Znajomy Jana Burego groził śmiercią inwestorowi.
Janusz Pieńkowski, pełniąc funkcję Radcy Handlowego Ambasady RP w Paryżu, złożył propozycję nie do odrzucenia prywatnemu inwestorowi z Francji. W trakcie prywatnej rozmowy powiedział właścicielowi Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A., że jeżeli nie dogada się z ludźmi, którymi steruje Jan Bury, otrzyma dwa śmiertelne postrzały. Jeden w głowę, drugi w serce. To właśnie Pieńkowski miał przedstawić Imana Emamiego Janowi Buremu. Pieńkowski spędzał też z Burym wspólne wakacje we Francji.
W poprzednim artykule „Przychodzi Bury do inwestora” opisaliśmy historię Imana Emamiego. Francuskiego inwestora, który postanowił zainwestować kilkadziesiąt milionów złotych w Zakłady Tytoniowe w Lublinie S.A. Skala patologii, którą tam zastał, była wręcz niewiarygodna. Skupowanie zarobaczonego tytoniu, zaciąganie zobowiązań od firm, które mają swoje siedziby w rajach podatkowych czy sprzedaż atrakcyjnej działki za połowę ceny, to tylko niektóre z przykładów. Mimo to postanowił otworzyć nowy rozdział w działalności lubelskiego „Monopolu”. W zamian za zainwestowanie w jednym z najbiedniejszych regionów kraju kilkudziesięciu milionów złotych, trafił do aresztu.
Na podstawie wątpliwych zarzutów został zatrzymany i osadzony w areszcie. Przetrzymywany bez leków oraz wody trafił na salę sądową. Gdy lubelski sąd decydował o tym, czy zastosować wobec Emamiego areszt tymczasowy, podsądny zemdlał. Wezwane przez sąd pogotowie chciało zabrać właściciela ZTL S.A. do szpitala, jednak miejscowy prokurator protestował. Tylko przysięga Hipokratesa uratowała mi wówczas życie – stwierdził Emami. Miesiące mijały, a prokuratura nie mogła doprowadzić śledztwa do końca. Do dziś wobec Imana Emamiego nie skierowano żadnego aktu oskarżenia. Ucierpiały same zakłady tytoniowe, które postawiono w stan upadłości. Stracili też lokalni producenci tytoniu, których największym odbiorcą były właśnie Zakłady Tytoniowe w Lublinie S.A.
Kim jest Janusz Pieńkowski
Pieńkowski w trakcie rozmowy z Imanem Emami pełnił funkcję radcy handlowego Ambasady RP w Paryżu. Formalnie stanowisko, które zajmował to „Szef Wydziału Ekonomiczno-Handlowego” (z wykształcenia jest chemikiem). Zanim nim został, był dyrektorem generalnym Telewizyjnej Agencji Informacyjnej TVP S.A. Przed podjęciem pracy w TVP był prezesem spółki Polska Presse sp. z o.o., która należy do międzynarodowego koncernu medialnego. W łódzkim oddziale TVP zasłynął z czystek politycznych, które miał przeprowadzać na polecenie Leszka Milera. W łódzkim środowisku panuje przekonanie, że był tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL-u o kryptonimie „Turysta” (o sprawę tę pytała szefa MSZ swego czasu posłanka Elżbieta Więcławska-Sauk). Sam nigdy nie odniósł się do tych zarzutów.
– To on przedstawił mnie Janowi Buremu – mówi wyraźnie podenerwowany Iman Emami. – Spytałem go, czy zna kogoś, kto pomoże mi rozwiązać kwestię zobowiązań wobec MS Global. Jest to firma, która udzieliła Zakładom Tytoniowym w Lublinie wątpliwych z ekonomicznego punktu widzenia pożyczek – dodaje. Dzięki pośrednictwu Janusza Pieńkowskiego, Emami nawiązał kontakt z Janem Burym. Na potwierdzenie Emami przedstawił dziennikarzom „Gazety Finansowej” korespondencję mailową. Wynika z niej, że to Pieńkowski aranżował spotkanie Bury-Emami. Do spotkania doszło w Hotelu Bristol. Jan Bury szybko wypija 6 kieliszków wódki i stawia ultimatum. 3 mln USD i sprawa jest załatwiona. Bury nie powiedział, czy wystąpił w charakterze pełnomocnika MS Global. Jednak zapewnił, że 3 mln USD wystarczy i MS Global nie będzie ścigać Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A. za odsetki od udzielonych pożyczek. Spotkanie się kończy i panowie się rozchodzą.
