3 C
Warszawa
niedziela, 24 listopada 2024

Jeździec bez głowy

Pożar przy Łazienkowskiej Dariusz Mioduski gasi benzyną.

Od prawie dwóch lat Dariusz Mioduski posiada 100 proc. udziałów w klubowej spółce Legia Warszawa S.A. Wcześniej był większościowym udziałowcem (60 proc.), ale musiał liczyć się ze zdaniem Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzela (każdy miał po 20 proc.). Wówczas krytyka za słabe wyniki pierwszej drużyny oraz za błędne decyzje transferowe, spływała z reguły na konto Leśnodorskiego, który był równocześnie prezesem Legii. Teraz za wszystkie błędy popełnione przy Łazienkowskiej odpowiada Mioduski.

Od czasu, kiedy przejął klub, niemal każda jego decyzja była poddawana sporej krytyce zarówno ze strony kibiców, jak i piłkarskich ekspertów. Najbardziej Mioduski „nagrabił sobie”, zwalniając trenera Jacka Magierę i zatrudniając w jego miejsce szkoleniowca bez doświadczenia – Chorwata Romeo Jozaka. Upłynęło zaledwie kilka miesięcy od tej kontrowersyjnej decyzji, a 45-letni trener został nieoczekiwanie zwolniony. Wybór jego następcy w jeszcze większym stopniu zirytował kibiców. Otóż w niedzielę (15 kwietnia) Mioduski ogłosił, że do końca sezonu szefem szatni będzie… dotychczasowy asystent Jozaka – Dean Klafuric, który ma jeszcze mniejsze doświadczenie od swojego rodaka.

Droga Mioduskiego po władzę

– Mam pomysły, które chcę wdrożyć w życie. Legia musi mieć własną drogę rozwoju – nie da się skopiować wzorców, ale chcemy czerpać wiedzę od tych, z którymi chcemy się porównywać – w taki sposób Mioduski próbował oczarować kibiców i dziennikarzy na swojej pierwszej konferencji prasowej w roli prezesa i jedynego udziałowca klubowej spółki. Biznesmen wielokrotnie powtarzał, że jego celem jest stworzenie z Legii zespołu na miarę klubów holenderskich, w których kluczową rolę odgrywają szkółki piłkarskie. I faktycznie, Mioduskiego można nazwać ojcem nowoczesnego ośrodka szkoleniowego w Grodzisku Mazowieckim, który w przyszłości może stać się prawdziwą kuźnią talentów na miarę szkółek z Amsterdamu czy z Eindhoven.

– I na tym kończą się sukcesu Mioduskiego – skomentował jeden z internautów. Niemal każda kolejna decyzja prezesa była poddawana sporej krytyce. Pierwszy raz Mioduski podpadł kibicom, zwalniając cieszącego się sympatią przy Łazienkowskiej, trenera Jacka Magierę. Były reprezentant Polski prowadził Legię zaledwie przez rok (od 24 września 2016 do 13 września 2017). Jednak w tak krótkim czasie udało mu się na stałe wpisać do klubowych annałów z uwagi na historyczny remis 3:3 z Realem Madryt. To właśnie dzięki Magierze klubowy budżet za poprzedni sezon pękał w szwach. Za przygodę w Lidze Mistrzów na konto Wojskowych wpłynęło blisko 100 mln zł, dzięki czemu dochody Legii za kadencji Magiery były najwyższe w historii zarówno warszawskiego klubu, jak i pozostałych zespołów ekstraklasy (ok. 300 mln zł). Wówczas przy Łazienkowskiej rządził jeszcze prezes Leśnodorski i to jemu kibice przyznali, że „miał nosa do Magiery”.

Występy stołecznego klubu w Lidze Mistrzów, oprócz rekordowych dochodów, przyniosły również wojnę pomiędzy współwłaścicielami. Poszło o wybryki kibiców podczas meczu z Borussią Dortmund, za które UEFA nałożyła na Legię karę pieniężną oraz zadecydowała o zamknięciu trybun podczas meczu z Realem. Mioduski, który od dłuższego czasu planował przejąć władzę przy Łazienkowskiej, wykorzystał międzynarodową kompromitację do zaatakowania ówczesnego zarządu. Przez kilka miesięcy konflikt właścicielski śledziły wszystkie sportowe media. Początkowo wydawało się, że to Leśnodorski i Wandzel przejmą stary w Legii. Mioduski wykorzystał jednak swoje wieloletnie doświadczenie w biznesie i ostatecznie przelicytował byłych współwłaścicieli. Podobno za 40 proc. udziałów w klubowej spółce zapłacił ok. 70 mln zł.

Magiera w odstawkę, kibice wściekli

Pierwszym poważnym testem Mioduskiego w roli prezesa, była seria fatalnych wyników drużyny prowadzonej przez Jacka Magierę. Pomimo porażek szkoleniowiec wciąż miał jednak spory kredyt zaufania wśród kibiców. Fani Legii ciągle mieli w pamięci przygodę klubu w Lidze Mistrzów i na fali tamtych emocji darzyli Magierę sympatią, jaką od dawna nie cieszył się żaden szkoleniowiec przy Łazienkowskiej. Dlatego też decyzja o zwolnieniu byłego gracza Wojskowych (1997– 2006) spadła na kibiców i dziennikarzy jak grom z jasnego nieba.

