Polska stała się prawdziwym wysypiskiem obcych śmieci, które są spalane, gdzie popadnie. Nasze państwo musi wreszcie zmierzyć się z tym problem.
W ubiegłym tygodniu w wielu miejscach Polski doszło do pożarów wysypisk śmieci. Zapaliło się m.in. wysypisko w Zgierzu w województwie łódzkim, w miejscowości Wszedzień koło Mogilna w województwie kujawsko- -pomorskim oraz składowisko opon w Trzebini w województwie małopolskim. Mogliśmy zobaczyć obrazy, na których tliły się góry różnych odpadków, wydzielające przy tym tumany ciemnego dymu, duszącego i mocno zatruwającego powietrze. Trudno było nie odnieść wrażenia, że nie były to zwykłe pożary, bo wydarzyło się ich zbyt wiele i najprawdopodobniej zostały celowo wywołane. Tak przynajmniej uważają przedstawiciele Straży Pożarnej i innych odpowiednich służb. W ich ocenie istnieje zbyt wiele przesłanek, które mogą wskazywać na to, że pożary zostały wywołane tylko po to, aby tanim sumptem pozbyć się składowanych odpadów, których utylizacja wiąże się z kosztami.
Zdaniem strażaków zeszłotygodniowe pożary są jedynie skromną częścią szerszego zjawiska, które w ostatnich latach miało ulec nasileniu. Tylko w tym roku Straż Pożarna odnotowała w całym kraju 63 pożary wysypisk i składowisk śmieci oraz innych odpadów. Aż 27 z nich to były bardzo duże pożary, czyli takie w gaszeniu których udział brało kilkadziesiąt jednostek straży. W całym ubiegłym roku odnotowano takich pożarów w całym kraju 37. Wzrost jest zatem znaczący. A to dopiero połowa roku. Tym bardziej należałoby się im dokładnie przyjrzeć. Nie da się bowiem ukryć, że mamy dzisiaj w Polsce do czynienia z potężnym śmieciowym problemem, z którym będziemy musieli się wreszcie zmierzyć.
Deklaracje i obietnice naszych władz
W ubiegłym tygodniu ze strony władz zaczęły padać pierwsze deklaracje i obietnice działań w kierunku rozwiązania śmieciowego problemu, z jakim mamy dzisiaj w Polsce do czynienia. Jako pierwszy zrobił to minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który wydał polecenie utworzenia specjalnego zespołu, złożonego z prokuratorów i przedstawicieli służb. Jego zadaniem ma być zbadanie wszystkich prowadzonych postępowań dotyczących pożarów jakie miały miejsce na terenach składowania odpadów. Śledczy mają również zająć się analizą postępowań przygotowawczych prowadzonych w poszczególnych jednostkach prokuratury, dotyczących przestępstw związanych z nielegalnym postępowaniem z odpadami w Polsce w ostatnich latach. Ma to pozwolić na ustalenie ewentualnych powiązań pomiędzy podmiotami zaangażowanymi w ten nielegalny proceder, a także ustalenie sposobu działania ewentualnych sprawców.
Z kolei minister ochrony środowiska Henryk Kowalczyk poinformował, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni jego resort przedstawi projekt kompleksowych rozwiązań, które mają ukrócić proceder nielegalnego składowania i pozbywania się śmieci i odpadów. Nowe przepisy będą przewidywały znacznie surowsze kary, a także zwiększą uprawnienia kontrolne Inspekcji Ochrony Środowiska. Kowalczyk zapowiedział również wprowadzenie obowiązkowego monitoringu wszystkich składowisk śmieci i odpadów. Skróceniu ulegnie również sam okres składowania śmieci na wysypiskach, z trzech lat do jednego roku. Zdecydowanie najważniejszym rozwiązaniem według szefa resortu ochrony środowiska mają być jednak surowe kary dla tych, którzy naruszać będą nowe przepisy. Mają być one proporcjonalne do wielkości obrotów firmy, a w przypadku tzw. firm – recydywistów mają być podwójne. W ocenie Kowalczyka nadchodzi w Polsce czas obowiązywania w praktyce zasady „zero tolerancji dla mafii śmieciowej”.
