Po trwających rok burzliwych negocjacjach Stany Zjednoczone i Kanada podpisały nowe porozumienie handlowe, które można uznać za sukces Donalda Trumpa.
Gdy w 1994 roku podpisywano porozumienie NAFTA (czyli Północnoamerykański Układ o Wolnym Handlu) zaczynający dopiero swoje rządy Bill Clinton stwierdził optymistycznie, że w ciągu pięciu lat powstanie dzięki niemu milion nowych miejsc pracy w USA. Jak się okazało, zamiast gospodarczej prosperity świat wkrótce pogrążył się w chaosie tzw. tequilla kryzysu, wywołanego nadmierną ekspansją amerykańskiego kapitału na świeżo otwartym przed nim rynku meksykańskim, a zamiast nowych miejsc pracy pojawiła się recesja.
Na nowych warunkach
24 lata po tych wydarzeniach sytuacja jest już zupełnie inna. Meksykańska gospodarka została już dawno spenetrowana przez amerykańskie banki i korporacje, a Kanada i USA stanowią tak naprawdę pod wieloma względami jeden gospodarczy organizm. Wartość amerykańskiego eksportu do Kanady wynosi ponad 280 mld dolarów rocznie (więcej niż do całej Unii Europejskiej), a Ottawa jest drugim po Chinach najważniejszym partnerem handlowym USA (tuż za nią jest Meksyk). Zawarcie nowej umowy handlowej było potrzebne przede wszystkim dlatego, że pod rządami Donalda Trumpa Stany Zjednoczone podjęły się próby przeformułowania zasad utrzymywania pozycji globalnego lidera.
Wedle danych Światowego Forum Ekonomicznego w momencie, gdy Trump zostawał prezydentem najpotężniejszego państwa świata, zajmowało ono dopiero 130 pozycję na 136 możliwych w rankingu uwzględniającym średnie cła, z którymi musieli liczyć się jego eksporterzy. Kraje o ogromnej przewadze kapitałowej i politycznej zawsze napotykają tego rodzaju przeszkody, lecz obecny prezydent USA uznał, że utrzymywanie takiego stanu rzeczy coraz bardziej zagraża pozycji rządzonego przez niego państwa. NAFTA była podpisywana w 1994 roku, kiedy Chiny dopiero podnosiły się z marksistowskiego eksperymentu, lecz od tego czasu zmieniło się bardzo wiele. Dlatego właśnie już w pierwszych tygodniach swoich rządów Donald Trump zaczął otwarcie kwestionować umowę NAFTA, nazywając ją nawet „najgorszą umową, jaka kiedykolwiek przydarzyła się USA”.
W podobny sposób podważał też zasadność obowiązywania lub podpisywania innych porozumień międzynarodowych, takich jak choćby TTIP (Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji). W jednym z wywiadów stwierdził bez ogródek, że nie lubi wielostronnych umów, ponieważ nie zapewniają one takiego modelu współpracy, jaki oczekuje i dlatego preferuje ustalenia dwustronne. Nowa umowa handlowa z Kanadą i Meksykiem przyjęła więc, zgodnie z życzeniem Trumpa, charakter osobnych konwencji dwustronnych podpisanych pomiędzy trzema krajami. W ramach zawartego wcześniej pod koniec sierpnia porozumienia z Meksykiem określono, że na dokonanie analogicznych ustaleń USA i Kanada mają czas do końca września. NAFTA przechodzi do historii, a jej miejsce zajmuje nowa umowa USMCA, która ma być oficjalnie podpisana pod koniec listopada.
Jej szczegóły były ustalane przez wiele miesięcy, a negocjacje nie należały do najłatwiejszych. Trump zagroził nawet w pewnym momencie, że zerwie rozmowy, lecz ostatecznie dopiął swego. Wszystkie szczegóły nie są jeszcze znane, lecz już w tej chwili wiadomo, że w ramach USMCA Stany Zjednoczone uzyskały lepszy dostęp do kanadyjskiego rynku produktów rolnych, uzgodniły warunki wzajemnego respektowania tzw. własności intelektualnej, a także doprowadziły do tego, że Kanada i Meksyk podejmą starania na rzecz wyrównania warunków płacowych w stosunku do tych, które panują w Stanach Zjednoczonych. Wydaje się, że kluczowymi elementami nowego porozumienia USMCA są przede wszystkim ustalenia w sprawie rynku produktów mlecznych (Amerykanie mogą zwiększyć swój udział w nim do nawet 3,5 proc.) oraz produkcji samochodów.
