9.2 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Kulisy klęski Szałamachy

Samotny w swojej partii i w rządzie. Atakowany przez wszystkie frakcje, które chcą mieć wpływ na finanse państwa. Paweł Szałamacha nie miał wielkich szans, by ocalić swoją pozycję. Mógł jednak się zapisać jako człowiek, który obniżył podatki. Nie starczyło mu jednak odwagi i właśnie przez to stracił zaufanie Jarosława Kaczyńskiego.

Pogłoski o dymisji Szałamachy pojawiały się od kilkunastu tygodni. Przybrały na sile, gdy przed kilkoma dniami premier Beata Szydło podała nazwiska tylko dwojga ministrów, którzy mogą być pewni swojej pozycji w rządzie (Henryk Kowalczyk i Elżbieta Rafalska). Odsunięcie Szałamachy oznacza wzmocnienie pozycji Mateusza Morawieckiego, który dostanie w ten sposób szansę na nieskrępowaną realizację planu ożywienia gospodarki, zwanej Planem Morawieckiego. Dymisja nastąpiła 28 września w środę, gdy Szałamacha przedstawił projekt budżetu na rok 2017. Tym samym, według oficjalnej wersji, tak jak Dawid Jackiewicz, spełnił powierzoną mu misję i w uznaniu wykonanych zadań został odwołany.

Ostatnia szansa wicepremiera

Według informacji portalu Onet.pl, powołującego się na informacje od osoby ze ścisłego kierownictwa PiS, prezes Jarosław Kaczyński zgadzając się na odwołanie Szałamachy, daje Morawieckiemu ostatnią szansę na udowodnienie, że jest w stanie rozruszać gospodarkę zgodnie z zaproponowanym przez siebie Planem Odpowiedzialnego Rozwoju. Z informacji podanych przez bulwarowy dziennik „Fakt” wynika, że projekt budżetu na 2017 r. będzie ostatnią rzeczą, jaką zrobił Szałamacha jako szef resortu finansów, bo decyzja o jego odwołaniu już zapadła. Sam Szałamacha na prośbę o komentarz do plotek o swojej dymisji odpowiadał dziennikarzom, że jest znudzony takimi pytaniami, bo pojawiają się od stycznia i konsekwentnie odmawiał wypowiedzi.

Odwołanie Szałamachy to jedno, ale równie poważnym problemem był wybór jego następcy. Na giełdzie kandydatów pojawiało się dużo nazwisk. Ostatecznie oddano kierowanie resortem Mateuszowi Morawieckiemu, który jednocześnie został szefem Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Taka kumulacja władzy w rękach Morawieckiego skończy gadanie, że chce reformować gospodarkę, ale nie ma narzędzi.

Samotny w PiS

Pogłoski o możliwej dymisji Szałamachy pojawiały się od miesięcy, wraz z każdym medialnym potknięciem ministra. Najpierw wywołał konsternację twierdząc, że budżetu nie stać na program 500+. Gdy NIK podała, że niedobory w podatku VAT sięgać mogą 80 mld zł, obwiniany był za brak radykalnej poprawy w ściągalności podatków. Cudem uniknął powiązania z kolejkami na granicach, wywołanymi protestami celników przeciwko nowej ustawie o Krajowej Administracji Skarbowej. Najnowszą wpadką, tym razem bardzo poważną, było zakwestionowanie przez Komisję Europejską obowiązującego od 1 września podatku handlowego, który pierwsze wpływy miał dać budżetowi pod koniec października. Także Jarosław Kaczyński publicznie wskazywał na ministra finansów jako na tego, który musi „podciągnąć tabory”.
Według informacji polityków PiS, mimo tych wpadek minister Szałamacha nie poprawiał się, a nawet zachowywał tak, jakby był pewien swojej dymisji. Na przekonanie, że do dymisji ministra finansów dojdzie wcześniej lub później zdaniem przedstawicieli PiS składało się kilka poważnych elementów. Po pierwsze, Szałamacha nie jest członkiem żadnej frakcji w partii, nie ma swojej grupy zwolenników. Oceniany jest jako „wyobcowany”, chociaż powiązany silnie z premier Szydło.
Jednocześnie toczył walki z wieloma grupami lobbystów, w tym przede wszystkim silną grupą SKOK-owców, skupioną wokół senatora Biereckiego. Drugim rywalem Szałamachy był wicepremier Mateusz Morawiecki i jego grupa, zaś trzeci front przeciwko ministrowi finansów utworzyła niedawno tzw. grupa NBP, skupiona wokół niedawno powołanego prezesa banku centralnego, Adama Glapińskiego.

Te wszystkie silne grupy próbowały wywierać wpływ na Szałamachę, który jednak bronił się pasywnie. „Nie daje się do niczego przekonywać i nie chce z nimi rozmawiać. Zamknął się w swojej szklanej wieży i liczy słupki” – jak powiedział jeden z członków grupy związanej ze SKOK-ami senatora Biereckiego.