Kula w głowę i w serce
Emani nie złożył broni i postanowił negocjować. – Kwota 3 mln USD to było za dużo, tym bardziej że mieliśmy podejrzenia, co do jej pochodzenia. Według naszych informacji były to środki przekazane przez dawne kierownictwo Zakładów Tytoniowych zagranicznemu podmiotowi. Nie było wiadomo, dlaczego przelano tak dużą kwotę do firmy w USA – relacjonuje właściciel ZTL S.A.
– Byłem w stanie z własnych, prywatnych pieniędzy zapłacić kwotę 5 mln złotych. Chcąc negocjować, postanowiłem spotkać się Januszem Pieńkowskim – kontynuuje. Panowie spotkali się w sylwestrową noc w Paryżu w stylowej restauracji hotelu przy ulicy Saint-Honore, nr 239. Pieńkowski zaczął rozmowę od słów „Myślałem o pańskich problemach […] cały ten tytoń to gówno. To biznes mafijny”. Emami nawiązał do rozmowy, w której Pieńkowski powiedział mu, że albo zapłaci żądane przez Jana Burego 3 mln USD, albo dostanie jedną kulę w głowę, a drugą w serce. Pieńkowski obrócił ten wątek w żart. Emami zwraca uwagę na kontakty byłego członka zarządu ZTL S.A. w Lublinie – Marka Maj z tajemniczym „Włochem”.
Radca Handlowy Ambasady RP w Paryżu tak podsumowuje polskie realia: „Polska to taki kraj, gdzie nie jest trudno znaleźć gościa, żeby zabić kogoś. (…) To jest biznes, który ma swoje reguły. To tak jak z narkotykami. To nie są żarty”.
Lokalny Układ
Panowie kontynuują rozmowę, która przechodzi na temat powiązań lokalnego układu mafijnego z prokuratorem. Pada przypuszczenie, że za sprawą stoi Marek Maj, który w latach 1999-2011 rządził niepodzielnie w Zakładach Tytoniowych. Ma mieć silne powiązania z lokalnym ośrodkiem władzy. Pieńkowski stwierdza: „To Maj stoi za tym. On ma dużo kontaktów w Lublinie”. Emami spytał, czy Marek Maj nasłał na niego całą ekipę prokuratorów. Pieńkowski podsumował ten wątek stwierdzeniem: „To on był za tym (Marek Maj). Chodziło o to, żeby zatopić Zakłady Tytoniowe w Lublinie S.A”.. W dalszej części rozmowy Pieńkowski zmienia zdanie i mówi: „No tak, może Maj był tylko pionkiem w tej grze, możliwe, że jest ktoś jeszcze wyżej, kto kieruje całą sprawą”. Janusz Pieńkowski stwierdził, że próbował rozmawiać z marszałkiem województwa lubelskiego. Jest nim Sławomir Sosnowski, działacz PSL. Według Pieńkowskiego Sosnowski stwierdził „nie wiem”, ale wykazywał się wiedzą na temat sytuacji Zakładów Tytoniowych. Pieńkowski relacjonuje: „Był na bieżąco z tą sprawą, co mnie zaskoczyło. Ktoś go informuje. Więc on się interesuje”. Dalej rozmowa przechodzi na jeszcze ciekawszy wątek. Emami pyta Pieńkowskiego, dlaczego władze w Warszawie nic nie robią, przecież Maj korzysta z przemytu. Pieńkowski komentuje: „On (Marek Maj) opłaca całość (…) Przemyt to łatwa sprawa, bo wszystko idzie na czarny rynek. Wystarczy kogoś złapać i po chwili wypuścić – Voila!”. Według Pieńkowskiego jedynym rozwiązaniem dla Emamiego jest wyjście z całego układu i zostawienie Zakładów Tytoniowych w Lublinie na pastwę ludzi z układu. Wtedy właśnie padają słowa „Polska to taki kraj… nietrudno znaleźć gościa, żeby zabić kogoś…”.
