e-wydanie

7.5 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia 2024

Minister niezdrowych pomysłów

Radykalne pomysły ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła znajdują coraz więcej sceptyków nawet w gronie polityków PiS.

1 października 2017 roku ma wejść w życie ustawa o sieci szpitali. Tak przynajmniej przewiduje przyjęty przez rząd harmonogram, lecz biorąc pod uwagę rosnące zamieszanie wokół całego projektu, nie można wykluczyć, że rząd wycofa się z tej kontrowersyjnej ustawy. Od czasu przejęcia sterów nad państwem przez PiS stało się niemal prawem, że gdy tylko jakaś ustawa generuje zbyt wiele protestów i niepokojów społecznych, Jarosław Kaczyński oficjalnie ogłasza wycofanie się z projektu i konieczność dokonania zmian. Mechanizm ten skutecznie zapewnia mu pozycję „naczelnika”, który rozważnie poprawia błędy poszczególnych ministrów i czuwa nad pomyślnością społeczeństwa.

Kolejna okazja do interwencji z samego szczytu władzy nadarzy się być może bardzo szybko za sprawą ministra Radziwiłła i jego licznych, budzących spore kontrowersje pomysłów. Prawdziwą miarą tego, jak bardzo skrajne są rozwiązania proponowane przez byłego prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej, jest to, że spotkały się z krytyką wicepremiera i ministra finansów Mateusza Morawieckiego. Choć Morawiecki sam nie stroni od pomysłów upatrujących w publicznych spółkach i agendach koła zamachowego dla różnego rodzaju projektów i inwestycji, w jego oczach zaplanowane przez Radziwiłła zwiększenie zakresu ingerencji państwa w służbę zdrowia wydaje się bardzo szkodliwe. Do grona adwersarzy Radziwiłła ma należeć także m.in. Jarosław Gowin.

Przodująca rola państwa

Gruntowną reformę oraz „uleczenie służby zdrowia” obiecywali wszyscy dotychczasowi ministrowie zdrowia. Ich obietnice uwzględniały jednak dotąd mniej lub bardziej fakt, że bez wspomagania się sektorem prywatnym zapewnienie Polakom świadczeń zdrowotnych się nie uda. Tymczasem propozycja Radziwiłła idzie wyraźnie w kierunku praktycznego upaństwowienia całej służby zdrowia. Ustawa o sieci szpitali zakłada, że to władze centralne będą decydowały o tym, jakie oddziały i jakim budżetem będą dysponowały poszczególne szpitale w całej Polsce. Nieoficjalnie wiadomo, że prawdziwym celem ustawy jest stopniowe zmuszenie do likwidacji istniejących obecnie prywatnych szpitali w Polsce, a także zminimalizowanie udziału prywatnych zakładów opieki zdrowotnych w rynku.

Wedle ambitnych, lecz mało nierealistycznych założeń ministra Konstantego Radziwiłła, polskie państwo ma przeznaczać na służbę zdrowia nawet 6 proc. PKB (obecnie ok. 4,4 proc.), dlatego docelowo sieć szpitali miałaby przejmować od przychodni prywatnych nie tylko pomoc w zakresie pomocy nocnej i świątecznej, lecz także realizować obowiązki spełniane obecnie w przychodniach dziennych.

W pomysłach tych odbija się typowy dla Prawa i Sprawiedliwości centralizm. Partia Kaczyńskiego nie kryje swojego zamiłowania do skupiania możliwie jak największych kompetencji w samym ośrodku władzy, lecz w przypadku służby zdrowia korzystanie z tego typu rozwiązań skończyć się może jedynie katastrofą. PiS swoje decyzje uzasadnia tym, że dokonywana w czasach rządów Platformy Obywatelskiej prywatyzacja i komercjalizacja służby zdrowia stanowiła tak naprawdę nieuprawnione uwłaszczenie się na państwowym mieniu. Stąd właśnie próbują cały system „ustawić na nowo”, likwidując przy tym Narodowy Fundusz Zdrowia i zmieniając mechanizmy przydziału środków finansowych.

Politycy partii Kaczyńskiego nie zauważają jednak, że częściowe skomercjalizowanie rynku pozwoliło złagodzić skutki skrajnie nieefektywnego systemu, z którym mamy w Polsce do czynienia od lat. Prywatne placówki udowodniły, że można z powodzeniem zarządzać służbą zdrowia i nie wyciągać wiecznie ręki po publiczne środki narzekając na to, że praca w medycynie to „służba”, na której nie można zarabiać.

