3.3 C
Warszawa
poniedziałek, 25 listopada 2024

Dron przemytnik

Jeden z wojskowych ukraińskich stwierdził, że jeśli nielegalny ruch powietrzny nad ukraińsko-polską granicą będzie się zwiększał w dotychczasowym tempie, niechybnie zajdzie potrzeba instalacji systemów obrony powietrznej.

W ostatnim czasie niezidentyfikowane obiekty latające upodobały sobie loty nad Polską. Spokojnie, to nie groźba inwazji UFO. To tylko nowa metoda transgranicznej przestępczości, która wykorzystuje technologiczne nowinki XXI w. Polskie służby mówią na razie o incydentach w przestrzeni powietrznej, ale, jak się wydaje, jest to wierzchołek lodowej góry problemu. A może coś więcej, bo za kontrabandą papierosów idą narkotyki i broń, a także szpiegostwo. Czy Polska jest przygotowana do walki z nowym wyzwaniem dla bezpieczeństwa?

Niezidentyfikowane drony

W sierpniu tego roku w miejscowości Nowa Różanka pod Kętrzynem rozbił się bezzałogowy aparat latający zwany popularnie dronem. Jak wykazały badania szczątków, prowadzone pod nadzorem prokuratury okręgowej w Olsztynie, obiekt nadleciał z terytorium obwodu kaliningradzkiego. Na rosyjskie pochodzenie wskazują także napisy zachowanych detali aparatu. Wiele wskazuje, że był to bezzałogowiec wysłany nad Polskę w misji szpiegowskiej, krążył bowiem w okolicach zakwaterowania żołnierzy amerykańskich, strzegących wspólnie z naszą armią wschodniej flanki NATO. Można dodać, że cele jawne wywiadowcze wchodziły w rachubę i tym razem, bo z informacji Straży Granicznej wynika, że nie było to pierwsze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej dokonane z terytorium Rosji.

W 2016 r. miały miejsce cztery podobne incydenty. Drony zapuszczały się nad obszar naszego kraju na głębokość od 200 metrów do kilku kilometrów, latając na wysokości od 50 do 150 metrów. Najważniejsze, że zostały wykryte, bo są to aparaty niewielkie i latające nisko, a więc trudno dostrzegalne przez radary obrony powietrznej.

Poza dronem, który uległ katastrofie, podejrzenia Straży Granicznej koncentrują się na przemytnikach papierosów, którzy często wykorzystują nowinki techniczne do kryminalnego procederu. Możliwości popularnych, a więc dostępnych w powszechnej sprzedaży aparatów bezzałogowych pozwalają na przenoszenie ładunków o ciężarze do 10 kg. Paczka papierosów waży nie więcej niż 100 gram. Przypadki nielegalnego wykorzystania urządzeń latających odnotowane przez kętrzyński oddział Straży Granicznej, nie są więc odosobnione.

Podobne loty są dokonywane na południu Polski, a dokładniej nad polsko-ukraińskim pograniczem. Co prawda dotychczas przemytnicy używali maszyn załogowych. Świadczy o tym przypadek zaobserwowania lotu samolotu typu An-2 i namierzenia momentu, gdy po nielegalnym wtargnięciu w polską przestrzeń powietrzną maszyna dokonywała zrzutu. Tym razem trefny towar, oczywiście papierosy, został przejęty. Podobnych lotów musiało być jednak więcej, bo we wrześniu tego roku straż leśna patrolująca nadgraniczne masywy natknęła się na wrak awionetki, która uległa awarii. Po pasażerach i towarze ani śladu, ale nie ulega wątpliwości, że tropy prowadzą do tytoniowej mafii. I oby tylko, bo w grę mógł wchodzić transport nielegalnych migrantów, broni, narkotyków, a więc kogokolwiek i czegokolwiek niebezpiecznego, co miało się znaleźć na naszym terytorium niezgodnie z prawem.

Pobieżne kompendium wiedzy uzupełniają fakty użycia deltoplanów i paralotni szybujących cicho na nocnym niebie. We wrześniu 2016 r. funkcjonariusze SG patrolujący granicę w okolicach Hrebennego (Bieszczady) zaobserwowali aparat powietrzny wlatujący do Polski ze Wschodu na dużej wysokości. Dzięki urządzeniom nocnej obserwacji namierzyli moment i miejsce zrzutu. W wyniku natychmiastowej obławy udało się zatrzymać trzech odbiorców powietrznej przesyłki. Tym razem przestępcy stracili na poczet Skarbu Państwa samochód osobowy i towar, czyli nieakcyzowane wyroby tytoniowe warte 119 tys. złotych.

