-1.1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Polski Ład: urzędnicza gigantomania

Zapewne ci, którzy mieli na Nowym Ładzie zyskać, rzeczywiście otrzymają obiecane korzyści – ale w atmosferze nerwów i legislacyjno-interpretacyjnego chaosu, co sprawia, że cały spodziewany propagandowy efekt został zaprzepaszczony już na starcie. Jak to mawiają – nigdy nie ma drugiej okazji do wywarcia pierwszego wrażenia.

Wprowadzenie Polskiego Ładu nasuwa mi na myśl debiut gry komputerowej „Cyberpunk 2077”. Przypomnijmy sobie pokrótce opromienione światowym sukcesem „Wiedźmina 3” studio CD Projekt Red postanowiło pójść za ciosem i wyprodukować jeszcze bardziej „wypasioną” grę-giganta z tzw. otwartym światem, w której wszystkiego będzie „więcej”: interakcji, fabuły, rozmaitych możliwości dla gracza smaczków, klimatu, a całość w zapierającej dech w piersiach oprawie graficznej gwarantującej niespotykaną wcześniej „immersję” w wirtualny świat. Prace trwały latami, kilkukrotnie przekładano datę premiery, by wedle zapewnień producentów gra została należycie dopieszczona w każdym aspekcie, akcje firmy szybowały pod niebo –po czym nadszedł wielki dzień i… równie wielkie rozczarowanie. Produkt okazał się zwyczajną niedoróbką: błędy niejednokrotnie uniemożliwiały prowadzenie dalszej rozgrywki, na starszych wersjach konsol „Cyberpunk” okazał się po prostu „niegrywalny”, a na wszystko nałożyły się kuriozalne „glitche”, które szybko stały się tematem memów. W efekcie sfrustrowani fani wylali na twórców wiadro pomyj, sklep Play Station wycofał grę ze sprzedaży, akcje firmy runęły w dół, a wściekli inwestorzy giełdowi zaczęli składać pozwy zbiorowe za wprowadzenie ich w błąd. Teraz przez najbliższe lata producent będzie wypuszczał kolej-ne „patche”, by „Cyberpunk”, choć częściowo, przypominał to, czym miał być według bombastycznych zapowiedzi.

Podobnie z Polskim Ładem. Zapowiadany był od dawna jako przełomowa, kompleksowa reforma mająca gruntownie zmodernizować Polskę – w tym zrewolucjonizować system podatkowy, czyniąc go bardziej sprawiedliwym i korzystniejszym dla przytłaczającej większości obywateli.

Nastał 1 stycznia 2022 r. – i klops. Przepisy okazały się niedopracowane, niespójne, a nade wszystko tak zagmatwane, że nawet starzy księgowi weterani, którzy na rozgryzaniu różnych podatkowych zawiłości zjedli zęby, rozłożyli bezradnie ręce. Pierwszym ujawnionym „glitchem” (pozostając przy komputerowej analogii) okazała się słynna już sprawa zaniżonych wypłat dla nauczycieli i policjantów, którym pobrano wyższą zaliczkę na podatek dochodowy, bo twórcy ustawy zapomnieli, że niektóre branże budżetówki mają wypłacane wynagrodzenia „z góry” i pracownicy nie mieli możliwości złożenia PIT-2 – o której to konieczności zresztą również zapomniano ich poinformować.

A takich „kwiatków” w ciągu roku wyjdzie znacznie więcej, gdyż – jak dość zgodnie twierdzą specjaliści – mamy do czynienia z największą komplikacją przepisów podatkowych w historii. Osobiście przewiduję niezłe „jazdy” z ulgą dla klasy średniej – wystarczy, że pracownik przekroczy roczny limit przychodu (133 tys. zł.) choćby o złotówkę, i całość ulgi trzeba będzie zwracać. Przedsiębiorców z kolei z pewnością „ucieszą” nowe zasady płacenia składek zdrowotnych, które będą naliczane od wszystkiego – w tym od sprzedaży majątku należącego do firmy (np. samochodu) – i nie będą uwzględniały strat. To tylko pierwsze dwa przykłady z brzegu, lecz najpoważniejszym problemem jest skala zmian w praktyce niepozwalająca oszacować kosztów prowadzenia działalności. A jeszcze weźmy, chociażby, takie drobiazgi, jak dostosowanie systemów finansowo-księgowych czy niepewność, jak ten cały galimatias będą interpretowały urzędy skarbowe…

Skoro miało być tak pięknie, to co poszło nie tak? W skrócie – to samo, co z opisanym na wstępie przypadkiem „Cyberpunka”: Polski Ład padł ofiarą własnej gigantomanii. Przypominam, że mówimy o projekcie obejmującym prócz podatków również rozbudowane inwestycje infrastrukturalne czy rozmaite programy społeczne. Przy takiej skali i stopniu komplikacji zwyczajnie nie mogło się obejść bez wpadek, tym bardziej że na finiszu ewidentnie zaczęto się śpieszyć, by zdążyć przed pierwszym stycznia. Zamiast podzielić zmiany na łatwiejsze do ogarnięcia etapy i wprowadzać je krok po kroku na przestrzeni całej kadencji, postawiono na ogromną „kobyłę”, licząc na propagandowy „efekt wow”. Skutkiem jest wkurzenie zdezorientowanych podatników.

Teraz nastąpi to, do czego w polskiej rzeczywistości zdążyliśmy już przywyknąć. Polski Ład musi się po prostu uleżeć i uklepać, rząd będzie do niego wypuszczał sukcesywnie „łatki legislacyjne” w miarę ujawniania się kolejnych „bugów” – i gdzieś tak pod koniec roku będziemy z grubsza wiedzieć, na czym stoimy. Pierwsza „łatka” zaklajstrowała na chybcika skandal z wynagrodzeniami dla budżetówki. Tyle że zrobiono to za pomocą rozporządzenia, podczas gdy należy znowelizować ustawę – mamy więc na dzień dobry problem konstytucyjny wynikający z hierarchii aktów normatywnych. Koniec końców zapewne ci, którzy mieli na Nowym Ładzie zyskać, rzeczywiście otrzymają obiecane korzyści – ale w atmosferze nerwów i legislacyjno-interpretacyjnego chaosu, co sprawia, że cały spodziewany propagandowy efekt został zaprzepaszczony już na starcie. Jak to mawiają – nigdy nie ma drugiej okazji do wywarcia pierwszego wrażenia.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news