Jak finansować zdrowie w Polsce
Konieczne jest poszukanie innych źródeł dochodów publicznych, mniej obciążonych tymi podstawowymi wadami, które mogłyby skutecznie finansować potrzeby ochrony zdrowia. W końcu starzejemy się jako społeczeństwo, a realizacja tej misji państwa musi mieć charakter publiczny – usługi zdrowotne są dobrem publicznym i powinny być finansowane ze środków publicznych na rzecz obywateli.
Dynamicznie rozwija się dyskusji wokół wydatków na ochronę zdrowia oraz składek na ubezpieczenie zdrowotne. Pozwolę sobie jednak rozpocząć od refleksji znacznie bardziej ogólnej, która wydaje się istotnym wydarzeniem w naszej świadomości. Można wręcz, nieco przesadzając, powiedzieć, że jesteśmy świadkami wydarzeń historycznych – o znaczeniu globalnym, politycznym i międzynarodowym. Co jednak szczególnie istotne, te wydarzenia mogą mieć bezpośredni wpływ na funkcjonowanie, warunki działania oraz otoczenie instytucjonalno-prawne działalności gospodarczej praktycznie każdego przedsiębiorcy.
Nie pielęgnujmy przesadnego zdziwienia
Nie muszę przypominać, że w Polsce przyjętym sposobem odniesienia się do istotnych wydarzeń jest zaskoczenie – często graniczące wręcz z szokiem. W tej dziedzinie specjalistą jest prezydent Stanów Zjednoczonych, który wielokrotnie zapowiadał różne działania, a my często nie chcieliśmy go słuchać. Wtedy wielu mówiło: „Trump sobie gada, jest jakieś deep state, które i tak będzie pilnować wizji Stanów Zjednoczonych we współczesnym świecie”.
Wiemy jednak, że Unia Europejska od dawna znajduje się w kursie kolizyjnym z polityką amerykańską. Już wcześniej było to sygnalizowane, chociaż osoby, które to dostrzegały, były często odsądzane od czci i wiary – oskarżano je o brak zaufania do amerykańskiego przywództwa i szerzenie propagandy. Dziś wiemy, że Unia Europejska to już nie są wyłącznie dokumenty czy deklaracje.
Oficjalne dokumenty, które opracowała nowa administracja amerykańska, pokazują, że Unia Europejska – przede wszystkim w swojej wizji integracyjnej – funkcjonuje w sposób, który niekoniecznie budzi entuzjazm w naszym kraju. Ta wizja, jak łatwo się domyślić, nie podoba się państwu, które jest naszym protektorem.
Przypomnę, że określenie, iż państwa europejskie – dawniej do Łaby, potem do Odry, a obecnie praktycznie do Bugu – funkcjonują jako protektorat amerykański, nie jest żadną antyamerykańską propagandą. Odwołuje się do wypowiedzi profesora Zbigniewa Brzezińskiego, który zauważał, że żyjemy w świecie protektoratu amerykańskiego. Protektorat ten pozostaje, choć jego formy się zmieniają.
Częścią wizji tego protektoratu jest jednak powiązanie państw narodowych z tzw. siłami patriotycznymi, czyli ruchami, które przedkładają wartość pojęcia „naród” nad abstrakcyjne idee, takie jak „Europejczyk”. Choć nie chcę wyrażać własnych opinii, wydaje się oczywiste, że przede wszystkim jesteśmy obywatelami polskimi.
Należymy do naszego państwa i tworzymy je. Państwo należy do nas – to jest istota Rzeczypospolitej, czyli rzeczy wspólnej. Dobro państwa polskiego jest dobrem wspólnym, naszym dobrem, które nas łączy i zobowiązuje do wzajemnej odpowiedzialności.
Czy naprawdę musimy postrzegać siebie przede wszystkim jako Europejczyków? To pewien wymiar naszej świadomości obywatelskiej, który nie każdemu musi odpowiadać. Część z nas, szanując różne poglądy, ma z tym kłopot i niekoniecznie się z tym utożsamia.
Wracając do wątku amerykańskiego – w dokumentach i wypowiedziach obecnej administracji USA bardzo jednoznacznie zaznaczono, że Unia Europejska, jeśli rozumiana jako quasi-państwowy związek państw, nie jest akceptowana przez naszego wielkiego protektora. Być może powinniśmy to przyjąć do wiadomości i nie pielęgnować przesadnego zdziwienia, bo sytuacja była nam wielokrotnie zapowiadana.