W sierpniu 2017 r. podobnych świadectw inwencji kontrabandzistów dostarczyła załoga śmigłowca „Kania” Straży Granicznej, która udaremniła przemyt kolejnej partii trefnego towaru. Tym razem udało się przechwycić motolotnię, która nadleciała znad Ukrainy i dokonała zrzutu w okolicach Woli Uhruskiej w powiecie  chełmskiego. Wartość skonfiskowanych papierosów wyniosła 95 tys. zł.

Jakie wnioski należy wyciągnąć z powyższych incydentów? Oczywiście, można się uspokajać, że, po pierwsze są, to pojedyncze ekscesy, a po drugie, jeśli Straż Graniczna łapie przestępców i konfiskuje kontrabandę, to wszystko jest w porządku. Otóż nie. Polski system ochrony przestrzeni powietrznej i granic, choć jest skuteczny, to natyka się na nowe wyzwanie. Niestety, w wielu wymiarach bezpieczeństwa nieograniczonych bynajmniej do walki z przestępczością transgraniczną.

Straty skarbu państwa z tytułu obrotu nieakcyzowanymi towarami mogą okazać tylko jedną z wielu szkód. Wiele wskazuje, że zjawisko wykorzystania bezzałogowych aparatów latających do działalności niezgodnej z prawem Rzeczypospolitej Polskiej nie tylko będzie narastało, lecz także już ma zasięg szerszy od odnotowywanego przez media. Świadczą o tym publiczne wypowiedzi naszych decydentów odpowiedzialnych za stan bezpieczeństwa narodowego. Jak poinformował PAP, minister Antoni Macierewicz, odpowiadając na pytania dziennikarzy, powiedział, że jeśli chodzi o loty obcych dronów, to niestety nie jest to żadne novum, ponieważ polskie władze odnotowywały takie działania przez cały 2016 r. Potwierdził także analogiczną aktywność obcych bezzałogowców w polskiej przestrzeni powietrznej w 2015 r.

Z kolei opiniotwórczy portal Defence 24 zapytał o ten problem Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. W lipcowym wywiadzie generał dywizji Sławomir Wojciechowski potwierdził, że siły obrony powietrznej zdają sobie sprawę z problemu, a jedną z odpowiedzi na wyzwanie jest aktywizacja współpracy ze Strażą Graniczną. Przy tym, jak wskazał dziennikarz Defence 24 Jędrzej Graf, „nasza wschodnia granica jest poddawana działaniom przemytniczym o takiej skali, która przerasta działania przestępcze, nabierając charakteru nieregularnego i trudnego do klasyfikacji”. Bo jakże inaczej ująć wykorzystanie dronów, które wpisują się w zagrożenia o hybrydowej naturze? Zresztą taką opinię podtrzymał również minister spraw wewnętrznych. Jak informuje Straż Graniczna, Mariusz Błaszczak już w ubiegłym roku wziął udział w specjalnej debacie zatytułowanej „Przemyt – hybrydowa wojna z państwem polskim”.

Jak skutecznie radzić sobie z procederem? W ocenie ministra nie ulega wątpliwości, że bezpośrednie straty skarbu państwa z tego tytułu sięgają od kilkunastu do kilkudziesięciu miliardów złotych rocznie. Kontrabanda wpływa również hamująco na legalny system gospodarki, tracą bowiem firmy, które w sposób oficjalny prowadzą działalność na polskim rynku. I na koniec większą częstotliwość nieproszonych wizyt potwierdzają dwa kolejne fakty. Jak donosi portal Money.pl, śląskie centrum ekspertyz śledczych Mediarecovery zwiększyło ilość analiz wykonanych na zlecenie państwowych organów, których przedmiotem było pozaprawne wykorzystanie dronów. I teraz uwaga, jak poinformowali eksperci, aparaty bezzałogowe były wykorzystywane przez grupy kryminalne do przemytu narkotyków – zza wschodniej granicy do Polski.

O narastającym wykorzystaniu dronów alarmują również ukraińskie służby graniczne. Z wypowiedzi dla tamtejszych mediów wynika, że przy bardzo ograniczonych możliwościach technicznych ukraińskie służby odnotowały co najmniej 9 przelotów bezzałogowców do Polski. Anonimowy wojskowy z tamtej strony twierdzi, że jeśli nielegalny ruch powietrzny nad ukraińsko-polską granicą będzie się zwiększał w dotychczasowym tempie, niechybnie zajdzie potrzeba instalacji systemów obrony powietrznej. A zatem właściwe pytanie brzmi, jaka jest prawdziwa wiedza ukraińskich służb o skali wykorzystania dronów do celów przestępczych na granicy z naszym krajem, szczególnie na odcinku lwowskim? Jednak wcześniej trzeba sięgnąć do źródła problemu.

Złota granica

No i mamy kolejny rekord. Jak poinformowało kijowskie Stowarzyszenie Producentów Wyrobów Tytoniowych, to właśnie Ukraina pozostaje głównym dostawcą nielegalnych papierosów w Europie. Zgodnie z analizami stowarzyszenia w ubiegłym roku na obszar celny UE wprowadzono co najmniej 5,8 mld sztuk wyrobów tytoniowych z Ukrainy. To chyba zaniżone szacunki, bo stawkę znacznie podbija narodowy portal antykorupcyjny Antikor.ua który mówi już o wielkościach zbliżonych nawet do 10 miliardów sztuk papierosów wprowadzonych nielegalnie na rynki Unii i innych państw europejskich. Oczywiście pochodzących z Ukrainy, bo według analiz UE cały europejski rynek nielegalnej produkcji tytoniowej sięga rocznie 70-80 mld sztuk papierosów napływających z całego świata. Także przez Ukrainę.

Czysty zysk przemytników wyrobów tytoniowych do Europy sięga rocznie 10 mld euro, co stawia ich na podium wraz z handlarzami heroiną i kokainą. Dopiero czwartą pozycję zajmują przestępcy parający się handlem bronią. W przypadku ukraińskich podróbek sprawa jest prosta, bo jak mówi Walentyna Chomienko ze stowarzyszenia legalnych producentów, paczka papierosów marki „Prima” kosztuje na Ukrainie 12 hrywien, a na Węgrzech już ok. 4 euro, czyli 100 hrywien. Po przerzucie do Niemiec cena paczki urasta do 6 euro, aby w Wielkiej Brytanii zatrzymać się na ok. 8 euro. Papierosy są i tak o prawie połowę tańsze od legalnych, których opakowanie kosztuje od 12 do 14 euro. Podobne ceny obowiązują we Francji i Włoszech, dlatego Europa Zachodnia jest docelowym miejscem tak zyskownego przedsięwzięcia. Podobnie ocenia skalę zarobków jeden z ukraińskich celników, a więc człowiek znający kulisy przestępczego biznesu nie tylko ze słyszenia. Udany przemyt zawartości samochodowego TIR-a z obwodu zakarpackiego do słonecznej Italii to zarobek rzędu od 500 tys. do nawet miliona euro, zależnie od marki papierosów i kosztów własnych grupy przestępczej.

Dlatego granica Ukrainy z UE jest nazywana złotą. Choć trafniejszą byłaby analogia do azjatyckiego złotego trójkąta produkcji narkotyków. Dlaczego? Ponieważ przemycane wyroby tytoniowe są produkowane na terenie trzech państw. Pierwszym jest Ukraina z zakładami tytoniowymi we Lwowie i Równem. Kolejne miejsce zajmuje Białoruś z fabrykami „Nieman” i „Tabak-Inwest”. Na końcu plasuje się Rosja z zakładami w Rostowie i setkami nielegalnych manufaktur tytoniowych w republikach narodowościowych północnego Kaukazu.

Przy tym należy pamiętać, że większość trefnego towaru to tzw. wyroby Illicit Whites. To papierosy wytwarzane legalnie na terenie danego państwa, czyli w oficjalnie działających zakładach tytoniowych. Paczki są akcyzowane, a cały przekręt polega na fałszywym obrocie w wewnętrznej przestrzeni gospodarczej danego kraju, po to, aby towar nielegalnie wywieźć i wprowadzić na rynki trzecie.

A jak do tego procederu ma się Polska? W 2010 r. przemyt ze Wschodu był szacowany na 8 miliardów sztuk papierosów, co stanowiło ok. 14 proc. rynku tytoniowego. W 2014 r. ilość nielegalnych papierosów sięgnęła 25 proc. rynku sprzedażowego, który wynosił wówczas 47 mld sztuk. Przy tym główny problem tkwi w zjawisku spadającej sprzedaży legalnej, która jest wypierana przez szarą strefę tytoniową. Dominującą tendencją jest redukcja legalnego rynku wyrobów tytoniowych o 6 proc rocznie. Nie oznacza to wcale, że Polacy masowo rzucili palenie, bo deklarowany poziom konsumpcji tytoniu utrzymuje się na stałym poziomie. Palacze przerzucili się najzwyczajniej na nielegalne wyroby. Także i w naszym kraju handlarze oferują przemycone papierosy po cenie stanowiącej 50-60 proc. wartości legalnej paczki, a to dla niebogatych Polaków gra warta ryzyka. Jeśli legalne opakowanie papierosów kosztuje 12-14 zł, to koszt nielegalnej paczki wynosi 4-6 zł. Różnica jest ogromna i z pewnością odczuwalna w portfelu palacza.

