16 C
Warszawa
czwartek, 10 października 2024

Przyparci do chińskiego muru

Od chwili rozpadu ZSRR w stosunkach rosyjsko-chińskich narastają dysproporcje. Moskwa, przez dziesięciolecia uważająca się za lidera tandemu, z ogromną szybkością spadła do roli młodszego partnera.

Zachodnie sankcje napełniają rosyjsko-chińskie partnerstwo zaskakującą treścią. Osłabienie Rosji powoduje, że Pekin przekształcił Moskwę w instrument globalnej rywalizacji z USA. Natomiast Putin nie ma szans, aby wykorzystać Chiny dla modernizacji gospodarki. Tymczasem wśród rosyjskich elit narasta obawa, że jeśli wzajemne dysproporcje będą nadal narastały, tam, gdzie nie poradzi sobie juan, wkroczy chińska armia.

Strategiczne partnerstwo

W apogeum stalinowskiej mocarstwowości ZSRR artysta Wasilij Romanow namalował akt Układu Ajgurskiego. Umowa zawarta w 1858 r. zadecydowała o wejściu chińskiego Zabajkala w skład dzisiejszej Rosji. Dlaczego to ważne? Jak podkreślają rosyjscy eksperci, Pekin nigdy nie pogodził się ze stratami terytorialnymi. Chińska świadomość historyczna do dziś boleśnie przyjmuje rozbiory Cesarstwa Środka dokonane w XIX w. przez „białe” mocarstwa kolonialne. W kontekście Rosji żywa jest idea Chin rozciągających się aż do Uralu.

Tymczasem od chwili rozpadu ZSRR w stosunkach rosyjsko-chińskich narastają dysproporcje. Moskwa przez dziesięciolecia uważająca się za lidera tandemu z ogromną szybkością spadła do roli młodszego partnera. Proces geopolitycznej degradacji trwa nadal i jest co prawda miękki, ale tylko dzięki mądrej dalekowzroczności chińskich przywódców. Dziś wzajemne stosunki wyrażają się prawną formułą strategicznego partnerstwa, w którym zbieżności interesów na arenie międzynarodowej przykrywają nieprzyjemną dla Kremla prawdę ekonomiczną. O sojuszu polityczno- wojskowym nie ma w ogóle mowy, za to wzajemne rozbieżności tylko się nasilają.

Rosyjska gospodarka jest dziesięciokrotnie mniejsza od chińskiej i nadal się kurczy. Według BBC rosyjski PKB 2016 r. wyniósł 1,268 biliona dolarów, podczas gdy chiński był wart 19,73 biliona dolarów. Analogicznie, dynamika wzrostu gospodarczego była dla Rosji ujemna (-0,6 proc.), podczas gdy w Chinach wyniosła +6,7 proc. Co gorsza, jak podkreśla Michaił Karpow z Wyższej Szkoły Ekonomicznej (WSzE), dwustronne relacje gospodarcze znalazły się w stagnacji. Jeśli w 2012 r. obroty handlowe były rekordowe, przynosząc 90 mld dolarów, to już dwa lata później odnotowały spadek o 40 proc. Pewną poprawę wniósł 2017 r. który według strony rosyjskiej zamknął się kwotą ok. 70 mld dol. Tyle że problem współpracy ekonomicznej Rosji i Chin jest daleko bardziej skomplikowany niż tylko cenowe wahania surowców energetycznych i zachodnie sankcje, które negatywnie wpłynęły na kurs rubla.

Karpowa niepokoi impas we flagowych projektach rosyjsko-chińskich, z taką pompą podpisywanych w czasie kolejnych spotkań Władimira Putina i Xi Jinpinga. Jak mówi wykładowca WSzE: „Zadeklarowano wiele, ale 90 proc. porozumień i listów intencyjnych, jakby piasek pochłonął. Radykalnie upadł nawet import z Chin, dlatego nie zważając na polityczne deklaracje przyjaźni, mamy do czynienia z trwałą stagnacją”. Natomiast Siergiej Łukonin z Rosyjskiej Akademii Nauk ocenia: „Nie spełniły się oczekiwania, że po nałożeniu na Rosję zachodnich sankcji, w ramach ogłoszonego przez Kreml zwrotu ku Azji, nastąpi skokowy wzrost chińskich inwestycji”.

