O szeroko rozumianej kwestii praw własności intelektualnej z punktu widzenia przedsiębiorcy rozmawiają mecenasi z Kancelarii Dubois i Wspólnicy: radca prawny Szymon Chmielewski i Kacper K. Krawczyk, radca prawny i European Trade Mark and Design Attorney.
Szymon Chmielewski: Co to w ogóle jest własność intelektualna? Kiedy mamy z nią do czynienia? Gdzie możemy ją spotkać?
Jest tak naprawdę wszędzie, ale jest niematerialna, czyli nie ma przedmiotu, ciężko go zdefiniować. Nawet w tym studiu, w którym nagrywamy tę rozmowę, możemy przypadkiem stworzyć utwór. Siedzimy przy stole, który może być wzorem przemysłowym i mamy na sobie ubrania, które mają znaki towarowe. I każdy z tych elementów może być zastrzeżony, może być naruszony. I w dzisiejszym, szybkim świecie, w świecie internetu, tak naprawdę na przedsiębiorcy spoczywa odpowiedzialność za to, żeby zabezpieczyć swoją własność intelektualną. I także za to, żeby wyszukiwać, czy ktoś jej nie narusza, bo nikt za niego tego nie zrobi.
Jak to zrobić?
Udać się do specjalisty, który pomoże zidentyfikować te mocne strony, czyli to, co może podlegać zastrzeżeniu i który powie przedsiębiorcy, że na przykład nazwa jego spółki jest idealnym znakiem towarowym. Podpowie, by ją zastrzec, zanim ktoś go ubiegnie, albo zastrzec ją po to, żeby zwiększyć prestiż swojej spółki. Może także przestrzec przed naruszeniami wynikającymi z dalszego używania nazwy, która okaże się w toku badania podobna do wcześniejszych cudzych nazw.
Ale to dotyczy tylko nazwy spółki, czy też nazwy produktu, czy usługi?
Może to dotyczyć wszystkiego. Nazwa spółki to przykład podstawowy, ale może być to również nazwa produktu. To może być nawet w pewnych wypadkach ściśle określone hasło, którego używa dana osoba do promocji swoich towarów. Hasło marketingowe czy slogan to trudny temat, jeśli chodzi o zastrzeganie, ale są przypadki, kiedy udało się kilku przedsiębiorcom takie slogany zastrzec, przy czym zazwyczaj, w polskiej praktyce, nie zastrzeżono ich ot tak, od ręki – ale dlatego, że stały się na tyle popularne w przestrzeni publicznej, że były kojarzone przez ludzi, i wówczas uzyskały rejestrację.
Ma Pan tu na myśli np. zwrot „codziennie niskie ceny” albo że jakiś napój dodaje nam skrzydeł? O tym mówimy?
Tak, myślę właśnie o takich hasłach, które – bez wspominania przedsiębiorców, którzy je wymyślili – kojarzymy i wiemy, kto je powiedział. Wiemy, do jakich sklepów chodzimy w soboty i gdzie są codziennie niskie ceny. I tutaj doszliśmy w sumie do clue, czym jest znak towarowy. Znak jest oznaczeniem, które pozwala odróżniać towary czy usługi jednego przedsiębiorcy od innego przedsiębiorcy. To oznaczenie, które konsumentom kojarzy się z tym, od kogo ono pochodzi (to oczywiste taki konstrukt, bo to nieprawda, że zawsze tak jest, ponieważ znaki często są licencjonowane, a towary nimi oznaczane pochodzą od innych podmiotów niż właściciele praw wyłącznych. Ale chodzi o to, żeby to oznaczenie mogło wywoływać jakieś skojarzenia).
Często pojawia się pytanie, dlaczego, skoro są to zwykłe, używane w języku potocznym, naruszają czyjeś prawa? Czy używając tego, jako przedsiębiorca, do oznaczenia swojego produktu czy swojej działalności, mogę to naruszać? I czy to naruszenie musi być świadome?
Utwór, czyli to, czego dotyczy prawo autorskie, jest czymś innym niż znak towarowy. Znak towarowy może być iście banalny. Musi być fantazyjny w rozumieniu prawa znaków towarowych, ale nie oznacza to, że musi być ponadprzeciętnie urozmaiconym i niecodziennym wytworem. Wystarczy zwykłe imię jak moje – np. Kacper. Może być ono znakiem towarowym, chociaż nosi je wiele tysięcy osób w Polsce. Każdy wie, że Kacper to człowiek, ale przez to, że zastrzeżemy sobie to imię np. w stosunku do krzeseł, to wywołujemy skojarzenie, o które chodzi w znaku towarowym, a mianowicie, że krzesła „Kacper” pochodzą od jakiegoś konkretnego przedsiębiorcy, który zastrzegł to słowo jako pierwszy do określonych towarów i dzięki temu uzyskał monopol na jego wykorzystywanie w tej dziedzinie.