W ramach USMCA nałożono limit ograniczający eksport aut z Kanady do 2,6 mln aut rocznie, lecz tak naprawdę obecnie eksportuje się ich jeszcze mniej. Trump zgodził się na to ustępstwo przede wszystkim dlatego, że postanowiono jednocześnie, iż produkcja części do aut zostanie zwiększona w tych regionach, w których płace są znacznie wyższe. Uzyskał także potwierdzenie status quo w zakresie obowiązujących ceł na kanadyjską stal i aluminium. Kanadyjski premier Justin Trudeau, ogłaszając publicznie podpisanie umowy, próbował robić dobrą minę do złej gry, stwierdzając, że to „dobry dzień dla Kanady”. Z pewnością nie można mówić o jego spektakularnej porażce, lecz całokształt umowy świadczy ewidentnie na korzyść Trumpa.
Z myślą o elektoracie
Do tej pory media i środowiska wrogie Trumpowi starały się go przedstawić jako burzyciela światowego ładu wykształconego po 1945 roku oraz polityka wprowadzającego rzekomo nacjonalizm w świat międzynarodowej współpracy gospodarczej. Zawarta właśnie umowa z Kanadą pokazuje jednak, że oskarżenia te absolutnie chybiają celu. Trump nie dąży wcale do pełnego protekcjonizmu i ograniczenia wymiany handlowej ze światem, lecz pragnie jedynie narzucić swoje własne warunki. Jako polityk jest świadomy, że ewentualną reelekcję może zapewnić sobie jedynie, działając z korzyścią dla swojego elektoratu, który na ogół nie mieszka w wielkich metropoliach wschodniego wybrzeża czy też Kalifornii, lecz w regionach przemysłowych i rolniczych środkowych oraz południowych stanów.
Walcząc o rynki zbytu i o miejsca pracy w okręgach, które głosowały na niego w 2016 roku, Trump tworzy trwałe podstawy dla swoich przyszłych rządów. Aby zapewnić swoim wyborcom odpowiednie korzyści, jest wręcz zmuszony do tego, aby renegocjować umowy handlowe z kluczowymi partnerami. Warto przy tym zwrócić uwagę, że zasadniczy rdzeń polityki handlowej Trumpa nie odbiega zasadniczo od nadrzędnych priorytetów amerykańskiego państwa. Zawarte niedawno porozumienie handlowe z Koreą Południową oraz prowadzone wciąż rozmowy z Japonią mają na celu utrzymanie kluczowych politycznych sojuszów w regionie Pacyfiku, wymierzonych przeciwko Chinom.
Ochłodzenie w relacjach z Unią Europejską (a w szczególności z Niemcami) wprowadza wprawdzie pewną dysharmonię, lecz przykład długich targów z Kanadą pokazuje, że wykształcenie nowej formuły współpracy między USA a Europą Zachodnią jest tylko kwestią czasu. Umowa USMCA normalizuje napięte do tej pory stosunki w Ameryce Północnej, ukazując jednocześnie najbardziej prawdopodobny model zawierania kolejnych umów dotyczących handlu. Stany Zjednoczone pod rządami Donalda Trumpa będą konsekwentnie dążyły do porozumień dwustronnych, zapewniających im lepszą kartę przetargową niż w przypadku ustaleń z wieloma partnerami. Zmuszając swoich rozmówców do osobnych negocjacji, mogą uzyskać znacznie więcej, niż w przypadku porozumień ustalających warunki współpracy kilkunastu, a nawet większej liczby państw jednocześnie.
USMCA została zawarta w najbardziej właściwym dla USA czasie, gdyż coraz większego tempa nabiera wojna handlowa z Chinami. Stany Zjednoczone będą potrzebowały w niej oparcia w swoich sojusznikach i jeszcze większej przestrzeni ekspansji dla swojego dolara (umowa z Meksykiem i Kanadą dotyczy łącznie prawie 500 mln ludzi). Donald Trump bardzo długo czekał na sfinalizowanie swojego planu, lecz po wielu perturbacjach może mówić o sukcesie.