Źródło problemu
Źródłem problemu śmieciowego jest tak naprawdę stale narastający napływ zachodnich śmieci do Polski. Wiele tamtejszych firm traktuje dzisiaj nasz kraj jako europejskie wysypisko śmieci, do którego można przywieźć swoje odpadki i je tanio „zutylizować”. Dużą rolę w tym procederze odgrywa podejście do problemu śmieci, z jakim mamy dzisiaj do czynienia na Zachodzie. Nie od dzisiaj wiadomo, że kraje zachodnie chcą uchodzić za najbardziej ekologiczne na świecie. Aby tak było, pozbywają się śmieci, eksportując je do innych krajów. Prawdziwym liderem w tym zakresie są nasi zachodni sąsiedzi. Niemieckie śmieci stanowią dzisiaj prawie 30 procent wszystkich przywożonych do Polski zagranicznych odpadków. Swoje śmieci przywożą do nas także Francuzi, Holendrzy, Brytyjczycy, a nawet Litwini. Coraz częściej zdarza się również tak, że struktura figurujących w dokumentacji przewozowej śmieci z zagranicy jest zupełnie inna, niż jest to faktycznie. Nie powinno specjalnie nikogo dziwić. Na Zachodzie panuje powszechne przekonanie, że w Polsce śmieci się nie tylko nie segreguje, ale i nie sprawdza. Można zatem wyeksportować do nas zatem także te, których utylizacja najwięcej kosztuje. Nagminnie dzieje się tak, że śmieci z Niemiec trafiają do cementowni, które są polskimi tylko z nazwy, bo w rzeczywistości należą one w znacznej części do niemieckich koncernów. W zakładach tych spala się m.in. zużyte opony samochodowe, przywożone od naszego zachodniego sąsiada. Do pieców trafiają one jako „alternatywne nośniki energii” razem z innymi śmieciami, w tym odpadami komunalnymi. Przemysł cementowy może spalać nawet 1,6 miliona ton takich „alternatywnych nośników energii”. Teoretycznie temperatura w piecach cementowych sięga prawie 2000 stopni Celsjusza. Długi czas przepływu gazów powstałych w procesie takiego spalania sprawia, że nie powstają uboczne produkty przemiany zużytych opon na energię. Jest jednak pewien problem. Na 3 tony spalonych odpadów przypada 1 tona w postaci pozostałości pyłów i żużli powstałych ze spalania. Jak twierdzą przedstawiciele przemysłu cementowego w Polsce, nie stanowią one problemu, ponieważ zostają potem dodane do finalnego produktu, jakim jest cement. Tyle że według światowych norm w tym zakresie (m.in. amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska) pozostałości z procesu spalania takich rzeczy winny być oznaczane jako „odpady niebezpieczne”. Podobnie zresztą jest w Polsce, bo nasze przepisy również mówią o tym, że popioły i pozostałości ze spalania są także „odpadami niebezpiecznymi”. Jednak żadna cementownia w Polsce spalająca niemieckie śmieci tak nie robi. W grę wchodzi wyłącznie zysk.
Nielegalny import
Oprócz legalnego importu odpadów, na co trzeba mieć zgodę Głównego Inspektora Ochrony Środowiska mamy w Polsce do czynienia również ze zjawiskiem nielegalnego sprowadzania śmieci. W ramach tego procederu do Polski trafiają dodatkowe setki tysięcy ton zachodnich śmieci. Dzieje się tak dzięki otwartym granicom z krajami unijnymi. Województwa zachodnie są wręcz zasypywane śmieciami zza naszej zachodniej granicy.