Obaj eksperci mają rację, ale nie do końca, czego najwyraźniej z powodu obowiązkowej autocenzury dopowiedzieć nie mogą. Nie jest bowiem prawdą, że Pekin nie inwestuje rzekomo w obawie przed amerykańskimi retorsjami. To prawda, że USA są głównym partnerem gospodarczym ChRL, podobnie jak Unia Europejska, w związku z tym tamtejsze rynki są o niebo ważniejsze. Dla przykładu amerykańsko-chińskie obroty handlowe wynoszą rocznie 500 mld dol. Niemniej jednak kluczem do zrozumienia meandrów relacji rosyjsko-chińskich jest polityka. Wbrew pozorom historyczne sentymenty Chińczyków do ziem utraconych na rzecz Rosji są w Moskwie traktowane śmiertelnie poważnie, choć skrzętnie ukrywane.

Gdybyż chodziło tylko o opozycję, można by uznać, że głośne ostrzeżenia przed chińską ekspansją to łabędzi śpiew proeuropejskich liberałów. Na przykład już w 2005 r. Gary Kasparow mówił o dysparytecie demograficznym. Radził „przyjrzeć się dokładnie mapie zaludnienia, z której wynika, że od Irkucka do Władywostoku mieszka 13 mln Rosjan, wobec 200 mln Chińczyków żyjących po drugiej stronie granicy”. Z kolei „Otwarta Rosja” Michaiła Chodorkowskiego podnosi alarm z powodu rosyjsko-chińskiej współpracy militarnej. W artykule „Rosyjska kuźnia chińskiego miecza” opozycyjni analitycy snują wyraźne analogie do skali i tragicznych skutków pomocy udzielanej przez sowiecką armię niemieckiej Reichswerze. Wskazują na identyczne niebezpieczeństwo, jakie wynika dla Rosji ze sprzedaży ChRL licencji i uzbrojenia.

Do ocen wojskowych jeszcze powrócimy, ważniejszy jest bowiem ten sam alarmistyczny ton, w jakim o Chinach wyrażają się doradcy Putina. W 2012 r. interdyscyplinarna grupa ekspertów z różnych ośrodków przygotowała dla Kremla „Strategię – 2020”. Swego czasu dokument był szeroko dyskutowany w rosyjskich mediach, z wyjątkiem nieupublicznionego rozdziału, pt. Wyzwania bezpieczeństwa. Dlaczego? Ponieważ autorzy krytycznie ocenili koncepcję azjatyckiego zwrotu Rosji. Nic dziwnego, skoro kluczowym okazał się wniosek: „o pilnej potrzebie integracji Rosji w obszar euroatlantycki z powodu zagrożenia stwarzanego przez Chiny”. Za kluczowy czynnik ryzyka uznano zwłaszcza sukcesy polityki gospodarczej Pekinu.

I tak „Wzrost potęgi ekonomicznej Chin osiągnięty dzięki mądrym relacjom z USA i Europą za 10 lat zagrozi przekształceniem juana w światową walutę, co stanie się podstawowym wyzwaniem dla Moskwy”. To prorocze słowa, bo zdaniem Karpowa Rosja już dziś odczuwa negatywne skutki umowy o przejściu na juany w rozliczeniach za dostawy gazu i ropy naftowej. Chińska waluta została przekształcona w instrument promocji chińskiej gospodarki, bo ze względów praktycznych rosyjskie koncerny paliwowe mogą wydać zarobione pieniądze, tylko kupując chińskie towary. Konwersja juana na dolary lub euro jest nieopłacalna. Innym wyzwaniem jest skok, jakiego Pekin dokonał w sferze technologii. Dzięki niemu chińskie towary wypychają rodzimą produkcję nie tylko z rynków światowych, ale także z rosyjskiego rynku wewnętrznego. W takiej sytuacji zasadne jest pytanie, czy Putin celowo nie hamował napływu chińskich inwestycji? Szczególnie od czasu, gdy w 2013 r. Xi Jinping ogłosił inicjatywę „Jednego Pasa – Jednej Drogi”.

