2.1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Radykałowie u steru

Już za kilka miesięcy odbędą się kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego. Od ich wyników zależeć będzie nie tylko to, kto będzie rządził w Unii Europejskiej, ale i jaką drogą będzie podążała.

26 maja 2019 r. odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Nie wiadomo jeszcze, jak będą one wyglądały w Polsce, bo PiS postanowił przeforsować projekt zmian w ordynacji wyborczej. W sierpniu propozycja została jednak zablokowana przez prezydenta. Zdaniem Andrzeja Dudy jej przyjęcie doprowadziłoby do podniesienia efektywnego progu wyborczego do 16,5 proc. A to oznaczałoby, że szanse na uzyskanie reprezentacji w PE miałyby jedynie dwie największe partie. W konsekwencji projekt wrócił do Sejmu.

Tymczasem do obsadzenia są 52 mandaty, bardziej atrakcyjne, niż te, jakie można uzyskać na Wiejskiej. Głównie z racji finansowych, ale też i prestiżu. W PiS kandydatów do PE zatwierdza prezes Jarosław Kaczyński. Na pewno na liście znajdzie się część dzisiejszych eurodeputowanych. Do nich zaliczają się m.in. Ryszard Legutko, Anna Fotyga, Ryszard Czarnecki, Karol Karski oraz Tomasz Poręba. Pewni nominacji mogą być także wicemarszałek Senatu Adam Bielan i minister z kancelarii premiera Beata Kempa. Bielanowi jedynkę na Mazowszu zapisał w aneksie do umowy koalicyjnej lider Porozumienia Jarosław Gowin, a o miejsce na wrocławskiej liście dla Beaty Kempy zadbał szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro. Jest wielce prawdopodobne, że nominację otrzyma również była premier Beata Szydło.

Do Parlamentu Europejskiego chce również trafić minister edukacji Anna Zalewska oraz marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Giełda kandydatów trwa również w partiach opozycyjnych. W Platformie Obywatelskiej na liście kandydatów na pewno nie znajdzie się część dotychczasowych deputowanych. Jednym z nich będzie Jacek Saryusz Wolski, który najprawdopodobniej wystartuje z listy PiS w województwie łódzkim. O tym, kto będzie kandydatem PO w poszczególnych okręgach, zadecyduje ostatecznie sam przewodniczący Grzegorz Schetyna. Apetyty na uzyskanie mandatu eurodeputowanego mają również politycy PSL, Nowoczesnej i Kukiz 15.

Klucz do Europy

Swoich eurodeputowanych wybierać będą także kraje członkowskie Unii. Tym razem do podziału będzie nie 751, jak było w roku 2014, ale 705 mandatów, co jest konsekwencją opuszczenia wspólnoty przez Wielką Brytanię. Z 73 miejsc zwolnionych przez Brytyjczyków 46 znajdzie się w specjalnej rezerwie, która będzie mogła zostać przydzielona tym krajom, które przystąpią do Unii Europejskiej. 27 miejsc zostało z kolei rozdzielonych pomiędzy 14 państw, które uznane zostały przez Brukselę za „niedoreprezentowane”. Dzięki temu Polska otrzyma jeden fotel więcej, czyli dokładnie 52 mandaty. Najwięcej jednak zyskają Francuzi i Hiszpanie, których delegacje do Parlamentu Europejskiego zwiększą się aż o 5 posłów.

Kluczowe dla przyszłości UE będą wyniki wyborów w Niemczech, Francji i we Włoszech, które mają największe przedstawicielstwa w Parlamencie Europejskim. To one zadecydują o tym, jak będzie wyglądał parlament europejski w kolejnej kadencji. Tymczasem w tych krajach zaczyna się chwiać dotychczasowa scena polityczna. W wyborach lokalnych, jakie odbyły się w Niemczech w zeszłym roku, CDU, partia Angeli Merkel uzyskała wprawdzie 33 proc. poparcia, ale było to pozorne zwycięstwo. SPD, polityczny konkurent chrześcijańskich demokratów, odnotowała 20,5 proc. – najgorszy wynik socjaldemokratów od prawie pół wieku.

W porównaniu z wyborami z roku 2013 CDU straciła aż 8,5 proc. głosów, SPD zaś 5,2 proc. Beneficjentem spadku poparcia społecznego obu partii została populistyczna i antyimigrancka „Alternatywa dla Niemiec” (AfD), która z wynikiem wyborczym 12,6 proc. stała się trzecią siłą polityczną w Niemczech. Co ciekawe poparcie AfD nadal systematycznie rośnie. I to ta partia może być prawdziwym czarnym koniem przyszłorocznych niemieckich wyborów do Parlamentu Europejskiego. Poważnie zatrzęsła się również scena polityczna we Włoszech. W ostatnich wyborach blok partii centroprawicowych zgarnął prawie 37 proc. głosów. Podkreślić jednak należy, że większe poparcie niż Forza Italia (13,7 proc.) dostała bardziej od niej skrajna Liga Północna Matteo Salviniego (18,4 proc.).

Z kolei mocno antyestablishmentowy i eurosceptyczny Ruch Pięciu Gwiazd, z wynikiem 31,5 proc., stał się największym ugrupowaniem we włoskim parlamencie. Na rządzącą dotychczas Partię Demokratyczną Matteo Renziego zagłosowało jedynie 23 proc. Włochów. W rezultacie stworzony został nowy koalicyjny gabinet pod kierownictwem bezpartyjnego Giuseppe Contiego, który przyjął euroscptyczny kierunek polityki, co coraz mocniej pcha Włochy do konfliktu z Brukselą.

Do radykalnej zmiany wydaje się zmierzać również sytuacja we Francji. W ubiegłym roku nad Sekwaną odbyły się zarówno wybory prezy- denckie, jak i parlamentarne. W tych pierwszych zwyciężył Emanuel Macron, który pokonał szefową francuskiego Frontu Narodowego Marine Le Pen (na Macrona zagłosowało 66,1 proc. wyborców, a na Le Pen tylko 33,9 proc. wyborców). W wyborach parlamentarnych zwyciężyła również partia Macrona (En Marche), która wystartowała w koalicji z centrowym ugrupowaniem Mo- Dem. En Marche zdobyła w drugiej turze wyborów parlamentarnych 42,89 proc. poparcia, co dało jej 300 miejsc w 577-osobowym francuskim Zgromadzeniu Narodowym. Z kolei jej koalicjant MoDem zdobył 6,04 proc. i 41 miejsc.

Biorąc pod uwagę, że do uzyskania większości absolutnej w izbie niższej francuskiego parlamentu wystarczy 289 miejsc, mogło się wydawać, że Macron ma prawie pełnię władzy. Dzisiaj jednak jego poparcie społeczne spada. W sierpniu tylko 30 proc. Francuzów było skłonnych popierać urzędującego prezydenta. Aż 62 proc. wyborców deklarowało niezadowolenie z jego działań. Taka tendencja może sugerować, że Francuzi mają dość Macrona i jego partii. Z tej sytuacji na pewno korzysta Marine Le Pen i jej Front Narodowy, który w ostatnich krajowych wyborach parlamentarnych zdobył zaledwie 8,85 proc. głosów.

Kto zatem może stać się największym zwycięzcą wyborów do Parlamentu Europejskiego w przyszłym roku? Wiele wskazuje na to, że o sukces może pokusić się niemiecka AfD, włoski Ruch Pięciu Gwiazd oraz francuski Front Narodowy. Jeśli zdołają utworzyć w europarlamencie wspólny klub polityczny, mają szansę stać się głównym graczem w Brukseli. A wtedy Unia Europejska może zacząć zmierzać w zupełnie innym kierunku, niż było to dotychczas.

Możliwe scenariusze

Dyskusja na temat przyszłości UE trwa w Brukseli już od paru lat. Jej owocem była m.in. opublikowana w marcu br. przez Komisję Europejską tzw. Biała Księga („White Paper on the future of Europe: Avenues for unity for the EU at 27”), w której opisano pięć możliwych scenariuszy dla 27 państw (już bez Wielkiej Brytanii) do 2025 roku. Pierwszy z nich zakłada, że w Unii Europejskiej nic się nie zmieni. Drugi mówi o tym, że Unia Europejska ograniczy się jedynie do wspólnego rynku. Trzeci wskazuje, że zainteresowane grupy krajów zaczną pogłębiać współpracę między sobą w wybranych dziedzinach. Czwarty zakłada, że Unia Europejska ograniczy się jedynie do kilku obszarów, w których współpraca będzie za to głębsza, niż do tej pory.