Niemcy np. pokątnie przywożą do nas swoje odpadki komunalne. Coraz częściej importerzy tego rodzaju towaru zanieczyszczają lasy albo najzwyczajniej udają się z nimi do umówionych polskich gospodarzy. Ci z kolei wykopują głębokie doły na swoich polach i przy pomocy kanistra z ropą lub benzyną podpalają je. W ten sposób setki kilogramów niemieckich plastików, pampersów i toksycznych odpadów komunalnych stapia się w twardą skorupę, która zasypywana jest warstwą ziemi. I nie ma znaczenia czy na gruncie tym wyrośnie zboże, czy też dół zostanie wykopany na ugorze. Toksyczne związki trafiają potem do wód gruntowych.
Taki „prywatny” odbiór śmieci kosztuje dzisiaj w Polsce przeciętnie od 500 do 1000 złotych. W wielu podupadłych gospodarstwach zachodniej Polski ten nielegalny proceder stanowi dzisiaj główne źródło dochodu. Wystarczą dwa, trzy transporty miesięcznie, aby ich właściciele mogli znacząco podreperować swój budżet. Nielegalnym importem śmieci z zagranicy zajmuje się wiele polskich firm. Bardzo często zdarza się, że prowadzą one nieformalne składowiska różnego rodzaju odpadów. Trafiają na nie śmieci toksyczne lub takie, których przetworzenie jest w Niemczech bardzo kosztowne.
Tak jest np. w przypadku zużytych pralek, telewizorów czy innego sprzętu, które polskie firmy zbierają od firm śmieciowych z Niemiec i przywożą do naszego kraju, a potem rozbierają w warsztatach. Przydatne części trafiają następnie na przetworzenie, za co można zainkasować spore pieniądze. Pozostała reszta ląduje na wspomnianych wysypiskach. W ubiegłym roku wielkopolska policja zatrzymała TIR-a, który akurat przyjechał do Polski z Niemiec. Na jego przyczepie znaleziono sprasowane odpady komunalne. W miejscu, do którego zmierzał, znaleziono 80 ton nielegalnych śmieci, które jak ustalono, także pochodziły z Niemiec. Ich przywóz zleciła jedna z firm funkcjonujących na terenie powiatu śremskiego w Wielkopolsce.
Wprawdzie wszczęte zostało śledztwo w tej sprawie, ale do tej pory nie zostało ono ukończone, ponieważ wymaga wielu niestandardowych działań. Prokuratura, aby je móc ostatecznie sfinalizować, musi m.in. zwrócić się o pomoc prawną do swoich odpowiedników w kraju, z którego ten ładunek przyjechał do Polski. A to wbrew pozorom nie jest wcale ani łatwe, ani szybkie. Głównie dlatego, że prokuratura w Niemczech działa szybko tylko w określonych sprawach jak np. akty terrorystyczne. Natomiast, jeśli ma do czynienia z postępowaniem, w którym jakieś niemieckie śmieci lub odpady, nawet jeśli okazały się one toksyczne, zostały wysłane za granicę, niemiecka prokuratura działa bardzo opieszale i trzeba czekać wiele miesięcy na pomoc prawną z jej strony.
Tak w praktyce wygląda dzisiaj nasza współpraca z państwami zachodnimi. Nielegalnemu eksportowi śmieci do naszego kraju sprzyja za Odrą istniejący tam wizerunek Polaków, powszechnie uważanych przez Niemców za flejtuchów i brudasów. Z tej perspektywy jak najbardziej pożądane jest wysyłanie śmieci do takiego kraju jak Polska. Nielegalny eksport ma też w aspekt czysto ekonomiczny. Utylizacja śmieci kosztuje dużo a jeszcze więcej utylizacja śmieci szkodliwych dla środowiska. Każde zatem rozwiązanie obniżające koszta jest jak najbardziej słuszne. Takie myślenie niewątpliwie sprzyja rosnącemu eksportowi niemieckich odpadków do Polski. I o tym również nie możemy zapominać.
Co zrobić w tym zakresie?
Problem zachodnich śmieci, które przyjeżdżają do Polski, narastał od wielu lat. Do tej pory polskie władze nie chciały zabrać się kompleksowo za walkę z tym procederem, starając się przemilczeć cały temat. Jego rozwiązanie nie będzie łatwe. Najwyższy jednak czas, aby podjęte zostały systemowe działania w tej sprawie.