14.7 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Koniec memów

ACTA 2.0

Gdy w przyszłości historycy będą kłócić się, kiedy zakończyła się złota epoka wolności w internecie, większość zapewne podawać będzie datę 26 marca 2019 r. Dzień, gdy Parlament Europejski przegłosował wejście w życie dyrektywy, która zyskała miano (słusznie) ACTA 2.0. Otóż to zręcznie uszyte prawo pod fasadą walki o dochody wydawców, chce tak naprawdę uzyskać pełną kontrolę nad obiegiem informacji w sieci. Jeżeli dziś internet można porównać do Dzikiego Zachodu, to ACTA 2.0 ma ogrodzić tereny i wprowadzić posterunki graniczne i obowiązkową kontrolę paszportów. To się zaczęło.

Zakaz podawania informacji wraz z odniesieniem do źródła, zakaz tworzenia komentarzy do wydarzeń w postaci tzw. memów (obrazów z dowcipnym komentarzem), maszyny przeczesujące internet w poszukiwaniu skopiowanych nielegalnie informacji, celem ich zablokowania i usunięcia. To nie jest kolejna utopia science fiction, lecz rzeczywistość po wejściu w życie dyrektywy o prawach autorskich i jednolitym rynku cyfrowym. To prawo, które zabije ruch na drobnych stronach internetowych i zagwarantuje monopol na tworzenie informacji gigantom. Nowe przypisy już zyskały miano ACTA 2.0 na wzór porozumienia forsowanego 6 lat temu. Wówczas także pod pretekstem ochrony praw autorskich do filmów, muzyki, seriali i książek próbowano wprowadzić cenzurę internetu. W Polsce ACTA zostało zatrzymane przez masowe protesty ludzi i zapoczątkowało de facto utratę przez Platformę Obywatelską władzy. Od blisko dekady można zauważyć próby wprowadzenia kontroli obiegu informacji w internecie. Internet sprawił, że demokracje stały się prawdziwsze. Politycy nie mogą kłamać już tak jak kiedyś, bo błyskawicznie wyłapywane są ich nieprawdziwe informacje i przytaczane wraz z podaniem źródła. To się politykom po prostu nie podoba. Podobnie jak korporacjom, które nie są w stanie blokować obiegu niewygodnych informacji. Pół wieku temu wystarczyło dogadać się na Zachodzie z kilkoma największymi wydawcami medialnymi i już afery nie mogły ujrzeć światła dziennego. Teraz każdy dziennikarz, którego próbuje się odwieść od publikowania, może nagłośnić swój materiał w internecie. Po wprowadzeniu dyrektywy o prawach autorskich i jednolitym rynku cyfrowym, będzie to niemożliwe. Oficjalnie celem tej dyrektywy jest sprawienie, aby wielkie koncerny typu Google, Twitter i Facebook płaciły za umieszczane na ich stronach linki. Skutek będzie jednak dokładnie odwrotny.

„Mali wydawcy zostaną osłabieni, nie będzie możliwości funkcjonowania nowych stron poświęconych informacjom. Koniec z promowaniem tekstów, a nawet linkowaniem do nich. To koniec wolności wypowiedzi, ograniczenie dostępu do informacji i stworzenie pola dla fake-newsów” – komentuje Julia Reda z niemieckiej Partii Piratów. Nie dość, że nie będzie można promować własnych newsów, to nawet polemika omawiająca kłamliwy tekst będzie mogła być usuwana jako naruszająca prawa autorskie. Koniec również z dowcipnymi memami, ponieważ bazują one na materiałach, do których twórcy nie mają pełni praw autorskich. Politycy w UE mają dość wyśmiewania ich przez internautów i de facto nowe prawo ma to uniemożliwić. Czy można dziwić się, że wśród sponsorów, którzy zapłacili za te zmiany, jest właśnie Google, Universal i wszyscy europejscy giganci?

Na dodatek funkcjonowanie na rynku informacji będzie wymagało gigantycznych nakładów. Według art. 13 dyrektywy właściciele stron internetowych będą zobowiązani przed publikacją sprawdzać każdy materiał, czy nie narusza praw autorskich (dziś jest to robione po zgłoszeniu takiego materiału). To oznacza konieczność korzystania z tzw. automatów oceniających, czyli de facto cenzurujących. Kwestia ustawień tych automatów, aby usuwać niewygodne info, nie będzie żadnym problemem. Poza tym nie istnieje realna możliwość, aby stwierdzić, czy dany materiał na pewno jest oryginalny. Te wszystkie płynne i niejasne przepisy pozwalają stosować cenzurę represyjną. Niewygodni wydawcy będą mogli być w bardzo prosty sposób wykluczeni z rynku. Na przykład jako ci, którzy nie dbają o przestrzeganie prawa na swoich stronach internetowych. W wyniku czego będą musieli stosować blokadę przyjmowania komentarzy i informacji od użytkowników.

 

Najnowsze