Dogadzanie własnemu środowisku

Fałszywość propozycji Radziwiłła uderza szczególnie, jeśli uwzględnione zostanie to, jak bardzo sprzyja ona lekarzom i pielęgniarkom. Na pewno więc na zmianach nie skorzystają pacjenci, którzy będą mieli do wyboru mniejszą liczbę placówek. Nie ma się także co łudzić, że w państwowej służbie zdrowia zginą kiedykolwiek kolejki: tam, gdzie nie ma rynku, tam zawsze pojawia się niedobór usług. Polepszy się jedynie personelowi medycznemu, który na dodatek przestanie się na dobre martwić czymś tak „przyziemnym”, jak wynik finansowy. Minister Radziwiłł hołduje fałszywej zasadzie głoszącej, że „na ludzkim zdrowiu nie można zarabiać”, o ile tylko nie jest się lekarzem lub pielęgniarką.

PiS przedstawia się najczęściej jako partia broniąca interesu zwykłych i prostych ludzi, lecz zwiększając udział państwa w systemie służby zdrowia, tak naprawdę przyczynia się do polepszenia sytuacji nie zwykłych pacjentów, lecz co najwyżej zabezpiecza byt środowiskom lekarskim, które dostają od władzy wyraźny sygnał, że ich pomyślność finansowa i dobre samopoczucie stanowią absolutny priorytet systemu.

Ustawa o sieci szpitali stanowi tak naprawdę poważny krok wstecz w zakresie ustrojowym, gdyż cofa Polskę do czasów realnego socjalizmu. Widoczne jest to nie tylko w zakresie centralnego sterowania całym systemem, lecz także w stopniowym zmniejszaniu udziału sektora prywatnego w zakresie służby zdrowia.

Niestety, na tym nie wyczerpują się kontrowersyjne pomysły ministra Konstantego Radziwiłła. Nie milknie wciąż dyskusja wokół kontrowersyjnych przepisów ograniczających możliwość zakładania aptek przez osoby niebędące farmaceutami oraz wyznaczających minimalne odległości dzielące poszczególne punkty apteczne. Minister zdrowia broni się przed zarzutami, wskazując, że przepisy dotyczą nowo zakładanych punktów, lecz jego rozwiązanie demonstruje przemożną chęć kontroli tego, co powinno zostać powierzone rynkowi.

Oprócz tego minister Radziwiłł skupił na sobie niechęć środowiska położniczego oraz wielu kobiet. Tuż przed końcem ubiegłego roku Ministerstwo Zdrowia wprowadziło nowelizację ustawy o działalności leczniczej, zgodnie z którą szpitale nie są już zobowiązane do stosowania wielu ułatwień dla kobiet w czasie porodu. Od lat 90. w polskich szpitalach trwała batalia o to, aby personel medyczny dostosował się do współczesnej wiedzy na temat warunków sprzyjających kobietom. Ostatecznie dzięki wysiłkowi m.in. Fundacji Rodzić po Ludzku większość szpitali udało się skłonić do tego, aby sprzyjały standardom upodmiotawiającym kobietę. Decyzją Radziwiłła cały ten wieloletni dorobek został jednak wystawiony na próbę, a jego samego spotkała zasłużona krytyka środowiska.

Szef zdrowotnego resortu nie popisał się także w kwestii medycznej marihuany, o której głośno stało się po raz kolejny za sprawą byłego rzecznika SLD, Tomasza Kality. Nieżyjący już polityk przyznawał, że do łagodzenia bólu związanego z guzem mózgu korzystał z oleju z konopi. Z inicjatywy Kukiz’15 Sejm podjął nawet wstępne prace nad projektem odpowiedniej ustawy legalizującej stosowanie środka, lecz od dłuższego czasu sprawa tkwi w martwym punkcie. Resort zdrowia nie zamierza niczego zmieniać, przede wszystkim z przyczyn ideologicznych.

Wydaje się jednak, że nawet ewentualna zmiana na stanowisku ministra zdrowia nie jest w stanie odmienić znacząco kierunku zmian w służbie zdrowia, gdyż kolejni ministrowie na dobrą sprawę i tak realizować będą linię wytyczoną im przez Jarosława Kaczyńskiego. Ta zaś oparta jest przede wszystkim na nieufności wobec sektora prywatnego, zamiłowaniu do centralnego planowania oraz dogadzaniu poszczególnym grupom zawodowym. Pomimo tego, dymisja ministra Radziwiłła mogłaby przynieść bardzo potrzebną modyfikację niektórych zmian w służbie zdrowia – liczy na to także wielu członków PiS.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze