e-wydanie

11.1 C
Warszawa
wtorek, 16 kwietnia 2024

Interpretacyjny bałagan

Od 2020 roku skarbówka może zażądać nawet 2 tys. zł za wyjaśnienie przepisów prawa podatkowego. Opłata za urzędowe interpretacje wzrośnie zatem 40-krotnie. Nadal jednak nie będą one w sposób wystarczający chroniły podatników.

Indywidualne interpretacje przepisów prawa podatkowego wzbudzają wiele kontrowersji i są jednym z najczęściej punktowanych instrumentów podatkowych przez środowisko przedsiębiorców. I nie ma się co dziwić, ich działanie często jest bowiem przyczyną wielu absurdów. Podatnicy płacą fiskusowi za wyjaśnienie zawiłych przepisów, następnie postępują zgodnie z jego wytycznymi, by po jakimś czasie dowiedzieć się, że skarbówka jednak zmieniła zdanie. Efekt? Nierzadko muszą płacić zaległe podatki wraz z odsetkami tylko dlatego, że ktoś z resortu finansów uznał poprzednią wykładnię za niewłaściwą. Co ciekawe, nawet sądy administracyjne, które zazwyczaj są bardziej przychylne dla podatników niż organy podatkowe, stoją na stanowisku, że indywidualne interpretacje nie chronią podatników. Przykładem takiej linii orzeczniczej jest chociażby wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z sierpnia tego roku, w którym stwierdzono, że podatnik, który zastosował się do interpretacji zmienionej na jego korzyść dopiero po przedawnieniu, nie ma co liczyć na odzyskanie nadpłaty.

„System interpretacji podatkowych w Polsce wymaga daleko posuniętej reformy, ponieważ w aktualnym kształcie nie gwarantują one podatnikom odpowiedniego zabezpieczenia przed negatywnymi skutkami zmiany albo uchylenia interpretacji” – czytamy w wydanym niedawno komunikacie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP). W podobnym tonie wypowiada się środowisko akademickie oraz podatkowi praktycy. „Indywidualne interpretacje podatkowe nadają się wyłącznie do całkowitego uchylenia” – czytamy w liście z 24 września do minister finansów Teresy Czerwińskiej, którego autorem jest doradca podatkowy prof. Witold Modzelewski. List ten był komentarzem do projektu nowej Ordynacji podatkowej, której wejście w życie planowane jest na początek 2020 roku. Znalazło się w niej sporo nowości (m.in. uproszczenie postępowań, kontrola „na życzenie podatnika”, mediacje), niemniej jednak autorzy projektu nie odstąpili od „podatkowych reliktów”, a za takie należy uznać interpretacje podatkowe (ogólne i indywidualne). Mało tego – nie dość, że z nich nie zrezygnowano, to jeszcze zaproponowano przepisy, w myśl których podatnicy zapłacą za interpretacje 40 razy więcej niż dotychczas.

Interpretacyjne absurdy

Lekarstwem na interpretacyjny chaos miała być nowa Ordynacja podatkowa, nad którą przez kilka ostatnich lat pracowała specjalna komisja kodyfikacyjna pod kierownictwem prof. Leonarda Etela. Podatnicy, głównie przedsiębiorcy, liczyli, że nowy akt prawny „ucywilizuje” przepisy powodujące interpretacyjne absurdy. Ich nadzieje okazały się zgubne, projekt nowej Ordynacji zawiera bowiem regulacje, będące kopią tych znanych z ustawy z 1997 roku. Zmieniły się jedynie numery artykułów, natomiast nie ich treść. Nowa Ordynacja – zgodnie z zapowiedziami resortu finansów – ma wejść w życie z początkiem 2020 roku. Nie zmienią się jednak przepisy dotyczące indywidualnych interpretacji, a więc w dalszym ciągu wydawać je będzie (na wniosek podatnika) Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej. Zmianie nie ulegną również przepisy dotyczące ochrony z tytułu zastosowania się do wytycznych fiskusa. Ochrony, której de facto nie ma i nie będzie również po 2020 roku.

