-1.7 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Milczenie wołów

Państwo nie liczy się z głosem 2 milionów małych i średnich przedsiębiorców

 Siła polskiej gospodarki, niemal dwa miliony małych i średnich przedsiębiorców, jest wykluczonych z polityczno- gospodarczego procesu decyzyjnego. Nie mają wpływu na kształtowanie wizji rozwoju. Są niezbędni do budowania wzrostu gospodarczego państwa, ale mają to robić według narzuconych odgórnie zasad. Bez sprzeciwu i w ciszy. Mają być takimi milczącymi „wołami” ciągnącymi polską gospodarkę.

Brzemię Okrągłego Stołu

Niepodległa Rzeczpospolita obroniła się dzięki polskiej przedsiębiorczości. Rosnący potencjał gospodarczy i samorząd pomogły scalić ziemie trzech zaborów, zbudować nowoczesne państwo i społeczeństwo. Powszechny samorząd gospodarczy stał się w II RP jednym z konstytucyjnych fi larów administracji państwowej. Dziś nie istnieje. Nie istnieje, bo jest zagrożeniem dla władzy, związków zawodowych i tak zwanych reprezentatywnych organizacji pracodawców. Obowiązujący model gospodarczy ukształtowały porozumienia okrągłego stołu, Sejm kontraktowy i plan Balcerowicza. Jednym z głównych założeń rozwoju było oparcie się na kapitale zagranicznym. Preferowano obce inwestycje i wyprzedawano majątek. Zgodnie z opinią reformatorów w Polsce nie było własnego kapitału, a zdolności przedsiębiorcze Polaków bardzo ograniczone. Tak zbudowaliśmy państwo gospodarki rynkowej, a właściwie państwo zależnej gospodarki rynkowej. Najważniejsze stały się dochody budżetowe oraz zagwarantowane wpływy związkowców i uwłaszczonej nomenklatury. Wszystko pod hasłem rozwoju polskiej gospodarki.

– Polska gospodarka to byt abstrakcyjny. Nie istnieje. Są polscy przedsiębiorcy. Ich firmy, ich majątki, ich decyzje – mówi „Gazecie Finansowej” Andrzej Sadowski prezydent Centrum im. Adama Smitha. W przyjętym modelu przedsiębiorcy mieli jednak najmniej do powiedzenia. Jednymi z pierwszych ustaw Sejmu kontraktowego były przepisy dotyczące związków zawodowych, organizacjach pracodawców i Komisji Trójstronnej. Tak zbudowano i chroniono układ. Komisja Trójstronna stała się miejscem załatwiania wzajemnych interesów i handlu kosztem przedsiębiorców. Rządowi była potrzebna, by wykazać chęć konsultacji nowych rozwiązań z tak zwaną stroną społeczną. Związkom zawodowym, by udowodnić działania na rzecz pracowników. A organizacjom pracodawców, by stać na straży interesów wielkich firm i bogatych branż. Trwało to do czasu, gdy władza zerwała niepisaną umowę i otwarcie zlekceważyła związkowców. „Solidarność” obraziła się i wyszła z Komisji. Jednak fochy w biznesie nie mają racji bytu. Forum załatwiania interesów było niezbędne. Z ulgą więc przyjęto inicjatywę powołania Rady Dialogu Społecznego. Zmieniono szyld, ale gracze pozostali ci sami. Można było powrócić do dawnych negocjacji i targów. Do dziś nikt z zamkniętego kręgu nie podnosi konieczności włączenia do rozmów przedstawicieli małych i średnich fi rm.

– Wszystko, co się dobrego wydarzyło w Polsce, to zasługa przedsiębiorców. A ciągle jesteśmy grupą, która za coś ma płacić – mówi Robert Składowski z Mazowieckiego Zrzeszenia Handlu, Przemysłu i Usług. Przedsiębiorcy mają pogodzić się z narzuconymi decyzjami, pracować i nieść brzemię okrągłego stołu.

Twórcy Niepodległej

Zupełnie inaczej było przed stu laty, gdy kształtowała się nasza niepodległość. Uznano, że jej podstawą musi być spójna i silna reprezentacja ówczesnych przedsiębiorców. A dzieliło ich niemal wszystko. Dawne granice, systemy podatkowe i przepisy prawne. Budowa jednego, funkcjonalnego organizmu gospodarczego wymagała skupienia w jednej organizacji wszystkich grup biznesu. Tak powstały powszechne izby przemysłowo-handlowe, rolnicze i rzemieślnicze. Podmiot administracji publicznej równorzędny administracji rządowej i samorządowi terytorialnemu. Izby gospodarcze miały bardzo szeroki zakres działania. Mogły zgłaszać własne projekty aktów prawnych, opiniować i konsultować przepisy rządowe, a także porozumienia międzynarodowe. Miały prawo do tworzenia instytutów badawczych, biur informacyjnych, szkół zawodowych i dokształcających oraz do opiniowania programów nauczania. Wyznaczały ekspertów i rzeczoznawców, proponowały kandydatów na stanowiska sędziów handlowych i członków komisji podatkowych. Ich powszechność i obligatoryjność członkostwa doskonale sprawdziła się w walce z zagranicznym, szczególnie niemieckim kapitałem. W II Rzeczpospolitej wiele fabryk i dużych zakładów przemysłowych było własnością Niemców. A ci nie chcieli wspierać młodego państwa polskiego. Musieli jednak przynależeć do regionalnej izby. Tu zaś większość stanowili Polacy i to oni dyktowali warunki i model postępowania. Samorząd gospodarczy stał się ważnym elementem struktury ustrojowej państwa. Potwierdzał to konstytucyjny zapis. Wszystko zniszczyła wojna, a dobili komuniści.

