Za wybujałymi ambicjami Putina marzącego o ZSRS bis stoją bardzo pragmatyczne i logiczne cele. Napaść dobitnie potwierdza aksjomat Zbigniewa Brzezińskiego o tym, że bez Ukrainy nie ma mowy o rosyjskim imperium. Jak się dziś okazuje, nie ma także liczącej się w świecie Rosji.
Geopolityka
Wojna zawęża punkt widzenia do celów militarnych. W przypadku agresji Rosji na pierwszy plan, czego nie ukrywa Putin, wysuwa się rola głębi strategicznej. Mówiąc wprost, chodzi o bufor, czyli kilkaset dodatkowych kilometrów, które musi przelecieć hipotetyczna rakieta, zanim doleci do jego podmoskiewskiej daczy. Z kolei w przypadku wojny konwencjonalnej zawsze lepiej walczyć z wydumaną agresją, niszcząc terytorium wasali w rodzaju Białorusi i Ukrainy. Oczywiście to urojenia psychopaty. Ani Europa, ani Stany Zjednoczone nie zamierzają napadać na Rosję. Logika Putina podpowiada, że prawdopodobny jest atak Rosji. Zawsze dogodniej skoncentrować kolumny pancerne na samej granicy Polski, Słowacji czy Rumunii. Rosyjskie rakiety szybciej dolecą do Berlina i Paryża z białoruskiego Brześcia i ukraińskiego Lwowa.
Trzeba również zwrócić uwagę na sekwencję ostatnich wydarzeń. Na kilkadziesiąt godzin przed agresją przeciwko Ukrainie, Putin faktycznie anektował Białoruś. Tylko tak można nazwać decyzję o stałym pobycie w tym kraju 30-tysięcznego, w pełni autonomicznego zgrupowania wojskowego. Obecnie zostało użyte do ataku na Ukrainę od północnego-zachodu. Stoi jednak na granicy Polski. Jeśli spojrzymy na mapę, dziś zobaczymy jednolity front od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego obsadzony kaliningradzkimi, białoruskimi, a niebawem być może ukraińskimi zgrupowaniami ofensywnymi, grzejącymi silniki do wtargnięcia w głąb Unii Europejskiej. Co więcej, Rosja próbuje militarnie zdominować oba akweny. Z wojskowego punktu widzenia Moskwa uzyskuje pole manewru, a więc swobodę wyboru kierunku uderzenia. Litwa, Łotwa i Estonia to przyczółki do napaści na Skandynawię. Najkrótsza droga do Berlina wiedzie przez Warszawę. Ruszając z Ukrainy, rosyjskie czołgi łatwo dotrą do Adriatyku, spełniając marzenie carycy Katarzyny o dostępie do Morza Śródziemnego kosztem Turcji. A stamtąd już rzut kamieniem do bliskowschodnich złóż ropy naft owej i minerałów Afryki.
Nic dziwnego, że historyk Michaił Heller, opisując proces budowy imperium rosyjskiego, zwrócił uwagę na kluczową prawidłowość. Rosja jako lądowe państwo euroazjatyckie, zawsze tłumaczy nieustającą ekspansję brakiem bezpiecznych granic. Korzystając z takiego pretekstu, wciąż rosła, przesuwając je coraz dalej we wszystkich możliwych kierunkach. Nie miała przemysłu, handlu ani prawa. Miała za to siłę militarną. Car Aleksander III mawiał, że jego imperium ma tylko dwóch sojuszników, własną armię i flotę.
Dziś na podobieństwo carów XVIII i XIX w. Putin powraca do militarnej odbudowy imperium. Ma silną i sprawną armię. Tyle że na dłuższą metę nie jest jej w stanie ani modernizować, ani utrzymać.
Dwie dekady jego rządów przekształciły Rosję w bantustan z coraz mniej przydatnymi surowcami energetycznymi i bronią jądrową. Nie może już konkurować cywilizacyjnie ani w wyścigu naukowo-technicznym z USA i Chinami. Putin wymyślił dla swojego upadającego kraju nową rolę w ładzie międzynarodowym. Aby przeżyć, Rosja musi stać się globalnym pasożytem, rozpoczynając od ukraińskiego żywiciela.
Ukraiński żywiciel
Znaczna część Ukrainy leży w łagodnym klimacie umiarkowanym, a na południe kraju oddziałują prądy podzwrotnikowe. 60 proc. areałów uprawnych to czarnoziemy. W połączeniu z regularnymi opadami efekt jest taki, że Ukraina stała się piątym globalnym producentem pszenicy i jednym z czołowych eksporterów oleju jadalnego. Również Rosja zwiększa produkcję pszenicy, eksportując regularnie ponad 32 mln ton tego zboża rocznie. Zajmując Ukrainę, Moskwa zdominuje globalny rynek tej uprawy. Na dodatek uzyska niezamarzające czarnomorskie porty na czele z Odessą, którymi będzie wywoziła ukradzione płody rolne.
Położenie geograficzne sprawia, że Ukraina jest wielkim korytarzem tranzytowym nie tylko pszenicy, ale także innych surowców Rosji. A jeśli chodzi o ropę naft ową i gaz, jej aneksja postawi krzyżyk na europejskich planach dywersyfikacji energetycznej. Kazachskie, turkmeńskie i azerskie zasoby energetyczne mogą być transportowe poza zasięgiem Rosji, tylko przez Ukrainę (Morze Czarne) lub Turcję.
