11.1 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Czy czeka nas los Turcji?

Wiele wpływowych ośrodków na Zachodzie prognozuje, że Polska może znaleźć się w sytuacji, w jakiej jest dzisiaj Turcja, która coraz bardziej pogrążą się w kryzysie finansowym. Czy są jednak przesłanki do ziszczenia się takiego scenariusza?

 19 sierpnia br. na stronach opiniotwórczego amerykańskiego serwisu zerohedge.com pojawiła się publikacja na temat naszego kraju, oparta na materiałach Murray’a Gunna, szefa działu analiz globalnych Elliot Wave International, amerykańskiego ośrodka zajmującego się rynkami inwestycyjnymi. Za podstawę dla przygotowania prognozy dla Polski Gunn przyjął politykę uprawianą przez rządzącego od wielu lat Turcją Recepa Tayyipa Erdogana. Zdaniem amerykańskiego analityka, buńczuczna polityka tureckiego prezydenta ma negatywny wpływ na gospodarkę tego kraju. Turcja miała stracić zaufanie światowych rynków, co spowodowało znaczący spadek jej waluty i poważne problemy ekonomiczne.

Gunn dostrzega podobną tendencję w Polsce. Obecne zmiany dokonywane w sądownictwie mają w rezultacie spowodować, że nasz kraj zacznie być izolowany na arenie międzynarodowej. Już dzisiaj ma być widoczne, że Polska tarci na konflikcie z UE, bo ta poważnie rozważa ograniczenie dostępu do funduszy rozwojowych w unijnym budżecie po roku 2020. Jego zdaniem jest to tym większy problem, że byliśmy dotychczas największym beneficjentem netto unijnego budżetu, co dawało nam przeciętnie wzrost PKB aż o 1 proc. rocznie. Narastająca ze strony Komisji Europejskiej krytyka postawy Polski, może podminować nie tylko obecny status Polski jako kraju bezpiecznych inwestycji, lecz także polskiej waluty.

Nie ma jednak pełnej analogii pomiędzy Turcją a Polską. Jak zauważa Gunn, Polska, w przeciwieństwie do Turcji, jest członkiem UE i jest z nią powiązana umowami handlowymi, co samo w sobie daje gospodarce dużą stabilizację. By podkopać siłę złotego, trzeba byłoby więc czegoś więcej niż tylko konfliktu pomiędzy Komisją Europejską a rządem w Warszawie. A poza tym przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego mogą zmienić układ sił na bardziej „populistyczny”. Mogą na to wskazywać ostatnie elekcje we Włoszech i Austrii oraz wzrost popularności antysystemowej niemieckiej AFD. Nowy układ sił w UE może zatem doprowadzić do złagodzenia konfliktu.

Serwis zerohedge okrasza wywody Guna stwierdzeniami, że mimo wszystko w odniesieniu do Polski trzeba jednak poważnie brać pod uwagę przypadek Turcji, ponieważ podobnie jak w przypadku kraju rządzonego przez Erdogana, również i u nas istnieje wysokie ryzyko związane z rodzimą walutą. Zerohedge.com należy do najchętniej czytanych serwisów za oceanem, zwłaszcza publikowane tam informacje gospodarcze. Jednak wiele razy był już oskarżany o brak obiektywizmu i powielanie stanowiska mediów rosyjskich. Właścicielem serwisu jest Daniel Ivandijski, Bułgar, który wcześniej był analitykiem bardzo ryzykownych funduszy headgingowych. Pojawiały się nawet informacje, że może być on powiązany z rosyjskimi służbami specjalnymi. Spróbujmy jednak sami poszukać odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście Polska ma szansę pójść drogą Turcji?

Turcja pod rządami Erdogana

Gdy w 2002 r. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) wygrała wybory parlamentarne (uzyskała prawie 35 proc. poparcia) i Erdogan stanął na czele tureckiego rządu, był już wyrazistym i doświadczonym politykiem, przekonanym o konieczności dokonania w Turcji głębokich zmian systemowych. Na pierwszy ogień poszedł mało przejrzysty i wiarygodny turecki system bankowy, który nie chciał wspierać rodzimych przedsiębiorców. W życie weszły nowe zasady funkcjonowania (Komisja Regulacji Bankowych) oraz dokonano częściowej rekapitalizacji. Potem rząd Erdogana zabrał się za system podatkowy. Aby ułatwić życie przedsiębiorcom, wprowadzono wiele zwolnień z podatku VAT oraz ulg celnych. Innym kierunkiem polityki gospodarczej było pozyskiwanie kapitału, zarówno poprzez ściganie inwestorów zagranicznych (głównie z Azji), jak i poprzez emisję obligacji islamskich (opartych na prawie muzułmańskim). Dzięki temu możliwe było uruchomienie wielu strategicznych inwestycji, których realizacja miała znaczący wpływ na uniezależnienie się Turcji od importu.

