Firmom będzie trudniej dotrzeć do klientów za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Właściciel Facebooka, największego serwisu społecznościowego, Mark Zuckerberg poinformował, że jego platforma wprowadza zmiany, w wyniku których użytkownikom platformy znacznie rzadziej wyświetlać się będą wpisy inne niż znajomych.
Oznacza to niemałe problemy np. dla firm czy wydawnictw, które, by dotrzeć do klientów, od lat prowadziły profile na tej platformie. Na zapowiedzi szybko zareagowała giełda i kurs akcji Facebooka spadł. Jednak najbardziej zagrożone czują się firmy, które mogą zostać zmuszone do wykupowania reklam.
Rewolucja kosztuje
Założony przez Marka Zuckerberga i jego kolegów Facebook w ponad
10 lat wyrósł na największy i najbardziej wpływowy serwis społecznościowy. Dość szybko z portalu, który zrzesza znajomych, zmienił się w „centrum reklamy” dla wielu firm. Bez względu na to, czy przedsiębiorstwo zajmowało się produkcją butów, czy wydawaniem prasy, chcąc dotrzeć do klientów, decydowało się prowadzić profil (czyli firmową stronę) na Facebooku. To tam przedstawiali nowe produkty i mogli w łatwy sposób dotrzeć do nowych nabywców (znajomym osoby „lubiącej” profil firmy wyświetlały się komunikaty, co dana osoba „lubi”).
Gdy Facebook wyrósł na lidera i zdominował rynek, firmom zaczęto oferować rozwiązania ułatwiające dotarcie do klientów – czyli reklamy. Za odpowiednią opłatą użytkownikom portalu częściej wyświetlały się informacje publikowane przez firmy.
Takie praktyki spotykały się z krytyką użytkowników, którzy mieli dość niechcianych reklam, wyświetlanych na stronie głównej serwisu. Rozwiązanie było proste – najpierw wprowadzenie opcji „obserwowania” danego profilu, a następnie sukcesywne ograniczanie zasięgu (czyli wyświetlania wpisów), które nie były opłacone. Styczniowa zapowiedź twórcy Facebooka zwiastuje kolejny rozdział spieniężania sukcesu i dominacji na rynku.
Jak to działa?
Szef Facebooka poinformował, że wpisy z profili publicznych – czyli np. stron firmowych, przestaną być promowane. – Zmiana (…) dla przeciętnego użytkownika oznacza tylko tyle, że zamiast treści z polubionych stron i informacji będzie widział więcej zdjęć oraz wpisów znajomych. Mark Zuckerberg w swoim oświadczeniu przekonuje, że ma to przywrócić serwisowi jego społecznościowy charakter, a także ma wpłynąć pozytywnie na nasze samopoczucie, gdyż aktywna interakcja ze znajomymi jest dla nas zdrowsza, niż pasywne scrollowanie strumienia informacji. Dla wydawców treści to jednak zapowiedź trzęsienia ziemi i w wielu przypadkach konieczność przemyślenia strategii dla tej platformy zupełnie od zera – przekonywał red. Łukasz Kotkowski z portalu Spidersweb.pl.
Jak wyjaśnił dziennikarz, z aktualności na portalu znikną wpisy np. sklepów czy internetowych wydawców. Jedynym dla nich ratunkiem będzie sytuacja, w której użytkownik Facebooka dobrowolnie zdecyduje się na ich wyświetlanie – zaznaczając opcję „wyświetlaj najpierw” na stronie publicznej danej firmy.
Czy oznacza to, że wpisy z profili firmowych w ogóle znikną z oczu użytkownikom serwisu? Według portalu Spidersweb.pl, aby wpis ze strony firmowej został wyświetlony użytkownikowi portalu, będzie musiał spełnić nowe wymagania właścicieli Facebooka. – Tutaj definicja jest dość umowna. W newsroomie czytamy tylko, że mają to być treści „inicjujące konwersację” i angażujące w sposób organiczny. Zachęcające do dyskusji. Facebook z konkretów wymienia tylko wideo na żywo, ale, co ciekawe, pisze też o „istotnych aktualizacjach dla biznesów” i „informacjach stanowiących zaczątek dyskusji”. Zmienić się będzie musiała nie tylko treść proponowana przez wydawców i marki, ale również sposób jej podania – wyjaśnia red. Kotkowski, zaznaczając, że zmiany uderzą też w strony fanowskie (fanpage), które podpadają pod tą samą kategorię, co oficjalne strony firmowe.