Jakie czynniki wpływają na taki stan rzeczy w Polsce? Organizacja Pracodawcy RP wskazuje jednoznacznie na skutki polityki fiskalnej państwa. W nadziei na wyższe wpływ budżetowe skarbowe instytucje wprowadziły progresywną skalę akcyzy. Na przykład w latach 2010–2014 akcyza na wyroby tytoniowe wzrosła o 40 proc., a podatek VAT uległ podwyższeniu z 22 do 23 proc. Stawka akcyzowa ulega podwyższeniu rok do roku, dlatego konsumenci coraz chętniej korzystają z alternatywnych cenowo źródeł zaopatrzenia, czemu z drugiej strony sprzyja powszechna dostępność nielegalnych wyrobów tytoniowych.

Z oczywistych powodów geograficznych najbardziej narażone na skutki przemytu są województwa wschodnie, tam też najbardziej rozwija się przestępczość transgraniczna. Nie bądźmy naiwni, jeśli Ukraińcy stoją za samym przemytem, to polscy wspólnicy zapewniają przecież odbiór przesyłek, bezpieczne magazyny i tranzyt do innych państw Europy. Polskie pozostają także „sieci sprzedażowe”, czyli siatki rozprowadzające trefny towar na targowiskach i w innych punktach handlowych na terenie naszego kraju. Nic dziwnego, że przemytnicy ze Wschodu imają się każdej metody, która poprawia efektywność procederu.

W miarę tego jak instytucje ochrony granic państw ościennych, w tym Polski, rozpracowują schematy przestępczego działania, pojawia się naturalna potrzeba innowacji i to ona jest matką wynalazczości. Na przykład przez kilka lat pod granicą ukraińsko-słowacką działał podkop, którym dokonywano się podziemnej kontrabandy. Co tam podkop, to był tunel o długości 700 metrów, z torem kolejowym, po którym dzięki zasilaniu elektrycznemu kursowały regularne miniskłady. Przewoziły wszelkie dobro, na które był popyt po obu stronach granicy. Plagą rzeki Tisa na granicy z Rumunią są płetwonurkowie transportujący – a jakże – ukraińskie papierosy. Po dnach akwenów pomiędzy Ukrainą i Mołdawią przeciągnięto nielegalne rurociągi, którymi do Europy płynie równie nielegalny spirytus.

Jednak władze w Kijowie coraz bardziej zdają sobie sprawę ze skali transgranicznej przestępczości. W grę wchodzą przecież tak bezpośrednie szkody finansowe czynione ukraińskiej gospodarce, jak i polityczne. Korupcja, także graniczna i zorganizowana przestępczość, to bodaj główne bariery integracji z Unią Europejską. Dlatego ministerstwo finansów uderzyło w przemyt wzrostem akcyzy na wyroby tytoniowe, aby ich nielegalna sprzedaż w państwach ościennych nie była aż tak opłacalna. Ponadto walkę z mafią tytoniową przejęło niedawno powołane Biuro Antykorupcyjne (o uprawnieniach prokuratorskich), które ma przeciąć kryminalne związki prokuratury i policji. Bezpośredni nadzór operacyjny przejęła od MSW Służba Bezpieczeństwa Ukrainy. Jej zadaniem jest zwalczanie mafii oraz jej powiązań ze służbą graniczną i celną.

Wszystkie te czynniki wpływają na poszukiwanie nowych sposobów przemytu, skąd wzięły się bezzałogowce. Jak informują ukraińskie media, przemytnicy masowo kupują najnowsze modele bezpilotowców, nie zważając na ich cenę. Przyzwoity model klasycznego drona lub kwadrokoptera sięga od 10 tys. dolarów w górę. Tylko one dają gwarancję odpowiedniego udźwigu i skutecznego programowania GPS, apewniających zarówno opłacalność nabytku, jak i jego powrót do bazy.