Oprócz działań, które miały stymulować rozwój gospodarczy, Turcja skupiła się na walce z inflacją i długiem publicznym, osiągając zresztą dobre rezultaty. Wystarczy wspomnieć, że gdy Erdogan zaczynał swoje reformy, inflacja w Turcji sięgała 70 proc. a dług publiczny (mierzony w stosunku do PKB) 74 proc. Natomiast w 2015 r. inflacja wynosiła 7,58 proc. a dług publiczny 32,9 proc. Systematycznie rósł eksport i przez wiele lat utrzymywano stabilny wzrost PKB (w 2016 r. – 4 proc. w 2017 r. – 4,5 proc. a w 2018 r. planowano wzrost na poziomie 5 proc.).

Turcja stała się zatem krajem sprawnie zarządzanym, który zaczął przejawiać mocarstwowe ambicje. Jednak wśród blasków polityki Erdogana zaczęły się pojawiać również cienie. To przede wszystkim stosunki Turcji z Unią Europejską. We wzajemnych relacjach zaczęło pojawiać się coraz więcej problemów. Jednym z nich była polityka wobec masowo napływających do Europy uchodźców. Turcja wprawdzie zawarła porozumienie z Brukselą w sprawie ograniczenia nielegalnej imigracji, ale postawiła bardzo twarde warunki. Drugim istotnym problemem była reforma tureckiego sądownictwa. W jej wyniku doszło do osłabienia roli Trybunału Konstytucyjnego i sądów. Erdogan dokonał tego jednak w pełni demokratycznie, organizując referendum, którego wynik dał mu wolną rękę w reformowaniu wymiaru sprawiedliwości nad Bosforem.

Znaczny wpływ na jakość stosunków z UE miała także polityka Erdogana wobec Niemiec, która prowadziła do poważnych zgrzytów. Pogorszeniu uległy nie tylko stosunki Turcji z Brukselą. Jej relacje ze Stanami Zjednoczonymi także są pełne napięć. Wraz z nałożeniem amerykańskich sankcji na Turcję (m.in. zakaz sprzedaży Ankarze myśliwców F–35, zamrożenie aktywów tureckiego ministra sprawiedliwości Abdulhamita Güla oraz ministra spraw wewnętrznych Suleymana Soylu), związki pomiędzy oboma krajami wydają się mocno napięte. Nic dziwnego, że na ten stan rzeczy natychmiast zareagowały rynki finansowe. W efekcie tego turecka lira od kilku tygodni mocno traci do amerykańskiego dolara (25 lipca br. za dolara płacono 4,79 liry, natomiast 6 sierpnia kurs przekroczył 5,35).

Problem w tym przypadku jest taki, że USA były zawsze dla Turcji nie tylko kluczowym sojusznikiem, lecz także bardzo ważnym partnerem gospodarczym. Jej gospodarka jest bardzo mocno przywiązana od amerykańskiej waluty. Do tego Turcja jest uzależniona od pożyczek dolarowych, którymi finansuje wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących sięgający aż 5,5 proc. PKB. Jakiekolwiek utrudnienia w dostępie do dewiz, a do tego zalicza się nałożenie amerykańskich ceł na tureckie towary, prowadzą do trudności w regulacji tych zobowiązań. A wówczas kryzys walutowy łatwo może przekształcić się w kryzys bankowy, a ten w gospodarczy. Ankara ma dzisiaj złe stosunki nie tylko z Brukselą i Waszyngtonem. Znacznemu pogorszeniu uległy także relacje z Izraelem, które jeszcze do niedawna mogły wydawać się w miarę poprawne. Sytuacja uległa radykalnej zmianie w maju br., gdy premier Turcji Binali Yildirim potępił Izrael i popierające go USA za zabicie wielu „niewinnych i poddanych opresji” Palestyńczyków w „oblężonej Strefie Gazy” i wezwał wszystkie państwa muzułmańskie do ponownego przemyślenia swoich relacji z Tel Avivem.

W odpowiedzi premier Izraela Benjamin Netanjahu oskarżył Erdogana o „masakrowanie Syryjczyków i Kurdów oraz więzienie tysięcy własnych obywateli”, w Knesecie domagano się zaś radykalnej zmiany polityki wobec Ankary. Konflikt z Unią Europejską, USA i Izraelem pcha Turcję do współpracy z Rosją, z którą relacje jeszcze dwa lata temu wydawały się katastrofalne (w listopadzie 2015 r. tureckie myśliwce zestrzeliły rosyjski bombowiec Su–24, który miał naruszyć turecką przestrzeń powietrzną). Na początku lipca br. Turcja zdecydowała o zakupieniu rosyjskiego systemu S-400 dla swojej armii. Realizacja tego kontraktu podważy sens tureckiego członkostwa w NATO.