Czy wizerunek postaci fikcyjnej, czy też rzeczywistej osoby, też może być elementem własności intelektualnej?
Jak najbardziej. Znane są przypadki zarejestrowania np. swojej twarzy jako znaku towarowego. To rozwiązanie może być bardzo korzystne w przypadku artystów, którzy często używają swojego wizerunku do merchandisingu albo w ogóle do promocji czegokolwiek. Bo kiedy nie zastrzeżemy tego znaku, nie posiadamy tego formalnego prawa, to poruszamy się na styku wielu różnych regulacji i często jest to skomplikowane od strony podatkowej i formalnej. Bardzo trudno sformułować umowę, która nazwie ten stosunek poprawnie i wyczerpująco. A kiedy zarejestrujemy swoją twarz jako znak towarowy, to sytuacja staje się prosta. Wiemy, co sprzedajemy, to znaczy udzielamy np. licencji na wykorzystanie tego konkretnego znaku w określonym okresie w stosunku do określonych towarów czy usług. I podatkowo, i w każdym innym aspekcie, ten stosunek staje się dużo prostszy i dużo czytelniejszy.
Wspomniał Pan o rejestracji znaku czy też określenia pewnych kwestii w umowach. Rozumiem, że to są jedne ze sposobów, jak zabezpieczyć przedsiębiorcę przed naruszeniem go, jako działanie czynne, czyli jako naruszyciela, ale też przed działaniem naruszycieli?
Owszem. Tzn. znak towarowy i inne prawa własności przemysłowej, czyli na przykład wzory przemysłowe – są to prawa formalne i nie będą istniały poza wyjątkami, których teraz nie będę poruszać, ale nie będą one istniały dopóty, dopóki nie wykażemy jakiejś proaktywnej postawy, dopóki nie sporządzimy podania i nie zgłosimy odpowiedniemu urzędowi, że chcemy zastrzec dany znak w stosunku do określonych towarów czy usług. I dopiero po zakończeniu postępowania, z taką urzędową rejestracją uzyskujemy formalne prawo, które monopolizuje nam to konkretne oznaczenie na naszą rzecz. I dopiero z tym formalnym prawem możemy pewni siebie ruszać dalej i podbijać świat.
Ostatnio dosyć głośny był przykład postaci Myszki Miki, kiedy cały świat mówił o tym, że prawa autorskie do jej wizerunku, jeżeli dobrze rozumiem, wygasły. Jak to wygląda z punktu widzenia polskiego prawa czy też globalnych regulacji?
Jeżeli chodzi o postaci z utworów, to zastrzeganie ich jako znak towarowy jest bardzo dobrą decyzją, co bardzo polecam wykonać już na początku okresu popularności danego oznaczenia. Ponieważ prawa autorskie się wyczerpują, tzn. w końcu się kończą. Obecnie trwają 70 lat od śmierci twórcy, a potem przedmioty nimi chronione wchodzą do tzw. domeny publicznej. Natomiast znak towarowy to jest prawo, które można przedłużać w nieskończoność, i mimo że ma podstawowy, dziesięcioletni okres ochronny, to jednak nie ma limitu odnawiania tej formalnej ochrony. Na przykładzie postaci komiksowej – artysta, który ją stworzył, umarł, prawa się skończyły, a znak towarowy może nadal trwać. W sytuacji, w której mamy ten znak towarowy, nawet gdyby do domeny publicznej weszły wskutek upływu okresu trwania praw autorskich wszystkie postaci z komiksu czy z kreskówki, to ten zarejestrowany znak towarowy pozwala nam zachować monopol chociaż na część tego, co ekonomicznie wartościowe. Bo możliwość umieszczenia postaci takiej jak Myszka Miki na kubku – jak najbardziej jest nadal sprawą wartościową ekonomicznie. I mimo że to postać już prawie stuletnia, to nadal coś jeszcze można „wycisnąć” z takiego utworu. I dzięki temu, że zawczasu zabezpieczyliśmy ochronę w postaci znaku towarowego, to ten monopol nadal jest przy nas i to nadal my decydujemy, kto może tego znaku używać i za jakie pieniądze. Te rozważania czynimy na uproszczonym przykładzie, ale pamiętajmy jednak, że Myszka Miki bardzo ewoluowała przez te prawie 100 lat – wygasły prawa autorskie do tej pierwotnej wersji, a nie do późniejszych jej wariacji.
Opracowała Beata Tomczyk
ZOBACZ MATERIAŁ VIDEO