e-wydanie

5.1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Ukraińcy ratują polski PKB

Bez miliona Ukraińców, którzy pracują w tej chwili w Polsce, nasza gospodarka już dawno byłaby w ostrej recesji.

Od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej z naszego kraju na stałe wyjechało już ok. 2 mln osób, które wprawdzie odwiedzają swoje rodziny oraz przysyłają część zarobionej za granicą gotówki, lecz ich wyprowadzka stanowi najlepsze podsumowanie stanu polskiej gospodarki. Ta ogromna wyrwa, którą stanowi nieobecność tak licznej grupy osób w wieku produkcyjnym byłaby zapewne o wiele bardziej dotkliwa, gdyby nie nieustanny napływ ludności z Ukrainy.

Nisko wykwalifikowani zastępcy

Rąk do pracy brakuje w Polsce w coraz większej liczbie sektorów. Obecna władza chwali się najniższym od 25 lat bezrobociem na poziomie 8,2 proc., lecz jednocześnie płace w Polsce są nadal na bardzo niskim poziomie w porównaniu do krajów Zachodu (wynoszą średnio 20-25 proc. tego, co można zarobić np. w Niemczech). Obwieszczany triumfalnie przez rządowe media „rynek pracownika” to wynik nie wielkiego sukcesu gospodarczego, lecz w sporej mierze ucieczki wykwalifikowanej siły roboczej, którą Ukraińcy są w stanie zrekompensować tylko w ograniczony sposób.

Przybysze zza wschodniej granicy znajdują zatrudnienie przede wszystkim w zawodach, w których nie ma wygórowanych wymogów w zakresie kwalifikacji. Według danych Narodowego Banku Polskiego imigranci pracują najczęściej w gospodarstwach domowych (37,6 proc.), w sektorze budowlanym (23,6 proc.) oraz rolnictwie (19,3 proc.). Coraz więcej osób zatrudnia się także w handlu oraz usługach, choć przedłużający się konflikt i brak realnej poprawy sytuacji politycznej skłania też do emigracji osoby dobrze wykwalifikowane.

Tych właśnie osób potrzebnych w wielu sektorach gospodarki jest jak na lekarstwo. Doskonałym przykładem może być chociażby służba zdrowia oraz najbardziej wyniszczony przez wieloletnią politykę państwa segment pediatrii. Średnia wieku polskiego pediatry wynosi w tej chwili ok. 58 lat, a w ciągu kilku kolejnych lat pojawi się ogromny problem w postaci niedoboru specjalistów, już w tej chwili szacowanego na ok. 4 tys. Przychodnie z całej Polski aktualnie pilnie poszukują pediatrów z Ukrainy i Białorusi, a na portalach z ofertami pracy ogłoszenia wschodnich lekarzy oferujących swoją gotowość do pracy przestały być czymś niecodziennym.

W Polsce za politykę kadrową jednostek służby zdrowia odpowiedzialne są przede wszystkim samorządy, które już dziś mają ogromny problem z obsadą przychodni i szpitali. Niedawno samorządowcy zaproponowali więc ministrowi zdrowia, aby lekarze m.in. z Ukrainy mogli łatwiej uzyskiwać pozwolenie na pracę w Polsce. Obecnie oprócz nostryfikacji dyplomu muszą także zdać specjalny egzamin oraz przebrnąć przez skomplikowane wnioski. Niestety, Ministerstwo Zdrowia czyni w tym zakresie spore problemy, zasłaniając się procedurami związanymi z przynależnością do Światowej Organizacji Zdrowia. Jednocześnie władze sugerują, że wkrótce zaradzą problemowi niedoboru lekarzy, poprzez zwiększenie naboru na studia medyczne zapominając, że same edukują w ten sposób osoby, które wkrótce po uzyskaniu dyplomu wyjadą za granicę.

Postawa resortu podległego Konstantemu Radziwiłłowi odzwierciedla zresztą niezwykle nieporadną postawę całego rządu Beaty Szydło. Obserwując poczynania i wypowiedzi poszczególnych ministrów, można nawet odnieść wrażenie, że są na tyle przekonani o dobroczynnych efektach własnych rządów, iż całkowicie lekceważą ogromną szansę, jaką stanowi napływ Ukraińców do Polski, szczególnie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.

Indolencja rządu

Szczególnie szkodliwy projekt został zaproponowany niedawno przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej kierowane przez Elżbietę Rafalską. Przewidywał on, iż Ukraińcy mogliby uzyskiwać pozwolenie na pracę przez sześć miesięcy raz na rok oraz uzyskiwać wynagrodzenie nie niższe od tego, jakie otrzymują Polacy. Projekt Rafalskiej został na szczęście storpedowany przez wicepremiera i ministra finansów Mateusza Morawieckiego, przez co skierowano go do powtórnych prac.