Polska pod rządami PiS

Polska nie podąża drogą Turcji, jak sugeruje serwis zerohedge.com i twierdzi Murray Gunn. Po pierwsze sytuacja gospodarcza nad Wisłą jest stabilna, a jej perspektywy wydają się dobre. Projekt budżetu na rok 2019 zakłada, że dochody w 2018 r. będą wyższe o około 11,7 mld zł, niż pierwotnie zakładano (łączna kwota dochodów budżetu państwa wyniesie w 2018 r. 355,7 mld zł). Strategicznym celem ma być uzyskanie 166 mld zł z tytułu podatku VAT. Dla porównania, w 2016 roku kwota wpływów z VAT wyniosła 126 mld zł, w 2017 roku było to zaś 153 mld zł. Niższy będzie również deficyt i na koniec 2018 r. ma on wynieść 23,8 mld zł (w budżecie na 2018 r. zapisano maksymalny deficyt na poziomie 41,5 mld zł).

W przypadku polskiej gospodarki nie tylko to może satysfakcjonować. Także prognozy na najbliższe lata wydają się nie najgorsze. W 2019 r. dług sektora instytucji rządowych i samorządowych w 2019 roku wyniesie 1093,4 mld zł, czyli 48,9 proc. PKB. Państwowy dług publiczny ma wynieść 1042,6 mld zł, czyli 46,7 proc. PKB. Zakłada się również, że dług publiczny w ujęciu nominalnym wzrośnie o 26,6 mld zł w 2018 r. i o 54,2 mld zł w 2019 r. Relacja długu do PKB obniży się w 2018 r. do 47,0 proc., a następnie do 46,7 proc. w 2019 r. Spadało będzie również bezrobocie. Na koniec 2018 r. wyniesie ono 6,2 proc., a na koniec 2019 r. spadnie do poziomu 5,6 proc. W następnych latach ma ono ustabilizować się na poziomie 4,4 proc. Rosły będą również zarobki Polaków. Tempo wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej wyniesie 5,7 proc. w 2018 r. oraz 5,6 proc. w 2019 r.

Jeśli chodzi o złotówkę, prognozy również wydają się nie najgorsze. Szacuje się, że w latach 2018–2019 średni kurs PLN znajdzie się na poziomie 4,15/ EUR, wobec USD wyniesie zaś 3,35 w 2018 roku i 3,34 w 2019 roku. Prognozuje się także, że w 2018 r. realne tempo wzrostu PKB wyniesie 3,8 proc. i na takim poziomie ustabilizuje się w 2019 r. Z kolei w latach 2020–2022 realne tempo wzrostu PKB ma wynieść odpowiednio: 3,7 proc., 3,6 proc. oraz 3,5 proc. Rzecz jasna, że te wszystkie prognozy zależeć będą od zewnętrznego otoczenia Polski. Również i w tym przypadku nie mamy specjalnego powodu do obaw. Nie znaczy to jednak wcale, że czynnik ten powinniśmy marginalizować.

Polska jest od czternastu lat członkiem UE i pozostaje silnie powiązana z jej organizmem gospodarczym, co samo w sobie daje stabilność. Wprawdzie nasze relacje od dwóch lat nie są najlepsze, nie jesteśmy jednak jedyni, którzy toczą boje z Brukselą. W przypadku Polski mamy do czynienia ze sporem na tle realizowanej reformy sądownictwa. Europejski Trybunał Sprawiedliwości (TSUE) ma niebawem rozpatrzyć pytania prejudycjalne skierowane przez grupę sędziów naszego Sadu Najwyższego. Być może będzie również rozpatrywał skargę Komisji Europejskiej na Polskę, Jeśli uzna, że Polska dopuściła się złamania praworządności, przygotuje prawdziwe paliwo dla środowisk eurosceptycznych w całej unijnej Europie.

W istocie bowiem takie orzeczenie zakwestionuje fundamentalną dla całej UE ideę suwerenności państw narodowych. A to może znaleźć swoje wymierne skutki już w przyszłym roku, kiedy będą miały miejsce wybory do Parlamentu Europejskiego i wyłoniony zostanie nowy skład Komisji Europejskiej. Pozostaje jeszcze kwestia europejskich funduszy, których Polska była jednym z najważniejszych beneficjentów. Komisja Europejska zaproponowała obniżenie o niemal jedną czwartą sum, jakie Unia ma przekazać Polsce w latach 2021–2027 na inwestycje skracające nasz dystans wobec krajów „starej” Europy.

