Polacy na razie uważają, że nie stać ich na auta napędzane prądem.
Francuski minister środowiska Nicolas Hulot zapowiedział, że do 2040 roku z dróg w całym kraju znikną samochody z silnikami Diesla i napędzane benzyną. To i tak odległy termin, bo auta z klasycznymi silnikami mają zniknąć z Holandii i Norwegii do 2025 roku, a z Niemiec i Indii do 2030 roku.
Sytuację chce wykorzystać branża motoryzacyjna, której przedstawiciele planują już niebawem zostawić w ofercie wyłącznie auta z napędami elektrycznymi. Polaków przed zakupem aut elektrycznych wciąż jednak odstraszają ich ceny.
Marzenia ekologów
Kilka dni temu szczecińscy urzędnicy otrzymali nowe samochody. To, co wzbudziło zainteresowanie mediów, to fakt, że flotę służbowych pojazdów zasiliły jednostki o napędzie elektrycznym. Cztery Nissany Leaf (dwa do dyspozycji ZDiTM, dwa dla Wydziału Oświaty UM) sfinansowano z dotacji Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Auta z napędem elektrycznym jeszcze niedawno budziły spore zainteresowanie i wątpliwości co do ich wydajności, w porównaniu np. do pojazdów benzynowych.
Nowe auta szczecińskich urzędników posiadają akumulatory o pojemności 30 kWh. Na jednym ładowaniu mają być w stanie przejechać, w warunkach jazdy miejskiej, ponad 200 km. Inwestycja wynosiła 472 tys. złotych i – co ciekawe – Szczecin już planuje rozpisanie przetargu na zakup kolejnych czterech pojazdów o napędzie elektrycznym.
Wspomniany model japońskiego producenta, w zmodyfikowanej wersji, był niedawno przedmiotem zainteresowania brytyjskich mediów, w związku z prowadzonymi w Londynie testami aut autonomicznych. Pojazdy autonomiczne, które w najbliższych latach mają podbić serca kierowców, występują niemal wyłącznie w wersjach z napędem elektrycznym.
Szwedzkie Volvo, które wraz z Uberem prowadzi w Göteborgu testy swoich aut autonomicznych piątego stopnia (tj. poruszających się bez udziału kierowcy), niedawno ogłosiło, że nowe modele w ich ofercie będą już od 2019 roku wyposażone jedynie w silniki hybrydowe lub w pełni elektryczne.
Decyzja Szwedów była swego rodzaju przełomem. Żaden z pozostałych wielkich producentów nie złożył dotychczas podobnej deklaracji.
– Owszem, niektórzy producenci niemal każdy model oferują w odmianie hybrydowej (np. Lexus), niektórzy oferują hybrydy przy sporej części modeli (np. Mercedes), ale nikt nie zadeklarował jeszcze (no, może poza Teslą), że zamierza zelektryfikować całą gamę. I to w taki sposób, że modelu niezelektryfikowanego nie będzie można kupić w ogóle – komentował Piotr Barycki z portalu o nowych technologiach Spidersweb.pl.
Oczywiście trudno wierzyć, że z salonów sprzedaży Volvo w ciągu jednego dnia znikną, wprowadzone na rynek do 2019 roku, modele z silnikami innymi niż hybrydowe czy elektryczne.
Kosztowna rewolucja
Optymistyczne nastroje panujące głównie wśród ekologów gaszą jednak kwestie związane z użytkowaniem aut o napędzie elektrycznym. Wspomniane min. 200 km na jednym ładowaniu to oczywiście znacznie więcej niż oferowały takie pojazdy jeszcze parę lat temu, jednak trudno wyobrazić sobie wprowadzanie aut elektrycznych na masową skalę bez wcześniejszego zapewnienia odpowiedniej ilości dobrze rozlokowanych punktów ładowania.
Znacznie cięższym problemem do przełknięcia dla potencjalnych konsumentów są ceny aut elektrycznych. O ile koszty ich eksploatacji są nieporównywalnie niższe, to sam zakup takiego auta wiąże się ze sporym wydatkiem. Auta z napędem benzynowym czy Diesla są znacznie tańsze i nic nie wskazuje, by sytuacja ta miała wkrótce ulec odczuwalnej zmianie.
Francuzi chcą rozwiązać ten problem dopłatami. Według planowanej reformy biedniejsze gospodarstwa domowe otrzymają od rządu specjalny dodatek, który pomoże im przy wymianie samochodu na nowy, z napędem elektrycznym.
Polacy sceptyczni
W czerwcu br. Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych ORPA.PL przedstawiło wyniki badania przeprowadzonego przez agencję SW Research (grupa 1010 badanych powyżej 18. roku życia, posiadających prawo jazdy i korzystających z samochodów).
Według badania niskoemisyjnymi pojazdami interesuje się przeszło 90 proc. respondentów, a 70 proc. jest przekonana, że auta elektryczne to przyszłość motoryzacji. Jako zalety aut elektrycznych wskazywane są przede wszystkim niskie koszty eksploatacji (61,2 proc.) i mniejsza awaryjność (30,3 proc.). 28,9 proc. ankietowanych wskazało, że na plus aut elektrycznych trzeba zaliczyć rzadsze przeglądy, brak konieczności wymiany olejów czy tradycyjnych części (tylko 28,6 proc. podniosło kwestię ochrony środowiska).
Niemniej zaledwie 12,4 proc. ankietowanych realnie rozważało zakup auta elektrycznego. Potencjalnych klientów odstrasza przede wszystkim koszt zakupu takiego auta (57,3 proc.).
– Nawet zamożni Polacy, którzy w 79,1 proc. dobrze i bardzo dobrze ocenili swoją sytuację materialną, uznali, że dzisiaj nie stać ich na zakup pojazdu elektrycznego (45,5 proc.). Tylko co czwarty z nich realnie to rozważał. Przy tym aż 87 proc. badanych planuje podjąć decyzję zakupową w najbliższym czasie – czytamy na portalu eGospodarka.pl, który przedstawił wyniki badania.
47,4 proc. ankietowanych jako problem wskazało niezbyt rozbudowaną infrastrukturę ładowania, a 29,8 proc. mniejszy zasięg, który starcza na jedno ładowanie.
– Z badań Obserwatorium wynika, że Polacy oczekują realnego wsparcia przy zakupie pojazdu elektrycznego. Wpływ na ich decyzję zakupową miałoby dofinansowanie w ramach ogólnodostępnych programów dopłat (70,6 proc.), ulgi podatkowe, np. zwolnienie z akcyzy (41,1 proc.) czy ulgi w okresie eksploatacji, np. wyższy odpis amortyzacyjny dla firm (24,5 proc.) – powiedział Maciej Mazur z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych cytowany przez portal eGospodarka.pl.
Czego jeszcze oczekują potencjalni nabywcy aut elektrycznych? Są to m.in.: możliwość korzystania z darmowych miejsc parkingowych (57,6 proc.), wjazdu do stref niskoemisyjnych, które będą powstawać w centrach miast (46,2 proc.) i korzystania z buspasów (30,5 proc.).
Aż 67,6 proc. ankietowanych jest zdania, że rynek aut elektrycznych nie rozwinie się bez zaangażowania państwa. – Analizując instrumenty stymulujące wzrost rynku wprowadzane w poszczególnych krajach UE, z przykrością musimy stwierdzić, że tylko Polska, Estonia i Bułgaria nie wprowadziły żadnych zachęt dla kupujących – podsumował Maciej Mazur z PSPA.