Co do zasady, postępowanie w myśl interpretacji, nawet jeżeli zostanie ona później zmieniona, wygaszona bądź uchylona, nie może szkodzić podatnikowi. Oznacza ta, że podatnik, który – przykładowo – zwrócił się do skarbówki o zwrot podatku, powołując się na interpretację, a następnie ten zwrot otrzymał, nie musi go oddać nawet wówczas, gdy Dyrektor KIS-u zmieni wcześniejszą wykładnię (np. na skutek orzeczenia sądu). Problem polega jednak na tym, że w wielu przypadkach taka ochrona jest fikcją prawną. Interpretacyjna pułapka polega bowiem na założeniu, że to na podatniku spoczywa odpowiedzialność za poprawne przedstawienie we wniosku stanu faktycznego lub zdarzenia przyszłego. Wystarczy zatem, że fiskus (np. w toku kontroli) stwierdzi, że podatnik w sposób niepełny przedstawił stan faktyczny i na tej podstawie nie uwzględni interpretacji w swoim rozstrzygnięciu.

Takie przypadki nie są rzadkością. Wystarczy wspomnieć o głośniej sprawie dotyczącej stawek VAT od sprzedaży tzw. fastfood’ów. Ich właściciele (m.in. takie marki jak KFC, McDonald’s, Subway, ale również stacje paliw Orlen i BP) zgodnie z otrzymanymi interpretacjami sprzedawali posiłki z obniżoną stawką VAT 5 proc., mającą zastosowanie do tzw. dostawy gotowych dań. Żaden organ nie kwestionował tego aż do połowy 2016 roku, kiedy resort finansów wydał ogólną interpretację, w myśl której fastfood’y powinny stosować stawkę 8 proc., ponieważ – jak stwierdziło MF – świadczą one usługi restauracyjne, a te zaś podlegają wspomnianej stawce. Urzędy Skarbowe błyskawicznie przystąpiły do ofensywy, określając przedsiębiorcom podatek do zapłaty wraz z odsetkami. Fiskus twierdził wówczas, że interpretacje indywidualne nie gwarantują ochrony, ponieważ stan faktyczny przedstawiony przez podatników nie znajdował pokrycia w rzeczywistości (organy podatkowe, bazując na ogólnej interpretacji wydanej przez MF, uznały, że fastfood’y świadczą usługi gastronomiczne, a nie dokonują dostawy gotowych posiłków). Przedsiębiorcy, których stać było na walkę z fiskusem, odwołali się od decyzji i ostatecznie ich sprawy wylądowały przed sądami administracyjnymi. Te zaś często orzekały na korzyść podatników, jednak nikt nie zwróci im kosztów za wynajęcie doradców podatkowych, które nierzadko przekraczały kwotę zaległego podatku.

2 tys. PLUS

Zgodnie z projektem nowej Ordynacji od 2020 roku opłaty za wnioski o wydanie interpretacji indywidualnych w niektórych przypadkach wyniosą nawet 2 tys. zł. Obecnie podatnicy płacą fiskusowi jedynie 40 zł od jednego stanu faktycznego (lub zdarzenia przyszłego). Jeżeli jednak wniosek dotyczy więcej niż jednego podmiotu, wówczas opłata mnożona jest przez odpowiednią liczbę podatników. Co do zasady, kwota 40 zł ma obowiązywać również po 2020 roku, jednak w projekcie Ordynacji wprowadzono przepis, zgodnie z którym za „szczególnie skomplikowany stan faktyczny” opłata wyniesie 2 tys. zł. Problem w tym, że zaproponowane regulacje nie precyzują, co fiskus będzie rozumiał poprzez określenie „skomplikowany”. Co więcej, nie wiadomo wciąż, kto będzie oceniał stopień skomplikowania oraz według jakich kryteriów będzie się to odbywać.

Nowe przepisy stwierdzają jedynie, że to dyrektor KIS-u, w drodze postanowienia, zadecyduje o zastosowaniu opłaty w wysokości 2 tys. zł. Podatnik będzie mógł złożyć zażalenie, jeżeli nie zgodzi się na podwyższoną stawką. Taki ruch nie wstrzyma jednak biegu postępowania w sprawie wydania interpretacji. Co istotne, dyrektor KIS-u, wydając wspomniane postanowienie, będzie zobowiązany do jego uzasadnienia. Wynika stąd, że MF nie przewidziało jednolitych wytycznych dla urzędników, tym samym każdy stan faktyczny będzie podlegał indywidualnej ocenie pod kątem stopnia skomplikowania. Na problem ten zwróciła uwagę Konfederacja Lewiatan, która w toku konsultacji publicznych nad projektem nowej Ordynacji podatkowej zauważyła, że: „proponowany przepis (art. 533 nowej Op. – red.) pozwala na zbyt dużą uznaniowość określania, co jest szczególnie skomplikowanym stanem faktycznym”.

Krytyczne stanowisko wobec podwyższonej opłaty sformułowała także Federacja Przedsiębiorców Polskich, zwracając uwagę, że brak kryteriów oceny stopnia skomplikowania „może skutkować niejednorodnym traktowaniem podatników zainteresowanych uzyskaniem interpretacji indywidualnej”. FPP zaproponowała wprowadzenie zróżnicowanych wysokości opłat w zależności od rodzaju podatnika, słusznie zwracając uwagę, że dla drobnych przedsiębiorców bądź osób fizycznych kwota 2 tys. zł będzie stanowiła barierę nie do przeskoczenia.

Podatkowy bałagan

Fiskus wydaje rocznie ok. 30 tys. indywidualnych interpretacji, wyjaśniających zawiłe przepisy podatkowe. To jednak tylko jedna z wielu „twarzy” podatkowego bałaganu panującego w polskim systemie prawa. Bardziej szkodliwe dla podatników jest tempo, w jakim władza ustawodawcza zmienia przepisy. W 2016 roku rząd Zjednoczonej Prawicy pobił niechlubny rekord, przekraczając granicę 30 tys. stron wydanych aktów prawnych. Ponad połowa wprowadzonych wówczas przepisów bezpośrednio regulowała działalność firm, z czego aż 1784 stron odnosiła się do kwestii podatkowych (o 792 strony więcej niż w 2015 r.). Już w 2010 roku Najwyższa Izba Kontroli przestrzegała, że „częste zmiany przepisów i formularzy podatkowych powodują popełnianie przez podatników błędów, których skutkami są liczne korekty zeznań i zwiększenie obciążenia pracą urzędników”.

Jak natomiast zauważyli analitycy z firmy doradczej Grant Thornton: „Produkcja prawa w Polsce jest najwyższa w historii, a przynajmniej od 1918 roku, od kiedy dostępne są porównywalne dane (czyli odkąd ukazuje się Dziennik Ustaw)”. W tym kontekście nowa Ordynacja podatkowa to nic innego jak leczenie skutków, a nie przyczyn podatkowych patologii, wśród których prym wiedzie system interpretacji indywidualnych. Na ich występowanie zwrócili niedawno uwagę specjaliści z Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w raporcie „Doing Business 2019”. Zawiera on coroczny ranking państw przeprowadzony pod kątem m.in. przejrzystości podatkowej. Polska zajęła w nim odległe 69 miejsce, plasując się za takimi krajami, jak: Mongolia (61), Uzbekistan (64) czy też Południowy Sudan (67). Można zakładać, że na skutek wprowadzenia nowej Ordynacji, liczącej przeszło 700 artykułów (ponad dwa razy więcej od obecnie obowiązującej) spadniemy w rankingu o kilka pozycji. Po piętach depczą nam Wyspy Marshalla, Samoa oraz Malezja.

 

Najnowsze