa do normalnego życia. Od listopada ubiegłego roku trwają takie protesty w Hiszpanii. We Francji w ostatnie dni stycznia protestowało ok. 200 tys. ludzi. W kilkudziesięciu miastach Francji, m.in. w Paryżu, Lyonie, Lille, Nantes, Strasburgu, Montpellier, Nicei i La Rochelle zorganizowano wiece i manifestacje. Policja (tak hiszpańska, jak i francuska) pacyfikowała demonstrujących bardzo mocno, bo w przeciwieństwie do polskich nie są one pokojowe. Zamieszki są także w Holandii, gdzie wprowadzono godzinę policyjną. Protesty były też w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Danii, Czechach. Praktycznie wszędzie, gdzie są restrykcje, ludzie mówią już „dość!”
Lockdown pomaga rozprzestrzeniać się wirusowi!
Zwolennicy locdownu – zamykania gospodarki to sekta, a nie sposób na walkę z epidemią. Nie mają bowiem żadnych dowodów na to, iż w jakikolwiek sposób hamuje on rozwój wirusa. Wręcz przeciwnie! Są dowody, że właśnie lockdowny są przysłowiowym gaszeniem pożaru benzyną. Twarde dane bowiem wskazują, że wspomagają rozprzestrzenienia się wirusa, a nie go hamują.
Nieskuteczność zamykania gospodarki pokazały pierwsze lockdowny w USA. W marcu i kwietniu ubiegłego roku zamknięto gospodarkę w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się wirusa. Potem od połowy kwietnia ponownie otworzono gospodarkę. Prosta analiza statystyczna pokazuje, że zamknięcie gospodarki nie powstrzymało rozprzestrzeniania się choroby, a ponowne jej otwarcie nie wywołało drugiej fali infekcji.
Blokady są kosztowne ekonomicznie i powodują dobrze udokumentowane długoterminowe konsekwencje dla zdrowia publicznego, wykraczające poza COVID-19. Przypomnijmy: w Polsce z powodu braku dostępu do służby zdrowia zmarło około 30 tys. osób więcej niż na koronawirusa (ok. 37 tys. zgonów).
Urzędnicy i politycy działali w sposób, który uważali za rozsądny, ale opierał się on na intuicji. Wydawało im się, że jak nakażą ludziom siedzenie w domach, to wirus będzie przenosił się wolniej. Okazało się dokładnie na odwrót. Firma TrendMacro zestawiła liczbę zgłoszonych przypadków COVID-19 w każdym stanie USA i Dystrykcie Kolumbii, w przeliczeniu na odsetek populacji na podstawie danych ze stanowych i lokalnych wydziałów zdrowia zebranych przez Covid Tracking Project. Następnie porównali to z czasem i intensywnością blokady gospodarczej w każdej jednostce administracyjnej. Mierzono to nie na podstawie mandatów wydanych przez urzędników państwowych, ale poprzez obserwację tego, co faktycznie robili ludzie w porównaniu do tego, jak wyglądała ich aktywność przed lockdownem. Posłużono się w tym wypadku anonimowymi danymi śledzenia telefonów komórkowych dostarczanych przez Google i inne firmy, a następnie zestawiano je z danymi Instytutu Transportu Uniwersytetu Maryland. W ten sposób powstał „wskaźnik dystansu społecznego”. Zbadano wartości od początku 2020 r. do okresu maksymalnej blokady, który miał miejsce od 5 do 18 kwietnia. Okazuje się, że blokady były skorelowane z większym rozprzestrzenianiem się wirusa! Stany, w których lockdowny były bardziej rygorystyczne i dłuższe, miały również większą liczbę ognisk rozprzestrzeniania się COVID-19. Pięć miejsc, w których doszło do najostrzejszych blokad – Dystrykt Kolumbii, Nowy Jork, Michigan, New Jersey i Massachusetts – miały najwięcej zachorowań.
Nikt nie chce przyznać się do błędu
„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych wyników” – mawiał Albert Einstein, uważany za najwybitniejszego fizyka w historii. Nie było kraju, w którym lockdown by zadziałał, a mimo to wciąż jest on kontynuowany. Wzrost zachorowań w Londynie nastąpił w listopadzie, czyli podczas pełnej blokady narodowej (kwarantanna narodowa, o której mówi rząd PiS, to właśnie kalka językowa z angielskiego). Wskaźniki szły do góry, gdy szkoły były zamknięte na święta. I teraz najlepsze zwolennicy blokad gospodarek w odpowiedzi na fiasko ich działania domagają się dalszego zaostrzenia blokad.
Mają nawet swoje „kozły ofiarne”. I tak Dan Hodges z „The Mail on Sunday” twierdzi, że wszystkiemu są winni ci, którzy publicznie mówili, że blokada nie zadziała. Podobnie uważa Dominic Lawson w swoich felietonach w „Times”, gdzie porównuje tych, którzy głośno mówią, iż lockdown nie działa, do seryjnego mordercy Harolda Shipmana. Publicysta Owen Jones, który wzywał od roku do wprowadzenia stanu wojennego, domaga się zakazu publikowania wypowiedzi lekarzy onkologów (specjalistów od raka), którzy przypominają w mediach, że są inne choroby niż COVID-19, które zabijają ludzi.
Po ponad dziewięciu miesiącach ograniczeń Wielka Brytania jest w gorszym stanie niż wcześniej. W Polsce ograniczenia trwają już trzy miesiące.
Problem lockdownów jest też psychologiczny. Politykom, którzy odpowiadają za wprowadzenie bezsensownych zakazów, trudno to teraz przyznać. Musieliby bowiem powiedzieć, że niepotrzebnie zniszczyli ileś firm, i że ich polityka nie miała sensu. Dlatego upierają się przy trwaniu lockdownów. Ten upór może okazać się zabójczy. Bankructwa obawia się obecnie już 4 na 10 polskich firm (36 proc.) – wynika z badania na zlecenie BIG InfoMonitor.
Lockdown pęka w Polsce. Brutalne akcje policji, takie jak w Rybniku, gdzie w niedzielę 31 stycznia bezprawnie zaatakowano gości klubu Face 2 Face (filmy z tego zajścia wywołują oburzenie w Internecie, np. gdy policjant uderza w twarz DJ, który nie był agresywny), nie powstrzymają trendu. Dzień później na konferencji prasowej przez Komendą Miejską Policji właściciele klubu zapowiedzieli, że wszyscy winni bezprawnych działań zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. „Policja nie chciała się wylegitymować. Jeden z funkcjonariuszy przedstawił się jako James Bond. Policjanci użyli gazu. Jedna z naszych klientek miała kłopoty z oddychaniem. Musieliśmy na siłę wyszarpać okno, żeby mogła zaczerpnąć powietrza. Policjanci byli agresywni, przyszli z pałkami i gazem, wyzywali naszych klientów. Oni przyszli po to, by nas siłą wyszarpać z lokalu” – opowiadała mediom wzburzona współwłaścicielka klubu Face 2 Face w Rybniku. Jej postawa to kolejny dowód, że zastraszanie nie jest już skuteczne. Większość Polaków chce powrotu do normalności. Po Konfederacji i PSL, największej organizacji biznesowej w Polsce Pracodawcy RP natychmiastowe zniesienie restrykcji poparli również politycy Koalicji Obywatelskiej. Im wcześniej do rządu dotrze, że tej wojny z Polakami nie wygra, tym mniejsze będą straty.

Najnowsze