2.7 C
Warszawa
niedziela, 1 grudnia 2024

Rosjanie źle widziani

Miliarderzy Kremla stanęli wobec egzystencjalnego dylematu: gdzie obecnie wyprowadzać i lokować kapitały, skoro dotychczasowe „ciche przystanie” przestały być bezpieczne?

 W Europie i USA trwa polowanie z nagonką. Międzynarodowe retorsje zaganiają „złych Ruskich” do finansowego rezerwatu. Dzięki temu majątki kremlowskich oligarchów zmniejszyły się o miliardy dolarów. Straty rosyjskiej gospodarki idą już w dziesiątki miliardów. Wśród ekonomistów trwa gorąca dyskusja na temat efektywności sankcji, jednak ważniejsze jest pytanie, dokąd taka polityka zaprowadzi świat?

Szloch debiutantek

„W ostatnich latach bale rosyjskich debiutantek odbywały się w pysznej sali brytyjskiego hotelu Grosvenor House. Dla córek rosyjskich miliarderów i ważnych urzędników Kremla było to pierwsze wejście w świat europejskich elit biznesu i polityki. Jednak po próbie zabójstwa Skripalów organizator podjął decyzję o dwuletniej rezygnacji z imprezy”.

To cytat z „The Times”, który obrazuje zmianę podejścia do Rosjan. Jak zauważył dziennik, nuworyszy ze Wschodu spotyka obecnie „bardzo chłodne przyjęcie”, wyrażające się trudnościami wizowymi dla nich samych oraz ich latorośli. Ku rozpaczy rozpieszczonych bachorów czujących się władczyniami Rosji, białe suknie pozostaną więc w szafach na długo. Trzeba od razu dodać, że jest to tylko drobna przykrość, z jaką w chmurnym Albionie spotkali się oligarchowie. Ku ich zaskoczeniu, bo jeszcze w ubiegłym roku brytyjskie władze imigracyjne przyznały obywatelom państw WNP, a głównie Rosjanom, ponad 300 wiz pierwszej kategorii biznesowej. Aby otrzymać dokument wiążący się z bezproblemowym pobytem, wystarczyło zainwestować w Brytanii dwa miliony funtów szterlingów.

Z tym akurat nie było najmniejszego kłopotu, o czym świadczą wyniki parlamentarnego śledztwa ujęte w postaci raportu pod wiele mówiącym tytułem: „Złoto Moskwy. Rosyjska korupcja w Zjednoczonym Królestwie”.

Jak informuje „Financial Times”, corocznie przez londyńskie City przepływa strumień ok. 90 mld funtów „brudnych pieniędzy” z całego świata. Ile wśród nich stanowią środki wyprowadzone z Rosji przez oligarchów oraz skorumpowanych urzędników i funkcjonariuszy służb specjalnych? Odpowiedzi na takie pytanie poszukuje intensywnie Narodowa Agencja do Walki z Przestępczością. NCA została zobligowana ubiegłorocznymi ustawami parlamentu, m.in. prawem o kryminalnych finansach, które przewiduje zastosowanie aresztu wobec „majątku nieustalonego pochodzenia”.

Z tego powodu departament przestępczości ekonomicznej NCA przygotowuje dowody pozwalające zamrażać rosyjskie aktywa, tak w Wielkiej Brytanii, jak i w USA. Oczywiście werdykt wyda niezawisły sąd, ale rządowi eksperci już ostrzegają księgowych, prawników i innych „udziałowców przestępczej działalności” przed kontynuacją procederu. Namawiają jednocześnie do składania dobrowolnych zeznań na temat finansowych oraz majątkowych machinacji bogatych Rosjan. Jak tajemniczo zapowiada NCA, w 2019 r. wnioski o areszt rosyjskich aktywów będzie można liczyć w dziesiątkach. Z kolei specjalna uchwała parlamentu podkreśla: „Nie można zamykać oczu na kleptokratów z otoczenia Putina, którzy walczą z prawami człowieka w Rosji, ale korupcyjne zyski legalizują w Londynie”.

Wielka Brytania nie jest w Europie wyjątkiem. Francuska policja aresztowała miliardera Sulejmana Kerimowa, który mimo posiadania dyplomatycznego paszportu rosyjskiego senatora spędził za kratkami ponad miesiąc. W tym czasie skarbówka zdążyła przedstawić zatrzymanemu kilka zarzutów prania „brudnych pieniędzy”. Mimo że Kerimow należy do czołówki kremlowskich bogaczy, nie brzydził się wwożenia do Francji milionów euro w walizkach. Kupił za nie, m.in. kilka willi na Lazurowym Wybrzeżu, sprytnie unikając opodatkowania. Do czasu, gdy amerykański departament stanu wciągnął miliardera na listę osób objętych personalnymi sankcjami, za mówiąc oględnie, zbyt bliską przyjaźń z Putinem. Taką okazję wykorzystał francuski fiskus, który przedstawił Kerimowowi zarzut podatkowego debetu na łączną kwotę, bagatelka 400 mln euro. Trzeba przyznać, że rosyjscy oligarchowie mają i kasę, i głowę do oszustw.

Z kolei znany wszystkim Polakom szwajcarski bank Credit Suisse zamroził ostatnio rosyjskie aktywa na kwotę 5 mld franków. Władze banku nie wskazały nikogo personalnie, składając za to deklarację: „pełnego przestrzegania międzynarodowych sankcji wymierzonych w Federację Rosyjską”. Jak nietrudno skojarzyć, szwajcarscy bankowcy nie byliby zachwyceni, gdyby amerykańska skarbówka zaliczyła Credit Suisse do instytucji finansowych współpracujących z osobami prawnymi i fizycznymi objętymi retorsjami USA.

Jeśli już jesteśmy w Waszyngtonie, to „Radio Swoboda” przedstawiło niedawno raport Departamentu Skarbu na temat strat poniesionych przez rosyjskich oligarchów, którzy znaleźli się na upublicznionej liście sankcji zwanej „Raportem Kremlowskim”. Powstał na podstawie aktu prawnego Kongresu o przeciwdziałaniu wrogim atakom na amerykańską demokrację. Jego filozofia jest następująca. Dotąd skorumpowany biznes wyprowadzał pieniądze z Rosji i chronił je na Zachodzie dzięki żelaznym gwarancjom prywatnej własności. Mówiąc prościej, oligarchowie okradali zwykłych Rosjan, dzięki czemu rodziny bogaczy prowadziły luksusowe życie w Europie i USA. Mało tego, że korzystali z prawnej ochrony demokratycznych reguł, to brudne pieniądze wykorzystali przeciwko swoim dobroczyńcom. Jak bowiem inaczej nazwać hojne darowizny na rzecz międzynarodowych awantur Putina?

Oczywiście, inną sprawą jest czy były dobrowolne, jednak amerykańscy ustawodawcy wyszli z prostego, wręcz westernowego założenia. Każdy rewolwerowiec ma wolny wybór i świadomie może opowiedzieć się po stronie dobra lub zła. A że oligarchowie w trosce o majątek w kraju wybrali Putina, teraz ponoszą z tego tytułu konsekwencje.

Praktyka grabieży Rosji i zachodniej konsumpcji jest obecnie coraz skuteczniej blokowana, co postawiło putinowski establishment w patowej sytuacji. Amerykańskie i europejskie embargo wywołało katastrofalną reakcję międzynarodowych rynków finansowych, które na sam widok Rosjan mówią grzecznie: dziękujemy! A to oznacza, że wielki biznes Kremla został zagnany do ekonomicznego rezerwatu.

W wyniku niepewności giełdowej tylko majątek jednego z oligarchów Olega Dieripaski zmniejszył się o połowę, czyli z 6,7 mld dolarów do 3,3 mld. Do perły w koronie biznesu miliardera, który jeszcze niedawno „trząsł” światowym sektorem aluminiowym, należał koncern EN+ Group. To kartel – wydmuszka, która integrowała właściwe akcje kilku rosyjskich potentatów przemysłu surowcowego, maszynowego, samochodowego i rolno-spożywczego. Tak było do niedawna, ponieważ aby ratować resztkę majątku, czyli wyjść spod działania amerykańskich sankcji, oligarcha musiał sprzedać kontrolne udziały. Była to kara za finansowanie cybernetycznego ataku GRU na wybory prezydenckie w USA.

Innym poszkodowanym jest Wiktor Wekselberg, którego majątek zmniejszył się z 16,4 mld dolarów do 13,5 mld, według notowań giełdowych z lipca tego roku. Może to niedużo, ale jak podkreśla departament skarbu odpowiadający za politykę retorsji, należąca do Wekselberga kapitałowa grupa „Renowa” poniosła inne znaczące straty. Została zmuszona do sprzedaży dużych pakietów akcji (na poziomie 40 proc.) w koncernach szwajcarskich (np. „Oerlikon”), włoskich, a także przerwała intratną współpracę z amerykańską firmą inwestycyjną Columbus Nova. I na koniec, Wekselberg musiał sprzedać 10 proc. udziałów Bank of Cyprus. W sumie, jak informuje oficjalny komunikat Departamentu Skarbu: „straty rosyjskich osób fizycznych i prawnych, które zostały objęte amerykańskimi sankcjami, idą w miliardy dolarów”.

