Niezrozumiałe wypowiedzi papieża Franciszka, który najwyraźniej myli ofiary ze zbrodniarzami, stawiają „watykańskie dywizje” w jednym szeregu z bandytami Putina. Czy przyczyną papieskiej pobłażliwość jest przeszłość kardynała Jorge Mario Bergoglio?
„Franciszek znowu szokuje słowami o wojnie i Putinie” („Tygodnik Powszechny”). „Papież Franciszek dołączył do grona osób zbędnych” („Wprost”). „Módlmy się za papieża”. („Do Rzeczy”). To tylko przykłady oburzenia wywołane ostatnim wywiadem głowy Kościoła katolickiego dla włoskiego dziennika „Corriere della Sera”.
Zagubienie pontyfika
Największy skandal wywołał fragment, w którym papież usprawiedliwia Putina. Czynnikiem, który skłonił Moskwę do rozpętania wojny, ma być według papieża „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji”.
Tym samym Franciszek wskazuje moralną rację Kremla, dając agresorowi prawo do mordowania Ukraińców. Nie dość, że ewidentnie myli zbrodniarza z ofiarą, to dodatkowo szokuje brakiem potępienia bandytów zabijających niewinnych z zimną krwią. O tym, że Franciszek powiela goebbelsowską propagandę Kremla, stawiając pod znakiem zapytania ład międzynarodowy, nawet nie warto wspominać. Jednym słowem, „watykańskie dywizje” stają bok w bok z barbarzyńskimi hordami Putina. Stalin cieszy się w piekle!
Nie jest to pierwsza niezrozumiała reakcja Franciszka po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Tymczasem wierni chcą usłyszeć od papieża elementarne potępienie zła. Czy wymagają zbyt wiele, spodziewając się po pasterzu nagłośnienia prawdy dekalogu? Równie zastanawiająca jest odmowa papieskiej wizyty w Kijowie, która świadczyłaby o tym, że Watykan łączy się w bólu barbarzyńsko mordowanymi chrześcijanami. Zamiast tego Franciszek nie ukrywa, że dąży do spotkania z kremlowskim mordercą.
Takie postępowanie wywołuje pytanie: co dzieje się z Franciszkiem? Przecież rozpoczął pontyfikat pod hasłem „Chciałbym Kościoła ubogiego dla ubogich”. Swoim pasterskim zadaniem ogłosił przezwyciężenie relatywizmu, a więc oczyszczenie chrześcijaństwa z faryzeuszostwa. Tymczasem postawa Franciszka wobec wojny czyni z niego nieomal „brata bliźniaka” głowy rosyjskiego Kościoła Prawosławnego Cyryla. Powiedzieć, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna (RCP) poparła wojnę, to nie powiedzieć nic.
6 marca Patriarcha Moskwy i Wsiej Rusi wygłosił kazanie z okazji Wielkiego Postu. Zamiast tradycyjnej refleksji o winie i grzechu, z ust Cyryla popłynęło wezwanie do prawosławnego dżihadu. Jeden z najważniejszych pasterzy wschodniego chrześcijaństwa pobłogosławił żołdaków Putina mordujących ukraińskich chrześcijan. Ogłosił świętą wojnę słowami: Przystąpiliśmy do bitwy, która ma nie fizyczne, a metafizyczne znaczenie. Mętnym wywodem uzasadnił agresję zbawieniem ludzkich dusz.
Jednoczenie dla wszystkich wyznawców prawosławia to odwieczna narracja rosyjskiego Kościoła, która uzasadnia równie odwieczny imperializm Moskwy. Cyryla może tłumaczyć fakt, że RCP to przykład wynaturzonej „symfonii” w relacjach z państwem. Cerkiew uzasadnia doktrynalnie panowanie Putina. W zamian Kreml chroni obszar kanoniczny, sowicie wynagradzając kościół dobrami materialnymi.
Co jednak łączy Franciszka z Cyrylem? Na pozór nic. Patriarcha, podobnie jak jego kremlowski zwierzchnik, nawołuje do karania ogniem i mieczem wrogiego Zachodu. Demokracja zagraża autorytarnemu systemowi wolnością jednostki i wynikającymi z tego konsekwencjami. Tymczasem Franciszek słynie wręcz z „liberalizmu”. Jego pontyfikat zapisze się w pamięci wiernych naukami na temat seksu, związków partnerskich i kościoła otwartego na wszelkie mniejszości. Z drugiej strony, trudno oprzeć się wrażeniu, że podobieństwo istnieje. Zarówno Franciszek, jak i Cyryl błądzą, sprowadzając oba Kościoły, czyli wiernych, na manowce.
Lewicowa pułapka Franciszka
Odrzucając spiskową teorię, która mówi, że Putin ma „haki” na papieża i Watykan, dla bez mała 1,5 mld wiernych konieczne jest wyjaśnienie ukraińskich działań Franciszka. W tym celu warto sięgnąć do biografii ojca Jorge Mario Bergoglio.
