Zdaniem „The Washington Post”,amerykańskim żołnierzom prędzej czy później przyjdzie się jednak zmierzyć z nową rosyjską bronią.
1 marca Władimir Putin wygłosił najbardziej kontrowersyjne orędzie w historii swojej prezydentury. Przelicytował samego siebie z 1999 r. gdy obiecał topić czeczeńskich terrorystów nawet w kiblach. Obecnie postraszył świat nowymi rodzajami broni ofensywnych. Jednak od pytania, czy mamy się bać, czy śmiać z pogróżek Rosji, ważniejsze jest inne. Co myśli złośliwy gnom zadomowiony w głowie rosyjskiego prezydenta? To umysł Putina stanowi prawdziwe niebezpieczeństwo, odpowiadając za wrogie postrzeganie zewnętrznego świata.
W marcowym orędziu do Zgromadzenia Federalnego, czyli obu izb marionetkowego parlamentu wszystko było nie tak, jak dotychczas. Deputowanych i senatorów zaproszono do sali Maneżu, a nie do kapiących od złota kremlowskich komnat. Ponoć dlatego, aby pomieścić telebim odpowiedniej wielkości, a może, by nie drażnić Rosjan carskim przepychem. Miało być bliżej ludzi i było. Olbrzymi ekran posłużył odpowiedniemu zilustrowaniu treści wygłoszonych przez prezydenta. Zasadniczo, sytuacja, w jakiej przyszło zabrać głos Putinowi, jest nieciekawa. Rosyjska gospodarka po dwóch latach ostrego spadku wyhamowała, popadając w ciężką stagnację. Dochody ludności zmniejszyły się o 20 proc. Połowa społeczeństwa znalazła się za lub na progu biedy. Słowem Rosja zjechała do punktu rozwoju wyznaczonego 2008 r.
A tu 18 marca wypadają wybory, które prezydent chce wygrać po raz kolejny. Putin, jak to Putin, starał się zachować kamienną twarz kagiebisty, gdy musiał się prześlizgnąć po tematach, o których nie miał absolutnie nic ciekawego do powiedzenia. Dlatego jak policzyli dociekliwi dziennikarze, sprawom społecznym poświęcił ok. 6 minut, gospodarce 10, świetlanej przeszłości następne 15, a potem już tylko straszył kolejne 40 minut. Ostatni fragment był według Putina doskonałą formułą, aby wytłumaczyć obywatelom, dlaczego mimo 17 lat sprawowania władzy z większości obietnic szczęśliwego życia nic nie wyszło. Przekaz był klarowny. Rosja nie mogła konsumować naftowych dochodów, bo musiała się zbroić. Słowami klasyków, społeczeństwo dostało czołgi zamiast masła.
Skoncentrujmy się zatem na pogróżkach, które zostały skierowane nie tyle pod adresem Urbi, ile przede wszystkim Orbi. Wstępna uwaga, jeśli rosyjski prezydent chciał wypaść jako lider nowoczesnego kraju i mocarstwa wysokich technologii, to nie bardzo mu się udało. Graficzna prezentacja systemów uzbrojenia wyglądała tak, jakby przygotował ją gimnazjalista. Z drugiej strony Kreml, a za nim posłuszna telewizja twierdzą nie od dziś, że broń „nie ma odpowiedników na świecie”. To dyżurna formułka, za którą kryje się obowiązkowe wezwanie do Rosjan, aby byli dumni ze swojego prezydenta i armii. Co więc takiego powiedział i pokazał Putin?
Cały artykuł w Gazecie Finansowej 11/2018
{source}
{/source}