Uzależnione mocarstwo
Kryzys bankowy, spadająca produkcja przemysłowa, skandale w branży motoryzacyjnej, brak wystarczającej liczby rąk do pracy – już dawno nasi zachodni sąsiedzi nie mieli aż tylu powodów do zmartwień.
Gdyby brać pod uwagę niektóre wskaźniki dotyczące niemieckich finansów publicznych, można by dojść do wniosku, że Niemcy nie mają większych powodów do obaw. Począwszy od 2014 r., rząd federalny wypracowuje nadwyżkę budżetową (aż 59,2 mld euro w 2018 r.), a w bieżącym roku po raz pierwszy od 2002 r. poziom długu w relacji do PKB spadnie poniżej 60 proc., spełniając tym samym podstawowy warunek traktatu z Maastricht. Niemieckiemu państwu udaje się więc osiągnąć to, co dla wielu innych w Europie pozostaje czymś nierealnym.
Strukturalne zaniedbania
Od kilku lat niemiecką gospodarkę trapią jednak poważne problemy, które nie mają jeszcze wprawdzie katastrofalnego oblicza, lecz coraz mocniej odsłaniają strukturalne zaniedbania i nieprzemyślaną politykę władz. Sam w sobie spadek zamówień w przemyśle o 0,6 proc. w sierpniu nie stanowi jeszcze powodu do bicia na alarm, lecz pokazuje, że władze Niemiec nie są w stanie wyrwać rodzimej gospodarki ze stanu permanentnego uśpienia.
Dane dotyczące zamówień w przemyśle mają znaczenie o tyle, że dotyczą w sporej mierze branży samochodowej, odpowiadającej za aż 17 proc. wartości całego niemieckiego eksportu. Już od wielu lat branża producentów aut napędza całą niemiecką gospodarkę, wypracowując ok. 5 proc. całego PKB i zatrudniając 4 proc. całej niemieckiej siły roboczej. Volkswagen, BMW, Daimler, Opel i inni potentaci generują aż 17 proc. wartości całego niemieckiego eksportu. To właśnie z myślą o nich Unia Europejska doprowadziła do zawarcia porozumienia handlowego z krajami Mercosur, tworząc dla polskich producentów żywności skrajnie niekorzystne warunki w celu zapewnienia niższych ceł na auta. Nie dziwi więc, że pomimo politycznych wysiłków na rzecz wzmocnienia niemieckiego przemysłu samochodowego nastroje wśród inwestorów w stosunku do całej strefy euro są najgorsze od 2013 r. Spadająca dynamika niemieckiego eksportu nie wróży bowiem realnej poprawy sytuacji w najbliższej przyszłości. Nie pomogło nawet utrzymywanie przez Europejski Bank Centralny głównej stopy procentowej na poziomie 0,0 proc. od początku 2016 r. oraz ogłoszenie we wrześniu nowego programu skupu obligacji. Choć kanclerz Angela Merkel nie przyznaje tego otwarcie, jej rząd od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć odpowiedniego remedium na pogłębiające się problemy.
Niemieckiej gospodarce nie pomogą z pewnością nowe cła, które 18 października zaczną obowiązywać w handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Wobec stosowanych nielegalnie przez Unię Europejską subwencji dla Airbusa w wysokości 7,5 mld dolarów, rząd USA uzyskał zgodę Światowej Organizacji Handlu na nałożenie odwetowych ceł na samochody (10 proc.) i produkty przemysłowe i rolne (25 proc.) pochodzące z krajów Unii. Wydaje się wprawdzie, że najbardziej ucierpią przez to producenci whisky, serów i szynek, lecz skutki tej decyzji będą odczuwalne w całej strefie euro. Słabszy eksport do USA odbije się bez wątpienia na kondycji wspólnej waluty, na której wartość pracuje najmocniej niemiecka gospodarka.
