15.7 C
Warszawa
czwartek, 28 marca 2024

Kat Wisły

Koniecznie przeczytaj

Marzena Sarapata miała wyprowadzić Wisłę Krakow na prostą, a wyprowadziła z klubu pieniądze.

To przez nią „Biała Gwiazda” wisi nad przepaścią bankructwa i degradacji do IV ligi.

“Naprawdę będę zmierzała do tego, żeby nie było konfliktów, podziałów i do tego, aby wszystkie działania służyły budowaniu jednej wielkiej Wisły” – zapewniała półtora roku temu ówczesna prezes klubu Marzena Sarapata. „Chcemy wyprowadzić klub na prostą” – zarzekała się. Już wówczas mało kto jej wierzył, ale kibice i opinia publiczna wciąż dawali jej szansę. Dziś nie usłyszymy o niej ani jednego dobrego słowa. Powoli wszystkie grandy Sarapaty wychodzą na światło dzienne. O jej związkach z przestępczym półświatkiem wiedziano od dawna, ale teraz dochodzą do tego zarzuty wyprowadzania pieniędzy z klubu. Sprawą interesuje się policja. Funkcjonariusze byli nawet w mieszkaniu pani prezes, jednak jej tam nie zastali. Sarapata zapadła się pod ziemię i nie ma się co dziwić – nawet krótki spacer po krakowskich ulicach nie wróży jej nic dobrego. Kraków będzie przez długie lata pamiętał, jak 38-letnia prawniczka potraktowała legendarny klub.

Pierwsze kontrowersje
Marzena Sarapata w Wiśle Kraków nie wzięła się znikąd. Zanim objęła klubowe stery od dłuższego czasu była związana z Towarzystwem Sportowym Wisła Kraków (TSWK), któremu pomagała od strony prawnej. Z wykształcenia jest bowiem prawnikiem, ukończyła prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. W Krakowie prowadzi niewielką kancelarię adwokacką. Na jej stronie internetowej nie znajdziemy jednak zbyt wielu informacji. Przede wszystkim nie ma tam danych kontaktowych. Sarapata usunęła je po tym, jak wokół niej zrobiło się głośno. Dziś skorzystanie z jej usług jest niemożliwe. Była prezes Wisły wyparowała, a wraz nią jej kancelaria.

Funkcję sternika klubowej spółki objęła pod koniec sierpnia 2016 roku w niesłychanie kontrowersyjnych okolicznościach. Wcześniej z finansowania „Białej Gwiazdy” wycofał się Bogusław Cupiał – milioner z Myślenic, właściciel firmy „Tele-Fonika Kable”. Nowym właścicielem miał zostać niejaki Jakub Meresiński. Szybko okazało się, że jest on zwykłym oszustem i lawirantem. W przeszłości fałszował dokumenty, wziął nawet kredyt na podrobiony dowód osobisty. Działacze Wisły szybko zorientowali się, że mają do czynienia z krętaczem, który zamierzał wydrenować klubową kasę. Kilkanaście miesięcy później Meresiński przyznał się do winy i został skazany prawomocnym wyrokiem.

Po fiasku ze sprzedażą spółki klub przeszedł w ręce TSWK, a jego nowym prezesem została Marzena Sarapata. Jej wybór był wówczas szeroko komentowany. Media przypomniały związki nowej prezes z przestępczym półświatkiem, a szczególnie z liderem wiślackiej bojówki – Pawłem M., ps. „Misiek”, który dziś przesiaduje w areszcie. W 2015 roku Sarapata reprezentowała go przed sądem w sporze z „Gazetą Wyborczą”, przez co szybko zyskała opinię „prawnika Sharksów”, czyli najbardziej agresywnej grupy kibiców „Białej Gwiazdy”. Mimo to Sarapata dostała od kibiców i dziennikarzy spory kredyt zaufania. Szybko go jednak roztrwoniła. Testem na jej uczciwość i dobre intencje miało być wypowiedzenie umowy najmu firmie „Miśka”, która prowadziła siłownię w budynkach należących do TSWK. Współpraca z kibolami kwitła jednak w najlepsze. Zamiast „nowego otwarcia”, w zarządzie klubu wylądował dobry kumpel Pawła M. i menadżer siłowni, Damian Dukat.

Rodzina na swoim
Sprawa siłowni i Dukata to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Przez kilkanaście miesięcy swoich rządów Sarapata wpychała „swoich” gdzie tylko się dało. W imieniu klubu zawierała umowy z podmiotami powiązanymi z nią oraz z „Sharksami”. Przykładowo klubowy magazyn „R22” wydawała firma „IKropka” należąca do Roberta Czekaja… męża pani prezes. Z kolei umowę na sprzątanie zawarto z przedsiębiorstwem „K&A”, którego współwłaścicielką jest partnerka Damiana Dukata. Takich powiązań było znacznie więcej. Obecny zarząd, przy wsparciu byłego prezesa Legii Warszawa Bogusława Leśnodorskiego, stara się odkręcić wszystkie podejrzane umowy. Jednak co rusz z szaf przy ulicy Reymonta wypadają kolejne trupy. Niedawno okazało się, że wpływy ze sprzedaży biletów za grudniowy mecz z Lechem Poznań zostały przekazane kibolom ze Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. Prezesem klubu była wtedy jeszcze Marzena Sarapata. Chodzi o 40 tys. zł, które „Sharksi” dostali w gotówce zaraz po spotkaniu z „Kolejorzem”. To jeden z wątków, który jest przedmiotem policyjnego śledztwa.