To gigantyczny projekt infrastrukturalny, który ma połączyć Chiny i Europę w celach handlowych. Przewidywane trasy mają objąć zarówno Rosję, jak i poradzieckie republiki Azji Środkowej, a także Bliski Wschód i Północną Afrykę. Tyle że w chińskim projekcie nie chodzi tylko o handel. Cytowany przez „Deutsche Welle” Thomas Puls z Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego mówi, że to program budowy chińskiej dominacji nad Eurazją.

„Celem Pekinu jest stworzenie zintegrowanej azjatycko- -europejskiej przestrzeni gospodarczej z centrum w Chinach. Przecież chodzi o to, aby silniej przywiązać państwa leżące na szlaku transportowym, a więc Tadżykistan, Kazachstan i Uzbekistan”. Puls nie ma wątpliwości, że za chińskimi kapitałami, inwestycjami, a nawet siłą roboczą stoi chęć nie tylko ekonomicznej, ale politycznej supremacji. A co z Rosją? Niemiecki ekspert twierdzi, że jeśli nie zgodzi się na chińskie warunki, korytarze współpracy „Jednego Pasa – Jednej Drogi” zostaną poprowadzone tak, aby ominąć jej terytorium. A to wykluczy Moskwę z korzyści gospodarczych, technologicznych i handlowych, likwidując przy okazji geopolityczne ambicje rosyjskiej strefy interesów w Azji Środkowej. To dlatego Putin z jednej strony podpisywał szumne porozumienia z Pekinem, a z drugiej strony rzucał chińskim inwestorom kłody pod nogi. Przykładem jest projekt szybkiej kolei, jaka miała połączyć Moskwę i Kazań. Tyle że chińska kontrola właścicielska byłaby zbyt groźna dla monopolu przestarzałych, państwowych Rosyjskich Kolei (RŻD). Tak rodzą się podstawowe konflikty z Chinami, z tym że jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej sprzecznych interesów Moskwy i Pekinu.

Przyparci do muru

Kreml mógł prowadzić politykę powstrzymywania Chin do 2014 r. kiedy nastąpił krach cen surowców energetycznych, który zachwiał stabilnością rosyjskiej gospodarki. Dzieła osłabienia w istotny sposób dopełniają kolejne blokady ekonomiczne, a zwłaszcza finansowe i technologiczne Zachodu. Skutek jest taki, że według BBC w obecnej chwili nie można w ogóle mówić o równoprawności tandemu Moskwa – Pekin. Powód jest prosty, rosyjska gospodarka przestała nadążać za chińską.

„Rosja próbuje dogonić pociąg, na który się spóźniła”. Xi Jinping ogłosił przecież największą rewolucję ekonomiczną od czasów wielkich reform Deng Xiaopinga. Nie bez przyczyny Agencja Standard & Poors podzieliła chińską gospodarkę na starą i nową. Do pierwszej należą inwestycje, przemysł, transport towarowy, energetyka i na współpracę w tych sektorach robi sobie nadzieje Kreml. Tymczasem stara gospodarka ma coraz mniejszy wpływ na rozwój gospodarczy Chin i przyrost PKB. O nich zadecyduje rosnąca sfera usług oraz wewnętrzna konsumpcja połączone z najnowszymi technologiami. To istota projektu chińskiego przywódcy i motor napędowy Państwa Środka na dziesięciolecia do przodu. BBC wyraża poważne wątpliwości, czy rosyjska gospodarka nie tylko może konkurować z nowymi sektorami chińskimi, ale w ogóle ma coś w tej dziedzinie do zaoferowania.