Wykluczeni i bez głosu

Nadzieję na odrodzenie powszechnego samorządu gospodarczego dawała transformacja ustrojowa po 1989 roku. Budowa przedstawicielstwa przedsiębiorców i pracodawców stała się niezbędna. Jednak ani klasa polityczna, ani związki zawodowe nie chciały, by wyrosła im wielka, niezależna struktura. Bogata i silna swą powszechnością. Postanowiono, że izby gospodarcze będą wyłącznie stowarzyszeniami prywatno-prawnymi bez władzy administracyjnej. Pozbawione charakteru powszechnego nie były już reprezentatywnym partnerem dla administracji rządowej i samorządu terytorialnego. Ich miejsce zastąpiły związki pracodawców tworzone przez nomenklaturę. Prywatne organizacje wielkich firm i wielkiego kapitału. To ich interes stał się najważniejszy.

To ten elitarny krąg wywarł wpływ na reformy gospodarcze, był beneficjentem prywatyzacji i restrukturyzacji gospodarki. Rzesza małych i średnich przedsiębiorców nie miała nic do powiedzenia. Jednak aby ukryć elitarność i dać legitymację do występowania w imieniu całego środowiska wymyślono słowo klucz – reprezentatywność. Reprezentatywną jest taka organizacja, która zrzesza firmy zatrudniające ponad 300 tysięcy pracowników, mające siedzibę w ponad połowie województw. To kropla w porównaniu z niemal dwoma milionami małych i średnich przedsiębiorców, których firmy w całym kraju zatrudniają ponad sześć milionów osób. Reprezentatywność jest wrogiem powszechności. Broni elit. Wyklucza i odbiera głos.

Ośmiorniczki i cygara

Konieczność wprowadzenia powszechnego samorządu gospodarczego postulowano już podczas wielkiej reformy administracyjnej. Wtedy się nie udało. Do pomysłu powrócił w swoim planie rozwoju polskiej gospodarki premier Mateusz Morawiecki. To odważny krok. Rządowi wyrośnie silny i trudny partner do negocjacji. Z drugiej strony runie mur dotychczasowego układu, powszechność zaś pozwoli na równość. Da prawo głosu marginalizowanym małym i średnim przedsiębiorcom. Włączy w proces decyzyjny i odpowiedzialność za kraj.

– Trwa dyskusja o przyszłości Polski. Prezydent zapowiedział referendum konstytucyjne. Jednak wśród wielu propozycji pytań brak jest zasadniczego pytania o powszechny samorząd gospodarczy. O przyszłość małych i średnich przedsiębiorców, a to oni tworzą niemal 70 proc. polskiego PKB – wskazuje Andrzej Sadowski. Powszechny samorząd gospodarczy nie jest też na rękę związkowcom. Wolą dotychczasowych partnerów negocjacyjnych. Przedstawicieli dużych fi rm łatwiej zastraszyć, łatwiej wymóc ustępstwa. Związki są silne w wielkich zakładach i budżetówce. Z małymi i średnimi firmami mają kłopot.

Największym jednak wrogiem powszechnego samorządu przedsiębiorców są organizacje mające przedsiębiorców bronić. Próbują zniszczyć ideę. Zarzucają, że powszechność, a za tym obligatoryjność członkostwa to zamach na wolność gospodarki. To zamach, ale na wolność elit. To zwycięstwo demokracji. Pozwoli na realizowanie postulatów większości. Lobbyści wielkiego kapitału zarzucają także upolitycznienie poprzez finansowanie z budżetu, bo według wstępnych założeń na potrzeby samorządu przekazywane by było 0,2 proc. wpływów z VAT, czyli z podatku, który firmy same wypracowały i zapłaciły. A sami bez oporów hojnie korzystają z wpłat państwowych spółek, rządowych grantów i unijnych dotacji.

Powszechny samorząd gospodarczy będzie oznaczał upadek dotychczasowych elitarnych związków i stowarzyszeń. Ich reprezentatywność stanie się wątpliwa, wyraźnie zaś widoczna skrywana dotąd działalność lobbystyczna. Gospodarczy suweren nie pozwoli na blichtr. Na mnożące się stanowiska prezesów, ba prezydentów. Z menu znikną ośmiorniczki. Zgasną cygara. Powołania powszechnego samorządu gospodarczego domagają się członkowie istniejących i dotąd marginalizowanych izb gospodarczych, lokalnych związków i stowarzyszeń. Szczególnie tych historycznych w Małopolsce i Wielkopolsce. Wiedzą z tradycji, że im więcej samorządu, tym więcej demokracji. A co za tym idzie aktywności społecznej i obywatelskiego kapitału. Na tym kapitale wyrosła II Rzeczpospolita. Stulecie Niepodległości to doskonały moment, by przywrócić znaczenie gospodarczego samorządu. Następne stulecie musi być Stuleciem Gospodarki.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news