Jednym z poważniejszych zarzutów wobec Szałamachy było też to, że nie zrobił żadnej czystki kadrowej w MF. Przedsiębiorcy skarżą się, że wciąż na urzędniczych stanowiskach spotykają od lat tych samych ludzi, którzy ponoszą praktyczną odpowiedzialność za wiele błędów i niedociągnięć w administracji skarbowej. Piotr Bieliński, prezes spółki Action, jednego z trzech największych sprzedawców sprzętu komputerowego, RTV i AGD alarmował w mediach pod koniec lipca, że urzędnicy skarbowi chcą od największych firm z branży odzyskiwać miliony złotych podatku VAT, którego przed laty nie zapłacili ich niektórzy poddostawcy. Mówił, że mimo wieloletnich apeli fiskus nie przeciwdziałał nadużyciom, a teraz decyzjami urzędników niszczy działające od wielu lat firmy, które do budżetu odprowadzały spore kwoty. Jego zdaniem próbuje się firmy ukarać za wykroczenia, których uniknąć często nie mogły. Zarzuca MF, że urzędnicy, często do dziś pracujący w resorcie, nie reagowali na patologie w rozliczeniach VAT. Dowodem jest to, że nadal możliwe są identyczne oszustwa, chociaż przedsiębiorcy zwracali uwagę urzędnikom na ten problem, bo nie lubią nieuczciwej konkurencji. Według Bielińskiego urzędnicy nie chcą tej wiedzy, wolą nasyłać kontrole i wydawać decyzję, jakby mieli limity do wykonania. Obecne przyspieszenie z decyzjami w dawnych zaległościach VAT odbiera jako zmowę przeciwko polskim firmom. Wprawdzie w sierpniu 2014 roku resort finansów sporządził listę 10 przykazań, na co zwracać uwagę, aby nie wpaść w karuzelę vatowską. Jednak nadal uznaje się, że przedsiębiorca powinien wiedzieć, że kupuje towar od kontrahenta – oszusta, który już zlikwidował firmę.

Nie chciał obniżyć VAT

Zdaniem naszych informatorów, Jarosław Kaczyński stracił zaufanie do Szałamachy nie z powodu początkowego kwestionowania programu 500+, ale za ustawę o VAT. Projekt napisał wiceminister Konrad Raczkowski, którego Szałamacha zwolnił, oficjalnie za wypowiedź, że możliwe są upadłości niektórych banków w Polsce. Minister w swoim projekcie chciał znieść wszystkie stawki pośrednie VAT. To spowodowałoby z automatu likwidację okazji do dużej części oszustw, które robi się właśnie korzystając ze stawek pośrednich i zmieniając towar z opodatkowanego stawką 23 proc. na taki, za który należy się tylko 8 proc. VAT i żąda zwrotu nadpłaty. Według obliczeń Raczkowskiego, dzięki ujednoliceniu stawek przychody wzrosłyby na tyle, że VAT mógłby zostać obniżony do 20 proc. Projekt podobał się Kaczyńskiemu, ale Szałamacha się wystraszył skutków, bo oznaczać mogłoby to wzrost stawek VAT na część wyrobów. Alternatywą byłoby zwolnienie części grup towarów z VAT. Dlatego projekt został zakwestionowany, a sam wiceminister stracił posadę. Podobno to wtedy lider PiS uznał, że szef MF nie ma umiejętności podejmowania ważnych decyzji.

Pozycję Szałamachy osłabił też sposób przygotowywania ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej. Ustawa, mająca w zamyśle stworzyć silne służby podatkowe, wywołuje od miesięcy protesty Służby Celnej. Protesty na tyle poważne, że w czerwcu do ich uciszenia musiała angażować się premier Beata Szydło. Prace nad zmianami wstrzymano na czas wakacji, ale od września spór rozgorzał z nową siłą. Celnicy mają świadomość, że nic ich nie uchroni przed niekorzystnymi zmianami organizacyjnymi, a w perspektywie od połowy 2017 także masowymi redukcjami. Dlatego usiłują wynegocjować przynajmniej objęcie ich emeryturami mundurowymi. Powinno to być zrobione, bo w tej sprawie zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego i to jeszcze w 2014, ale w interesie budżetu jest możliwie jak najdłuższe opóźnienie tej zmiany. Wprawdzie celników jest tylko kilkanaście tysięcy, ale masowe przejścia na emerytury tej grupy zawodowej począwszy od przyszłego roku, spowodują znaczące obciążenie dla budżetu, już teraz mocno nadwyrężonego programem 500+.

Obligacje na pożegnanie?

Jedną z ostatnich decyzji, o której minister Szałamacha poinformował w piątek, jest emisja Obligacji 500 plus od października. Ministerstwo Finansów adresuje je do odbiorców dodatków przyznawanych w programie 500 plus, chcąc w ten sposób ściągnąć z rynku gotówkę i podreperować stan finansów państwa. Nie będzie limitów papierów w poszczególnych seriach, bo resort chce elastycznie reagować na popyt na obligacje. Będą to Rodzinne Obligacje Skarbowe, które będzie można wykupić na 6 i 12 lat. Cena jednej ma wynieść 100 zł. Rodzinne obligacje będą oprocentowane odpowiednio na 1,75 proc. i 2 proc., z tym że w pierwszym roku będzie to preferencyjne 2,6 oraz 3 proc.

FMC27news