Rząd przygotował ustawę, która na nowo umożliwia zaciąganie kredytów we frankach szwajcarskich – bankowcy już zacierają ręce.
Wydawać by się mogło, że kwestia kredytów walutowych jest już przeszłością. Nikt rozsądny nie będzie zaciągał kredytów w obcych walutach, zarabiając w złotych. Rekomendacja „S” wydana przez KNF, zahamowała rozwój rynku kredytów udzielanych we frankach czy innych walutach. Zarówno pierwsza, jak i druga „eska” skutecznie zniechęcała banki do udzielania kredytów indeksowanych lub denominowanych w obcych walutach. Sprawiło to, że banki faktycznie zrezygnowały z ofert zawierających te produkty bankowe. Przygotowany przez rząd projekt ustawy zawiera lukę prawną, która umożliwi na nowo uruchomienie akcji kredytowej we frankach szwajcarskich czy euro.
Dodatkowo projekt ustawy, który właśnie trafił do laski marszałkowskiej, określa zasady i tryb zawierania umów o kredyt hipoteczny. Projekt zawiera też definicję kredytu walutowego, jako kredytu indeksowanego i denominowanego. Właśnie o tę definicję walczyły banki, które zaczęły przegrywać sprawy sądowe. Dzięki nowemu prawu kredytobiorcy, którzy zaciągnęli kredyty pseudowalutowe, stracą możliwość obrony swoich praw przed sądami.
Powrót franków
Chodzi o rządowy projekt ustawy „o kredycie hipotecznym oraz o nadzorze nad pośrednikami kredytu hipotecznego i agentami”. Zarejestrowany jako druk sejmowy 1210, już wywołuje wiele kontrowersji. Kredyt hipoteczny będzie mógł zostać udzielony wyłącznie w walucie lub indeksowany do waluty, w której konsument uzyskuje większość swoich dochodów lub posiada większość środków finansowych, lub innych aktywów wycenianych w walucie udzielenia kredytu hipotecznego, lub walucie, do której kredyt hipoteczny jest indeksowany. Oznacza to, że jeżeli przewalutujemy swój wkład minimalny (20 proc. od 1 stycznia 2017 roku) i przewalutujemy go na franki szwajcarskie, to będziemy mogli zaciągnąć kredyt w tej walucie. Kredyt udzielony dla przykładu we frankach będzie mógł być na wniosek konsumenta przewalutowany na inną walutę, jeżeli „konsument uzyskuje w tej walucie większość swoich dochodów lub posiada większość środków finansowych, lub innych aktywów wycenianych w tej walucie, określoną w dniu dokonaniu ostatniej oceny zdolności kredytowej. Drugą możliwością przewalutowania jest, aby waluta ta była walutą państwa członkowskiego, w którym konsument miał miejsce zamieszkania w dniu zawarcia umowy o kredyt hipoteczny lub w którym ma miejsce zamieszkania w dniu złożenia wniosku o przewalutowanie. Jeżeli zatem Kowalski zdecyduje się na wzięcie kredytu we frankach szwajcarskich, bo przewalutował swoje oszczędności, ale w tym czasie mieszkał w Polsce, będzie mógł złożyć wniosek do banku o przewalutowanie kredytu na złote polskie. Jeżeli w dacie składania wniosku o przewalutowanie zobowiązania wobec banku mieszka np. we Francji będzie mógł wnieść o przewalutowanie go na euro. Jeżeli mieszka w Wielkiej Brytanii będzie mógł złożyć wniosek o przewalutowanie go na funty brytyjskie, jak długo Zjednoczone Królestwo pozostanie we Wspólnocie Europejskiej.
Oczywiście najistotniejsze jest, po jakim kursie będzie można dokonać przewalutowania swojego kredytu. Otóż zgodnie z projektem ustawy, będzie to średni kurs waluty ogłoszony przez NBP w dniu złożenia wniosku. Dlatego, jeżeli ustawa weszłaby w życie w takim brzmieniu, banki miałyby ogromny problem. Po pierwsze wyeliminowany zostałby „spread walutowy”. Wewnętrzny kurs waluty przyjęty przez bank nie miałby znaczenia przy przewalutowaniu. Co więcej, obowiązywałby kurs NBP z daty złożenia wniosku. Dlatego banki nie mogłyby przeciągać załatwienia wniosków, chcąc uzyskać jak najbardziej korzystny kurs walutowy.