Kryzys banków
Za spadającą liczbą zamówień na niemieckie auta kryje się ostatecznie coś więcej niż tylko widmo recesji. Niemieccy producenci samochodów, choć obronną ręką przeszli przez kryzys związany z fałszowaniem poziomu emisji szkodliwych związków, wyraźnie zostali w blokach w globalnym wyścigu producentów z alternatywnymi napędami. Sektor ten wyraźnie rośnie siłę, lecz głównie za sprawą marek chińskich, japońskich, koreańskich i amerykańskich. Niemieccy producenci są wciąż nieprzygotowani do nowych wyzwań, także pod względem zmian w produkcji, jakie wymusi masowe odejście od aut napędzanych w konwencjonalny sposób. Jak do tej pory w Niemczech nie sfinalizowano nawet rozmów dotyczących budowy nowej, zapowiadanej od lat fabryki baterii do aut elektrycznych. Wielu ekspertów badających stan niemieckiej gospodarki wskazuje, że władze Niemiec mają przecież do dyspozycji ogromne środki finansowe, które dzięki utrzymywanej od kilku lat nadwyżce budżetowej można wykorzystać do odpowiedniego rozruszania gospodarki. Wydaje się jednak, że problemem Niemiec nie jest jednak brak wystarczającego impulsu w postaci zwiększenia wydatków publicznych. Działania Europejskiego Banku Centralnego pokazują wyraźnie, że pobudzanie gospodarki strefy euro przy pomocy tego rodzaju środków może niekiedy przynieść skutki odwrotne od zamierzonych. Prawdziwy problem Niemiec leży być może zupełnie gdzie indziej. Świadczy o tym wciąż niestabilna sytuacja niemieckiego sektora bankowego, a w szczególności Deutsche Banku. Największy niemiecki bank pozostaje w permanentnym kryzysie i najprawdopodobniej zostanie przejęty przez inną instytucję (Commerzbank). Ostatnio coraz częściej mówi się o tym, że nierozwiązany w porę kryzys giganta z Frankfurtu nad Menem może zapoczątkować destabilizację w skali globalnej. Poziom toksycznych aktywów europejskich banków już dawno przekroczył wszelkie stany alarmowe, a ewentualna próba udzielenia im publicznej pomocy wiązałaby się z koniecznością wyasygnowania ogromnych sum pieniędzy. Nie dziwi więc, że nastroje wśród inwestorów są wyjątkowo kiepskie.
O problemach niemieckiej gospodarki można by mówić bardzo długo. Kryzys bankowy, spadająca produkcja przemysłowa, skandale w branży motoryzacyjnej, brak wystarczającej liczby rąk do pracy – już dawno nasi zachodni sąsiedzi nie mieli aż tylu powodów do zmartwień. Niektóre z nich stanowią jednak efekt własnych błędów, jak choćby forsowania rozwiązań opartych na odnawialnych źródłach energii. Jak wykazała w niedawnym raporcie firma doradcza McKinsey, uparte trzymanie się tzw. Energiewende stanowi poważne zagrożenie dla całej niemieckiej gospodarki. Już dziś ceny prądu w Niemczech są wyższe o 45 proc. od unijnej średniej, a odprowadzane na rzecz „zielonych” rozwiązań podatki odpowiadają aż za 54 proc. cen energii płaconych przez indywidualnych odbiorców. Wprowadzana wbrew logice polityka sprawiła, że Niemcy po raz pierwszy od lat nie byli w stanie sprostać wewnętrznemu popytowi na energię elektryczną, a w kolejnych latach cały kraj czekają poważne zakłócenia w dostawach. Choć władze pospiesznie podjęły działania na rzecz zwiększenia wydobycia węgla (wycinając m.in. las w Hambach), ich rezultaty będą mocno opóźnione w czasie.
Uzależnione mocarstwo
O recesji w Niemczech mówi się już na dobrą sprawę od kilku lat i choć wciąż nie przyjęła ona drastycznej formy, jej objawy będą się tylko nasilać. Choć nasz zachodni sąsiad jest wciąż regionalnym mocarstwem o czwartej gospodarce świata, w wielkiej rozgrywce handlowej między USA i Chinami ma ograniczone możliwości wpływu na sytuację. Silnie uzależniona od eksportu gospodarka Niemiec jest szczególnie wrażliwa na wszelkie zawirowania związane z globalnymi przepływem towarów, a tych w najbliższych latach z pewnością nie zabraknie. Gospodarczy zamęt może pozbawić wreszcie Angelę Merkel władzy, lecz czy jej następca będzie w stanie zmienić niekorzystny bieg wydarzeń?