Magiera pożegnał się z pracą 13 września 2017 roku. Co ciekawe, niecały miesiąc wcześniej Mioduski zapewniał, że ufa trenerowi i wiąże z nim plany na przyszłość. „Długa i dobra rozmowa wczoraj z Jackiem Magierą. Wierzę w niego i ma moje pełne wsparcie. Wierzę w tę drużynę i klub. Wyjdziemy z tego” – pisał na Twitterze jeszcze w sierpniu właściciel klubu. Miesiąc później Magiera był już spakowany, a Mioduski dopinał szczegóły kontraktu z nowym trenerem.

Decyzja o zwolnieniu szkoleniowca nie spotkała się z pozytywnym reakcją przy Łazienkowskiej. Przy Łazienkowskiej zaczęto skandować nazwisko Magiery, pojawiły się również banery z jego wizerunkiem. W ten sposób kibice demonstrowali swoją solidarność ze zwolnionym trenerem. Dla Mioduskiego było to pierwsze tak poważne ostrzeżenie. Historia polskiej klubowej piłki nożnej (zwłaszcza Legii Warszawa), zna wiele przypadków, kiedy kibice obalali prezesów i pozbywali się właścicieli, wywierając nie nich presję, by sprzedali klubowe udziały. Zwalniając trenera, prezes wszedł na kolizyjny kurs z trybunami. Szybko pojawiła się jednak szansa na rekompensatę. Wystarczyło zatrudnić trenera, który byłby dobrym fachowcem i jednocześnie wzbudziłby sympatię wśród kibiców. Na giełdzie nazwisk nie brakowało kandydatów spełniających te kryteria.

Romeo Jozak, czyli kto?

Mioduski nie wykorzystał jednak tej szansy. Zamiast postawić na sprawdzonego trenera, postanowił trochę poeksperymentować. W miejsce Magiery zatrudnił Romeo Jozaka, który nigdy wcześniej nie trenował dorosłej drużyny piłkarskiej. Owszem, 45-letni Chorwat zna się na piłce, wszak to on jest jednym z ojców słynnej sieci piłkarskich szkółek w Chorwacji. Problem jednak w tym, że pomiędzy trenowaniem dzieciaków a umiejętnym zarządzaniem szatnią, w której każdy zawodnik to „ego” o wielkich rozmiarach, jest spora różnica.

Mimo braku doświadczenia początki Jozaka na ławce trenerskiej wcale nie były najgorsze. Kilka dobrych spotkań w krajowej lidze przykryła jednak kompromitacja w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Legia została wyrzucona za burtę europejskich pucharów przez kazachską FC Astanę. Tym samym warszawski klub stracił szansę nie tyle na występy wśród najlepszych, ile na dziesiątki milionów złotych, których w lidze polskiej nie da się zarobić. Blamaż w eliminacjach sprawił, że już mało kto poważnie traktował wizje Mioduskiego, przedstawione na jego pierwszej konferencji w roli prezesa.

Dalej miało być tylko gorzej. Przy Łazienkowskiej szybko popularność zyskały przyśpiewki, w których kibice domagali się „głowy” Jozaka. Mioduski jednak nie reagował. Co najzabawniejsze, pomimo wielu ligowych potknięć Legia zachowała szansę na ponowne zdobycie tytułu mistrza Polski. Jednak to nie tyle zasługa trenera i piłkarzy, ile pozostałych drużyn ze szczytu tabeli, które (Lech Poznań, Jagiellonia Białystok) również „nie śpieszą się” w wyścigu o ligowy triumf.

Kolejny eksperyment

Po przegranym meczu u siebie z Zagłębiem Lubin (0:1, 14 kwietnia) Dariusz Mioduski po raz kolejny podjął decyzję, której nikt się nie spodziewał. To, że Romeo Jozak zakończy przygodę z Legią po sezonie, było pewne, ale nawet dobrze poinformowania dziennikarze nie przypuszczali, że stanie się to na kilka meczów przed końcem rozgrywek. A tym bardziej nie przypuszczali, kogo Mioduski zatrudni w miejsce Jozaka. Mowa o dotychczasowym asystencie Chorwata, Deanie Klafuricu. Ten 45-letni trener ma jeszcze mniejsze doświadczenie od swojego poprzednika. Najmocniejszą pozycją w jego CV jest… trenowanie kobiecego klubu w Chorwacji. Prezes Legii po raz kolejny przeprowadził eksperyment przy Łazienkowskiej. Zrobił to jednak w momencie, w którym Wojskowi mają jeszcze realne szanse na triumf w lidze i zdobycie Pucharu Polski. Jeżeli się to nie uda, kibice z pewnością powiedzą Mioduskiemu, co o nim myślą.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news