Warto się zastanowić, co to oznacza w praktyce, zwłaszcza z punktu widzenia działalności gospodarczej. Od razu nasuwa się wniosek, że wiele kosztownych projektów integracyjnych – zaczynając od pakietu klimatycznego, tzw. Zielonego Ładu – już dziś ulega opóźnieniom lub częściowej rewizji. I dobrze – wszystko, co może być szkodliwe, należy odkładać w czasie, a najlepiej przygotować grunt do całkowitej rezygnacji.
Jeżeli sprawy prestiżowe są rzeczywiście ważne, trzeba je odłożyć, a potem stwierdzić, że czas na ich wdrożenie już minął. Nasza obawa przed transformacją energetyczną, zagrożeniem dla krajowych zdolności wytwórczych opartych na surowcach kopalnych, staje się coraz bardziej uzasadniona.
Ta cała koncepcja wiąże się z dużymi kosztami i pytaniem o opłacalność. Przypomnijmy, że najważniejszym źródłem dochodów budżetowych Polski pozostaje sprzedaż dwóch produktów: benzyny do silników spalinowych oraz oleju napędowego. Jeśli ograniczymy zużycie tych surowców w ramach transformacji energetycznej, naturalnie pojawia się pytanie: czym zastąpić te dochody?
Warto odnotować, że nasze optymistyczne wnioski – choć może nieco na siłę – wynikają z faktu, że nasz protektor nie zgadza się na przekształcanie Unii Europejskiej w nie do końca zdefiniowane państwo, które narzuca swoją wolę większości, wbrew woli tych, którzy się z tym nie zgadzają.
Z perspektywy codziennej działalności gospodarczej oznacza to, że wszystkie pomysły transformacyjne, które mają przekształcić Unię w taki nowy konglomerat quasi-państwowy, będą słabnąć lub częściowo odłożone zostaną „do kosza”. Próba wprowadzenia ich wbrew poglądom, a często woli większości, jest praktycznie nierealna.
Można więc postawić hipotezę, że drogie surowce energetyczne, których produkcja staje się coraz mniej opłacalna, wkrótce przestaną być fundamentem transformacji, przynajmniej w dotychczasowym kształcie.
Ta cała koncepcja wiąże się z dużymi kosztami i pytaniem o opłacalność. Przypomnijmy, że najważniejszym źródłem dochodów budżetowych Polski pozostaje sprzedaż dwóch produktów: benzyny do silników spalinowych oraz oleju napędowego. Jeśli ograniczymy zużycie tych surowców w ramach transformacji energetycznej, naturalnie pojawia się pytanie: czym zastąpić te dochody?
,,Państwo bez pieniędzy. Obywatele na celowniku”
Warto odnotować, że nasze optymistyczne wnioski – choć może nieco na siłę – wynikają z faktu, że nasz protektor nie zgadza się na przekształcanie Unii Europejskiej w nie do końca zdefiniowane państwo, które narzuca swoją wolę większości, wbrew woli tych, którzy się z tym nie zgadzają.
Z perspektywy codziennej działalności gospodarczej oznacza to, że wszystkie pomysły transformacyjne, które mają przekształcić Unię w taki nowy konglomerat quasi-państwowy, będą słabnąć lub częściowo odłożone zostaną „do kosza”. Próba wprowadzenia ich wbrew poglądom, a często woli większości, jest praktycznie nierealna.
Można więc postawić hipotezę, że drogie surowce energetyczne, których produkcja staje się coraz mniej opłacalna, wkrótce przestaną być fundamentem transformacji, przynajmniej w dotychczasowym kształcie.
Znaleźć dodatkowe dochody budżetowe
Oznacza to, że należy znaleźć dodatkowe dochody budżetowe, aby sfinansować nie tylko nowoczesność, ale także ekologiczne źródła energii. Jeśli nacisk ze strony Unii Europejskiej ulegnie erozji lub zostanie zredukowany, nie powinniśmy traktować tego w sposób nadmiernie pesymistyczny.
Oczywiście, kwestia ta jest częścią szerszej, historycznej narracji, zwłaszcza w kontekście polityki wschodniej, gdzie wciąż funkcjonuje nieco przestarzała wizja roli Ameryki jako protektora w Europie. Nie należy jednak doszukiwać się w tym antyeuropejskich intencji. Z perspektywy naszych portfeli i codziennych wydatków, pewne wątki obecnych zmian mogą okazać się korzystne.