Szlak tytoniowy
Na czym polegał udział Zakładów Tytoniowych w Lublinie w przemycie papierosów? Zakłady produkowały papierosy pod przykrywką. Z Mołdawii przez Ukrainę i piękną ziemię lubelską do Polski trafiają całe transporty nielegalnych papierosów o znośnej dla przeciętnego palacza jakości. Oczywiście bez akcyzy i jakiekolwiek kontroli Warszawy. W przemyt zamieszane mają być lokalne urzędy celne oraz funkcjonariusze straży granicznej. Aby Warszawa się nie czepiała, potrzebny jest czasem jakiś sukces. Członkowie układu słusznie doszli do wniosku, że nie ma potrzeby tracić cennego towaru. Lepiej wyprodukować partię lewych papierosów najniższej jakości na miejscu i zrobić ustawkę. Żaden poważny przemytnik nie będzie ściągał partii zarobaczonych papierosów tylko po to, żeby ceremonialnie mogli je zarekwirować przedstawiciele lubelskiego wymiaru sprawiedliwości. To tłumaczy, dlaczego Zakłady Tytoniowe w Lublinie kupowały kilkuletni turecki zarobaczony tytoń. Z tego tytoniu Zakłady miały produkować papierosy, które i tak były rekwirowane. Papierosy z Mołdawii i Ukrainy zalewają kolejne województwa, a w wieczornym wydaniu Wiadomości TVP Polacy widzą, jak Rzeczpospolita wygrywa walkę z przemytnikami papierosów.
Kim jest tajemniczy „Włoch”, który według Pieńkowskiego miał utrzymywać kontakty z Markiem Maj? To niejaki Sergio C.. Człowiek od kilku lat obecny na legalnym rynku tytoniowym. Według naszych rozmówców, także na tym nielegalnym. To on ma brać udział w organizowaniu szlaku tytoniowego przez Bałkany oraz Ukrainę do Polski. W swoim środowisku podaje się za Włocha związanego z najsłynniejszą włoską mafią. Z informacji, do których dotarli dziennikarze „Gazety Finansowej” wynika, że jest to mit, który sam napisał. Najprawdopodobniej pochodzi z Malty i nie ma związków z włoskimi grupami przestępczymi. Niemniej jednak jego historia, niczym dobrze napisane CV, robi wrażenie.
„Pewnie odpuszczą”
Paryskie spotkanie Emamiego z Pieńkowskim kończy się wątkiem bezpieczeństwa właściciela Zakładów Tytoniowych w Lublinie. Na stwierdzenie Emamiego, że boi się o swoje życie, Pieńkowski stwierdza, że śmierć Emamiego nie rozwiąże problemu, dlatego „pewnie odpuszczą”. Właściciel Zakładów Tytoniowych w Lublinie S.A. twierdzi, że nie chciał pozwalać na dalsze uprawianie kontrabandy i wykorzystywanie do tego Zakładów. Domyśla się, że naraził się wielu beneficjentom z lokalnych układów, łącznie z lubelskim prokuratorem, który prowadził jego sprawę. Emani w rozmowie z dziennikarzami „Gazety Finansowej” stwierdził, że nie zamierza pójść do więzienia za cudze przekręty. – Gdybym wiedział, że kupuję firmę od mafiosów, to nigdy bym tego nie zrobił – mówi dziś. Na razie, tylko wobec niego toczy się postępowanie przygotowawcze, które nadzorował prokurator Andrzej Jeżyński, który całkiem niedawno gościł w Prokuraturze Generalnej, wygłaszając referat na temat „metodyki pracy prokuratora w postępowaniu przygotowawczym w świetle przepisów procedury karnej w brzmieniu nadanym ustawami nowelizującymi Kodeks postępowania karnego z 2013 i 2015 r”..
Na nieszczęście dla niektórych bohaterów artykułu istnieją jeszcze dwa nagrania, które wkrótce zostaną opublikowane. Pieńkowski w rozmowie telefonicznej zaprzeczył, by przedstawił Buremu francuskiego biznesmena. Zaprzeczył też, by spędzał wakacje z Burym i znał Sergio C. oraz aby groził Emamiemu. Gdy powiedzieliśmy mu, że jego spotkanie i treść rozmów zostały nagrane, zdenerwowany stwierdził, że nie miał o tym wiedzy.
Również Marek Maj zaprzeczył wszelkim doniesieniom Imana Emamiego. Według niego to Emami jest winny obecnej sytuacji Zakładów Tytoniowych w Lublinie. Zaprzeczył też, aby miał jakiekolwiek związki z lokalnym układem, który według Emamiego zniszczył Zakłady Tytoniowe w Lublinie. Podkreślił też, że każda kwota, którą przelewał zagranicznym instytucjom finansowym miała pokrycie w dokumentacji i była uzasadniona ekonomicznie.