4.2 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Strażnicy interesów korporacji

Wszczęty przez Komisję Europejską proces przeciwko polskiemu podatkowi handlowemu to kolejny dowód na to, że Bruksela od lat wspiera zagraniczne, silne podmioty kosztem słabszych.

Po ogłoszeniu decyzji Brukseli minister finansów Paweł Szałamacha nie krył irytacji. Wyraził się, że taki obrót spraw stanowi „zwycięstwo lobbystów dużego biznesu” oraz sugerował, iż tak naprawdę Komisja nie posiada kompetencji do tego, aby blokować tego typu ustawy. Ogłosił jednak, że świeżo uchwalony podatek zostanie zawieszony, skorygowany i wprowadzony w nowej formule w późniejszym terminie. Dla Szałamachy taki obrót spraw będzie oznaczał najprawdopodobniej koniec przygody z urzędem ministra finansów, gdyż uchwalenie ustawy skutecznie opodatkowującej zagraniczne podmioty dominujące na polskim rynku było jego najważniejszym zadaniem, z którego się nie wywiązał.

W uzasadnieniu swojej decyzji unijni urzędnicy napisali, iż podatek handlowy narusza zasadę swobody konkurencji, premiując małe podmioty kosztem wielkich. Co prawda, jak zaznaczono w komunikacie prasowym, Komisja Europejska nie chce ingerować w stawki podatkowe poszczególnych państw członkowskich, lecz wprowadzone przez Polskę przepisy naruszają unijne prawo, zgodnie z którym prawo nie powinno faworyzować żadnego typu przedsiębiorstw.

Powołując się na argument przypominający walkę o swobodną rynkową konkurencję, Bruksela przystroiła się w fałszywe pióra obrońcy wolnego rynku. W rzeczywistości zaś jej decyzja stanowi ukłon w stronę wielkich, międzynarodowych koncernów handlowych, które mają w Polsce zapewnione wręcz szklarniowe warunki do ekspansji. Zwolnione z podatków poprzez aktywność w specjalnych strefach ekonomicznych oraz zręcznie unikające opodatkowania dzięki zabiegom swoich prawników, są w istocie nieustannie wspierane przez podatników kosztem lokalnych kupców. Uchwalony przez PiS podatek obrotowy od dużych sieci handlowych miał zaradzić patologii polskiego rynku handlowego, lecz ostatecznie zanosi się na to, że do czasu powołania kolejnego ministra finansów cała sprawa ugrzęźnie w martwym punkcie.

Komisja Europejska ma wystarczająco wiele argumentów do dyspozycji, aby zablokować PiS lub wymóc wprowadzenie podatku handlowego, który uderzyłby rykoszetem także w polskich handlowców. Obecnie spekuluje się nawet, że wobec powstałej po zawieszonym podatku handlowym dziurze w budżecie trzeba będzie ją zapełnić środkami z podwyższonego VAT-u. Wypada mieć tylko nadzieję, że zapowiedź ta nigdy nie zostanie wprowadzona w życie.

Unia zawsze broni silnych

Swoją decyzją Komisja Europejska już nie pierwszy raz pokazuje, że podstawowym celem istnienia Unii Europejskiej jest ochrona interesów najsilniejszych państw, a w szczególności Niemiec i Francji. Choć na ustach eurokratów pojawiają się nieustannie takie słowa, jak „spójność”, „równość” czy „zrównoważony rozwój”, a unijna propaganda stara się za wszelką cenę podkreślić swój typowo socjaldemokratyczny charakter, w rzeczywistości jednym z podstawowych celów istnienia tej organizacji jest wzmocnienie pozycji przede wszystkim niemieckich i francuskich potentatów.

Od początku 2015 roku Bruksela wciela w życie tzw. Plan Junckera, nazwany tak od nazwiska prezydenta Komisji Europejskiej, Jeana-Claude’a Junckera. W ramach planu przewiduje się dokonanie inwestycji infrastrukturalnych na łączną kwotę aż 315 mld euro. Wspomnianą kwotę mają wyasygnować solidarnie wszystkie państwa członkowskie, lecz sposób jej rozdystrybuowania okazuje się już o wiele mniej solidarny. Wedle przyjętych założeń pieniądze miały popłynąć przede wszystkim na inwestycje publiczne, lecz spore sumy przeznaczono także na atrakcyjne pożyczki dla biznesu.

Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej brutalna niż wzniosłe i miłe dla ucha plany. Większość projektów infrastrukturalnych realizowanych w ramach planu dotyczy Europy Zachodniej. Polska złożyła do Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych aż kilkanaście wniosków o dofinansowanie inwestycji energetycznych, lecz wszystkie zostały odrzucone, projekty zachodnioeuropejskie otrzymały zaś już 4 mld euro. Podobnie przedstawia się sytuacja w zakresie środków dla podmiotów prywatnych, gdzie do czerwca na pożyczki dla małych i średnich przedsiębiorców z Polski przeznaczono zaledwie 22 mln euro, w przypadku Niemiec zaś ich wartość sięgnęła aż 342 mln. Choć Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą Komisję Europejską do stworzenia większej równowagi w zakresie wydatkowanych środków pomiędzy „starą” i „nową” Europą, ta nie dokonała jak do tej pory żadnych modyfikacji.

Równie skandaliczne jest zachowanie unijnych władz w zakresie prowadzonej od zeszłego roku przez Europejski Bank Centralny polityki tzw. luzowania ilościowego. W ramach wielkiego programu, mającego przyczynić się rzekomo do pobudzenia zastygłej europejskiej gospodarki kierownictwo banku z siedzibą we Frankfurcie skupuje intensywnie dług państw członkowskich, lecz przede wszystkim Włoch, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii. Skup obligacji o wartości 645 mld dolarów ominął tradycyjnie mniejsze i peryferyjnie położone kraje strefy euro.

Sztuczne zwiększanie podaży pieniądza nie ogranicza się rzecz jasna do budżetów państw członkowskich. Ogromne sumy przeznaczane są także na zakup obligacji korporacyjnych. W lipcu ujawnione zostały szczegółowe listy wszystkich aktywów zakupionych przez Europejski Bank Centralny, lecz próżno na nich szukać nazw małych i średnich przedsiębiorców. Z punktu widzenia eurokratów podmioty prywatne dzielą się na „równe” i „równiejsze”. Wśród szczęśliwych odbiorców unijnego dodruku pieniędzy znaleźć można przede wszystkim potentatów, m.in. francuskiego ubezpieczyciela Axa, producenta samochodów Renault czy też koncern Danone.

Wśród niemieckich przedsiębiorstw, które skorzystały z europejskiego luzowania ilościowego, znaleźć można takie potęgi motoryzacyjne, jak Bayer, BMW, Volkswagen czy też Daimler. Co ciekawe, o budowę fabryki mercedesów koncernu Daimler pod Jaworem na Dolnym Śląsku zabiega nieustannie Polska, kusząc niemieckiego inwestora specjalnymi zwolnieniami podatkowymi. Biorąc pod uwagę to, że w ramach luzowania ilościowego niemiecki biznes wyraźnie zyskuje kosztem polskich przedsięwzięć, sam fakt dotowania niemieckiego koncernu stanowi podwójną stratę dla Polski.

Ślepa miłość

Ogromną hipokryzję Unii Europejskiej wykazać jest dość łatwo, lecz politycy Prawa i Sprawiedliwości nie kwapią się do tego, aby wejść w otwarty konflikt z Brukselą, gdyż są zakładnikami swoich własnych wyobrażeń na temat kształtu życia społecznego i gospodarczego Europy oraz Polski. Z tego właśnie powodu podatek handlowy pospiesznie zawieszono, choć nie wykluczono złożenia apelacji do Trybunału Luksemburskiego.

Jarosław Kaczyński i jego formacja pozostają od lat euroentuzjastami, którzy cierpliwie znoszą nawet wszelkie sygnały braku odwzajemnienia uczuć ze strony uniokratów. Z perspektywy partii o lewicowych zapatrywaniach na gospodarkę (za taką należy uznać PiS), Unia zdaje się realizować wiele ważnych projektów socjalnych i infrastrukturalnych (dopłaty dla rolników, programy pomocowe dla biednych regionów, walka z wykluczeniem społecznym, wielkie projekty infrastrukturalne). Ponadto, obecność w Unii wydaje się wciąż jednym z podstawowych gwarantów świeżo odzyskanej niepodległości.

Trzeźwa obserwacja poczynań Unii nie pozostawia jednak złudzeń, że jednym z podstawowych celów Brukseli pozostaje od samego początku ochrona interesów firm z tzw. starej Unii. Wszczęcie postępowania ws. podatku handlowego pokazuje wyraźnie, że Bruksela będzie zawsze reagowała tam, gdzie zagrożone będą interesy silnych i bogatych zachodnich podmiotów. Tak było w przypadku uchwalenia podatku bankowego na początku roku i bez wątpienia sytuacja powtórzy się za każdym razem, gdy zagrożona zostanie specyficznie pojęta „równość” i „swoboda konkurencji”.

FMC27news