Pomimo dziurawego budżetu klubowej spółki była prezes nigdy nie szczędziła grosza dla zarządu, a więc i dla samej siebie. Za cały 2018 należne pensje dla władzy Wisły Kraków S.A. wyniosły 910 tys. zł. Ostatecznie Sarapata oraz wiceprezesi Damian Dukat i Daniel Gołda pobrali z kasy ok. 800 tys. zł. Żaden inny klub ekstraklasy nie zanotował w minionym roku tak wysokich kosztów zarządu. Dla porównania najbogatsza Legia Warszawa przeznaczyła na cen cel ok. 260 tys. zł. Najmocniej zaciskała pasa Cracovia Kraków, która na pensje dla zarządu przeznaczyła zaledwie 66 tys. zł, mimo że właścicielem „Pasów” jest miliarder Janusz Filipiak, właściciel Comarchu.

Od połowy 2017 roku pensja samej prezes wynosiła 36 tys. zł miesięcznie (na rękę), wcześniej była czterokrotnie niższa. Skąd zatem ta podwyżka? Otóż prawniczka sama ją sobie przyznała, po tym jak udało się sprzedać kilku zawodników podczas letniego okienka transferowego. Kasa na jej konto lała się szerokim strumieniem nawet wówczas, gdy rzekomo brakowało pieniędzy na pensje dla zawodników i sztabu szkoleniowego. Jeszcze w grudniu zdążyła z klubowej kasy przeznaczyć 60 tys. zł na spłatę zajęcia komorniczego na swoim koncie.

Kabaret z poszukiwaniem inwestora
Rządy Sarapaty w Wiśle miały być zaledwie epizodem. TSWK przejął po Meresińskim klub tylko po to, by w krótkim czasie znaleźć inwestora, gotowego kupić 100 proc. akcji. Wyrazem tych intencji była klauzula zawarta w umowie spółki, zobowiązująca klub do rozpatrzenia każdej propozycji przejęcia udziałów. W założeniu Sarapata miała być wyłącznie łącznikiem pomiędzy klubem a potencjalnymi inwestorami. Zadanie to ją jednak przerosło. Dziś już wiadomo, że brak sukcesów w poszukiwaniu właściciela wynikał nie tyle z nieudolności, co z wyrachowania. Kalkulacja była prosta – im dłużej pełniła ona funkcję prezesa tym więcej pieniędzy można było wyprowadzić z klubu. Czas działał na jej korzyść.

Na początku stycznia Bogusław Leśnodorski przyznał, że przy takim potencjale, jakim dysponuje Wisła, znalezienie inwestora zajęłoby góra trzy miesiące. Sposób, w jaki Sarapata poszukiwała inwestora, to gotowy scenariusz na tragikomedię. W połowie 2017 roku zarząd Wisły podjął rozmowy z niemiecką firmą Stechert Gruppe. Rzekomo złożyła ona ofertę kupna „Białej Gwiazdy” za 40 mln zł. Szybko okazało się, że jest to firma-wydmuszka, która jeszcze w tym samym roku zbankrutowała. Władze Wisły bredziły również o tajemniczym inwestorze z Chin. Oczywiście nikt taki nie stawił się na Reymonta. Wisienką na torcie są jednak wydarzenia z końca zeszłego roku, kiedy Sarapata dała zielone światło na podpisanie umowy sprzedaży klubowych akcji za 1 zł pseudo-biznesmenowi z Kambodży. Do 28 grudnia miał on przelać na konto Wisły 12 mln zł, zamiast tego zniknął wraz z akcjami. Dziś nad odkręceniem umowy pracują prawnicy z kancelarii Bogusława Leśnodorskiego.

Krytyka
Najbliższa przyszłość dla Marzeny Sarapaty rysuje się w czarnych barwach. Jej działalnością w Wiśle interesuje się policja, znienawidzili ją kibice. Nawet jej kancelaria została zdyskredytowana w mediach. Ciężko sobie wyobrazić, by po tym wszystkim ktoś poważny chciał skorzystać z jej porad prawnych. Suchej nitki nie zostawili na niej również dziennikarze. „Skala obrzydliwości, której się pani dopuściła, jest naprawdę ogromna. Podać pani rękę to już za dużo” – skomentował Krzysztof Stanowski na łamach „Przeglądu Sportowego”. Na temat byłej prezes krakowskiego klubu wypowiedział się również Kiko Ramirez, trener, którego Sarapata zwolniła w zeszłym roku. Nazwał ją „patologicznym kłamcą, który nie potrafi zarządzać klubem piłkarskim”.

Najnowsze