Z drugiej strony, Chiny wypchnęły Niemcy z miejsca głównego partnera handlowego Rosji i są jedyną gospodarką azjatycką, z którą Moskwa ma rosnący deficyt handlowy. Na przykład w 2014 r. chiński eksport do Rosji był wart 50,8 mld dol. gdy import tylko 37,5 mld. To dlatego relacje gospodarcze obu krajów ulegają redukcji, na niekorzyść Rosji. Jak mówi komentator BBC Michaił Smotriajew: „sfera rosyjsko-chińskiej współpracy stale się zawęża. Pekin ma wszystkie krytycznie ważne innowacje niezbędne dla statusu supermocarstwa, podczas gdy Rosja je traci”. W efekcie, jak mówi Smotriajew, rosną oczekiwania Moskwy wobec Pekinu, bo Kreml potrzebuje inwestycji, a obecnie także pomocy finansowej. Tyle że Xi Jinping nie zamierza ich spełniać, co powoduje rosnący konfl ikt interesów. Chiny mają przecież gospodarkę rynkową, która kieruje się własnymi potrzebami i chęcią zysku. Dlatego zainteresowania tamtejszego biznesu koncentrują się na krajach dysponujących know-how, systemami zarządzania i rozwiniętymi rynkami finansowymi oraz konsumenckimi, umożliwiającymi przepływ handlowy w obie strony. Tymczasem Rosja może zaoferować Chinom jedynie surowce energetyczne, metale i ziemię do produkcji żywności. Pewne zainteresowanie chińskiego biznesu może wywoływać rynek budowlany i turystyczny.

Na tym koniec, w związku z czym Pekin inwestuje tam, gdzie pasuje Chinom, a niekoniecznie Kremlowi. Zatem wkłada sporo w ropę naftową i gaz, ale czyni nader mądrze, wykupując akcje rosyjskich koncernów. Mądrość wynika także z czasu, ponieważ z powodu sankcji rosyjskie aktywy gospodarcze są tanie, a na ich cenę wpływa niekorzystnie brak własnych środków rozwojowych. Przy tym Aleksander Gubajew z Moskiewskiego Centrum Carnegie nie ma wątpliwości, że Chiny są dla Rosji jedynym źródłem tak potrzebnych kapitałów.

„Na Kremlu przysnęły iluzje, że amerykańskie sankcje to sprawa chwilowa, a warunki prowadzenia biznesu z Europą też się pogarszają. Pekin znajduje się w komfortowej sytuacji negocjacyjnej i nie ma wątpliwości, że sytuację, w jakiej znalazł się rosyjski rynek, wykorzysta w stu procentach”. Jak dodaje, współpraca z Chinami odbywa się w mniej dogodnych warunkach niż przed nałożeniem sankcji, ale biznes nie ma wielkiego wyboru”. Zważywszy na dominację państwa w gospodarce i praktyczny monopol w sferze energetycznej, takiego wyboru nie ma Kreml. Oczywiście Pekin wkłada kapitały z formalnym poszanowaniem amerykańskich restrykcji, tak aby zmniejszyć ryzyko własne. Tworzy zatem rozwiązania prawne wyłącznie na potrzeby Rosji, takie jak wspólne przedsięwzięcia.

O tym, że strategia przynosi korzyści, przekonuje „Financial Times”, który pokusił się o stworzenie listy chińskich łupów lat 2014–2017 r. Wynika z niej, że CEFC China Energy stał się udziałowcem Rosniefti oraz współfinansuje wraz z francuskim koncernem Total i rosyjskim NOWATEKIEM projekt „Jamał – LNG”. Konsorcjum Fuson wykupiło udziały w rosyjskim monopoliście wydobycia złota Polus. Beijing Gas Group zakupiła 20 proc. największego pola naftowo-gazowego Syberii – Wierchnieczonsknieftiegaza. Bank Chin udzielił kredytu w wysokości 2 mld dolarów niezbędnych dla realizacji rurociągu Gazpromu „Siła Syberii”, którym surowiec popłynie do nadgranicznych prowincji. Bank Rozwoju Chin przeznaczył 11 mld dol. na kredyt dla kilku rosyjskich grup inwestycyjnych, a Chińsko-Rosyjski Fundusz Kapitałowy wydzielił środki na transgraniczne projekty infrastrukturalne i turystyczne.