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej potwierdziła jedynie indolencję obecnej ekipy w zakresie kluczowych elementów polityki gospodarczej, a jej wyjątkowo chybiony pomysł kontrastuje szczególnie silnie z niedawną decyzją władz Niemiec i Francji. Tuż przed szczytem Unia-Ukraina w Brukseli zadecydowano o wprowadzeniu ruchu bezwizowego dla obywateli Ukrainy na terytorium Unii Europejskiej. Odczuwające coraz intensywniej skutki wyjątkowo beztroskiej polityki imigracyjnej, władze w Berlinie i Paryżu dążą w ostatnim czasie do zrównoważenia sytuacji poprzez zwiększenie udziału osób pochodzących z europejskiego kręgu cywilizacyjnego. Ukraińcy są o wiele mniej problemowymi gastarbeiterami niż przybysze ze świata arabskiego, dlatego w najbliższym czasie zachodnie gospodarki będą dążyły do wchłonięcia ich w jak największej liczbie.

Co ciekawe, w krajach byłego Związku Radzieckiego miejscowe władze są coraz mniej przychylne wobec exodusu miejscowej ludności na Zachód. Wiele osób trafiało do tej pory do Polski, wykorzystując swoje polskie korzenie, lecz władze byłych republik czynią coraz więcej problemów emigrantom zarobkowym, którzy korzystają z szansy, jaką daje proces repatriacji. Ostatnio głośno było o sprawie Polaków z Kazachstanu, którzy utknęli w obwodzie kaliningradzkim, gdyż miejscowe władze nie zgadzają się na wjazd do Polski.

Ograniczenia w wyjazdach oraz fakt, iż skłonnych do emigracji nie jest nieskończona ilość sprawiają, że polskie władze powinny wręcz dwoić się i troić, aby jak najszybciej wprowadzić ułatwienia dla przybyszy zza wschodniej granicy. Niestety, jak do tej pory rządząca ekipa przejawia o wiele większą aktywność w zakresie politycznego wsparcia udzielanego ukraińskiemu państwu. Niedawno rząd pożyczył nawet ukraińskiej agencji drogowej, na której czele stoi Sławomir Nowak, 68 mln euro na remont przygranicznych dróg. Decyzję tę tłumaczono koniecznością wypełnienia obietnic złożonych przez rząd PO-PSL, lecz niewątpliwie lepiej by się stało, aby rządzący swoją energię skupili na przyciągnięciu jak największej liczby pracowników ze Wschodu, gdyż niedawna decyzja Brukseli może doprowadzić do niebezpiecznych skutków.

Wzrost dziełem Ukraińców

Obecny wskaźnik wzrostu PKB, który w III kwartale miał wyhamować do wartości ok. 2,5 proc., byłby zapewne o wiele gorszy bez udziału Ukraińców. Pracujących Ukraińców w Polsce jest obecnie ok. 1 miliona, podczas gdy Polaków ok. 16 milionów. Bardziej wykwalifikowani Polacy wytwarzają większą część dochodu narodowego, dlatego trudno jest oszacować rzeczywisty wkład przybyszy zza wschodniej granicy. Nie ulega jednak wątpliwości, że ich nieobecność sprawiłaby, że Polska znajdowałaby się dziś w recesji.

Ten zbieg okoliczności należy docenić tym bardziej, iż masowa ucieczka Ukraińców znad Dniepru miała miejsce przede wszystkim za sprawą destabilizacji wywołanej wojną. Bez tego dodatkowego czynnika, który uczynił życie na Ukrainie jeszcze bardziej nieznośnym, kondycja polskiej gospodarki byłaby jeszcze mniej optymistyczna. Powinno to rządzącym dać szczególnie wiele do myślenia, gdyż stosowana od wielu lat polityka gospodarcza w Polsce doprowadziła jedynie do masowej emigracji, której końca na razie nie widać.

Pocieszające jest w zasadzie jedynie to, iż wicepremier Morawiecki dostrzega wagę problemu. Jego wypowiedzi od dłuższego czasu zdradzają, że ma świadomość tego, jak wiele Polacy zawdzięczają Ukraińcom. Ci jednak wkrótce będą mogli wykonywać równie nieskomplikowane prace u naszych zachodnich sąsiadów za kilkukrotnie większe stawki. Czyżby dopiero ich ucieczka na Zachód miała przynieść ze sobą szok potrzebny do zaprowadzenia kolejnych reform?

Można się łudzić, że wielu Ukraińcom Polska spodoba się jako kraj i pokrewny ich ojczyźnie, i położony najbliżej. W rzeczywistości zaś właśnie otwarta została przed nimi furtka, z której od 12 lat korzystają Polacy i trudno sobie wyobrazić, aby zadowalały ich pensje, które innych już zmusiły do emigracji.

Najnowsze