Kalkulacja jest prosta i winna być podpowiedzią dla naszych służb. Jak w anonimowym wywiadzie dla dziennika „Swoboda” mówi jeden z przemytników, aparat w cenie 10 tys. dolarów spłaca się w ciągu miesiąca. Równanie złożone z danych udźwigu i częstotliwości lotów jest powszechnie dostępne w ukraińskojęzycznym Internecie. Warto to przeczytać, aby zdać sobie sprawę, że wykryte przeloty do Polski mogą być jedynie wierzchołkiem lodowej góry kontrabandy przy użyciu dronów. W końcu przestępcy też kalkulują ryzyko i koszty, tym bardziej że dotychczasowe wykorzystanie zdalnie sterowanych aparatów nad granicami Ukrainy z Węgrami i Słowacją przybrało taką skalę, że wywołało reakcję. Służby graniczne obu państw UE zostały wyposażone w urządzanie głuszące sygnały sterownia dronami, podobno z na tyle z dobrym skutkiem, że zachodzi obawa przemieszczenia głównego korytarza transportowego w polską przestrzeń powietrzną. Czy jesteśmy przygotowani na taką ewentualność?

Polska odpowiedź

W każdym razie powinniśmy zareagować jak najszybciej, bo za przemytem kroczy hybrydowa agresja. Nie chodzi bezpośrednio o Ukrainę, choć i tam stopień infiltracji agenturalnej Rosji jest wysoki. Bezpośrednie zagrożenie nadchodzi z Białorusi i obwodu kaliningradzkiego. Takie wnioski podpowiadają rezultaty pracy operacyjnej KaPo, czyli estońskiej służby bezpieczeństwa.

W toku kilkuletniej akcji Estończykom udało się rozpracować siatkę rosyjskich agentów, złożoną z przemytników papierosów, żyjących po obu stronach granicy. FSB zwerbowała ich do współpracy najprostszą metodą szantażu, połączonego z przymknięciem oczu na kryminalny proceder. W obowiązki grupy wchodził zbiór danych o siłach zbrojnych, służbie granicznej i policji Estonii. Agenci brali także udział w prowokacji FSB polegającej na zwabieniu oficera KaPo do Rosji, gdzie został aresztowany i skazany na długoletnie więzienie. To nie przelewki, bo związki rosyjskich służb specjalnych i świata kryminalnego należą do hybrydowego kanonu militarnego i wywiadowczego działania Kremla.

Obecny rząd RP jeden z kluczowych celów postawił sobie za poprawę stanu bezpieczeństwa Polski i jej obywateli. Efektywność ochrony granic jest integralnym składnikiem tego projektu, także w kontekście naruszenia przestrzeni powietrznej przez obce aparaty bezzałogowe, niezależnie czy służą szpiegostwu, czy tylko kontrabandzie. Minister Mariusz Błaszczak zainicjował program modernizacji polskich służb, na który w latach 2017-2020 rząd przeznaczył 9 mld złotych, z czego 1,2 mld zł otrzymała do dyspozycji Straż Graniczna. Pozwoli to z pewnością zmodernizować wyposażenie i warunki funkcjonowania tej formacji. Na przykład planuje się zakup samolotów patrolowych oraz dokończenie budowy systemu wież obserwacyjnych wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt do całodobowego dozoru wschodniej linii granicznej Polski.

W ramach przydzielonych środków finansowych warto byłoby zadbać o zakup wyposażenia umożliwiającego elektroniczną walkę z nieproszonymi dronami. Jednak jak wynika z cytowanego wywiadu Defence 24 z generałem Wojciechowskim, skuteczne uszczelnienie granic będzie zależało od kompleksowego podejścia, szeregu skoordynowanych działań, na które złożą się odpowiednia nowelizacja prawa oraz podjęcie międzyresortowej współpracy pomiędzy służbami podległymi MSW, oraz ministerstwem obrony. Tylko kompleksowe współdziałanie Straży Granicznej, policji i jednostek wojskowych (na pewno sił powietrznych, a być może Obrony Terytorialnej) wraz z odpowiednimi możliwościami technicznymi stanie się gwarancją blokady polskiego nieba przed wrogimi wtargnięciami dronów.

W zwalczaniu zagrożeń hybrydowych, a do takich należy zarówno przestępczość transgraniczna, jak i radioelektroniczna penetracja wywiadowcza naszego terytorium, musimy najpierw liczyć na samych siebie. Dopiero w następnej kolejności na NATO i UE, a w ostatniej na wschodnich partnerów. Zależy to od chęci współdziałania, a raczej od niechęci Rosji w dziedzinie przestrzegania prawa międzynarodowego i poszanowania suwerenności państw sąsiedzkich. W przypadku Ukrainy na przeszkodzie stoi ogromna korupcja instytucji i służb tego państwa, która, niestety, szybko nie przejdzie w zapomnienie.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news