Trudno się dziwić zważywszy na ich liczbę. Amerykańskie prawo jest wymierzone nie tylko w Rosję, ale we wszystkie państwa, instytucje i osoby, łamiące porządek międzynarodowy. Jak skrzętnie oszacował „The Washington Post”, na liście sankcji znalazło się „tylko” 146 pozycji z Chin, 341 z Iranu, wobec prawie 500 rosyjskich. W taki sposób miliarderzy Kremla stanęli wobec egzystencjalnego dylematu: gdzie obecnie wyprowadzać i lokować kapitały, skoro dotychczasowe „ciche przystanie” przestały być bezpieczne? Na gorączkowe ruchy finansowe wskazuje analiza Centralnego Banku Rosji. W I kwartale 2018 r. najwięcej wyprowadzonych pieniędzy trafiło do Irlandii (1,5 mld dol.) i Holandii (1,1 mld dol.) Oczywiście nadal popularne są raje podatkowe, wśród których bezapelacyjny rekord bije Cypr z kwotą 7 mld dolarów, wobec 5,7 mld w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Oprócz Wielkiej Brytanii w Europie były państwa, z których oligarchiczne kapitały wychodziły. To przede wszystkim Niemcy i Turcja (po 350 mln dol.), Polska (80 mln dol. za kwartał) i Francja (70 mln dol.). Absolutnym liderem ucieczki była oczywiście Wielka Brytania z kwotą prawie 400 mln dol. wobec ubiegłorocznych 600 mln zainwestowanych w londyńskim City.

Jednak z punktu widzenia rosyjskiego biznesu najważniejszym okazuje się pytanie, co dalej? To znaczy, jak będzie wyglądała dalsza polityka sankcji wobec Kremla, która już odbija się bardzo negatywnie na kondycji rosyjskiej gospodarki? Jeden z ekspertów twierdzi, że międzynarodowa strategia Putina jest największym zagrożeniem bezpieczeństwa ekonomicznego Rosji.

Nie tylko debiutantki

Mało kto ma wątpliwości, że nastąpi dalsza eskalacja antyrosyjskich retorsji. Najtrafniejszym przykładem niepewności, która nie opuszcza rosyjskiego biznesu, jest ilość pieniędzy wyprowadzana z kraju. Według danych Banku Centralnego ucieczka kapitałów w I kwartale przyspieszyła i wyniosła bilion rubli, co odpowiada 4,5 PKB Rosji wypracowanego w tym samym czasie!

Na tym nie koniec, prawdziwą panikę wywołały bowiem sierpniowe sankcje Waszyngtonu wprowadzone w odwecie za trucicielską akcję GRU w Wielkiej Brytanii. Choć Biały Dom zastosował miękki wariant retorsji, a Kreml odniósł się do nich z lekceważeniem, to kurs rubla runął do najniższego poziomu od 2014 r. Co więcej, jak informuje Bloomberg, rosyjskie obligacje rozmieszczone na światowych giełdach utraciły 50 proc. nominalnej wartości.

Taka statystyka potwierdza powszechny nastrój paniki wśród rosyjskich i zachodnich przedsiębiorców operujących papierami wartościowymi. Nie można zapominać, że sankcje to broń obosieczna, dlatego międzynarodowi inwestorzy operujący na rynkach wschodzących, stracili na rosyjskich papierach ok. 6,5 proc. spodziewanych zysków. I na tym nie koniec, bo obuchem dostały akcje tureckie, a nawet indonezyjskie.

I nic dziwnego, gdyż podczas niedawnego spotkania amerykańskiego oraz rosyjskiego ministra energetyki, Waszyngton zapowiedział poważną możliwość uderzenia w kremlowskie projekty gazociągowe. A to oznacza potencjalne kłopoty z dalszym finansowaniem North Stream – 2 i Tureckiego Strumienia. Nie tylko dla Gazpromu, ale i jego europejskich partnerów biorących udział w budowie obu rurociągów. Natomiast sam Gazprom przegrał arbitraż międzynarodowy z ukraińskim odpowiednikiem i jest winny 2,6 mld dol. Nie ma ochoty zwracać pieniędzy, dlatego Kijów wystąpił z prawnymi roszczeniami do majątku koncernu w Europie. Aktywa Gazpromu oraz powołanego przezeń operatora gazociągu bałtyckiego zostały już zamrożone w Szwecji, Holandii i Wielkiej Brytanii. Całość świadczy o wątpliwej renomie putinowskiego kapitalizmu państwowego, uznanego wreszcie w Europie za instrument politycznego szantażu. W takiej sytuacji wiele mówi nagłówek „Niezawisimej Gaziety”: „Areszty rosyjskich akcji nabrały przemysłowego rozmachu”.