W dłuższej perspektywie pozostaje pytanie, na ile przeciwnicy nowej koncepcji amerykańskiego protektoratu zdołają storpedować jej realizację.
Jednak najważniejszym zagadnieniem w krótszej perspektywie pozostaje kwestia finansowa – wielkie środki liczone w dziesiątkach miliardów złotych. Problemem jest brak odpowiednich środków, a także niedostateczne dochody pochodzące ze składki na ubezpieczenie zdrowotne.
Przypomnę, że problem, o którym mówimy, nie jest stary – wiąże się z tzw. Polskim Ładem z 2022 roku. Wtedy nagle do Sejmu wniesiono ustawę, która nie tylko podniosła składkę na ubezpieczenie zdrowotne do 9 proc., ale też wprowadziła całkowicie nową koncepcję tej składki.
Nowa składka obciąża przede wszystkim dochody osób fizycznych, przy czym w jednakowy sposób dotyka zarówno pracowników, jak i przedsiębiorców. Pod względem podatkowym to ten sam dochód, ale w sensie ekonomicznym sytuacja wygląda zupełnie inaczej – to właśnie jest głównym problemem i „grzechem pierworodnym” tej regulacji.
Gra o władzę 2027! Braun rozwala scenariusz?
Jeżeli próbujemy zrozumieć logikę rządzących – co wcale nie jest łatwe – to kluczowe pytanie brzmi: z jakich dochodów powinniśmy finansować ochronę zdrowia? Intuicyjna odpowiedź jest taka, że powinny to być dochody przeznaczone na konsumpcję – czyli te, które sami wydajemy na codzienne potrzeby. W ten sposób składka, którą dziś odprowadzamy do NFZ, pozwala nam korzystać z usług medycznych finansowanych ze środków publicznych, zamiast płacić za nie z własnej kieszeni.
Problem Polskiego Ładu polegał nie tylko na samej podwyżce składki, ale także na wadach koncepcyjnych nowego systemu.
Wadą koncepcyjną nowej składki jest to, że wszyscy – niezależnie od tego, czy jesteśmy pracownikami, czy przedsiębiorcami – płacimy ją od dochodu, który już podlega opodatkowaniu podatkiem dochodowym. A przecież podstawowa zasada mówi, że podatku nie płaci się od wydatków publicznych. Składka na ubezpieczenie zdrowotne jest wprawdzie przekazywana do funduszu pozabudżetowego, ale nadal stanowi ciężar publiczny, a nie dochód – jest wydatkiem, który nie powinien podlegać opodatkowaniu.
To od lat było jasne ekonomistom i praktykom, choć autorzy tych zmian wydają się być na jakąkolwiek krytykę całkowicie odpornymi. Już od początku „grzechem pierworodnym” tej koncepcji jest właśnie to nieuwzględnienie podstawowego rozróżnienia między wydatkiem a dochodem.
Druga wada dotyczy przedsiębiorców będących osobami fizycznymi. Dochód takiego przedsiębiorcy dzieli się na część przeznaczoną na konsumpcję i część, która stanowi zysk firmy przeznaczony na inwestycje. Obciążanie wszystkiego składką zdrowotną oznacza, że podatnik płaci ją również od środków przeznaczonych na rozwój firmy i inwestycje – czyli w praktyce inwestycje obciążane są dodatkowym kosztem publicznym.
Jeżeli źle mierzymy efektywność inwestycji, to każda złotówka zainwestowana jest obciążana nie tylko podatkiem dochodowym, ale także składką na ubezpieczenie zdrowotne, od której ponownie płacimy podatek dochodowy. To oczywisty absurd, który jest widoczny od trzech lat.
Pomimo że politycy zapowiedzieli, iż składki nie będą podwyższane, nadal utrzymują się wady koncepcyjne tej konstrukcji, które dyskryminują inwestycje. Dochody ze składki na ubezpieczenie zdrowotne nie wystarczają, aby pokryć wydatki publiczne na ochronę zdrowia – problem leży przede wszystkim w skali deficytu.
Dlatego konieczne jest poszukanie innych źródeł dochodów publicznych, mniej obciążonych tymi podstawowymi wadami, które mogłyby skutecznie finansować potrzeby ochrony zdrowia. W końcu starzejemy się jako społeczeństwo, a realizacja tej misji państwa musi mieć charakter publiczny – usługi zdrowotne są dobrem publicznym i powinny być finansowane ze środków publicznych na rzecz obywateli.