Co ważne – Facebook już dawno zabezpieczył się na wypadek kreatywnego myślenia użytkowników. Jeden użytkownik może mieć maksymalnie 5000 znajomych. Jego prywatny profil (nie stronę) może obserwować więcej osób, ale muszą w tym celu zaznaczyć dodatkową opcję.
Nerwowo na giełdzie
Red. Matylda Grodecka z Spidersweb.pl odnotowała, że reakcją na zapowiedź Marka Zuckerberga był spadek kursu akcji Facebooka. – Spadek o 5 proc. w krótkim okresie jest spory, ale nie na tyle, żeby Zuckerbergowi miał on spędzać sen z powiek. W ciągu ostatniego roku jego firma odnotowała około 40 proc wzrost wartości – zaznaczyła Grodecka. Z kolei red. Maciej Sikorski z branżowego Antyweb.pl przyznał, że kapitalizacja korporacji skurczyła się o ponad 20 mld dolarów, ale Facebook na zmianie może zyskać.
– Naiwni są ci, którzy myślą, że firma i jej szef wprowadzają zmiany, by poprawić nam humor, sprawić, by dzień stał się piękniejszy, gdy zobaczymy na filmiku na Facebooku, jak śmiesznie zachowuje się pies sąsiada, kiedy słyszy dzwonek komórki. Nie – tu chodzi przede wszystkim o kasę. I na razie nierealna wydaje się wizja (…), w której płacimy za posty kierowane do kręgu znajomych, ale już całkiem prawdopodobnie brzmi to, że ścinanie zasięgów użytkowników biznesowych skłoni ich do wydawania większych sum w medium społecznościowym. Tu nie chodzi o dobro internautów, społeczności – Facebook to wielka korporacja, która chce więcej zarabiać i daje jasno do zrozumienia płatnikom, że muszą przygotować czeki, jeśli chcą dalej docierać do swoich odbiorców – stwierdził Sikorski w swoim podsumowaniu planowanych zmian.
Nerwowo w mediach
Zmian Facebooka najbardziej obawiają się jednak wydawcy i media, na których stronach ruch napędza portal Zuckerberga. Wśród nich np. drugi co do wielkości portal internetowy w Polsce – Wirtualna Polska
– Ostatnia wypowiedź Marka Zuckerberga w zasadzie zakończyła wszelkie wątpliwości dotyczących losów wydawców na Facebooku. (…) Kończy się pewna epoka, szczególnie dla mediów, które oparły wzrosty ruchu przede wszystkim na źródle social. Paradoksalnie zmniejszenie udziału ruchu z Facebooka można uznać za dobrą wiadomość dla największych graczy z silną stroną główną. To też nauczka dla tych, którzy uwierzyli (i wydali na to duże pieniądze), że można opierać swoją strategię na zewnętrznej platformie. (…) Jak pokazuje przykład Wirtualnej Polski, Facebook wciąż może być istotnym źródłem ruchu – przekonywał Krzysztof Majak z Wirtualnej Polski, w rozmowie z branżowym portalem WirtualneMedia.pl.
Inni przedstawiciele mediów obawiają się natomiast, że zmiany mogą prowadzić do nakłonienia dziennikarzy do korzystania z oferowanego przez Facebook rozwiązania Instant Articles. To narzędzie umożliwiające publikacje całych artykułów bezpośrednio na Facebooku. Decydujący się na taki krok, czerpią zarobki z emitowanych przy takich tekstach reklamach.
Redakcje jednak przestrzegają, że idący na taki układ oddają czytelników Facebookowi, a liczba odwiedzających ich własne strony drastycznie spadnie.