Bardzo tajemniczo wygląda dzierżawa ziemi na Syberii i Dalekim Wschodzie. Niedawno opozycja oskarżyła Kreml o oddanie 4 mln hektarów (powierzchnia większa niż Krym) na potrzeby chińskich producentów żywności. „Th e New York Times” cytuje słowa chińskiego chłopa, który założył świńską fermę w Żydowskim Rejonie Autonomicznym Birobidżan: „Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. W Chinach moja rodzina utrzymywała się z płachetka ziemi. Dla takich jak ja nie było tam miejsca”. Tymczasem w Rosji zawarł fikcyjne małżeństwo i dzięki temu ma czterdziestohektarowe gospodarstwo. Skali wykupu ziemi na rosyjsko- chińskim pograniczu, podobnie jak liczby chińskich osadników nikt nie zna, mimo wprowadzenia przez Kreml zaporowych kwot imigracyjnych. Podobnie jest z wyrębem i eksportem tysięcy hektarów dalekowschodnich lasów. Nikt nie liczy chińskich hoteli, kasyn i pensjonatów, które obsiadły dosłownie brzeg Bajkału i Góry Ałtaju. Za bałaganem stoi oczywiście korupcja, a mimo to lokalne społeczności nie martwią się specjalnie. W chińskiej kolonizacji i pracowitości upatrują ratunku przed ostateczną degradacją. Rosyjscy chłopi wolą pić, a nie uprawiać ziemię.

Co dalej?

Aleksander Chramczychin to wpływowy ekspert kremlowskiego think-tanku Instytutu Analiz Politycznych i Wojskowych. Twierdzi, że jakkolwiek Pekinowi najbardziej odpowiada pokojowa, czyli ekonomiczna ekspansja, to prawdopodobieństwo militarnej napaści Chin na Rosję jest równe 99 proc. „Kolosalny przyrost naturalny połączony z nagłym wzrostem ekonomicznym tworzą problemy, których nie można rozwiązać bez ekspansji terytorialnej. Chiny muszą zdobyć nowe obszary, jeśli nie chcą się stać w przyszłości mniejsze”. Dodaje, że chińskie apetyty na Azję Południowo-Wschodnią to mit. Ten region jest pozbawiony bogactw naturalnych, żywności, a nade wszystko przeludniony. Chramczychin twierdzi, że właśnie dlatego głównym celem chińskiej ekspansji będą Rosja i Kazachstan, jakby tego problemu nie zamiatać pod dywan. „Uwzględniając historyczne sentymenty Chińczyków, byłoby iluzją twierdzić, że kwestia rosyjskich granic została uregulowana”.

Pyta także, po co chińska armia przygotowuje się regularnie do lądowego ataku na Rosję i dlaczego coroczne manewry mają coraz większą skalę? W tym kontekście zwraca uwagę, że pekiński i szanghajski okręgi wojskowe, które graniczą z Rosją, dysponują najsilniejszymi jednostkami i nowoczesnym uzbrojeniem oraz zostały ostatnio wsparte mobilnym komponentem jądrowym. Przykładem jest 38 armia, której potencjał pozwala na konwencjonalny atak lądowy z szybkością 1000 km tygodniowo, czyli 150 km dziennie. Jak się okazuje, w relacjach z Chinami Rosja utraciła nie tylko przewagę polityczną i gospodarczą, ale także militarną.

„Nasza wyższość technologiczna i zbrojeniowa nad chińską armią stała się kolejną iluzją, którą żyjemy” – mówi Chramczychin – kończąc swój wywód wnioskiem o braku jakichkolwiek szans zwycięstwa w przypadku wybuchu konwencjonalnej wojny z Pekinem. Jednak podstawowy problem wynika z tego, że Kreml nie zdecyduje się na jądrowy kontratak, musiałby bowiem zniszczyć ogromne obszary własnego terytorium. Tym bardziej że Chiny mają potencjał wystarczający, aby zetrzeć z powierzchni ziemi główne miasta europejskiej części Rosji. O tym, że Putin wpędził Rosjan w biedę, a Rosję w gospodarczy kryzys wiadomo od dawna. Z kolei obłędna polityka „wstawania z kolan” doprowadziła do zachodniego embarga, sankcji i bojkotu Kremla. Jak się okazuje, identyczna sytuacja panuje również w relacjach z Chinami. Istotę rosyjskiej porażki na tym froncie bodaj najcelniej skomentował „Le Figaro”:

„Od 1989 r. Pekin nie popełni żadnej globalnej pomyłki, natomiast polityka Moskwy składa się z samych błędów”.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news