Po pierwsze Franciszek to jezuita. Zgromadzenie powstało, aby bronić wiarę katolicką przed odstępcami. Jednak w ramach takiego zadania jezuici od stuleci pracują nad zażegnaniem tzw. Wielkiej Schizmy, która w 1054 r. podzieliła chrześcijaństwo na konfesje zachodnią i wschodnią. Zjednoczenie Kościołów to marzenie wszystkich papieży.
W XXI w. chodzi jednak o coś więcej, niźli tylko instytucjonalną unię. Wszystkie nurty chrześcijaństwa, włącznie z katolicyzmem, protestantyzmem i prawosławiem odczuwają niebywały kryzys. Powodem jest laicyzacja, która skutkuje odejściem świata od podstawowych wartości chrześcijańskich. Tylko czy w imię celu wspólnoty, jakim jest wspólna odpowiedź na zagrożenie, Watykan może sobie pozwolić na utratę autorytetu i traumę moralną, którą w obliczu rosyjskiej agresji Franciszek zafundował katolikom? Zgodnie z taką wersją zagubienie papieża brałoby się z pomieszania ról polityka i pasterza. No cóż, względy geopolityczne i strategiczne kierunkowskazy nie mogą jednak zastąpić 10 przykazań.
Być może sekret zagadkowej reakcji na ukraińską masakrę leży w przeszłości Franciszka. Oficjalnie papież odżegnuje się od trącącej marksizmem teologii wyzwolenia. Jednak Jorge Mario Bergoglio urodził się w Argentynie i przez lata pełnił posługę w ojczyźnie, m.in. jako arcybiskup Buenos Aires, a następnie kardynał i przewodniczący krajowej Konferencji Episkopatu.
Tymczasem Ameryka Południowa to kontynent skrajności. Przez długie lata ekonomiczne nierówności owocowały radykalnymi ideologiami i ruchami politycznymi, które miały wpływ na Kościoły i duchowieństwo. W okresie pasterskiej posługi Franciszka Ameryką Południową wstrząsało lewactwo. Ogromną popularnością cieszyły się marksizm i maoizm, przybierające formę terroryzmu. Odpowiedzią były wojskowe junty broniące status quo. Ze względu na geopolityczną, a często gorącą konfrontację z sowieckim totalitaryzmem, pomocy dyktaturom udzielały Stany Zjednoczone.
Argentyna była jednym z pól bitewnych zimnej wojny. W latach 1976-1983 krajem rządziła armia. Prowadziła brutalną wojnę z lewakami, podczas której zginęło 13 tys. osób. Hierarchowie katoliccy, z wyjątkiem czterech biskupów, murem stanęli za juntą. Franciszek, który pełnił wówczas stanowisko argentyńskiego prowincjała zakonu Jezuitów, nie był wyjątkiem. Z jednej strony chronił duchownych „teologów wyzwolenia” przed represjami. Z drugiej, do końca nie oczyścił się z zarzutu braku potępienia morderstw politycznych.
Według duchownych i świeckich komentatorów, do dziś nie wyzwolił się z poczucia winy, które przybrało postać antyamerykańskiego kompleksu. Najłatwiej oskarżać innych. Przesiąkł także lewicową ideologią. Czy pierwsza ułomność każe mu dziś postrzegać Putina jako obrońcę chrześcijańskich wartości zagrożonych zachodnią laicyzacją? Nawet jeśli nieświadomie, z pewnością każe papieżowi spoglądać na Moskwę z sympatią. Rosja jest spadkobierczynią ZSRR, który eksportował marksistowską ideologię oraz broń południowoamerykańskim „rewolucjonistom”, którzy bliżsi są wizji kościoła ubogich Franciszka.
Bez względu na próby wyjaśnienia, papież nie tylko zawiódł, ale zdyskredytował się w całej rozciągłości. Watykański cel zjednoczenia chrześcijaństwa, a więc porozumienie z rosyjskim kościołem prawosławnym, nie może odbywać się kosztem mordowanych Ukraińców. Wobec dżihadu Cyryla geopolityczny priorytet Franciszka winien zostać odłożony ad acta.
Papież zawiódł również jako głowa Kościoła katolickiego. Integralną częścią wspólnoty są ukraińscy greko-katolicy. Tymczasem ze stolicy apostolskiej nie rozległ się żaden głos w ich obronie.
Wreszcie Franciszek sprzeniewierzył się jako duszpasterz. Doświadczenia wyniesione z argentyńskiej „brudnej wojny” nakazują wręcz najostrzejsze potępienie mordów w imię polityki. Tymczasem w tej kwestii Watykan przestaje być dla wiernych drogowskazem. Obecne wyzwanie przerosło papieża. Za chwilę konsekwencje jego wyborów odczuje Kościół katolicki. Rosyjska cerkiew, kolaborując z carami, bolszewikami i Putinem, utraciła autorytet wśród wiernych. Odejście Rosjan od kościoła przybiera masowy charakter. Aby uniknąć katolickiej powtórki, wzorem Benedykta XVI, kompletnie zagubiony Franciszek powinien ustąpić.