Scenariusz, w którym PiS wygrywa wybory, ale nie może utworzyć rządu i traci władzę, jest realny.
Stawką wyborów w Warszawie jest nie tylko zmiana rządzącego w tym mieście od 12 lat układu Platformy Obywatelskiej. Stolica wraz z jej spółkami miejskimi, urzędami i pieniędzmi to dziś najsilniejszy bastion opozycji. Chociaż kampania kandydata PO Rafała Trzaskowskiego robi wrażenie trochę nieporadnej, to faktycznie mamy do czynienia niemal z walką o życie dla całej opozycji. Jeżeli PiS przejąłby zarządzanie miastem, to liczba osób związanych z Platformą i jej satelitami, które straciłyby dobrze płatne posady, liczona byłaby w tysiącach.
Starcie o Warszawę może mieć takie przełożenie na polską politykę (z zachowaniem proporcji), jak bitwa pod Grunwaldem w 1410 r. na relacje polsko-krzyżackie. Chociaż Zakon przeżył przegraną wojnę, to już nigdy nie odzyskał dawnej świetności. Jeżeli Warszawę zdobędzie Patryk Jaki, to PO będzie miało poważny problem nie tylko wizerunkowy, ale i finansowy. Tysiące zwalnianych działaczy nie tylko nie będzie już wspierać wysiłków wyborczych PO, ale zapewne ich roszczeniowa postawa (koledzy dajcie żyć!) stałaby się zarzewiem kolejnych konfliktów wśród opozycji. Tak było przecież, gdy w 2015 r. pracę w pałacu prezydenckim tracił Bronisław Komorowski, a „łodzie z rozbitkami z kancelarii”, którzy stracili synekury i domagali się kolejnych, przybijały do stołecznego ratusza niczym uchodźcy do wybrzeży Włoch i Grecji.
Przegrana w prezydenckich wyborach w 2015 r. pociągnęła za sobą również zmianę ekipy rządzącej. Czy podobne znaczenie będą miały wybory prezydenta Warszawy? Mało kto orientuje się, że Platforma nie została zaskoczona zwycięstwem PiS w wyborach parlamentarnych w 2015 r. To, co było rzeczywistą niespodzianką, to fakt, iż wcześniej Andrzej Duda został prezydentem, a także to, że na skutek wypadnięcia z parlamentu SLD, Wolności (wówczas KORWiN-a) i RAZEM, zwycięstwo pozwoliło PiS samodzielnie utworzyć rząd. W zamyśle PO jesienią 2015 r. prezydent Bronisław Komorowski miał przyglądać się nieudolnym próbom PiS stworzenia gabinetu, aby wreszcie przeciąć je, tworząc wielką koalicję PO- Nowoczesnej, SLD i PSL.
Dziś wybory samorządowe, to rozgrywka trochę w tym samym duchu co w 2015 r. Tyle że role się zmieniły. PiS ma ogromną władzę i ogromne pieniądze na prowadzenie kampanii wyborczej. Trzy lata rządów trochę zużyły popularność i świeżość partii, ale fundusze i wpływy pozwalają nadrobić te braki. Oznacza to tyle, że PiS walczy w wyborach samorządowych nie tylko o poprawienie wyniku z 2014 r., ale przede wszystkim o przygotowanie zwycięstwa w 2019 r. Scenariusz bowiem, w którym PiS wygrywa wybory, ale nie może utworzyć rządu i traci władzę, jest realny.