Najważniejsze, że bez Ukrainy Kreml nie odbuduje chylącego się ku upadkowi przemysłu zbrojeniowego. Nie przypadkiem armia Putina atakuje centra przemysłowe. To wschodnia część kraju do linii Dniepru daje obecnie ponad 60 proc. ukraińskiego PKB.
Zacznijmy od stoczni. W Nikołajewsku znajduje się drugi w byłym ZSRS dok umożliwiający budowę wielkich okrętów, włącznie z lotniskowcami. Charków to zakłady budowy czołgów i samolotów. Kremieńczuk – ciężarówek wojskowych Kraz. Bez koncernu Motor Sicz w jednoimiennym mieście, nie ma mowy o wyposażeniu rosyjskich śmigłowców, samolotów transportowych, ale także okrętów marynarki wojennej w nowoczesne silniki. Moskwa próbuje od 8 lat i nadal nie jest w stanie ich wyprodukować. Świadczą o tym liczne awarie jednostek morskich i powietrznych wyposażonych w kompletnie zawodne surogaty. Wreszcie bez zakładów rakietowych w Dniepro (Dniepropietrowsk) z miejsca nie ruszy kremlowski program kosmiczny.
Co więcej, ukraiński przemysł zbrojeniowy i podwójnego wykorzystania, to nie tylko główne marki wytwarzające gotowe produkty. To gotowa, ogromna sieć kooperacyjna. Przede wszystkim chodzi o zagarnięcie dorobku biur konstrukcyjnych, czyli know-how. Łup jest dla Putina tym atrakcyjniejszy, że wybrane dziedziny były przez Ukrainę rozwijane wspólnie z Zachodem, w oparciu o najnowsze technologie.
Na przykład Stany Zjednoczone i Chiny stoczyły o Motor Sicz prawdziwą bitwę polityczną. Kijów początkowo zawarł porozumienie właścicielskie z Pekinem, a następnie pod naciskiem Waszyngtonu zerwał współpracę. Pentagon dobrze wie, co znaczy dla chińskiej i rosyjskiej armii produkcja koncernu. Tymczasem w łapy Rosji może wpaść nie tylko przemysł, ale ogromne złoża surowców strategicznych Ukrainy. Znane są gigantyczne złoża wykorzystywanego w przemyśle stalowym węgla antracytu. Ukraina ma również ogromne złoża uranu i rud ziem rzadkich wykorzystywane w produkcji półprzewodników i telekomunikacji (5G) oraz elektryfikowanym przemyśle samochodowym. Nasz wschodni sąsiad kąpie się wprost w łupkowych złożach gazu, szacowanych przez amerykańskie koncerny na setki miliardów metrów sześciennych.
Żelazna kurtyna
O tym, że pod „opiekuńczymi” rządami Putina Rosja wymiera, przekonują dane kremlowskiego urzędu statystycznego – Rosstatu. Żenująco niski poziom opieki zdrowotnej powoduje, że średnia życia, która i tak pozostawała w tyle za rozwiniętym światem, ponownie spada. Rosjanie jak muchy padają ofiarami gruźlicy, HIV, narkomanii i alkoholizmu, o COVID-19 nie wspominając. Wszystkie pieniądze z eksportu surowców energetycznych i zarzynanego korupcją oraz podatkami sektora MŚB idą na armię. Resztę kradnie otoczenie Putina na czele z nim samym.
Skutkiem jest katastrofa demograficzna. Do 2050 r. ubędzie 10-15 mln Rosjan. Klęska uderza głównie w rdzenne grupy ludności słowiańskiej. Według tych samych szacunków, w połowie wieku Rosję będzie zamieszkiwała 120-130 – milionowa populacja, z której 70-80 mln będzie modliło się w meczetach.
W takiej sytuacji anektowanie 40 mln Ukraińców, a więc Słowian nieskażonych rosyjskimi plagami zdrowotnymi, to populacyjny i genetyczny zastrzyk. Putin ma nadzieję, że na kolejne 50-100 lat zatrzyma przerażającą degenerację fizyczną oraz intelektualną jego „imperium”. Na początku XX w. reformy premiera Piotra Stołypina zaowocowały ogromnym skokiem rozwojowym. W latach 1908- 1913 rosyjskie imperium odnotowywało 13 proc. wzrostu PKB rocznie. Według ówczesnych szacunków, utrzymując zbliżone parametry rozwoju gospodarczego, na początku lat 50. XX w., Rosja miała ogromną szansę zająć dzisiejsze miejsce Stanów Zjednoczonych.
Nadziei nie przekreśliła I wojna światowa tylko bolszewicki zamach. Wychowanek i spadkobierca totalitarnego KGB Putin jest idealnym homo sovieticusem. W miejsce reform i pokojowej konkurencji wybierał wojnę, bo rabunek i gwałt ma wpisany w bolszewickie geny. Tak najłatwiej zagarnąć owoce pracy całych pokoleń Europejczyków. Zaczyna od Ukrainy, odbudowując zarazem żelazną kurtynę. W ten sposób usiłuje zatrzymać gospodarczy i cywilizacyjny rozwój Zachodu. Dobrobyt, który Ukraina otrzymałaby jako członek UE i NATO, jest największym zagrożeniem dla jego władzy. Rosjanie, spoglądając na „ukraińskich braci”, natychmiast ruszą ich drogą.