Projekt ustawy został okrzyknięty przez główne media, jako ten definitywnie kończący z kredytami walutowymi, który ma ustawowo realizować rekomendację „S” wydaną przez KNF. Zgodnie z przepisem art. 6 ust. 1 projektu ustawy kredyt może zostać udzielony wyłącznie w walucie lub indeksowany do waluty, w której konsument [1] uzyskuje większość swoich dochodów lub [2] posiada większość środków finansowych lub innych aktywów wycenianych w walucie udzielenia kredytu hipotecznego, lub walucie, do której kredyt hipoteczny jest indeksowany. Zatem jeżeli kredytobiorca nie uzyskuje większości swoich dochodów we frankach szwajcarskich, ale dysponuje wkładem własnym na mieszkanie w wysokości, dajmy na to 60 tysięcy złotych, co będzie stanowiło 20 proc. wymaganego wkładu własnego, będzie mógł uzyskać kredyt we frankach szwajcarskich. Warunkiem będzie, aby posiadane oszczędności przewalutował na szwajcarską walutę. Dzięki temu będzie posiadał większość środków finansowych w tej walucie. Decydujące jest tu użycie spójnika „lub”, który oznacza zgodnie z zasadami logiki prawniczej, że możliwe są dwie sytuacje lub tylko jedna.
Na wojnie z kredytobiorcami
Członkowie Stowarzyszenia „Stop Bankowemu Bezprawiu” oraz prawnicy, którzy zajmują się walką z bankami ws. kredytów indeksowanych lub denominowanych w obcych walutach – alarmują. Wszystko przez zapis projektu ustawy, która wprowadza definicję kredytu walutowego. Jest nim także kredyt denominowany w obcej walucie oraz kredyt indeksowany. Oznacza to, że dotychczasowa linia orzecznicza, która twierdziła, że te kredyty nie są w swej istocie kredytami, tylko innymi produktami bankowymi, traci na ważności. Rząd Beaty Szydło, chociaż zapewniał o wsparciu kredytobiorców, właśnie sprezentował bankom prezent, którego przez 8 lat nie zrobiła Platforma Obywatelska.
Zgodnie z przepisem art. 4 pkt 20 projektu ustawy, kredytem hipotecznym w walucie obcej będą kredyty masowo udzielane w latach 2004–2010. Co więcej, przyjęcie takiej definicji kredytu walutowego, którym jest kredyt indeksowany i denominowany, w istocie cofa nas co najmniej o dekadę. Przyjęcie takiej definicji jest równoznaczne z zalegalizowaniem oszukańczych kredytów, które z kredytem walutowym nie mają nic wspólnego.
Jak zwykle najbardziej niekorzystne dla konsumentów zmiany są wprowadzane pod płaszczem pomocy i karania nieuczciwych pośredników finansowych oraz agentów. Chociaż oficjalnie ustawa ma być wymierzona przeciwko bankom, to największym beneficjentem proponowanych zmian, będą właśnie same banki. To powinno stanowić odpowiedź, kto najbardziej lobbował na rzecz przyjętych rozwiązań.
Legalizacja bezprawia
Jak twierdzą przedstawiciele Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu [dalej SBB] treść projektu nie odpowiada potrzebom Polaków. Stanowczo sprzeciwiają się możliwości udzielania kredytów denominowanych i indeksowanych do obcych walut. Według SBB dotychczasowe doświadczenia Polaków z kredytami pseudowalutowymi pokazują skalę zagrożeń systemowych, które ponownie się wprowadza do polskiego systemu prawnego. Udzielanie kredytów indeksowanych czy denominowanych jest de facto działalnością hazardową. Ich wprowadzenie będzie cofało nas do stanu sprzed 11 lat. Natomiast dokonanie rzetelnego poinformowania o ryzyku kredytowym będzie niemożliwe w perspektywie nawet jednego roku, a co dopiero 30 lat.
Inicjatywa ustawodawcza rządu uważana jest przez osoby wgryzione w temat kredytów indeksowanych i denominowanych za próbę przeforsowania tylnymi drzwiami do polskiego prawa kredytu indeksowanego oraz denominowanego. Po raz pierwszy w historii polskie prawo będzie wprost pozwalało na sprzedaż takich produktów. Do tej pory kredyty te były uważane za „produkty kredytowe”, czyli nie do końca za kredyty. Tym razem oszukańcze kredyty będą instytucją prawną. Istnieje ryzyko, że na tej podstawie sądy będą oddalać pozwy wystosowane przez konsumentów przeciwko bankom o przewalutowanie kredytów hipotecznych i zwrot nadpłaconego kredytu.
Na dzień 25 stycznia 2017 roku zaplanowane było posiedzenie Komisji Finansów, która ma zająć się nadaniem biegu projektowi rządowemu. Działacze Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu zapowiedzieli, że zjawią się na posiedzeniu tej komisji celem lobbowania przeciwko rządowemu projektowi ustawy. Czy rząd oraz parlament przychyli się do stanowiska obywateli i odrzuci projekt przygotowany przez resort, którym kieruje Mateusz Morawiecki posiadający wieloletnie związki z sektorem bankowym?