Jednak po wyjściu Wielkiej Brytanii, która wnosiła do unijnego budżetu drugą co do wielkości składkę członkowską (po Niemcach), mogliśmy się takiego posunięcia spodziewać. W każdym razie nie należy tego odczytywać jako kary Komisji Europejskiej za nieprzestrzeganie standardów unijnych, czy próby eskalacji konfliktu z Polską. A poza tym mniej unijnych funduszy niekoniecznie musi osłabić rozwój naszej gospodarki, co najwyżej może mieć wpływ na tempo tego rozwoju. Polska ma dzisiaj doskonałe relacje ze Stanami Zjednoczonymi, które w czasach prezydenta Donalda Trumpa dostrzegły nasze strategiczne znaczenie w Europie. Jesteśmy krajem, który może odegrać kluczową rolę w relacjach amerykańsko-rosyjskich. Nie tylko rozwijamy współpracę polityczną i militarną, lecz także współdziałamy w sektorze energetycznym. Nasze bliskie relacje z Amerykanami nie pozostają bez znaczenia dla pozycji Polski w NATO.

Można oczywiście zakładać, że obecna wojna handlowa pomiędzy USA a UE może mieć wpływ na dynamikę rozwoju polskiej gospodarki. Pamiętajmy jednak, że w znikomym stopniu jesteśmy eksporterami objętych amerykańskimi cłami europejskich produktów (stal i aluminium) a poza tym, jeśli nawet nie opłacałoby się nam ich eksportować do USA, możemy zbudować nowe rynki zbytu, co byłoby również korzystne dla polskiej gospodarki. W przeciwieństwie do Turcji, mamy również dobre relacje z Izraelem, a przynajmniej oba kraje współpracę ze sobą traktują jako strategiczną. Wprawdzie z powodu nowelizacji ustawy o IPN doszło do poważnego zgrzytu, ale nie będzie miał on większego wpływu na dwustronne relacje polityczne i gospodarcze. Dwa obszary są dzisiaj kluczowe dla obu stron: kwestie wojskowe i technologiczne oraz terroryzm. Krótko mówiąc, Polska funkcjonuje dzisiaj w zupełnie w innym kontekście politycznym i gospodarczym niż Turcja. Siła rzeczy zagrożenia, jakie stoją przed Turcją, nie mogą być wyzwaniami, przed którymi stanie Polska.

Czarny PR lewicowych elit

Z chwilą, gdy władzę przejęło Prawo i Sprawiedliwość ( PiS) lewicowe elity Zachodu zaczęły rysować obraz Polski jako kraju rządzonego przez antydemokratyczne i ksenofobiczne siły polityczne, których uosobieniem jest Jarosław Kaczyński, mający, podobnie jak Erdogan, zapędy dyktatorskie. Z tego powodu Polska w przekonaniu zachodnich elit bezpowrotnie traci szansę znalezienia się w gronie państw cywilizowanych i demokratycznych. Należy ją zatem nie tylko ośmieszać, ale i grozić konsekwencjami. Gdy zarzuty dotyczące łamania standardów demokracji stały się mało przekonujące, coraz częściej wytaczane są argumenty ekonomiczne.

Jednym z najważniejszych jest groźba kryzysu gospodarczego. Przytaczane są opinie różnych guru i powstają rozmaite analizy, które mają przekonać opinię publiczną nie tylko na świecie, lecz i w samej Polsce. Publikacja amerykańskiego serwisu wydaje się kolejnym działaniem tego typu. Zapewne nie będzie też ostatnim. Bez znaczenia jest to, że wiarygodność serwisu była już wielokrotnie podważana i pojawiały się zarzuty o możliwe związki z Kremlem. Te ostatnie w przekonaniu zachodniej lewicy należy odnosić wyłącznie do tych partii i ich liderów, które uznane zostały przez nią za wrogów. Zanim jeszcze PiS przejął władzę po rządach liberalnej PO, już był wrogiem lewicowych elit. Gdy partia Jarosława Kaczyńskiego zaczęła reformować Polskę i zmieniać dotychczasowe reguły jej funkcjonowania w zachodnich mediach na dobre zaczęła się antypolska kampania, mająca zepchnąć nasz kraj na margines światowej polityki i gospodarki. Dobrze, że ta ostatnia rządzi się swoimi prawami. Dzięki temu wychodzimy na prawdziwego lidera gospodarczego rozwoju w Europie.

FMC27news