Ostatni naszkicowany scenariusz przewiduje, że Unia Europejska uzyska znacznie więcej kompetencji, niż miała dotychczas. To tak naprawdę realizacja idei federalistycznej, zgodnie z którą państwa członkowskie przekażą unijnym instytucjom dodatkowe uprawnienia. Na zupełnie przeciwległym biegunie znajduje się sytuacja, w której wszystkie kraje członkowskie miałby swobodny przepływ towarów i kapitału, ale akceptowalne byłby pogłębiające się między nimi różnice socjalne. W tym przypadku ocenie Komisji Europejskiej konieczne byłoby wprowadzenie ograniczeń w swobodnym przepływie osób i usług. Eksperci podkreślają, że pomiędzy piątym a drugim scenariuszem znajduje się trzecia możliwość, której realizacja miałby umożliwić wszystkim zainteresowanym krajom intensywniejszą współpracę w wybranych dziedzinach. Gdyby Unia Europejska zdecydowała się pójść w tym właśnie kierunku, gwarantowałaby wszystkim swoim członkom funkcjonowanie w ramach jednolitego rynku i Strefy Schengen, pozwalając jednocześnie na harmonizację podatków i standardów socjalnych oraz głębszą współpracę w dziedzinie bezpieczeństwa. W takiej wersji byłaby to tzw. Europa różnych prędkości.

Co zatem się stanie?

To zależeć będzie od ostatecznego rozkładu sił w Parlamencie Europejskim. Jeśli jednak będzie tak, że po wyborach przewagę w nim zdobędą siły antyliberalne, antyestablishmentowe i eurosceptyczne, to na pewno Unia Europejska nie będzie już taka jak było to do tej pory. Możliwe jest również to, że żaden z opisanych wyżej scenariuszy nie ziści się w czystej postaci. Najbardziej prawdopodobne jest to, że Bruksela zacznie stopniowo tracić dotychczasowe uprawnienia wobec krajów członkowskich. Do uruchomienia takiego procesu może np. dojść w związku z polityką migracyjną Brukseli, bądź też na tle oceny jakości demokracji w poszczególnych krajach członkowskich.

Jest również możliwe, że członkowie Unii Europejskiej sami będą decydować, w jakich obszarach i z kim chcą współpracować. A wtedy Unia Europejska zacznie zmierzać w kierunku bycia jedynie wspólnym organizmem gospodarczym, którego funkcjonowanie nie będzie regulowane przez Brukselę. Najczarniejszy scenariusz, czyli całkowity rozpad UE, raczej nie wchodzi w rachubę. Zbyt silne są wielostronne powiązania gospodarcze. Wskazuje na to przykład Wielkiej Brytanii, która dwa lata temu zdecydowała się opuścić wspólnotę europejską. Z opublikowanego w sierpniu br. przez NatCen i The UK in a Changing Europe sondażu wynika, że 59 proc. Brytyjczyków nie chce już brexitu. Tracą na nim nie tylko brytyjskie firmy, ale i zwykli mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa.

Jak zakomunikował Bank of England, pomimo tego, że Brexit nie został jeszcze sfinalizowany, przeciętne brytyjskie gospodarstwo domowe straciło na nim około 900 funtów. A co dopiero, gdy stanie się on już rzeczywistością? Dla Polski czy Węgier, wobec których Bruksela wytoczyła już najcięższe działa (uruchomienie artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej), sprowadzenie Unii Europejskiej do wspólnego organizmu gospodarczego, byłoby najlepszym rozwiązaniem. Poczekajmy jednak na przyszłoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego. To one zdecydują o tym, kto będzie rządził w Unii Europejskiej i jaką drogą będzie ona podążała w najbliższych latach.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news