Co dopiero powiedzieć o kolejnego fazie retorsji zapowiadanej na październik– listopad tego roku? To także skutek niefrasobliwości GRU. Z chwilą, gdy premier Teresa May przedstawiła jednoznaczne dowody, a Kreml zrobił z alter ego zabójców telewizyjną szopkę, Departament Stanu uznał twardy wariant sankcji za niemal pewny. O ile Moskwa nie zaprzestanie stosowania, a więc produkcji broni chemicznej, co sprawdzić ma inspekcja międzynarodowa wizytująca rosyjskie zakłady. A to warunki nie do przyjęcia, bo stawiają Rosję na równi z państwami rozbójniczymi: Iranem i Koreą Północną. Takiego upokorzenia Putin nie zniesie, gdyż równałoby się kompletnej utracie jego społecznego autorytetu, a więc władzy.

Niemniej jednak, jeśli sankcje zostaną wyegzekwowane, Moskwa znajdzie się w stanie międzynarodowej blokady ekonomicznej. Retorsje obejmą nie tylko zakaz eksportu – importu, w tym energetycznego, ale przede wszystkim, jakiejkolwiek dolarowej współpracy z rosyjskim sektorem bankowym. Wprawdzie prezes banku WTB finansującego sektor energetyczny, zapowiedział odwet w postaci odejścia Moskwy od transakcji dolarowych, ale to kompletna fikcja. W rublach nikt nie chce się rozliczać, a przejście Rosji na chińskiego juana oznacza jawną degradację do roli politycznego i gospodarczego wasala Pekinu. Zdają sobie z tego sprawę bankowcy, którzy już ostrzegają Rosjan, że ci spośród nich, którzy mają dolarowe konta, mogą zostać bez niczego. Państwowy regulator w poszukiwaniu twardej waluty zakaże wszelkich wypłat.

Dlatego zdaniem „The Washington Post” dotychczasowa polityka międzynarodowych sankcji wobec Rosji ma sens. Tamtejsza gospodarka już dziś jest pozbawiona odpowiedniego poziomu inwestycji i kapitałów, a co dopiero powiedzieć o przyszłości. Ciekawe, że jest tyleż wynik sankcji, co strategii Putina „na przeczekanie”. Kreml wykorzystując hossę na rynku ropy naftowej, na gwałt gromadzi rezerwy walutowe i kruszcowe, ograniczając mocno wydatki na modernizację gospodarki oraz infrastruktury. Taka polityka wynika z przekonania, że embargo jest chwilowe, po czym Moskwa i Waszyngton powrócą do polityki „biznes jak zwykle”.

Na czym rosyjski prezydent opiera takie założenie? Po pierwsze, jak twierdzi „The National Interest”, Moskwa ma wiele środków szkodzących interesom amerykańskim w świecie. Nie przypadkiem premier Miedwiediew zapowiedział, że z chwilą zaostrzenia sankcji Rosja „odpowie środkami politycznymi, gospodarczymi, a także innymi”. Jakimi? Na przykład wywiadownia „Stratfor” wymienia zwiększoną pomoc rosyjską dla Północnej Korei, która usztywni stanowisko Kima wobec denuklearyzacji arsenału. Przede wszystkim chodzi jednak o rosyjską siłę militarną. Niedawno zakończone manewry „Wostok-2018” były precyzyjnym pokazem możliwości.

Po drugie, Putin wierzy, że animozje Ameryki i Europy nasilone niebywale za prezydentury Trumpa, podważą integralność ekonomiczną i polityczną strefy euroatlantyckiej. Tu jako przykład trafności moskiewskich oczekiwań można przytoczyć koncepcję francuskiego prezydenta Macrona. Na niedawnej odprawie ambasadorów, Pałac Elizejski wystąpił z inicjatywą „rekonstrukcji architektury bezpieczeństwa europejskiego” poprzez odnowienie partnerstwa UE i Rosji. Innymi słowy, Moskwa miałaby zostać włączona do nowego systemu obronnego Unii.

Z kolei media niemieckie nawołują do intensyfikacji współpracy gospodarczej z Moskwą. Paryż i Berlin wskazują, że dobrym punktem wyjścia nowego otwarcia byłaby współpraca przy odbudowie Syrii.

Zresztą nie kto inny niż Putin, uczestnicząc w weselu austriackiej minister spraw zagranicznych, udowodnił, że Europa nie ma wspólnej polityki rosyjskiej i jest podzielona w tej kwestii jak nigdy dotąd. A to oznacza realne zagrożenie dla wspólnej polityki sankcji, które mają na celu powstrzymanie kremlowskiej agresji. Przede wszystkim jednak chodzi o to, aby pieniądze rosyjskich oligarchów wydawane na rozkaz z Kremla, przystały korumpować europejskie i amerykańskie elity władzy. No, chyba że przyparci do muru miliarderzy uznają w końcu Putina za większe zło.

FMC27news